Haruki MURAKAMA O czym mowie kiedy mowie o bieganiu Przedmowa Cierpienie jest wyborem Jest takie madre powiedzenie , ktore brzmi: „Prawdziwy dzentelmen nigdy nie rozmawia o kobietach , z ktorymi zerwal , ani o wysokosci zaplaconych podatkow" . Mowiac szczerze , to wierutne klamstwo . Wlasnie je wymyslilem . Wybaczcie ! Ale gdyby naprawde bylo takie powiedzenie , sadze , ze kolejnym warunkiem bycia dzentelmenem byloby zachowanie dyskrecji na temat tego , co nalezy robic , zeby miec dobra kondycje . Dzentelmen nie powinien opowiadac na prawo i lewo , jak dba o forme . Takie przynajmniej jest moje zdanie . Wszyscy wiedza , ze nie jestem dzentelmenem , wiec moze w ogole nie powinienem sie takimi rzeczami przejmowac , ale troche mi wstyd pisac te ksiazke . Byc moze to , co teraz powiem , zabrzmi jak unik , ale ta ksiazka mowi o bieganiu i nie jest traktatem o tym , jak zachowac zdrowie . Nie mam zamiaru dawac w niej rad w rodzaju: „Posluchajcie mnie wszyscy -jesli chcecie zachowac zdrowie ,biegajcie kazdego dnia !" . Zamiast tego chce przedstawic w niej zebrane przeze mnie przemyslenia , dotyczace tego , czym dla mnie , jako czlowieka , jest bieganie . To ksiazka , w ktorej tylko rozwazam rozne sprawy i glosno mysle . Somerset Maugham napisal kiedys , ze kazde golenie jest filozofia . Trudno sie z nim nie zgodzic . Bez wzgledu na to , jak przyziemna wydaje nam sie jakas czynnosc , jesli zajmuje nas wystarczajaco dlugo , staje sie aktem kontemplacyjnym , a nawet medytacyjnym . Zatem jako pisarz i jako biegacz uwazam , ze napisanie i opublikowanie ksiazki z osobistymi przemysleniami o bieganiu nie sprowadza mniena manowce . Byc moze naleze do ludzi nazbyt drobiazgowych , ale nie potrafie niczego pojac doglebnie bez przelania mysli na papier , wiec musialem czyms zajac rece i zapisac te slowa . W przeciwnym razie nigdy bym sie nie dowiedzial , czym jest dla mnie bieganie . Lezalem sobie kiedys w pokoju hotelowym w Paryzu , czytajac „International Herald Tribune" , i natknalem sie na duzy artykul o maratonie . Byly w nim rozmowy ze slynnymi maratonczykami , ktorym zadano pytanie , jaka mantre powtarzaja w glowach , zeby sie zmobilizowac podczas biegu .To bylo bardzo ciekawe . Duze wrazenie zrobily na mnienajrozniejsze mysli kryjace sie w glowach biegaczy pokonujacych dystans 42 kilometrow i 195 metrow . Mysli dowodzace , jak prawdziwie wyczerpujacym przedsiewzieciem jest taki bieg . Jesli nie powtarza sie w glowie jakiejs mantry , nie da sie go przetrwac . Jeden z maratonczykow powiedzial o mantrze , ktorej nauczyl go starszy brat -rowniez biegacz i ktora ow dlugodystansowiec powtarzal , odkad tylko zaczal biegac . Brzmiala ona tak: „Bol jest nieunikniony . Cierpienie jest wyborem" . Powiedzmy , ze biegniesz i myslisz sobie: „Cholera , tak mnie boli , ze dluzej nie wytrzymam" . Fragment z „boli" jest nieunikniona rzeczywistoscia , ale to , czysie wytrzyma , czy nie , zalezy tylko i wylacznie od biegacza . Ta mysl podsumowuje z grubsza najwazniejszy aspektbiegu maratonskiego . Pomysl na ksiazke o bieganiu przyszedl mi po raz pierwszy do glowy jakies dziesiec lat temu; mijal rok za rokiem , probowalem raz takiego podejscia , raz innego , i nie zabieralem sie w zasadzie za pisanie . Zacznijmy od tego , ze „bieganie" jest dosyc mglistym pojeciem i nielatwo bylo mi zdecydowac , co powinienem o nim powiedziec . Ale w pewny m momencie doszedlem do wniosku , ze musze napisac uczciwie o tym , co mysle i czuje w zwiazku z bieganiem , trzymajac sie przy tym wlasnego stylu . Przyszlo mi do glowy , ze to jedyny sposob na rozpoczecie pracy , i zaczalem pisac te ksiazke kawalek po kawalku latem 2005 roku , konczac ja jesienia roku 2006 . Poza kilkoma fragmentami , w ktorych cytuje wczesniejsze artykuly i notatki , wiekszosc tej ksiazki jest zapisem moich przemyslen i odczuc w czasie rzeczywistym . Zauwazylem , ze uczciwe pisanie o bieganiu i uczciwe pisanie o samym sobie jest niemal jednym i tym samym . Mysle wiec , ze nic nie stoi na przeszkodzie , aby czytac te ksiazke jako swego rodzaju wspomnienia obracajace sie wokol czynnosci biegania . Choc nie nazwalbym tego „filozofia" per se ,w ksiazce tej jest nieco tak zwanych „zyciowych nauk" . Nie sa one niczym wielkim to lekcje , ktore odebralem , wprawiajac wlasne cialo w ruch i przekonujac sie dzieki temu , ze cierpienie jest wyborem . Byc moze nauk tych nie da sie uogolnic , a jesli tak , to dlatego , ze przedstawiam tutaj siebie , takiego , jakim jestem . sierpien 2007 Rozdzial pierwszy 5 SIERPNIA 2005 - KAUAI , HAWAJE Czy ktos sie wysmiewa z Micka Jaggera ? D zisiaj , w piatek 5 sierpnia 2005 roku , jestem na wyspie Kauai na Hawajach . Dzien jest niewiarygodnie przejrzysty i sloneczny , ani jednego obloczka na niebie . Jakby w ogole nie istnialo pojecie chmur . Przyjechalem tu pod koniec lipca i jak zwykle wynajelismy domek . Rano , kiedy jest chlodno , siadam przy biurku i pisze najrozmaitsze rzeczy . Jak teraz: pisze cos tam o bieganiu i moge temu czemus nadac z grubsza taka forme , jaka mi sie najbardziej podoba . Mamy lato , wiec naturalna koleja rzeczy jest goraco . Hawaje okresla sie mianem wysp wiecznego lata , ale poniewaz leza na polkuli polnocnej , sa tu mozliwe cztery pory roku . Lato jest nieco goretsze od zimy . Spedzam duzo czasu w Cambridge w Massachusetts i w porownaniu z Cambridge parnym i goracym , zbudowanym z cegiel i betonu , jakby dla zadawania tortur - lato na Hawajach jest prawdziwym rajem . Nie potrzeba tu klimatyzacji -wystarczy otworzyc okno i wpuscic do srodka rzeska bryze . Mieszkancy Cambridge zawsze sie dziwia , kiedy slysza , ze spedzam sierpien na Hawajach . „Dlaczego chce ci sie spedzac lato w tak goracym miejscu ?" pytaja nie odmiennie . Nie wiedza , jak tutaj jest . Nie wiedza , ze wiejace nieustannie z pomocnego wschodu pasaty sprawiaja , ze lato jest chlodne . Nie wiedza , jak dobrze sie tutaj zyje , jak mozna sie cieszyc leniuchowaniem , czytaniem ksiazki w cieniu drzew lub tym , ze jesli tylko przyjdzie nam ochota , mozemy zejsc , tak jak stoimy , nad morze i wykapac sie w zatoczce . ! Odkad przyjechalem na Hawaje , biegam codziennie okolo godziny przez szesc dni w tygodniu . Minelo juz dwa i pol miesiaca od czasu , gdy wrocilem do starego stylu zycia , wymagajacego ode mnie o ile tylko sie da codziennego biegania . Dzisiaj biegalem przez godzine i dziesiec minut , sluchajac w walkmanie dwoch albumow Lovin' Spoonful Daydream i Burns of the Lovin' Spoonful ktorenagralem takze na minidysku . W tej chwili mo im celem jest zwiekszenie odleglosci , jaka przebiegam , wiec szybkosc nie jest najwazniejsza . Jesli tylko zdolam przebiec pewien dystans , nie martwie sie niczym innym . Czasem - kiedymam taka ochote-biegne szybko , ale jesli przyspieszam kroku , skracam czas biegania , bo chodzi o to , zeby radosc , jaka odczuwam na koncu kazdego biegu , przetrwala do dnia nastepnego . Te sama taktyke stosuje , gdy pisze powiesc . Kazdego dnia przerywam w miejscu , w ktorym wiem , ze moglbym pisac dalej . Sprobujcie tego , a praca pojdzie wam kolejnego dnia zaskakujaco latwo . Wydaje mi sie , ze Ernest Hemingway robil cos takiego . zeby wytrwac w czymkolwiek , trzeba utrzymac rytm . To wazne przy dlugoterminowych przedsiewzieciach . Xiedyustali sie tempo , reszta pojdzie jak z platka . Problem polega na tym , by kolo zamachowe obracalo sie z wyznaczona predkoscia , a dotarcie do takiego punktu wymagacalej naszej uwagi i wysilku . Kiedy bieglem , przez jakis czas padalo , ale byl to orzezwiajacy deszczyk , ktory dobrze sie znosi . Znad oceanu nadplynela tuz nad moja glowe ciezka chmura i przez chwile kropilo z niej delikatnie , a potem chmura smignela gdzie indziej , nie ogladajac sie za siebie , jakby przypomniawszy sobie , ze ma cos waznego do zalatwienia . Wrocilo slonce , bezlitosnie przypiekajac ziemie . To latwy do ogarniecia wzorzec pogodowy , Nie ma w nim zadnych zawilosci ani niejasnosci , ani krzty metafory czy symbolizmu . Po drodze minalem kilku biegaczy mniej wiecej tyle samo mezczyzn , co kobiet . zywiolowi biegacze pedzili droga , przecinajac powietrze , jakby ich goniono . Inni , ci z nadwaga , podli sie i dyszeli z przymknietymi powiekami , opuszczonymi ramionami , jakby wcale nie chcieli robic tego , co robili . Wygladali jak ludzie , ktorym przed tygodniem powiedziano , ze maja cukrzyce , i zalecono uprawianie sportu . Jestem gdzies w polowie drogi miedzy pierwszymi a drugimi . Uwielbiam sluchac Lovin' Spoonful . Ich niewymuszona muzyka nigdy nie jest pretensjonalna . Sluchanie takiej kojacej muzyki przywodzi na mysl mnostwo wspomnien z lat szescdziesiatych . Zreszta nic naprawde wyjatkowego . Gdyby ktos chcial nakrecic film o moim zyciu (juz sama mysl o tym napawa mnie przerazeniem) , wspomnienia te zostalyby na podlodze w pokoju montazysty . „Ten epizod trzeba wyciac" , tlumaczylby montazysta . „Nie jest zly , tylko calkiem zwykly i niewiele wnosi" . Takie to sa wspomnienia -bezpretensjonalne i zwykle . Ale dla mnie sa wazne i cenne . Kiedy po kolei przelatuja mi przez glowe , z pewnoscia usmiecham sie nieswiadomie albo marszcze lekko brwi . Moze sa i zwykle , ale ich nagromadzenie przynioslo pewien rezultat: mnie . Mnie tu i teraz , na polnocnym wybrzezu Kauai . Czasem , kiedy mysle o zyciu , czuje sie jak kawalek drewna wyrzucony przez morze na brzeg . Kiedy biegne , pasaty wiejace od latarni morskiej szumia w lisciach eukaliptusow nad moja glowa . Zamieszkalem w Cambridge w stanie Massachusetts pod koniec maja tego roku i od tamtej pory bieganie stalo sie podstawa mojego codziennego rozkladu dnia . Teraz traktuje bieganie calkiem powaznie . Mowiac o „powaznym bieganiu" , mam na mysli szescdziesiat kilometrow tygodniowo . Innymi slowy , dziesiec kilometrow dziennie przezszesc dni w tygodniu . Byloby lepiej , gdybym biegal przez siedem dni , ale musze brac pod uwage dni deszczowe i dni , podczas ktorych jestem zbyt zajety praca . Mowiac szczerze , zdarzaja sie rowniez i takie dni , kiedy jestem zbyt zmeczony , zeby biegac . Biorac to wszystko pod uwage , robie sobie w tygodniu jeden dzien wolny od biegania . Przy szescdziesieciu kilometrach tygodniowo pokonuje kazdego miesiaca 240 kilometrow , co jest moim standardem „powaznego biegania" . W czerwcu wykonalem dokladnie ten pian , przebiegajac ni mniej , ni wiecej tylko 240 kilometrow . W lipcu poprawilem wynik i przebieglem blisko 300 kilometrow . Pozostalem przy sredniej dziesieciu kilometrow dziennie , ale biegalem kazdego dnia bez dni wolnych . Nie jest tak , ze codziennie przebiegam dokladnie dziesiec kilometrow . Jesli ktoregos dnia zdarzy mi sie przebiec pietnascie kilometrow , nastepnego dnia biegne tylko piec . (Biegnac truchtem , jestem zazwyczaj w stanie pokonac dziesiec kilometrow przez godzine) . Moim zdaniem jest to z cala pewnoscia bieganie w powaznym wymiarze . A odkad przyjechalem na Hawaje , utrzymuje ten rytm , bo stwierdzilem , ze minelo stanowczo zbyt duzo czasu od chwili , kiedy ostatnio bylem w stanie pokonywac takie odleglosci i utrzymac tego rodzaju staly rozklad . Istnieje kilka powodow , dla ktorych w pewnym momencie zycia przestalem biegac powaznie . Przede wszystkim przybylo mi obowiazkow i coraz bardziej zaczelo mi brakowac wolnego czasu . Kiedy bylem mlodszy , wcale nie mialem tyle wolnego czasu ,ile bym sobie zyczyl , ale nie musialem zajmowac sie tyloma drobiazgami , ktorymi zajmuje sie teraz . Nie wiem dlaczego , ale im starszy czlowiek sie staje , tym wiecej przybywa mu obowiazkow . Innym powodem jest to , ze bardziej od maratonow zainteresowalem sie triatlonem . Triatlon , rzecz jasna , obejmuje , oprocz biegania , plywanie i jazde na rowerze . Bieganie nie stanowi dla mnie problemu , ale chcac opanowac dwie pozostale dyscypliny , musialem poswiecic wiecej czasu na trenowanie plywania i kolarstwa . Plywanie zaczynalem od poczatku , uczac sie odpowiedniego stylu , podobnie bylo z jazda na rowerze musialem opanowac technike i wytrenowac wlasciwe miesnie . Wszystko to wymagalo czasu i wysilku , wiec w rezultacie pozostalo mi mniej czasu na bieganie . Wszelako glownym powodem bylo zapewne to , ze w pewnym wieku najzwyczajniej zmeczylem sie bieganiem . Zaczalem biegac jesienia 1982 roku i od tamtej pory biegalem przez blisko dwadziescia trzy lata . W tym czasie truchtalem niemal kazdego dnia , bralem udzial w przynajmniej jednym maratonie w ciagu roku - do tej pory w dwudziestu trzech - i uczestniczylem w tylu dlugodystansowych biegach na calym swiecie , ze nie chce mi sie ich liczyc . Biegi dlugodystansowe odpowiadaja mojemu typowi osobowosci i musze przyznac , ze ze wszystkich nawykow , jakich nabralem przez cale zycie , ten okazal sie najbardziej pomocny i najbardziej sensowny . Bieganie bezprzerwy przez ponad dwie dekady uczynilo mnie silniejszym - zarowno fizycznie , jak i emocjonalnie . Chodzi o to , ze nie nadaje sie za bardzo do sportow zespolowych . Taki juz jestem . Zawsze kiedy gram w pilke nozna albo baseball a w zasadzie odkad doroslem , nie grywam ani w jedno , ani w drugie prawic wcale czuje sie nieswojo . Byc moze przyczyna jest to , ze nie mialem braci , ale nie potrafie sie przekonac do sportow uprawianych z innymi . Nie jestem tez dobry w dyscyplinach jeden na jednego , takich jak tenis . Lubie squasha , aie gdy przychodzi mi grac z przeciwnikiem , rywalizacja wywoluje we mnie skrepowanie . A jesli chodzi o sztuki walki , zupelnie sie w nich nic licze . Nie zrozumcie mnie zle -nie jestem calkiem pozbawiony zmyslu rywalizacji . Problem polega na tym , ze z jakiejs przyczyny nigdy nie dbalem specjalnie o to , czy pokonam innych , czy raczej oni pokonaja mnie . To przeswiadczenie nie zmienilo sie , odkad doroslem . Niewazne , o jakiej dziedzinie mowimy - wygrywanie z innymi po prostu mi nie odpowiada . Znacznie bardziej interesuje mnie to , czy zdolam osiagnac cele , ktore sobie wyznaczam , zatem pod tym wzgledem biegi dlugodystansowe nadaja sie idealnie dla takiej mentalnosci jak moja . Maratonczycy zrozumieja , o co mi chodzi . Nie dbamy specjalnie o to , czy pokonamy jakiegos konkretnego przeciwnika . Biegacze klasy swiatowej chca rzecz jasna wyprzedzic najwiekszych rywali , ale przecietny , zwykly maratonczyk nie bierze pod uwage indywidualnego wspolzawodnictwa . Jestem pewien , ze sa niedzielni biegacze , dla ktorych pragnienie pokonania konkretnego przeciwnika staje sie motywacja do ciezszych treningow . Ale co sie stanie , jesli rywal -obojetnie z jakiej przyczyny -wycofa sie z konkurencji ? Ich motywacja do biegania zniknie , a przynajmniej sie zmniejszy , i nie wytrwaja dlugo w biegach . Dla wiekszosci zwyklych biegaczy najsilniejsza motywacja jest pokonywanie wyznaczonego czasu . Jesli biegacz tema podola , bedzie czul , ze wypelnil to , co sobie zalozyl , a jesli nie , bedzie mial poczucie , ze nie wypelnil postawionego przed soba zadania . Lecz nawet jesli nie pobije rekordu , jaki przed soba postawil , a czerpie satysfakcje z tego , ze bardzo sie staral odkrywszy moze po drodze cos waznego na swoj lemat - wowczas juz samo to jest osiagnieciem niosacym pozytywne emocje , ktore przechowa w sobie do nastepnego biegu . To samo da sie powiedziec o zawodzie , k tory uprawiam . Wsrod powiesciopisarzy nie ma , moim zdaniem , zwyciezcow ani przegranych . Istnieja zewnetrzne oznaki literackich osiagniec , chocby liczba sprzedanych egzemplarzy ksiazki , zdobyte nagrody , dobre czy zle recenzje , ale zadna z nich w istocie sie nie liczy . Liczy sie tylko to , czy pisarstwo spelnia standardy , jakie sobie wyznaczamy . Niepowodzenia w przeskoczeniu poprzeczki na zaplanowanej wysokosci nie da sie tak latwo wytlumaczyc . Jesli chodzi o innych , zawsze mozna znalezc sensowne usprawiedliwienie , ale samego siebie nie da sie oszukac . Pod tym wzgledem pisanie powiesci i bieganie pelnego maratonu sa bardzo do siebie podobne . Pisarz kieruje sie zazwyczaj cicha wewnetrzna motywacja i nie szuka potwierdzenia w tym , co widac na zewnatrz . Bieganie jest dla mnie pozytecznym cwiczeniem , a jednoczesnie pozyteczna metafora . Biegajac dzien po dniu , biorac udzial w kolejnych wyscigach , stawiam sobie poprzeczke coraz wyzej , a zeby ja przeskoczyc , musze nad soba pracowac , sam siebie ulepszyc . Przynajmniej po to wysilam sie kazdego dnia: by podniesc wymagania wzgledem siebie . Nie jestem w zadnym razie doskonalym biegaczem . Znajduje sie na zwyklym , moze nawet bardzo przecietnym , poziomie . Ale nie o to chodzi . Chodzi o to , czy bylem , czy nie bylem lepszy niz wczoraj . W biegach dlugodystansowych jedynym przeciwnikiem , jakiego ma sie do pokonania , jestesmy my sami i to , jacy bylismy wczoraj . Jednak odkad przestalem byc czterdziestolatkiem , ten system samooceny ulega stopniowej zmianie . Mowiac wprost , nie jestem juz w stanie pobic wlasnych rekordow . To chyba nieuniknione , gdy ma sie tyle lat co ja . W pewnym wieku kazdy osiaga szczyt mozliwosci fizycznych . Sa jakies roznice indywidualne , ale wiekszosc plywakow trafia na te bariere w wieku dwudziestu paru lat , bokserzy przed trzydziestka , a baseballisci przed czterdziestka . Kazdy musi przez to przejsc . Kiedys zapytalem okuliste , czy slyszal o kims , kto uniknal na starosc nadwzrocznosci . Rozesmial sie i odpowiedzial: „Jeszcze takiego nie spotkalem" . To zupelnie to samo . (Na szczescie szczyt sil tworczych objawia sie w roznym wieku . Dostojewski , na przyklad , napisal dwie najwazniejsze powiesci Biesy i Braci Karamazow w ostatnich latach zycia , a zmarl , majac szescdziesiat lat . Domenico Scarlatti skomponowal przez cale zycie 555 sonat fortepianowych , ale wiekszosc z nich napisal miedzy piecdziesiatym siodmym a szescdziesiatym drugim rokiem zycia) . Szczyt moich mozliwosci jako biegacza przypadl przed piecdziesiatka . Wczesniej moim celem bylo przebiegniecie pelnego maratonu w trzy i pol godziny , co daje tempo dokladnie jednego kilometra w piec minut albo jednej mili w osiem . Czasem udawalo mi sie pokonac czas trzech godzin i trzydziestu minut , a czasem nie (znacznie czesciej) . Tak czy inaczej , bylem w stanie regularnie przebiegac maraton w mniej wiecej takim czasie . Chociaz niekiedywydawalo mi sie , ze biegne znacznie ponizej swoich mozliwosci , miescilem sie w trzech godzinach i czterdziestu minutach . Nawet wtedy , kiedy nie trenowalem za duzo albo nie bylem w najlepszej formie , przekroczenie czterechgodzin bylo nie do pomyslenia . Moje osiagniecia utrzymywaly sie na rownomiernie wysokim poziomie przez pewienokres , ale wkrotce zaczely sie zmieniac . Trenowalem tyle samo co przedtem , ale coraz czesciej nic potrafilem pobic trzech godzin i czterdziestu minut . Przebiegniecie jednego kilometra zajmowalo mi piec i pol minuty , i zblizalem sie do granicy czterech godzin w pokonywaniu maratonu . Mowiac szczerze , przezylem maly wstrzas . Co sie stalo ? Nie bralem pod uwage tego , ze jestem coraz starszy . Na co dzien nie czulem sie fizycznie slabszy . Ale bez wzgledu na to , jak bardzo wypieralem czy Ignorowalem czynnik wieku , moje wyniki pogarszaly sie stopniowo . Poza tym , jak juz wspomnialem , zainteresowalem sie innymi dyscyplinami , takimi jak triatlon czy squash . Doszedlem do wniosku , ze samo bieganie mi nie wystarcza , i postanowilem , ze urozmaice zwykla rutyne , rozpoczynajac bardziej wszechstronny trening fizyczny . Zatrudnilem prywatna trenerke plywania , ktora nauczyla mniepodstaw , dzieki czemu zaczalem plywac szybciej i z wieksza latwoscia niz poprzednio . Moje miesnie zareagowaly na nowe srodowisko , a moj wyglad ulegl zauwazalnej zmianie . Jednoczesnie maratonskie wyniki , jakie osiagalem , byly z wolna , acz nieuchronnie -jak odplyw - corazgorsze . Przekonalem sie , ze bieganie nie sprawia mi juz takiej radosci jak kiedys . Miedzy mna a samym pojeciem biegania wyrastalo regularne zmeczenie . Czulem rozczarowanie tym , ze moja ciezka praca nie przynosi efektow , ze cos mi w niej przeszkadza , jakby ktos zatrzasnal mi przed nosem drzwi , ktore byly zazwyczaj otwarte . Nazwalem ten stan „bluesem biegacza" . Opisze szczegolowo pozniej , jakiego rodzaju byl to blues . Minelo dziesiec lat od mojego poprzedniego pobytu w Cambridge (gdzie mieszkalem od roku 1993 do 1995 , kiedy prezydentem byl Bill Clinton) . Gdy ponownie ujrzalem rzeke Charles , poczulem chec biegania . Rzeki - o ile nie zajda w nich jakies wstrzasajace zmiany - wygladaja zazwyczaj mniej wiecej tak samo , a rzeka Charles wygladala zupelnie tak samo jak przedtem . Uplywal czas , pojawiali sie i znikali studenci , postarzalem sie o dziesiec lat , a pod mostem calkiem doslownie uplynelo wiele wody . Ale rzeka pozostala niezmieniona . Wciaz plynie wartko i cicho ku Boston Harbor . Woda oblewa brzegi , od czego latem gestnieja trawy , a wodne ptactwo ma co jesc; plynie ospale , bezwytchnienia pod starymi mostami , odbijajac w lecie chmury , kolyszac kra w zimie , i zmierza milczaco do oceanu . Kiedy wszystko rozpakowalem , uporalem sie z biurokracja zwiazana z przyjazdem i osiadlem na dobre w Cambridge , znow zabralem sie za powazne bieganie . Oddychajac rzeskim , odswiezajacym wczesnoporannym powietrzem ,znow czulem radosc z biegania w znanej okolicy . Odglosy moich krokow , oddechu , bijacego serca zlewaly sie w jedna , wyjatkowa polirytmie . Rzeka Charles jest uswieconym tradycja torem wioslarskich regat i zawsze ktos po niej wiosluje . Lubie scigac sie z wioslarzami . Najczesciej , rzecz jasna , lodzie sa szybsze . Me kiedy po rzece sunie leniwieskif , potrafie dac mu wycisk . W Cambridge moze dlatego , ze odbywa sie w nim maraton bostonski -jest pelno biegaczy . sciezka do joggingu wzdluz rzeki Charles ciagnie sie w nieskonczonosc i jesli ma sie na to ochote , mozna biec godzinami . Problem polega na tym , ze jezdza po niej takze rowerzysci , wiec trzeba uwazac , bo rozpedzeni potrafia wyjechac ze swistemzza plecow . W roznych miejscach sa tez pekniecia w nawierzchni , o ktore latwo sie potknac , oraz dlugo niezmieniajace sie swiatla na przejsciach dla pieszych , a jesli sie przy nich utknie , latwo wypasc z rytmu . Pominawszy te niedogodnosci , sciezka do joggingu jest cudowna . Biegnac , czasem slucham jazzu , ale najczesciej rocka , poniewaz jego rytm jest najlepszym akompaniamentem dla rytmu biegu . Lubie Red Hot Chili Peppers , Gorillaz , Becka oraz starocie , jak Creedcnce Clearwater Revival i Beach Boys muzyke o jak najmniej skomplikowanym rytmie . Wielu biegaczy uzywa teraz iPodow , ale ja wole odtwarzacz MD , do ktorego sie przyzwyczailem . Jest troche wiekszy od iPoda i nic miesci sie w nim az tyle nagran , ale dla mnie jest w sam raz . W tej chwili nie lubie mieszac muzyki z komputerami . Nic dobrego nie wychodzi nigdy z mieszania przyjazni z praca i seksem . Jak juz wspomnialem , w lipcu przebieglem 300 kilometrow . Przez dwa dni lipca padalo i dwa dni spedzilem w drodze . Pojawilo sie tez calkiem sporo dni , podczas ktorych bylo zbyt parno i goraco , zeby biegac . Summa summarum , ten wynik nie byl zly . Wcale nie byl zly . Jesli przyjac , ze przebiegniecie 240 kilometrow miesiecznie mozna uznac za powazne bieganie , to 300 kilometrow jest pewnie bieganiem rygorystycznym . Im dalej biegalem , tym wiecej tracilem na wadze . Przez dwa i pol miesiaca stracilem prawie trzy kilogramy , a odrobina tluszczu , ktora zauwazylem wokol brzucha , zniknela . Wyobrazcie sobie , ze idziecie do rzeznika , kupujecie trzy kilo miesa i niesiecie je do domu . Wiecie , o co mi chodzi . Mialem mieszane uczucia , noszac na sobie kazdego dnia dodatkowy ciezar . Kiedy mieszka sie w Bostonie , czlowiek pije piwo beczkowe Samuel Adams (Summer Ale) ije ciagle Dunkin' Donuts . Ku swemu zadowoleniu przekonalem sie , ze nawet takie slabostki mozna zniwelowac , wytrwale trenujac . Byc moze w ustach osoby w moim wieku zabrzmi to troche glupio , ale chce , zeby wszystko bylo jasne: naleze do ludzi , ktorzy lubia byc sami . Podkresle to raz jeszcze: jestem osoba , ktora nie cierpi z powodu samotnosci . Godzina lub dwie codziennego samotnego biegania , podczas ktorego z nikim nie rozmawiam , oraz kolejne cztery czy piec godzin samotnego siedzenia za biurkiem nie sa dla mnie ani trudne , ani nuzace . Mam taka sklonnosc od najwczesniejszych lat , kiedy majac wybor - znacznie bardziej wolalem czytac samotnie ksiazki albo sluchac w skupieniu muzyki , niz spotykac sie z innymi . Zawsze mam mnostwo pomyslow na to , comoge robic sam . Mimo to , kiedy sie ozenilem we wczesnej mlodosci (mialem dwadziescia dwa lata) , stopniowo przyzwyczajalem sie do zycia z kims innym . Po studiach prowadzilem bar i dowiedzialem sie , jak wazne jest bycie z innymi , przekonalem sie o czyms oczywistym , ze nic da sie przetrwac samemu . Krok po kroku i zapewne we wlasnym tempie - odkrylem dzieki osobistym doswiadczeniom , jak byc towarzyskim . Kiedy wspominam teraz tamte czasy , widze , jak bardzo zmienil sie moj oglad swiata po dwudziestym roku zycia jak dojrzalem . Nabijajac sobie rozne bolesne guzy , nauczylem sie praktycznych trickow , jak przezyc . Bez tych trudnych dziesieciu lat . nie zostalbym powiesciopisarzem , nie bylbym w stanie pisac ksiazek , nawet gdybym bardzo chcial . Nie znaczy to , ze osobowosc kazdego czlowieka ulega tak dramatycznej przemianie . Ale moja potrzeba samotnosci pozostala niezmienna . Z tego powodu ta godzina czy wiecej , ktora poswiecam na bieganie , pielegnowanie pozbawionego slow czasu dla siebie , jest wazna dla utrzymania przeze mnie dobrego mentalnego samopoczucia . Kiedy biegne , nie musze z nikim rozmawiac ani nikogo sluchac . Jedyne , co musze , to przygladac sie mijanej okolicy . Nie bylbym w stanie obejsc sie bez tej czesci dnia . O czym mysle , biegnac ? Zazwyczaj zadaja mi to pytanie Ludzie ,ktorzy nigdy nie biegali na dlugich dystansach . Zawsze zastanawiam sie nad nim gleboko . O czym dokladnie mysle , kiedy biegne ? Nie mam zielonego pojecia . Kiedy jest zimno , chyba mysle o tym , ze jest mi zimno . I o tym , ze jest mi goraco w gorace dni . Kiedy jestem smutny , mysle troche o smutku . Kiedy jestem wesol , mysle troche o radosci . Jak juz wspomnialem wczesniej , wracaja tez do mnie przypadkowe wspomnienia . A bardzo rzadko - tak rzadko , ze szkoda o tym mowic wpadam na pomysl , ktory wykorzystuje w powiesci . Mowiac szczerze , kiedy biegne , nie mysle o niczym wartym zapamietania . Biegnac , nic nie robie , tylko biegne . Zasadniczo biegne w pustce . Innymi stowy , biegne po to , zeby osiagnac pustke . Ale jak mozna sie spodziewac , w takiej pustce mysli kryja sie naturalnie . To oczywiste . W ludzkim umysle nie moze istniec calkowita pustka . Emocje ludzkie nie sa wystarczajaco silne ani zintegrowane , zeby dac sobie rade z prawdziwa nicoscia . Chodzi mi o to , ze mysli i idee , ktore wplywaja na moje emocje , gdy biegne , sa podporzadkowane pustce . Poniewaz brakuje im tresci , sa przypadkowymi myslami gromadzacymi sie wokol pustki znajdujacej sie w srodku . Mysli , ktore przychodza mi do glowy , kiedy biegne , sa jak chmury na niebie . Chmury o najrozmaitszych ksztaltach . Przychodza i odchodza , a niebo pozostaje zawsze takie samo . Chmury sa tylko goscmi na niebie , przeplywaja przeznie i znikaja na zawsze , zostawiajac za soba niebo . Niebo jednoczesnie istnieje i nie istnieje . Jest namacalne i nie jest . A my akceptujemy ten wielki ogrom i chloniemy go . Zblizam sie teraz do szescdziesiatki . Kiedy bylem mlody , nie moglem sobie wyobrazic , ze wiek XXI nadejdzie naprawde i ze -zarty na bok skoncze kiedykolwiek piecdziesiat lat . Teoretycznie , rzecz jasna , bylo oczywiste , ze pewnego dnia -jesli nic innego sie nie wydarzy - ogarnienas wiek XXI , a ja skoncze piecdziesiat lat . Kiedy bylem mlody , proby wyobrazenia sobie siebie w wieku piecdziesieciu lat byly tak trudne jak proby konkretnego wyobrazenia sobie swiata po smierci . Mick Jagger powiedzial kiedys chelpliwe: „Wolalbym umrzec , niz spiewac Satisfaction w wieku czterdziestu pieciu lat" . Teraz jest juz po szescdziesiatce i ciagle spiewa Satisfaction . Niektorzy moga uznac to za zabawne , ale nie ja . Wmiodosci Mick Jagger nie potrafil wyobrazic sobie siebie w wieku czterdziestu pieciu lat . Kiedy bylem mlody , rowniez tego nie potrafilem . Czy moge sie z niego wysmiewac ? W zadnym razie . Tak sie zlozylo , ze nigdy nie bylem mlodym rockmanem . Wiec nikt nie pamieta glupstw , jakie wtedy opowiadalem i nikt mi ich teraz nie wypomni . To jedyna roznica . Ale oto zyje teraz w tym niewyobrazalnym swiecie . Czuje sie w nim naprawde dziwnie i nie potrafie powiedziec , czy mam szczescie , czy nie . Moze to bez znaczenia . Jest to dla mnie - i prawdopodobnie dla wielu innych - pierwsze doswiadczenie starosci , a uczucia , jakie mnie ogarniaja , pojawiaja sie rowniez po raz pierwszy . Gdybym doswiadczal tego wczesniej , potrafilbym to lepiej zrozumiec , ale poniewaz nie doswiadczalem , nie potrafie . Jedyne , co moge teraz zrobic , to odlozyc szczegolowy osad na pozniej i brac rzeczytakimi , jakie sa . W taki sam sposob , w jaki przyjmuje niebo , chmury i rzeke . Jest w tym tez cos komicznego , z czego trudno mimo wieku zrezygnowac . Jak juz mowilem , rywalizacja z innymi ludzmi juz to na co dzien , juz to w dziedzinie , jaka sie zajmuje - nie jest stylem zycia , ktory by mi odpowiadal . Wybaczcie , ze powiem rzecz oczywista , ale swiat sklada sie z najrozniejszych ludzi . Inni ludzie maja swoje wlasne wartosci , ktorymi kieruja sie w zyciu , tak jak i ja mam wlasne . Roznice te wywoluja nieporozumienia , a nawarstwienie tych nieporozumien moze tworzyc coraz to wieksze antagonizmy . W rezultacie tych antagonizmow niektorzy ludzie bywaja niesprawiedliwie krytykowani . To sie rozumie samo przez sie . Bycie niezrozumianym i krytykowanym nie jest wcale zabawne , jest natomiast dosyc bolesnym doswiadczeniem , ktore gleboko kazdego z nas rani . Wszakze wraz z wiekiem zdalem sobie stopniowo sprawe , ze tego rodzaju bol i rany sa nieodzownym elementem zycia . Jesli sie nad tym zastanowic , ludzie sa w stanie stworzyc wlasne odrebne ja tylko dlatego , ze roznia sie miedzy soba . Posluzmy sie moim przykladem . Moja umiejetnosc odkrywania takich aspektow rzeczywistosci , jakich nie dostrzegaja inni , odczuwania ich w odmienny od pozostalych sposob i opisywania tego slowami innymi niz te , jakich uzywaja pozostali , pozwolila mi pisac historie , ktoresa tylko moje . Dzieki temu znalazlem sie w nadzwyczajnej sytuacji pare osob czyta to , co napisalem . To , ze jestem mna i nikim innym , jest jednym z moich najwiekszych walorow . Emocjonalne rany sa cena , ktora sie placi za bycie niezaleznym . Staram sie w to wierzyc i zyc zgodnie z tym . W niektorych obszarach zycia aktywnie szukam samotnosci . Samotnosc -szczegolnie dla kogos , kto robi to co ja - jest okolicznoscia mniej lub bardziej nieunikniona . Czasem jednak poczucie osamotnienia jak kwas wylewajacy sie z butelki moze mimowolnie wyzrec ludzkie serce i w koncu je rozpuscic . Jest zatem mieczem obosiecznym . Chroni mnie , a jednoczesnie wyzera stale od wewnatrz . Uwazam , ze na swoj sposob zdaje sobie sprawe z tego niebezpieczenstwa -pewnie dzieki doswiadczeniu i dlatego musze nieustannie utrzymywac cialo w ruchu , posuwajac sie w tym niekiedy zbyt daleko; zeby uleczyc samotnosc , jaka odczuwam , i nadac jej perspektywe . Nie jest to akt wolicjonalny , ale instynktowna reakcja . Przejdzmy do konkretow . Kiedy jestem niesprawiedliwie (przynajmniej ze swoje go punktu widzenia) krytykowany albo kiedy ktos , kto na sto procent powinien mnie zrozumiec , nie robi tego , ide pobiegac troche dluzej niz zwykle . Mam . wrazenie , ze biegnac dluzej , zdolam fizycznie pozbyc sie czesci swojego niezadowolenia . Biegnac dluzej , znow zdaje sobie sprawe , jak jestem watly i jak ograniczone sa moje mozliwosci . Uswiadamiam sobie fizycznie te dwa slabe punkty . A jednym z rezultatow biegania troche dalej niz zwykle jest to , ze staje sie o ten nadliczbowy kawalek silniejszy . Jesli czuje gniew , kieruje gniew ku sobie . Jesli przezylem rozczarowanie , wykorzystuje je do udoskonalenia siebie . Zawsze zylem w taki sposob . Przyswajam po cichu wszystko ,co moge , i oddaje to pozniej swiatu w tak przeksztalconej , jak to tylko mozliwe postaci jako czesc fabuly powiesci . Nie sadze , by ludziom spodobal sie moj charakter . Sa zapewne tacy - bardzo niewielu , jak przypuszczam ktorym moglbym zaimponowac , ale nie wiem , czy ktokolwiekzdolalby polubic moj charakter . Czy jest na swiecie chocby jedna osoba , ktora moglaby zywic cieplejsze uczucia albo cos w tym rodzaju -dla kogos , kto niejest zdolny do kompromisow i kto , gdy pietrza sie problemy , chowa sie samotnie za zamknietymi drzwiami ? Ale czy w ogole jest mozliwe , zeby ktokolwiek polubil zawodowego pisarza ?Nie mam pojecia . Moze gdzies na swiecie jest to mozliwe . Trudno uogolniac . Ja natomiast nie potrafie wyobrazic sobie kogokolwiek , kto moglby polubic mnie osobiscie -piszacego przez lata powiesci . Bardziej naturalne wydaje mi sie to , ze nie jestem lubiany , ze jestem znienawidzony i ze sie mna gardzi . Kiedy tak sie dzieje , wcale nie czuje ulgi . Wcale nie jestem szczesliwy , kiedy ktos mnie nie lubi . Ale to inna historia . Wrocmy do biegania . Teraz moj styl zycia znowu opiera sie na bieganiu . Zaczalem biegac powaznie , a teraz biegam rygorystycznie . Co to moze dla mnie oznaczac - dla osoby przed szescdziesiatka ? Jeszcze nie wiem . Ale sadze , ze musi to c o s oznaczac . Moze nic donioslego , ale musisie w tymkryc jakis sens . W kazdym razie duzo teraz biegam . Odloze na pozniej zastanawianie sie , co to wszystko znaczy . (Odkladanie wszystkiego na pozniej jest jedna z moich specjalnosci , jest umiejetnoscia , ktora doprowadzilem do perfekcji wraz z wiekiem) . Pastuje buty do biegania , wcieram filtr przeciwsloneczny w twarz i szyje , nastawiam zegarek i ruszam w droge . Pasaty owiewaja mi twarz , mam tunad glowa biala czaple pieknie ukladajaca nogi podczas lotu , slucham moich ulubiencow Lovin' Spoonful . Kiedy bieglem , zaswitala mi w glowie taka mysl: nawet jesli nic poprawie wynikow w maratonach , nic na to nie mozna poradzic . Zestarzalem sie , czas zrobil swoje . To niczyja wina . Takie sa reguly gry . Starzenie sie i spowalnianie sa taka sama czescia naturalnej scenerii jak rzekaplynaca do morza , i musze sie z tym pogodzic . Nie bedzie to latwy proces , a to , co odkryje na jego koncu , moze wcalenie okazac sie przyjemne . Ale czy mani jakis inny wybor ? Na swoj sposob cieszylem sie do tej pory zyciem , nawet jesli nie moge powiedziec , ze cieszylem sie nim w pelni . Nie chce sie chwalic ani nic takiego zreszta kto przy zdrowych zmyslach chwalilby sie czyms takim ! - ale nie naleze do ludzi najbystrzejszych . Jestem osoba , ktora musi doswiadczyc czegos fizycznie , w 2asadzie musi tego czegos dotknac , zanim wyrobi sobie o czyms jakiekolwiek zdanie . Niewazne , o co chodzi jesli nie zobacze czegos na wlasne oczy , nie jestem przekonany . Jestem typem zmyslowca , a nie intelektualisty . Rzecz jasna , nie brakuje mi inteligencji tak mi sie przynajmniej wydaje . Gdyby mi jej zupelnie brakowalo , w zaden sposob nic pisalbym powiesci . Ale nie jestem osoba poslugujaca sie czysta teoria czy logika , nie jestem osoba , dla ktorej zrodlem energii jest intelektualna spekulacja . Wskazowka mojego poznawczego potencjometru strzela w gore dopiero wtedy , gdypoczuje prawdziwy fizyczny ciezar , a moje miesnie stekna (a czasami zawyja) - wowczas jestem w stanie cos pojac . Nie trzeba dodawac , ze zajmuje to duzo czasu i wymagawiele wysilku to przechodzenie przez kazdy etap krok pokroku i wyciaganie wnioskow . Czasem trwa to zbyt dlugo i zanim wyrobie sobie jakies zdanie , bywa juz za pozno . Ale co mam zrobic ? Taki juz jestem . Biegnac , staram sie myslec o rzece . I chmurach . Ale w zasadzie nie mysle o niczym . Jedyne , co robie , to biegne przez wlasna przytulna , skrojona na moja miare pustke , wlasna nostalgiczna cisze . I to jest czyms cudownym . Bez wzgledu na to , co mowia inni . Rozdzial drugi 14 SIERPNIA 2005 - KAUAI , HAWAJE Jak zostac biegajacym powiesciopisarzem ? J est niedziela , 14 sierpnia . Tego ranka biegalem przez godzine i pietnascie minut , sluchajac Carli Thomas i Olisa Reddinga z odtwarzacza MD . Po poludniu przeplynalem na basenie tysiac trzysta metrow , a wieczorem plywalem w morzu , Potem zjadlem obiad rybe z piwem - w restauracji Hanalea Dolphin polozonej tuz za miastem Hanalea . Ryba , ktora jadlem , nazywa sie walu i jest biala . Upiekli ja dla mnie na grillu na weglu drzewnym i jadlem ja z sosem sojowym . Do tego kazalem sobie podac warzywny kebab i duza salatke . Do tej pory przebieglem w sierpniu sto piecdziesiat kilometrow . Zaczalem biegac codziennie bardzo dawno temu , a konkretnie jesienia 1982 roku . Mialem wowczas trzydziesci trzy lata . Nieco wczesniej prowadzilem cos w rodzaju klubu jazzowego nieopodal stacji Sendagaya . Tuz po college'u gdzie tak bardzo zajmowaly mnie zajecia poboczne , ze do absolutorium zabraklo ml kilku egzaminow , przez co nominalnie wciaz bylem studentem otworzylem maly klub przy poludniowym wejsciu na stacje Kokubunji i prowadzilem go przez jakies trzy lata . Kiedy rozpoczeto przebudowe domu , w ktorym miescil sie klub , przenioslem sie do nowego miejsca blizej centrum Tokio . Nowe miejsce nie bylo ani za duze , ani za male . Stal w nim fortepian , wokol ktorego dalo sie wcisnac kwintet . Za dnia podawalismy kawe , wieczorem otwieralismy bar . Serwowalismy takze calkiem przyzwoite jedzenie , a podczas weekendow organizowalismy koncerty . Tego rodzaju kluby jazzowe z muzyka na zywo nalezaly wowczas do rzadkosci , zyskalismy wiec wierna klientele i finansowo wiodlo nam sie calkiem niezle . Wiekszosc ludzi , ktorych znalem , przewidywala , ze bar nie zarobi na siebie . Uwazali , ze przedsiewziecie prowadzone jako hobby nie moze sie powiesc , ze ktos taki jak ja dosyc naiwny i pozbawiony najprawdopodobniej talentu do prowadzenia wlasnej dzialalnosci -nic bedzie w stanie niczego rozkrecic . Mowiac szczerze , ja tez nic wierzylem , ze mam glowe do interesow . Doszedlem jednak do wniosku , ze poniewaz porazka nie wchodzi w gre , musze poswiecic sie temu calkowicie . Moja jedyna silna strona zawsze bylo to , ze potrafie ciezko pracowac i jestem bardzo wytrzymaly fizycznie . Bardziej przypominam konia pociagowego niz wyscigowego . Wychowalem sie w inteligenckim domu , wiec nie wiedzialem za duzo o przedsiebiorczosci , ale na szczescie rodzina mojej zony prowadzila wlasny interes , wiec wiedza mojej zony okazala sie wielka pomoca . Bez wzgledu na to , ile bylbym w stanie wytrzymac jako kon pociagowy , sam nic pociagnalbym daleko . Praca byla ciezka . Pracowalem od rana do poznej nocy , do upadlego . Mialem najprzerozniejsze bolesne doswiadczenia , problemy , nad ktorymi musialem lamac sobie glowe , i przezywalem mnostwo rozczarowan . Ale pracowalem jak oszalaly i w koncu zaczalem miec takie zyski , ze moglem wynajac ludzi do pomocy . Zblizajac sie do trzydziestki , moglem w koncu zaczerpnac oddechu . zeby stworzyc ten bar , pozyczalem ile moglem od kazdego , kto chcial mi udzielic kredytu , i splacilem niemal wszystkie zobowiazania . Wszystko sie uspokoilo . Do tamtej porychodzilo tylko o przetrwanie , o utrzymanie sie na powierzchni nie mialem czasu zastanawiac sie nad czymkolwiek innym . Poczulem sie tak , jakbym dotarl do szczytu stromych schodow i znalazl sie na w miare otwartej przestrzeni z przekonaniem , ze osiagnawszy ja bezpiecznie , zdolam uporac sie z przyszlymi problemami , ktore moga sie wylonic , i ze przetrwam . Wzialem gleboki oddech , rozejrzalem sie powoli wokol siebie , zerknalem na schody , ktorymi szedlem , i zaczalem rozwazac kolejny etap . Za rogiem czekala trzydziestka . Osiagalem wiek , w ktorym przestaje sie byc mlodym . I ni z tego , ni z owego przyszedl mi do glowy pomysl , zeby napisac powiesc . Potrafie dokladnie odtworzyc moment , w ktorym pomyslalem po raz pierwszy , ze zdolalbym napisac ksiazke . Bylo to o wpol do drugie] po poludniu 1 kwietnia 1978 roku . Tego dnia siedzialem samotnie za parkanem pola zewnetrznego stadionu Jingu , pijac piwo i przygladajac sie grze .Stadion Jingu znajdowal sie blisko miejsca , w ktorymwowczas mieszkalem , a ja bylem stosunkowo wiernymkibicem druzyny Yakult Swallows . Byl przepiekny wiosenny dzien , na niebie ani jednej chmurki , wial cieply wiatr . W tamtym czasie za polem zewnetrznym boiska nie bylo zadnych lawek , tylko trawiasty stok . Lezalem na trawie , saczylem zimne piwo i zerkajac raz po raz ku niebu , delektowalem sie leniwie meczem . Spotkania Swallows nieprzyciagaly zazwyczaj wielu kibicow . Byl to pierwszy mecz sezonu , a Swallows goscili druzyne Hiroshima Carp . Pamietam , ze miotaczem Swallowsbyl Yasuda - niski , przysadzisty gracz sprytnie podkrecajacy pilke . Z latwoscia doprowadzil do trzech nieudanych odbic w pierwszym polinningu , a w drugim pierwszym odbijajacym Swallowsbyl Dave Hilton ,mlody amerykanski gracz wystepujacy od niedawna w druzynie . Hilton poslal pilke ku lewej linii pola . Trzask kija uderzajacego pilke w czuly punkt odbil sie echem po stadionie . Hilton bez problemu obiegl pierwsza baze i podciagnal do drugiej . I wlasnie w tamtej chwili uderzyla mnie taka mysl: „Wiesz , co ? Powinienes napisac powiesc" . Wciaz pamietam bezkresne niebo , dotyk swiezej trawy i radosny trzask kija . Cos spadlo wowczas z przestworzy i cokolwiek to bylo , przyjalem ten dar . Nie mialem nigdy zadn ych pisarskich ambicji . Mialem tylko silne pragnienie napisania powiesci . Nie ujrzalem wyraznego obrazu tego , o czym chcialem pisac , ogarnelo mnie tylko przeswiadczenie , ze jesli napisze to teraz , pojawi sie cos , co uznam za przekonujace . Kiedy pomyslalem , ze wroce do domu , usiade przy biurku i zabiore sie do pisania , przypomnialem sobie , ze nie mam nawet przyzwoitego piora . Poszedlem wiec do sklepu Kinokuniya w Shinjuku i kupilem ryze papieru rekopisowego oraz warte piec dolarow wieczne pioro Sailor . W sumie niewielka inwestycja kapitalowa . Dzialo sie to wiosna 1978 roku , a jesienia skonczylem dwu s tu stronicowe dzielo napisane odrecznie na japonskim papierze rekopisowym . Kiedy je skonczylem , czulem sie wspaniale . Nie mialem pojecia , co zrobic z powiescia po ukonczeniu pracy , ale pozwolilem sie niesc sile rozpedu i wyslalem ja na konkurs dla debiutantow , organizowany przez pismo literackie . Wyslalem ja , nie sporzadziwszy kopii , wiec wyglada nato , ze nie dbalem specjalnie , czy powiesc zostanie wybrana , czy tez przepadnie na zawsze . To dzielo zostalo wydane pod tytulem Hear the Wind Sing (Posluchaj spiewu wiatru) . Bardziej interesowalo mnie jego ukonczenie niz to , czy kiedykolwiek ujrzy swiatlo dzienne . Tej jesieni wiecznie przegrywajaca druzyna Yakult Swallows zdobyla puchar i idac za ciosem , pokonala Hankyu Braves w Japan Séries . Bylem tym bardzo poruszony i ogladalem kilka meczow na stadionie Korakuen . (Nikt nie przypuszczal , ze Yakult beda wygrywac , wiec wynajeli wlasny stadion , Jingu , na rozgrywki akademickie) . Pamietam doskonale tamten okres . Byla wyjatkowo sliczna jesien z cudownie sloneczna pogoda . Niebo bylo idealnie przejrzyste , a drzewa milorzebu przed galeria Meiji Memorialmialy tak zlocista barwe , jakiej wczesniej nigdy niewidzialem . Byla to moja ostatnia jesien przed trzydziestka . Kiedy nastepnej wiosny odebralem telefon z redakcji „Gunzo" , informujacy mnie , ze moja powiesc znalazla sie na krotkiej liscie nominowanych do nagrody , zdazylem juz zupelnie zapomniec , ze zglosilem sie do konkursu . Bytem bardzo zajety innymi sprawami . Poczatkowo nie mialem pojecia , o czym mowi redaktor „Gunzo" . Ale powiesc zdobyla nagrode i wydano ja latem . Ksiazka spotkala sie ze stosunkowo przychylnym przyjeciem . Mialem trzydziesci lat i nie wiedzac do konca , co sie dzieje , stalem sie nagle czlowiekiem okreslanym mianem nowego , dobrze sie zapowiadajacego pisarza . Bylem tym zaskoczony , ale ci , ktorzy mnie znali , byli zaskoczeni jeszcze bardziej . Pozniej , nie rezygnujac z prowadzenia wlasnego interesu , napisalem druga powiesc o sredniej objetosci , zatytulowana Pinball , 1973 ,a pracujac nad nia , napisalem tez kilka opowiadan i przetlumaczylem jakas proze F . Scotta Fitzgeralda . Zarowno Hear the Wind Sing , jak i Pinball , 1973zostaly nominowane do prestizowej Nagrody Auktagawa . Mowilo sie , ze maja duze szanse , ale ostatecznie obie przepadly . Mowiac calkiem szczerze , nie dbalem ani o to , czy wygraja , ani czy przepadna . Gdybym zdobyl nagrode , musialbym udzielac wywiadow i pisac na zamowienie , a balem sie , ze mogloby mi to przeszkodzic w prowadzeniu klubu . Dzien w dzien przez trzy lata prowadzilem klub jazzowy zajmowalem sie buchalteria , sprawdzalem inwentarz , rozpisywalem zmiany pracownikow , stalem osobiscie za barem , mieszajac koktajle i gotujac , zamykajac klub przed switem; dopiero wtedy , po powrocie do domu , mialem czas na pisanie przy kuchennym stole , poki nie zachcialo mi sie spac . Mialem wrazenie , ze moim zyciem daloby sie obdzielic dwie osoby . Kazdy dzien wymagal wysilku fizycznego , a jednoczesne pisanie powiesci i prowadzenie wlasnego interesu stwarzalo najprzerozniejsze problemy . Kiedy dziala sie w uslugach , oznacza to , ze trzeba przyjac kazdego , kto przekracza prog . Niewazne , kim jest ten , kto przychodzi o ile nie jest naprawde nieprzyjemny , nalezy powitac go przyjaznym usmiechem na twarzy . Dzieki temu poznalem przeroznych ekscentrykow i przezylem dosyc niezwykle spotkania . Zanim zaczalem pisac , poslusznie , a nawet entuzjastycznie chlonalem rozmaite doswiadczenia . W wiekszosci spotkania te i wszystkie zwiazane z nimibodzce sprawialy mi radosc . Jednak stopniowo dochodzilem do wniosku , ze chce napisac wieksza powiesc . Przy dwoch pierwszych , Hear the Wind Sing i Pinhall , 1973 , podobal mi sie w zasadzie sam proces pisania , choc pojawialy sie w jego trakcie okresy , z ktorych nie bylem zadowolony . Pracujac nad dwiema pierwszymi ksiazkami , moglem pisac jedynie zrywami , wyrywajac to tu , to tam wolne chwile -pol godziny z tego , godzine z tamtego a poniewaz zawsze bylem zmeczony i mialem wrazenie , ze piszac , scigam sie z czasem , nigdy nie moglem sie skoncentrowac . Mimo tak niespojnego podejscia zdolalem napisac dosyc ciekawe i calkiem swieze rzeczy , ale rezultat byl daleki od zlozonej , donioslej powiesci . Czulem , ze dostalem cudowna szanse na bycie powiesciopisarzem a takiej szansy nie dostaje sie kazdego dnia pojawilo sie wiec calkiem naturalne pragnienie , by doprowadzic rzecz do konca i napisac taka powiesc , z ktorej bylbym zadowolony . Wiedzialem , ze jestem w stanie napisac cos w wiekszej skali . Po wielu przemysleniach postanowilem zamknac na pewien czas interes i skoncentrowac sie wylacznie na pisaniu . W tamtym momencie dochody , ktore przynosil mi klub jazzowy , byly wieksze od dochodow z pisarstwa - musialem pogodzic sie z tym faktem . Wiekszosc osob , ktore znalem , byla stanowczo przeciwna tej decyzji albo miala przynajmniej powazne watpliwosci . „Twoj klub ma sie juz calkiem dobrze" , mowili . „Pozwol go komus poprowadzic przez pewien czas , kiedybedziesz pisal ksiazki" . Z punktu widzenia swiata mialo to wielki sens . Wiekszosc ludzi uwazala , ze nie powiedzie misie jako zawodowemu pisarzowi . Ale nie moglem zastosowac sie do ich rad . Jestem osoba , ktora musi poswiecic sie calkowicie temu , co robi . Nic potrafilbym zrobic niczego madrego -jak napisanie powiesci gdyby ten interes prowadzil ktos inny . Musialem oddac pisarstwu wszystko , co mialem . Gdyby mi sie nie powiodlo , znioslbym to . Wiedzialem natomiast , ze gdybym robil cos polowicznie , zawsze czulbym do siebie zal , gdyby mi sie nie udalo . Mimo watpliwosci wszystkich innych , sprzedalem klub i z lekkim zawstydzeniem powiesilem na drzwiach tabliczke z tytulem „pisarz" , zeby zarabiac na pisaniu . „Chce miec wolne dwa lata na pisanie" , wytlumaczylem zonie . „Jesli mi sie nie uda , zawsze mozemy otworzyc gdzies inny klub . Wciaz jestem mlody i zdolamy zaczac od nowa" . „W porzadku" , odpowiedziala . Byl rok 1981 i ciagle mielismy spore dlugi , ale doszedlem do wniosku , ze bede sie staral najlepiej jak umiem i zobaczymy , co sie wydarzy . Zabralem sie za pisanie powiesci i jesienia pojechale m na tydzien na Hokkaido , zeby zbierac materialy . W kwietniu kolejnego roku skonczylem Przygode z owca . Wykombinowalem , ze jest to dla mnie kwestia zycia lub smierci , wlozylem wiec w te ksiazke wszystko , co mialem . Ta powiesc byla znacznie dluzsza od kazdej z dwoch poprzednich , obszerniejsza tematycznie i rozbudowana fabularnie . Kiedy skonczylem ja pisac , mialem przyjemne poczucie , ze stworzylem wlasny styl pisarski . Czulem dreszcze na calym ciele na mysl o tym , jak cudownie - i jak trudno jest siedziec przy biurku , nie martwic sie o uciekajacy czas i tworzyc . Czulem , ze nadal mam w sobie niezbadane , uspione poklady i wowczas potrafilem juz w zasadzie wyobrazic sobie , ze zarabiam na zycie pisaniem . Ostatecznie pomysl na odwrot i otwarcie kolejnego baru nigdy nie doszedl do skutku . Choc czasem , nawet teraz , zdarza mi sie myslec , ze byloby przyjemnie prowadzic gdzies maly bar . Redakcji „Gunzo" interesujacej sie ksiazkami bardziej tradycyjnymi wcale nie podobala sie Przygoda z owca i przyjeto ja , pamietam , bez entuzjazmu . Wydaje mi sie , ze wtedy (ciekawe , jak jest teraz) dosyc nieortodoksyjnie pojmowalem powiesc . Ksiazka przypadla jednak do gustu czytelnikom i to uszczesliwilo mnie najbardziej . Byl to moj prawdziwy poczatek jako powiesciopisarza . Mysle , ze gdybym dalej uprawial instynktowne pisarstwo i tworzyl powiesci takie jak Bear ihe Wind Sing i Pinball , 1973 napisane ,gdy prowadzilem bar wkrotce trafilbym na mur . Wraz z decyzja o uprawianiu zawodowo pisarstwa powstal jednak pewien problem , a mianowicie , jak utrzymac sie w formie fizycznej . Mam sklonnosci do tycia , jesli nic nie robie . Prowadzenie baru wymagalo kazdego dnia ciezkiej fizycznej pracy , ktora nic pozwalala mi przytyc , ale gdy zaczalem spedzac cale dnie przy biurku na pisaniu , poziom wydatkowanej przeze mnie energii zmniejszal sie stopniowo i zaczalem przybierac na wadze . Skupiajac sie na pracy , wypalalem rowniez za duzo papierosow . W tamtymczasie wypalalem ich szescdziesiat dziennie . Wszystkie palce mialem zolte od nikotyny i caly cuchnalem dymem . „To na pewno mi szkodzi" , pomyslalem . Jesli marzylo mi sie dlugie powiesciopisarskie zycie , musialem znalezc sposob na utrzymanie sie w formie i zachowanie odpowiedniej dla zdrowia wagi . Bieganie ma mnostwo zalet . Po pierwsze , mozna uprawiac je samemu i nie potrzeba do tego specjalnego sprzetu . Nie trzeba tez nigdzie jezdzic , zeby biegac . Wystarczy obuwie do biegania , dobra droga , i mozna biegac ile dusza zapragnie . Z tenisem jest inaczej . Trzeba pojechac na kort i poszukac kogos , z kim mozna pograc . Mozna samemu uprawiac plywanie , ale i tak trzeba znalezc basen . Gdy zamknalem bar , postanowilem , ze calkowicie zmienie styl zycia , przeprowadzilismy sie wiec do Narashino w prefekturze Chiba . W tamtym czasie Narashino przypominalo wies , a w okolicy nie bylo zadnej sportowej infrastruktury . Ale byly drogi . W poblizu znajdowala sie baza sil samoobrony , a drogi utrzymywano w dobrym stanie dlapojazdow wojskowych . Na szczescie w sasiedztwie bylo tez boisko treningowe Uniwersytetu Nihon . Jesli zjawilem sie tam odpowiednio wczesnie , moglem swobodnie korzystac z biezni - a raczej wykorzystywac ja bez pozwolenia . Nie musialem sie zatem specjalnie zastanawiac , jaka dyscypline sportu powinienem wybrac nie mialem tez specjalnego wyboru - kiedy postanowilem biegac . Wkrotce przestalem palic . Rzucenie palenia bylo calkiem naturalnym rezultatem codziennego biegania . Nie bylo latwe , ale nie moglem dalej palic i biegac . Calkiem normalne pragnienie , by „przebiec jeszcze wiecej" , stalo sie dla mnie potezna motywacja , zeby nie wracac do papierosow , i okazalo sie bardzo pomocne w pokonywaniu objawow odstawienia . Rzucenie palenia stalo sie czyms w rodzaju symbolicznego pozegnania z wczesniejszym stylem zycia . Nigdy nie mialem nic przeciwko biegom dlugodystansowym . Kiedy chodzilem do szkoly , nie przejmowalem sie specjalnie lekcjami wychowania fizycznego i nienawidzilem wrecz dni sportu . Dzialo sie tak dlatego , ze bylem do tego przymuszany . Zawsze zle znosilem zmuszanie mnie do robienia czegos , czego nie chcialem robic , zwlaszcza w czasie , gdy nie mialem na to ochoty . Kiedy jednak moglem zrobic cos , na co mialem ochote , w dodatku wtedy , kiedy chcialem i tak jak chcialem , poswiecalem temu wszystko . Poniewaz nie bylem wysportowany i skoordynowany , nic sprawdzalem sie w dyscyplinach sportowych , w ktorych potrzebne sa blyskawiczne decyzje . Biegi dlugodystansowe i plywanie najbardziej odpowiadaja mojej osobowosci . Zawsze jakos zdawalem sobie z tego sprawe , co byc moze tlumaczy , dlaczego tak latwo wlaczylem bieganie do codziennego rozkladu dnia . Jesli moge na chwile odejsc od biegania , jestem gotow przyznac , ze to samo odnosi sie do mnie i nauki . Od szkoly podstawowej az do studiow nigdy nie interesowalem sie tym , czego musialem sie uczyc . Tlumaczylem sobie jednak , ze pewne rzeczy nalezy zrobic , wiec nie stalem sie stuprocentowym nieudacznikiem i zdolalem pojsc do college'u , ale studia nigdy mnie nic ekscytowaly . W rezultacie choc osiagalem wyniki , ktorych nie musialem sie wstydzic - nie pamietam , zeby mnie chwalono za dobre stopnie albo zebym byl w czyms najlepszy . Polubilem nauke dopiero po przejsciu przez system oswiatowy , gdy stalem sie tak zwanym czlonkiem spoleczenstwa . Gdy cos mnie zainteresowalo i moglem uczyc sie tego we wlasnym rytmie i na swoj sposob , calkiem skutecznie zdobywalem wiedze i umiejetnosci . Dobrym przykladem jest sztuka przekladu . Nauczylem sie jej sam metoda prob i bledow . Zdobywanie umiejetnosci w taki sposob jest bardzo czasochlonne , ale tak zdobyta wiedza zostaje . Kiedy zostalem zawodowym pisarzem , najwieksza radosc sprawialo mi to , ze moge wczesnie klasc sie spac i wczesnie wstawac . Gdy prowadzilem bar , czesto chodzilem spac tuz przed switem . Bar byl czynny do polnocy , ale musialem posprzatac , przejrzec rachunki , usiasc , porozmawiac i wypic drinka dla odprezenia . Kiedy robi sie takie rzeczy , czlowiek ani sie spostrzega , a jest juz trzecia nad ranem i za rogiem wstaje slonce . Czesto , gdy siedzialem przy kuchennym stole i pisalem , na dworze robilo sie widno . Nic dziwnego , ze kiedy wstawalem z lozka , slonce stalo juz wysoko na niebie . Gdy zamknalem bar i rozpoczalem zycie powiesciopisarza , pierwsze , co zmienilismy calkowicie piszac „zmienilismy" , mam na mysli swoja zone i siebie samego byl nasz styl zycia . Postanowilismy klasc sie spac , kiedy robi sie ciemno , i wstawac ze sloncem . Wedlug nas bylo to calkiem naturalne , byl to sposob zycia ludzi godnych szacunku . Zamknelismy klub , wiec doszlismy do wniosku , ze od tamtej pory bedziemy sie spotykac tylko z tymi , z ktorymi chcemy sie spotkac , i bedziemy unikac na ile to mozliwe spotkan z tymi , ktorych spotkac nie chcielismy . Uznali- smy , ze przynajmniej przez jakis czas mozemy sobie pozwolic na ten maly luksus . Byla to zasadnicza zmiana kierunku; od otwartego stylu , zycia , jakie prowadzilismy przez siedem lat , do zycia bardziej zamknietego . Mysle , ze taka otwartosc przez chwile jest dobra . W tamtym czasie odebralem wiele waznych nauk . To byla prawdziwa szkola . Ale nie da sie prowadzic takiego zycia bez konca . Tego rodzaju egzystencja jest jak szkola - rozpoczyna sie ja , mozna sie w niej czegos nauczyc , ale w koncu trzeba ja opuscic . Rozpoczalem wiec nowe , proste , regularne zycie . Wstawalem przed piata rano i kladlem sie spac przed dziesiata wieczorem . Ludzie miewaja sie najlepiej o roznych porach dnia , ja zdecydowanie naleze do rannych ptaszkow . Rano potrafie sie skoncentrowac i skonczyc wazne rzeczy , ktore mam do zrobienia . Pozniej pracuje poza domem i zalatwiam sprawy niewymagajace wielkiego skupienia . Pod koniec dnia odpoczywam i nie pracuje wiecej . Czytam , slucham muzyki , nie przejmuje sie niczym i usiluje wczesnie polozyc sie spac . Ten model stosuje z mniejszym lub wiekszym powodzeniem do dzis . Dzieki niemu bylem w stanie pracowac wydajnie przez minione dwadziescia cztery lata . Ten styl zycia nie pozwala wszakze na szwendanie sie po nocach , na czym czasem traca stosunki z innymi ludzmi . Niektorzy moga sie nawet wsciekac , bo zapraszaja , zeby gdzies wyjsc albo zrobic cos wspolnie , a czlowiek bez przerwy im odmawia . Uderzajace jest to , ze z wiekiem pojawiaja sie w naszym zyciu priorytety , ze trzeba kombinowac , w jakim porzadku dzielic czas i energie . Jesli w okreslonym wieku nie ustali sie odpowiedniego systemu , traci sie orientacje i zyciowa rownowage . Moim najwyzszym priorytetem jest prowadzenie takiego zycia , ktore pozwala mi skoncentrowac sie na pisaniu , a nic nazadawaniu sie ze wszystkimi ludzmi , jakich maro wokol siebie . Uznalem , ze jedyny niezbedny zwiazek , jaki powinienem budowac , nie jest zwiazkiem z konkretna osoba , ale z nieokreslona liczba czytelnikow . O ile moje codzienne zycie pozwala mi pisac ksiazki lepsze od poprzednich , wiekszosc moich czytelnikow nie ma nic przeciwko stylowi zycia , jaki wybieram dla siebie . Czyz nie jest to moim obowiazkiem jako powiesciopisarza , czyz nie jest to moim najwazniejszym priorytetem ? Moje zdanie w tej sprawie nie uleglo zmianie od lat . Nie widze twarzy swoich czytelnikow , wiec w jakims sensie ta miedzyludzka wiez ma charakter konceptualny , ale konsekwentnie uwazam ten niewidzialny , konceptualny zwiazek za najwazniejszy w zyciu . Mowiac inaczej , nie da sie zadowolic wszystkich . Stosowalem te sama polityke nawet wtedy , kiedy prowadzilem bar . Przychodzilo wielu gosci . Jesli jednemu na dziesieciu spodobalo sie u nas i powiedzial , ze wpadnie ponownie , wystarczalo mi to w zupelnosci . Jesli jeden z dziesieciu przychodzil ponownie , interes mogl sie krecic . Innymi slowy , nie mialo dla mnie znaczenia , ze dziewieciu klientom na dziesieciu moj bar sie nie podoba . swia- domosc tego faktu zdjela mi ciezar z ramion . Mimo to musialem byc pewien , ze tej osobie , ktorej spodobalo sie u nas , bedzie podobac sie u nas naprawde . Aby tak sie stalo , musialem uczynic swoja filozofie i swoje stanowisko jak najbardziej przejrzystymi i cierpliwie je realizowac bez wzgledu na wszystko . Tego wlasnie sie nauczylem , prowadzac swoj wlasny interes . PoPrzygodzie z owca pisalem dalej z takim samym nastawieniem , z jakim prowadzilem bar . Z kazda wydana ksiazka zwiekszal sie krag moich czytelnikow . Najbardziej cieszylo mnie to , ze mam mnostwo oddanych odbiorcow , tych niewielu z kazdych dziesieciu , ktorzy do mnie wracaja . Wiekszosc z nich byla mloda . Czekali cierpliwie na wydanie kolejnej ksiazki , chwytali ja i czytali , gdy tylko pojawiala sie w ksiegarniach . Ten rodzaj wzorca , ktory stopniowo sie uksztaltowal , postawil mnie w idealnej , a przynajmniej bardzo wygodnej sytuacji . Nie trzeba przeciez byc najlepszym biegaczem literackim . Pisalem dalej tego rodzaju teksty , jakie chcialem pisac , dokladnie tak jak chcialem , aby zostaly napisane , a jesli to pozwalalo mi na normalne zycie , nie moglem oczekiwac niczego wiecej . Gdy powiesc Norwegian Woodsprzedala sie w znacznie wiekszej liczbie egzemplarzy niz sie spodziewano , ta wygodna sytuacja ulegla niewielkiej zmianie , ale stalo sie to troche pozniej . Kiedy zaczynalem biegac , nie potrafilem przebiec dlugiego dystansu . Moglem biegac przez jakies dwadziescia , gora trzydziesci minut . Po takim wysilku dyszalem ciezko , lomotalo mi serce , a nogi odmawialy posluszenstwa . Mozna sie bylo wszakze tego spodziewac , gdyz nie trenowalem niczego od bardzo dawna . Poczatkowo wstydzilem sie ludzi z sasiedztwa , ktorzy widzieli , jak biegam to samo uczucie towarzyszylo mi , gdy po raz pierwszy ujrzalem tytul „powiesciopisarz" w nawiasie po swoim nazwisku . Z czasem , gdy kontynuowalem bieganie , moje cialo zaczelo przyjmowac do wiadomosci , ze biega , i stopniowo moglem zwiekszac dystanse . Moj oddech , jak u prawdziwego biegacza , stal sie bardziej regularny , puls zwolnil . Podstawowa sprawa nie byla szybkosc ani odleglosc , najwazniejsze stalo sie bieganie kazdego dnia bez przerwy . Bieganie , na rowni z trzema posilkami dziennie , snem , sprzataniem i praca , weszlo na stale do mojego rozkladu dnia . Gdy stalo sie czyms naturalnym , przestalem sie wstydzic , ze biegam . Chodzilem do sklepow sportowych kupowac sportowe stroje i porzadne obuwie , odpowiednie do tego , co robilem . Kupilem takze stoper i przeczytalem podrecznik dla poczatkujacych . Wlasnie w taki sposob czlowiek staje sie biegaczem . Patrzac wstecz , dochodze do wniosku , ze najlepsze , co mnie spotkalo , jest to , ze urodzilem sie w silnym , zdrowym ciele . Dzieki temu moglem biegac codziennie przez blisko cwiercwiecze , scigajac sie po drodze w paru zawodach . Nigdy mi sie nie zdarzylo , zeby nogi bolaly mnie tak bardzo , ze nie moglem biec . Nie rozgrzewam sie specjalnie przed biegiem , ale nigdy nie doznalem kontuzji , nie zrobilem sobie krzywdy i ani razu sie nie rozchorowalem . Nie jestem wielkim biegaczem , aiez cala pewnoscia jestem biegaczem wytrzymalym . To jeden z niewielu darow , z ktorych moge byc dumny . Przez swiat przetaczal sie rok 1983 , a ja po raz pierwszy w zyciu wzialem udzial w biegu ulicznym . Dystans nie byl dlugi - tylko 5 kilometrow ale po raz pierwszy przypieto mi numer , po raz pierwszy stanalem w duzej grupie biegaczy i uslyszalem oficjalny okrzyk: „Do biegu gotowi , start !" . Pomyslalem pozniej: Hej , nie bylo tak zle ! W maju uczestniczylem w pietnastokilometrowym wyscigu wokol jeziora Yamanaka , a w czerwcu chcac sprawdzic , ile jestem w stanie przebiec okrazalem Palac Cesarski w Tokio . Okrazylem go siedem razy , co w sumie dalo 36 kilometrow , biegiem w przyzwoitym tempie i nie czulem specjalnego zmeczenia . Nogi w ogole mnie nie bolaly . Doszedlem do wniosku , ze moze uda mi sie pobiec w maratonie . Dopiero pozniej przekonalem sie w bolesny sposob , ze najtrudniejsza czescia biegu maratonskiego jest kazda odleglosc pokonana po trzydziestym szostym kilometrze . Kiedy ogladam teraz fotografie , ktore mi wowczas robiono , calkiem oczywiste jest dla mnie , ze nie mialem jeszcze postury biegacza . Biegalem za krotko , nie wytrenowalem niezbednych miesni , mialem za chude ramiona i zbyt szczuple nogi . Zdumiewa mnie to , ze z takim cialem zdolalem przebiec maraton . Gdy porownuje sie mnie z tamtych zdjec ze mna obecnym , ma sie wrazenie , ze to dwierozne osoby . Po latach biegania calkowicie zmienila mi sie muskulatura . Lecz nawet wowczas mialem swiadomosc fizycznych zmian , dokonujacych sie we mnie kazdego dnia , co sprawialo mi wielka radosc . Uwazalem , ze choc mam juz lat ponad trzydziesci , przede mna i przed moim cialem sa ciagle duze mozliwosci . Im dluzej biegalem , tym lepiej ujawnial sie moj fizyczny potencjal . Zawsze mialem sklonnosc do nadwagi , ale mniej wiecej w tamtym czasie moja waga ustabilizowala sie na pozadanym poziomie . Trenujac kazdego dnia , osiagnalem idealna wage w sposob naturalny i przekonalem sie , ze dzieki temu stalem sie znacznie sprawniejszy . Wraz z tym zaczela sie zmieniac stopniowo moja dieta . Zaczalem jesc glownie warzywa z rybami , jako podstawowym zrodlem bialka . Nigdy nie przepadalem za miesem , a niechec do niego stala sie teraz wyrazniejsza . Jadlem mniej ryzu i pilem mniej alkoholu , zaczalem jesc tylko potrawy z naturalnych skladnikow . Slodycze nie stanowily problemu , bo nigdy mnie nie kusily . Jak juz wspomnialem , jesli nic nie robie , zaczyn am przybierac na wadze . Odwrotnie niz moja zona , ktora moze jesc tyle , ile chce (nic jada wiele slodyczy , ale nie potrafi ich sobie odmowic) , nie trenowac i nie przybierac na wadze . Nie ma przy tym ani grama zbednego tluszczu . „zycie jest niesprawiedliwe" - tak sobie to tlumaczylem . Niektorzy staraja sie jak moga i nigdy nie osiagaja upragnionego celu , a inni docieraja do niego bez najmniejszego wysilku . Lecz kiedy sie teraz nad tym zastanawiam , moje przybierajace na wadze cialo bylo prawdopodobnie prawdzi- wym blogoslawienstwem . Innymi slowy , jesli nie chcialem przybierac na wadze , musialem uprawiac wyczerpujace cwiczenia kazdego dnia , uwazac na to , co jem , i ograniczyc przyjemnosci . Takie zycie nie nalezy do latwych , lecz jesli nie szczedzi sie wysilkow , metabolizm ulega pozytywnym zmianom i w rezultacie jest sie o wiele zdrowszym , a przy okazji silniejszym . Mozna tez do pewnego stopnia opoznic efekty starzenia sie . Ci , ktorzy w sposob naturalny zachowuja wage , nie musza trenowac i uwazac na diete , by pozostac w formie . Niewielu z nich decyduje sie na zmiane stylu zycia i podejmowanie klopotliwych decyzji , jesli nie musza ich podejmowac . I wlasnie z tej przyczyny w wielu przypadkach traca sily wraz z wiekiem . Jesli sie nie trenuje ,miesnie slabna w sposob naturalny , podobnie jak kosci . Niektorzy z moich czytelnikow moga nalezec do grupyludzi latwo przybierajacych na wadze , ale jedynym sposobem na to , by zrozumiec , co naprawde jest sluszne , byloby spojrzenie na sprawy w dlugiej perspektywie . Z powodow , o ktorych wspomnialem powyzej , uwazam , ze ta fizyczna przypadlosc powinna byc odbierana pozytywnie , jako blogoslawienstwo . Mamy szczescie , ze doskonale widzimy czerwone swiatlo . Rzecz jasna , nielatwo jest zawsze postrzegac sprawy w taki sposob . Sadze , ze ten punkt widzenia ma rowniez zastosowanie do zawodu powiesciopisarza . Pisarze poblogoslawieni wrodzonym talentem swobodnie pisuja powiesci bez wzgledu na to , co robia lub czego nie robia . Zdania wzbieraja w nich jak woda w zrodle i z latwoscia albo przy niewielkim wysilku pisarze ci koncza swoje dziela . Od czasu do czasu spotyka sie takich ludzi , ale ja niestety nie naleze do ich grona . Nie odkrylem w sobie zadnego zrodla . Musze przebijac sie przez skale przecinakiem i wykopac gleboka dziure , zanim odnajde w sobie zrodlo kreatywnosci . Chcac napisac powiesc , musze miec fizyczny naped , ktory zabiera duzo czasu i wysilku . Za kazdym razem , gdy rozpoczynam pisanie , musze wykopac nowa gleboka dziure . Poniewaz robie to od wielu lat , stalem sie w tym calkiem sprawny , zarowno technicznie , jak i fizycznie umiem wybijac dziury w twardej skale i odnajdowac wodne zyly . Wiec gdy wysycha mi jedno zrodlo , przechodze natychmiast do nastepnego . Ludzie , ktorzy polegaja calkowicie na naturalnym zrodle talentu , maja powazne klopoty , gdy stwierdza , ze zrodlo to wlasnie wyschlo . Mowiac inaczej i dosadniej: zycic jest z gruntu niesprawiedliwe . Lecz nawet w tak niesprzyjajacych okolicznosciach mozna , moim zdaniem , odnalezc w nim odrobine przyzwoitosci . Wymaga to rzecz jasna czasu i wysilku . Na koncu moze sie tez okazac , ze wlasciwie nie bylo warto . Od kazdego z nas zalezy , czy bylo warto , czy nic . Kiedy mowie ludziom , ze biegam codziennie , niektorzy sa pod wrazeniem . „Musisz miec naprawde silna wole" , chwala mnie czasem . Milo jest oczywiscie sluchac takich pochwal . Lepiej , kiedy nas chwala , niz gania - to pewne . Ale moim zdaniem silna wola to za malo , zeby czegos dokonac . swiat nie jest taki prosty . Mowiac szczerze , nie dostrzegam zwiazku miedzy codziennym bieganiem a tym , czy mam silna wole , czy tez jej nie mam . Uwazam , ze bylem w stanie biegac przez ponad dwadziescia lat z jednego prostego powodu: bo mi to odpowiada . Albo przynajmniej dlatego , ze nie bylo to dla mnie bolesne . Istoty ludzkie w sposob naturalny powtarzaja rzeczy , ktore lubia robic , i nie robia tego , czego nie lubia . To prawda , ze cos w rodzaju woli odgrywa w tym jakas niewielka role . Ale bez wzgledu na to , jak . silna ma sie wole i jak nie lubi sie przegrywac , jesli robimy cos , czego nie lubimy , nie wytrwamy w tym dlugo . A nawet jesli wytrwamy , nie bedzie to dla nas dobre . Z tej przyczyny nigdy nie zalecalem innym biegania . Unikalem ze wszystkich sil wyglaszania sadow w rodzaju: „Bieganie jest swietne . Wszyscy powinni biegac" . Jesli kogos nic interesuje bieganie na dlugich dystansach , dajcie mu spokoj kiedys sam zacznie biegac . Jesli go lo nie interesuje , zadne perswazje mu nie pomoga . Bieganie w maratonach nie jest sportem dla kazdego , podobnie jak pisanie powiesci nie jest zawodem dla wszystkich . Nikt nigdy nie zalecal mi , ba , nikt nigdy nie pragnal , zebym zostal pisarzem w istocie niejeden usilowal mnie od tego odwiesc . Wpadlem na pomysl , ze zostane pisarzem , i wprowadzilem go w zycie . Podobnie jest z bieganiem nikt nie staje sie biegaczem , poniewaz ktos mu to poradzil . Ludzie najczesciej staja sie biegaczami , poniewaz tak ma byc . Kto wie , czy po przeczytaniu tej ksiazki nie znajdzie sie ktos , kto powie: „Hej , chyba sprobuje pobiegac" , a potem stwierdzi , ze mu to odpowiada . Byloby to , rzecz jasna , wspaniale . Jako autor tej ksiazki , bylbym zachwycony , gdyby tak sie stalo . Ale ludzie maja wlasne preferencje i wlasne awersje . Niektorzy nadaja sie do biegania maratonow , inni do gry w golfa , a jeszcze inni do hazardu . Kiedy widze uczniow zmuszanych na lekcjach wuefu do biegania dlugich dystansow , serdecznie im wspolczuje . Zmuszanie do biegania kogos , komu sie nie chce biegac lub nie jest do tego wystarczajaco sprawny fizycznie , przypomina bezsensowna torture . Zawsze chcialem poradzic nauczycielom wuefu , zeby nie zmuszali gimnazjalistow i licealistow do biegania razem po tej samej trasie , ale watpie , by ktokolwiek zechcial mnie wysluchac . Szkoly sie nie zmienia . Najwazniejsze , czego uczymy sie w szkole , jest to , ze najwazniejszego nie mozna nauczyc sie w szkole . Bez wzgledu na to , jak bardzo lubie biegac na dlugich dystansach , zdarzaja mi sie rzecz jasna takie dni , podczas ktorych jestem zbyt ociezaly i nie chce mi sie biegac . Przyznaje , ze zdarzaja sie bardzo czesto . Gdy zdarzy sie akurat taki dzien , wymyslam tysiace wiarygodnych wymowek , by usprawiedliwic wlasne lenistwo . Kiedys przeprowadzalem wywiad z olimpijczykiem Toshihiko Seko , tuz po tym jak wycofal sie z uprawiania sportu i zostal trenerem slynnej druzyny lekkoatletycznej sponsorowanej przez firme spozywcza S &B . Zapytalem go: „Czy zdarza sie , ze biegacz na pana poziomie odczuwa czasem niechec do biegania , czy zdarzaja sie dni , kiedy nie chce sie panu biegac , bo , na przyklad , wolalby pan dluzej pospac ?" . Popatrzyl na mnie przez chwile , a potem odpowiedzial mi takim tonem , ze chcialem sie schowac pod stol ze wstydu , ze zadalem tak glupie pytanie: „Oczywiscie . Nieustannie !" . Dopiero teraz w pelni pojmuje , jak bylo idiotyczne . Podejrzewam , ze wtedy tez wiedzialem , ze jest glupie , ale chcialem uzyskac odpowiedz od osoby pokroju Seko . Chcialem wiedziec po prostu czy mimo dzielacej nas przepasci w kategoriach wytrzymalosci , motywacji i ilosci czasu poswiecanego na trening - czujemy dokladnie to samo , sznurujac co rano buty . Odpowiedz Seko przyniosla mi wowczas wielka ulge . Koniec koncow , pomyslalem , wszyscy jestesmy tacy sami . Zawsze kiedy czuje , ze nie chce mi sie biegac , zadaje sobie jedno i to samo poprzedzone dluzszym wywodem pytanie: Zarabiasz na zycie jako powiesciopisarz , pracujesz w domu , wyznaczasz sobiewlasne godziny pracy , co oznacza , ze nie musisz do niej dojezdzac zatloczonym pociagiem i wysiadywac na nudnych zebraniach . Czy zdajesz sobie sprawe , jakie spotkalo cie szczescie ? (Wierzcie mi , zdaje sobie z tego sprawe) . Czy w porownaniu z tym wszystkim bieganie przez godzine po okolicy wydaje ci sie trudne ? Otoz , nie , prawda ? Zawsze kiedy wyobrazam sobie zatloczone pociagi i ciagnace sie w nieskonczonosc zebrania , nabieram na nowo ochoty do biegania i zawiazuje szybko sznurowki na kokardke , by wybiec z domu bez ociagania . Jesli nie zdobede sie na to , powtarzam sobie , dostane kiedys po nosie . Mowiac tak , zdaje sobie w pelni sprawe , ze na swiecie jest mnostwo ludzi , ktorzy przedkladaja jazde zatloczonym pociagiem i wysiadywanie na niekonczacych sie zebraniach nad godzinna poranna przebiezke . Tak czy inaczej , zaczalem biegac wlasnie w taki sposob . Mialem wtedy trzydziesci trzy lata . Wciaz bylem mlody , choc nie bylem juz mlodziencem . W tym wieku Jezus umarl na krzyzu . W tym wieku Scott Fitzgerald zaczal sie staczac . Ten wiek to byc moze zyciowe rozstaje . W tym wieku zaczalem moje zycie biegacza i spozniona , ale prawdziwa kariere pisarska . Rozdzial trzeci 1 WRZEsNIA 2005 - KAUAI , HAWAJE Ateny w polowie lata - bieg przez 42 kilometry i 195 metrow po raz pierwszy Wczo raj skonczyl sie sierpien . Przez caly miesiac (liczacy trzydziesci jeden dni) przebieglem w sumie 350 kilometrow . czerwiec 240 km (60 km tygodniowo) lipiec 300 km (75 km tygodniowo) sierpien 350 km (87 ,5 km tygodniowo) Moim celem jest maraton nowojorski , ktory odbywa sie 6 listopada . zeby sie do niego przygotowac , musialem dokonac kilku modyfikacji w treningu , ale na razie wszystko idzie dobrze . Rozpoczalem go piec miesiecy przed wyznaczonym terminem , zwiekszajac stopniowo przebiegany dystans . W sierpniu pogoda w Kauai jest cudowna , deszcz ani razu nie zatrzymal mnie w domu . Kiedy padalo , deszczyk byl przyjemna ochloda dla przegrzanego ciala . Latem na polnocnym wybrzezu Kauai panuja zazwyczaj korzystne warunki pogodowe , ale rzadko sie zdarza , zeby taka ladna pogoda panowala tak dlugo bez przerwy . Dzieki temu moglem biegac tyle , ile chcialem . Czuje , ze jestem w dobrej formie , wiec choc zwiekszam stopniowo dystans , cialo nie odmawia mi posluszenstwa . Przez trzy minione miesiace biegalem bez bolu , bez kontuzji , bez nadmiernego przemeczenia . Letnie temperatury wcale mi nie doskwieraly . Latem nie robie niczego wyjatkowego , zeby podtrzymac wysoki poziom energii . Sadze , ze jedyna konkretna rzecza , ktora robie , jest powstrzymywanie sie od picia zbyt wielu zimnych napojow . Jem wiecej owocow i warzyw . Jesli chodzi o jedzenie , Hawaje sa dla mnie idealnym miejscem na lato , bo mozna tu dostac mnostwo swiezych owocow - mango , papaje , avocado doslownie po drugiej stronie ulicy . Nic jadam ich po to , by pokonac letnie rozleniwienie , ale dlatego , ze moje cialo calkiem naturalnie samo sie ich domaga . Kiedy jest sie aktywnym , kazdego dnia , latwiej slyszy sie ten wewnetrzny glos . Dodatkowym sposobem , w jaki dbam o zdrowie , sa drzemki . Naprawde czesto drzemie . Zazwyczaj chce mi sie spac tuz po lunchu , padam wiec na sofe i zasypiam . Pol godziny pozniej budze sie rzeski . Po przebudzeniu nie czuje rozleniwienia i mam zupelnie jasny umysl . Na poludniu Europy nazywaja to sjesta . Wydaje mi sie , ze poznalem ten zwyczaj , kiedy mieszkalem we Wloszech , ale niewyklu- czone , ze cos mi sie myli we wspomnieniach , bo zawsze uwielbialem spac w ciagu dnia . Tak czy inaczej , naleze do tego gatunku ludzi , ktorzy gdy chce im sie spac moga zasnac calkiem gleboko niemal wszedzie . Jest to prawdziwydar , jesli chce sie zachowac zdrowie - problem polega na tym , ze czasami zasypiam szybko w sytuacjach , w ktorych zasypiac nie powinienem . Stopniowo spadala mi waga , a twarz mi wyszczuplala . Przygladanie sie zmianom zachodzacym we wlasnym ciele jest przyjemnym uczuciem , choc teraz zmiany te nie zachodza tak szybko jak wtedy , kiedy bylem mlody . To , co kiedys zajmowalo poltora miesiaca , teraz zajmuje trzy . Czas , przez jaki moge trenowac , skraca sie coraz bardziej , zmniejsza sie skutecznosc calego procesu , ale co mam zrobic ? Musze sie z tym pogodzic i zadowolic tym , co mam . To jedna z zyciowych prawd . Poza tym nie sadze , by wydajnosc , lub jej brak , byla jedynym miernikiem wlasnego zycia . W sali gimnastycznej , w ktorej cwicze w Tokio , wisi plakat , a na nim widnieje napis: „Miesnie zdobywa sie z trudem i latwo traci . Tluszcz zdobywa sie latwo i traci z trudem" . Bolesna prawda , ktora pozostaje faktem . W ten sposob sierpien pomachal' mi na do widzenia (naprawde wydawalo mi sie , ze pomachal) , zaczal sie wrzesien , a moj sposob treningow ulegl kolejnej zmianie . Przez trzy minione miesiace probowalem zwiekszac odleglosc , martwiac sie tylko o rownomierne przyspieszanie tempa do maksimum . To pomoglo mi zbudowac ogolna wytrzymalosc: jestem bardziej odporny , lepiej umiesniony , wzmocnilem sie fizycznie i psychicznie . Najwazniejszym celem , jaki zrealizowalem , bylo powiadomienie mojego ciala w krotkich zolnierskich slowach , ze tak intensywne bieganie jest czyms normalnym i mozliwym do zaakceptowania . Gdy mowie o „powiadamianiu w krotkich zolnierskich slowach" , wyrazam sie rzecz jasna metaforycznie . Wlasnemu cialu mozna rozkazywac do woli , rzecz w tym , ze cialo bywa nieposluszne , a przynajmniej nie jest posluszne od razu . Jesli natomiast pozwolimy mu od czasu do czasu , i przez czas jakis , doswiadczac bolu , zrozumie w czym rzecz . W efekcie cialo z checia zgodzi sie (albo i nie zgodzi) na wiekszy wysilek , do jakiego sie je zmusza . Gdy tak sie stanie , mozna bardzo powoli przesuwac gorna granice wysilku . Robienie tego stopniowo ma zasadnicze znaczenie , w przeciwnym razie mozna sie wypalic . Poniewaz jest juz wrzesien , a do maratonu zostaly dwa miesiace , moj trening wchodzi w faze optymalizacji . Przez modulowanie wysilku ktory czasem trwa dlugo , a czasem krotko , czasem jest duzy , a czasem maly - przechodze w treningu od ilosci do jakosci . Chodzi o to , zeby osiagnac szczyt wyczerpania miesiac przed biegiem wiec jest to krytyczny okres . By czynic jakiekolwiek postepy , musze wsluchiwac sie starannie w informacje zwrotne , jakie przekazuje mi moje cialo . W sierpniu przebywalem w jednym miejscu , Kauai , i trenowalem , a we wrzesniu czekaja mnie dlugie podroze - z powrotem do Japonii , a potem z Japonii do Bostonu . W Japonii bede zbyt zajety , by zajmowac sie bieganiem w dotychczasowy sposob . Alepowinienem odrobic stracony czas , stosujac bardziej efektywny program treningowy . Naprawde wolalbym o tym nie mowic wolalbym ukryc to gdzies w glebi szafy ale moj ostatni pelny maraton byl czyms okropnym . Bralem udzial w wielu biegach , ale zaden z nich nie skonczyl sie tak fatalnie . Maraton odbywal sie w prefekturze Chiba . Do mniej wiecej dwudziestego dziewiatego kilometra bieglem w dobrym tempie i bylem pewien , ze osiagne niezly czas , Czulem , ze mam jeszcze duzo sily , i bylem przekonany , ze skoncze bieg bez problemu . I gdy tak sobie myslalem , nogi nagle odmowily mi posluszenstwa . Zaczalem miec skurcze , i to tak silne , ze nie moglem biec dalej . Probowalem sie rozciagnac , ale miesnie z tylu ud nie przestawaly drzec , a w koncu zbily sie w jeden twardy wezel . Nic moglem sie nawet wyprostowac i nim sie obejrzalem , przykucnalem na poboczu . Skurcze zdarzaly mi sie juz wczesniej w innych biegach , ale wystarczyla chwila rozciagania i po pieciu minutach miesnie wracaly do normy , a ja wracalem na trase . Wtedy jednak mijaly minuty , a skurcze nie ustepowaly . W pewnej chwili wydalo mi sie , ze juz po wszystkim , i zaczalem biec , ale skurcze ma sie rozumiec wrocily . Wiec przez ostatnie piec kilometrow musialem isc . Po raz pierwszy w zyciu szedlem w maratonie , zamiast biec . Do tamtej pory szczycilem sie , ze bez wzgledu na wszystkie dolegliwosci nigdy nie szedlem w maratonie . Ale tym razem nawet chodzenie sprawialo mi bol . Pare razy przez glowe przemknela mi mysl , ze powinienem sie poddac i wsiasc do autobusu , ktory zawiezie mnie na mete . I tak uzyskam fatalny wynik , myslalem , wiec po co dalej sie meczyc ? Ale wycofywanie sie z biegu nie lezy w mojej naturze . Musialem dotrzec do mety o wlasnych silach , nawet jesli mialbym sie czolgac . Mijali mnie inni biegacze , a ja kustykal em dalej z wykrzywiona bolem twarza . Czas na cyfrowym zegarku uciekal bezlitosnie . Od oceanu wialo , a mokra od potu koszulka zrobila sie chlodna , a potem lodowata . Byl to przeciez zimowy maraton . Mozecie mi wierzyc , ze kiedy kustyka sie zima po drodze w samej koszulce i spodenkach , a od oceanu wieje lodowaty wiatr , czlowiekowi jest naprawde zimno . Kiedy sie biegnie , cialo sie rozgrzewa i nie czuje sie chlodu . Gdy przestalem biec , przezylem wstrzas , nie zdajac sobie wczesniej sprawy z tego , jak jest zimno . Ale znacznie bardziej od chlodu doskwierala mi zraniona duma i zalosny widok , jaki musialem soba przedstawiac , wlokac sie po maratonskiej trasie . Jakies poltora kilometra od mety skurcze ustapily i znow moglem biec . Truchtalem przez chwile , poki nie odzyskalem sprawnosci , a potem puscilem sie pedem przez ostatnia prosta . Moj czas byl faktycznie straszny , tak jak sie spodziewalem . Sa trzy powody , dla ktorych odnioslem porazke . Za malo trenowalem . Za malo trenowalem . I za malo treno- walem . Na tym to polegalo , mowiac w skrocie . Za malo cwiczen ogolnorozwojowych plus nadwaga . Wcale o tym nie wiedzac , stalem sie zadufany bylem przekonany , ze trening lekki do sredniego wystarczy mi do zwyciestwa . Granica oddzielajaca zdrowa pewnosc siebie od niezdrowej dumy jest cieniutka . Kiedy bylem miody , trening lekki do sredniego wystarczylby mi w zupelnosci , zeby przebiec maraton . Bez nadmiernego wysilania sie na treningach moglem liczyc na swoja budowana wczesniej systematycznieforme , ktora niosla mnie podczas biegu i pozwalala osiagac dobre czasy . Niestety , nie jestem juz mlody . Zblizam sie do wieku , w ktorym naprawde dostaje sie tylko tyle , za ile sie zaplaci . Biegnac w tamtym maratonie , uznalem , ze juz nigdy wiecej nie chce przechodzic przez cos takiego . Nie chce odmrazac sobie tylka i czuc sie podle . Wielkie dzieki ! Tam i wtedy podjalem decyzje , ze przed nastepnym maratonem wroce do podstaw , zaczne od poczatku i bede sie staral najlepiej jak umiem . Bede trenowal wytrwale i odkryje na nowo , na co fizycznie mnie stac . Dokrece wszystkie poluzowane sruby , jedna po drugiej . Zrobie to i zobacze , co sie stanie . Tak sobie myslalem , powloczac nogami w lodowatym wietrze , dajac sie wyprzedzac kolejnym biegaczom . Jak wspomnialem , nic lubie rywalizacji . Doszedlem do wniosku , ze niekiedy porazki sa do pewnego stopnia nieuniknione . Nikt nie jest w stanie wygrywac przez caly czas .Po autostradzie zycia nie da sie jechac bez przerwy pasem szybkiego ruchu . Wszakze z cala pewnoscia nie chce powtarzac w nieskonczonosc tych samych bledow . Musze uczyc sie na bledach i przy najblizszej okazji wprowadzac te nauke w zycie . Kiedy jeszcze moge . Byc moze rowniez z tego powodu , przygotowujac sie do nastepnego biegu , czyli maratonu nowojorskiego , pisze te slowa . Fragment po fragmencie przypominam sobie wydarzenia , do ktorych doszlo , kiedy zaczynalem biegac ponad dwadziescia lat temu . sledzac wspomnienia , czytajac ponownie prosty dziennik (wtedy go prowadzilem , choc nie jestem w stanie pisac regularnie dziennika przez dluzszy czas , ale za to zawsze skrupulatnie dokonywalem wpisow w dzienniku biegacza) i przeksztalcajac wpisy w eseistyczna forme , widze wyrazniej droge , ktora przeszedlem , i odkrywam na nowo tamte uczucia . Robie to , by siebie przestrzec i samego siebie zachecic . Robie to , by obudzic w sobie motywacje , ktora gdzies po drodze przysnela , Innymi slowy , pisze po to , zeby uporzadkowac jakos wlasne mysli . Post factum -a kazda ostateczna analiza odbywa sie post factum moze sie okazac , ze napisalem wspomnienia obracajace sie wokol biegania . Nie o znacza to wcale , ze teraz zajmuje mnie najbardziej pisanie autobiografii . Znacznie bardziej zajmuje mnie kwestia , jak ukonczyc odbywajacy sie za dwa miesiace maraton nowojorski w przyzwoitym czasie . Glownym zadaniem stajacym obecnie przede mna jest trening , ktory pomoze mi w realizacji tego celu . Dwudziestego piatego sierpnia amerykanskie pismo „Runner's World" zorganizowalo mi sesje fotograficzna . Z Kalifornii przylecial miody fotograf , Greg , i przez caly dzien robil mi zdjecia . Prawdziwy entuzjasta , przylecial na Kauai z ciezarowka sprzetu . Wczesniej udzielilem wywiadu temu pismu , a zdjecia maja towarzyszyc wydrukowanej w magazynie rozmowie . Wydaje sie , ze nie ma zbyt wielu powiesciopisarzy biegajacych w maratonach (oczywiscie jacys sa , ale chyba niezbyt wielu) , a pismo zainteresowalo sie moim zyciem „biegajacego pisarza" . „Runner's Word" to bardzo popularny magazyn wsrod amerykanskich biegaczy , wiec podejrzewam , ze wiciu z nich rozpozna mnie , kiedy spotkamy sie w Nowym Jorku . Wszystko to sprawilo , ze spinam sie jeszcze bardziej , nie chcac w tym maratonie wypasc zle . Wrocmy do roku 1983 . Nostalgiczny powrot do epoki , w ktorej na listach przebojow goscil zespol Duran Duran i duet Hall & Oatcs . W lipcu tamtego roku polecialem do Grecji i przebieglem samotnie z Aten do Maratonu . Biegiem w przeciwnym kierunku niz bitewny poslaniec , ktory wystartowal w Maratonie i dobiegl do Aten . Postanowilem biec w przeciwna strone , gdyz doszedlem do wniosku , ze zaczne wczesnie rano w Atenach przed porannym szczytem komunikacyjnym (i zanim powietrze stanie sie nieznosne od zanieczyszczen) opuszcze miasto i pobiegne prosto do Maratonu , unikajac ruchu . Bieglem nieoficjalnie , calkiem sam , wiec 63 nie moglem naturalnie liczyc na to , ze ktos zatrzyma dla mnie pojazdy . Po co poje chalem az do Grecji i przebieglem sam czterdziesci dwa kilometry ? Pewne pismo dla mezczyzn poprosilo mnie o wybranie sie do Grecji , i . napisanie pamietnika z podrozy . Byla to oficjalnie zorganizowana imprezamedialna , sponsorowana przez izbe turystyczna greckiego rzadu . Wycieczke sponsorowalo rowniez mnostwo innych pism , a obejmowala ona typowo turystyczne zwiedzanie ruin , rejs po Morzu Egejskim itp . Gdy impreza dobiegla konca , mialem otwarta rezerwacje na bilet powrotny do domu , moglem wiec zostac tak dlugo , jak chcialem , i robic to , na co mialem ochote . Grupowe wycieczki turystyczne raczej mnie nie interesuja , ale spodobal mi sie pomysl , ze bede mogl zostac dluzej calkiem sam . Grecja jest ojczyzna biegu maratonskiego i bardzo chcialem obejrzec pierwsza trase na wlasne oczy . Wykombinowalem , ze byc moze uda mi sie przebiec ja chocby w czesci . Dla poczatkujacego biegacza , jak ja , byloby to z pewnoscia ekscytujace doswiadczenie . No dobrze , pomyslalem , ale dlaczego mam przebiec trase maratonu tylko w czesci ? Dlaczego nie mam przebiec calego dystansu ? Gdy zaproponowalem to wydawcom pisma , podchwycili pomysl . No i stalo sie tak , ze pobieglem pierwszy pelny maraton (w przyblizeniu) zupelnie bez rozglosu i calkiem sam . zadnych tlumow , zadnej tasnry na linii mety , zadnych dodajacych sil wiwatow , zadnej publicznosci stojacej wzdluz trasy . Nic z tych rzeczy . Ale wcale mi to nie przeszkadzalo , poniewaz bieglem trasa pierwszego maratonu . Czy moglem chciec wiecej ? W istocie rzeczy odleglosc , ktora przebywa sie , biegnac z Aten wprost do Maratonu , nie jest dokladnie taka jak oficjalny dystans biegu maratonskiego , ktory wynosi 42 kilometry i 195 metrow . Odleglosc ta jest o okolo poltora kilometra krotsza . Przekonalem sie o tym wiele lat pozniej , startujac w oficjalnym biegu po historycznej trasie , ktory rozpoczal sie w Maratonie i skonczyl w Atenach . Ci , ktorzy ogladali transmisje telewizyjna biegu maratonskiego z Igrzysk Olimpijskich w Atenach , pamietaja zapewne , ze biegacze po opuszczeniu Maratonu skrecili w pewnym momencie wlewo w boczna droge , przebiegli obok jakichs nieciekawych ruin i wrocili na glowna droge . W ten sposob nadrobili brakujacy dystans . W tamtym czasie wszelako nie mialem o tym pojecia i bylem przekonany , ze biegnac prosto z Aten do Maratonu , pokonam pelne 42 kilometry i 195 metrow . W rzeczywistosci przebieglem tylko nieco ponad czterdziesci kilometrow . Jesli jednak policzyc objazdy , ktorymi bieglem w Atenach , i jesli wziac pod uwage wskazania drogomierza zainstalowanego w towarzyszacej mi furgonetce - pokazal prawie czterdziesci dwa kilometry mozna zalozyc , ze przebieglem odleglosc zblizona do pelnego maratonu . Teraz zreszta nie ma to wiekszego znaczenia . Kiedy wyruszalem w droge , w Atenach byla pelnia lata . Ci , ktorzy tam byli , wiedza , ze o tej porze roku w Atenach panuja niewiarygodne upaly . Popoludniami miejscowi staraja sie nie wychodzic z domow -o ile naprawde nie musza . Niczym sie nie zajmuja , chowaja sie w chlodzie i cieniu , zeby nie opasc z sil . Gdy tylko zajdzie slonce , wylegaja na zewnatrz . Jedynymi ludzmi , ktorych widuje sie latem po poludniu na greckich ulicach , sa turysci . Nawet psy leza calkiem nieruchomo w cieniu . Trzeba przygladac im sie przez dlugi czas , by orzec , czy jeszcze zyja . Tak goraco jest w Grecji . Przebiegniecie czterdziestu dwoch kilometrow w takim upale graniczy z czystym szalenstwem . Kiedy mowilem Grekom o swoim zamiarze pokonania trasy z Aten do Maratonu , wszyscy odpowiadali tak samo: „To szalenstwo . Nikomu przy zdrowych zmyslach nie przyszedlby do glowy taki pomysl" . Zanim przyjechalem do Grecji , nie mialem pojecia , jak upalne sa lata w Atenach , wiec niczym sie nie przejmowalem . Wiedzialem tylko tyle , ze mam do przebiegniecia czterdziesci dwa kilometry , i moim jedynym zmartwieniem byl ow dystans . Nie zastanawialem sie nad temperatura . Ale gdy znalazlem sie w Atenach , bylo tak potwornie goraco , ze zaczalem sie denerwowac . Maja racje , mowilem sobie , musisz byc szalony , jesli chcesz to zrobic . Zlozylem jednak obietnice , ze przebiegne trase pierwszego maratonu i napisze o tym artykul -w tym celu przylecialem do Grecji . W zaden sposob nie moglem sie wycofac . Szukalem w glo- wie pomyslow na unikniecie skrajnego wyczerpania z goraca i ostatecznie doszedlem do wniosku , ze wyrusze z Atennad ranem , przed switem , i dobiegne do Maratonu , zanim slonce bedzie wysoko . Im wyzej znajdzie sie slonce , tym bedzie gorecej . Wygladalo na to , ze bede odgrywal role bohatera opowiadania Biegnij , Melasie !* , ktorysie scigal ze sloncem . W towarzyszacej mi furgonetce mial jechac fotograf z pisma , Masao Kageyama . Jego zadaniem bylo robienie mi zdjec podczas biegu . Nie byl to wyscig i po drodze nie bylo punktow z woda , wiedzialem wiec , ze bede sie musial zatrzymywac , zeby odebrac wode z furgonetki . Greckie lato jest naprawde okrutne i zdawalem sobie sprawe , ze trzeba bedzie uwazac , zeby sie nie odwodnic . - Panie Murakami - zwrocil sie do mnie pan Kageyama , zaskoczony moimi przygotowaniami do biegu . -Chyba nie mysli pan o przebiegnieciu calej tej trasy , prawda ? - Oczywiscie , ze mysle . Po to tutaj przyjechalem . - Naprawde ? Ale kiedy robimy tego rodzaju projekty , wiekszosc ludzi tylko markuje . Pstrykamy zdjecia i nikt nie mysli o pokonywaniu dlugich dystansow . A pan chce przebieccaly . . . ? Czasem swiat mnie zdumiewa . Nie moge uwierzyc , ze ludzie naprawde robia cos takiego . Opublikowane w roku 1940 opowiadanie (_h## Hashire Merosu) autorstwa Osamu Dazai , oparte na balladzie Fryderyka Schillera Die Burgschaft i greckim micie . Tak czy inaczej , rozpoczalem bieg o wpol do szostej rano na stadionie , na ktorym w roku 2004 odbyly sie igrzyska olimpijskie , i wyruszylem w droge do Maratonu , dokad wiedzie jedna szosa . Jesli biegaliscie po greckich drogach , zrozumiecie , co mam na mysli , mowiac , ze ich nawierzchnie sa inne niz gdzie indziej . Do nawierzchni , zamiast zwiru , dodaje sie w Grecji sproszkowany marmur , ktory sprawia , ze drogi lsnia w sloncu i sa dosyc sliskie . Kiedy pada , trzeba zachowywac duza ostroznosc . A kiedy nie pada , podeszwy butow piszcza na asfalcie , a w nogach czuje sie gladkosc nawierzchni . Teraz przedstawie w skroconej formie artykul , ktory napisalem do magazynu zainteresowanego moim biegiem z Aten do Maratonu . Slonce wspina sie coraz wyzej i wyzej . W obrebie Aten drogi sa bardzo twarde do biegania . Od stadionu do wjazdu na droge glowna jest jakies piec kilometrow , a w dodatku mija sie mnostwo swiatel , ktore wytracaja mnie z rytmu . Mijasie takze mnostwo budow i zaparkowanych na chodniku aut , blokujacych droge , przez co musze wybiegac na srodek ulicy . Wczesnym rankiem wszedzie smigaja samochody , wiec naprawde bieganie poAtenach moze byc niebezpieczne . Slonce wschodzi , gdy wpadam w aleje Maratonska - naraz gasna wszystkie latarnie . Szybko zbliza sie czas , w ktorym letnie stonce zacznie rzadzic ta ziemia . Na przystankach autobusowych pojawiaja sie pierwsi ludzie . Grecy w poludnie zaczynaja sjeste , wiec jada dosyc wczesnie do pracy . Wszyscy przygladaja mi sie z zaciekawieniem . Chyba niewielu z nich widzialo kiedykolwiek Azjate biegnacego oswicie ulicami Aten . W Atenach w ogole biega malo ludzi . Po jakich s szesciu kilometrach sciagam z siebie koszulke i biegne nagi od pasa w gore . Zawsze biegam bez koszulki , wiec gdy ja zdjalem , poczulem sie swietnie (pozniej okaze sie , ze doznalem straszliwych poparzen slonecznych) . Do trzynastego kilometra biegne pod gore lagodnego wzniesienia . Trudno mi sie oddycha . Na jego szczycie czuje , ze w koncu opuscilem miasto . To wielka ulga , choc wraz z miastem konczy sie chodnik i zostaje mi tylko pobocze oddzielone od reszty drogi biala linia . Zaczely sie godziny szczytu , zwiekszyla sie liczba samochodow . Mijaja mnie rozpedzone autobusy i ciezarowki jadace osiemdziesiatka . Kiedy droga nazywa sie „aleja Maratonska" , mozna przypuszczac , ze jest sie w historycznym miejscu , ale jest to zwykla szosa dojazdowa do miasta . W lasnie wtedy mijam pierwszego zdechlego psa . Duzego , brunatnego kundla . Nie widze zadnych zewnetrznych obrazen . Lezy rozciagniety na srodku jezdni . Dochodze do wniosku , ze to bezpanski pies potracony przez auto pedzace wsrodku nocy . Zwloki sa swieze i pies nie wydaje sie martwy . Wyglada jakby spal . Kierowcy mijajacych mnie ciezarowek nie zwracaja na niego uwagi . Nieco dalej trafiam na rozjechanego przez samochod kota . Jest calkiem splaszczony , jak niewyrosnieta pizza , i wyschniety . Musial zostac przejechany juz jakis czas temu . Po takiej szosie biegn e . W tym momencie zaczynam sie zastanawiac , dlaczego - po przybyciu z Tokio do tego pieknego kraju - biegne ta przerazajaca droga dojazdowa . Moglbym przeciez robic cos innego . Tego dnia doliczylem sie trzech psow i jedenastu kotow , ktore stracily zycie w alei Maratonskiej . Licze wszystkie zwierzece zwloki , a to jest dosyc przygnebiajace . Biegne dalej . Slonce ukazuje sie w calej pelni i z niewiarygodna szybkoscia wznosi sie na niebie . Umieram z pragnienia . Nie mam czasu sie spocic , bo powietrze jest tak suche , ze pot od razu paruje , zostawiajac na skorze warstwe soli . Mowi sie o „kropelkach potu" , ale nie w Grecji , gdzie pot znika tak szybko , ze nie moze uformowac sie w kropelki . Czuje , ze od slonego osadu swedzi mnie cala skora . Kiedy oblizuje wargi , smakuja jak pasta z sardeli . Zaczynam marzyc o chlodnym piwie - tak zimnym , ze az parzy . W okolicy nie ma jednakzadnego piwa i musze sie zadowolic woda z redakcyjnej furgonetki co jakies piec kilometrow . Nigdy jeszcze tyle nie wypilem podczas biegu . Ale czuje sie calkiem dobrze . Mam wciaz mnostwo energii . Biegne na siedemdziesiat procent swoich mozliwosci , ale i tak zachowuje przyzwoite tempo . Droga na zmiane to wspina sie , to opada . Poniewaz biegne z glebi ladu ku morzu , zmierzam w zasadzie w dol . Zostawiam za soba miasto , potem przedmiescia i stopniowo wbiegam w wiejska okolice . Gdy przebiegam przez wioske Nea Makri , przygladaja mi sie w milczeniu starzy ludzie siedzacy na zewnatrz w kawiarni i saczacy poranna kawe z malenkich filizaneczek . Patrza na mnie tak , jakby byliswiadkami sceny z zamierzchlej przeszlosci . W okolicach dwudziestego siodmego kilometra zaczyna sie wzgorze , a z jego wzniesienia Maratonu . szczytu roztacza sie widok na Dochodze do wniosku , ze Nie - zapomnij o piwie . I zapomnij o sloncu . Zapomnij o wietrze . Zapomnij o artykule , ktory masz napisac . Skup sie na przesuwaniu stop do przodu , jedna za druga . Tylko to jest teraz wazne . Mijam trzydziesty piaty kilometr . Nigdy w zyciu nie przebieglem za jednym razem wiecej niz trzydziesci piec kilometrow , wiec wszystko , co jest dalej , to terra încognita . Po lewej stronie wznosi sie pasmo kamienistych , surowych gor . Zdaja sie jalowe i bezuzyteczne . Po co wlasciwie bogowie zadali sobie trud , zeby stworzyc cos takiego ? Po prawej ciagna sie w nieskonczonosc oliwkowe gaje . Caly krajobraz pokrywa warstwa bialego pylu . A siiny wiatr od morza nie daje za wygrana . 0 co mu chodzi ? Dlaczego musi tak mocno wiac ? W okolicach trzydziestego siodmego kilometra zaczynam odczuwac nienawisc do calegoswiata . Dosc tego ! Juz nie moge ! Calkiem opadlem z sit i dalej nie chce biec . Czuje sie tak , jakbym prowadzil samochod z pustym bakiem . Musze sie napic , ale jesli sie teraz zatrzymam i siegne po wode , nie bede juz w stanie ruszyc z miejsca . Umieram z pragnienia , aie brakuje mi sil , zeby sie napic wody . Przez glowe przebiegaja mi tego rodzaju mysli i czuje zlosc . Wsciekam sie na owce skubiace radosnie trawe na skrawku laki obok drogi , wsciekam sie na fotografa pstrykajacego zdjecia z furgonetki . Trzask migawki dziala mi wszystkie owce ? fotografa , na nerwy . Komu potrzebne sa te Trzaskanie migawka jest zajeciem a owce zajmuja sie skubaniem trawy - kimze ja jestem , zeby im tego zabronic ? Aie tak czy inaczej , wszystko to irytuje mnie niepomiernie . Na skorze pojawiaja mi sie mate biale bable od slonca . To zaczyna byc absurdalne . Po co komu ten upal ? Mijam czterdziesty kilometr . - Jeszcze tylko dwa . Trzymaj sie ! -wola radosnie reporter z furgonetki . latwo ci mowic , chce odkrzyknac , ale nie robie tego . Z nagiego slonca wiszacego na bezchmurnym niebie leje sie zar . Jest dopiero troche po dziewiatej , a czuje sie jak w piecu . Pot zalewa mi oczy . Od soli zaczynaja szczypac i przez chwile nic nie widze . Ocieram pot reka , ale na dloni i twarzy mam pelno soli , od ktorej oczy pieka mnie jeszcze bardziej . Za wybujala letnia trawa widze w oddali mete - kolumne wzniesiona u wjazdu do wsi Maraton . Pojawia sie tak nagle , ze poczatkowo nie jestem pewien , czy to naprawde ona . Jestem szczesliwy , widzac mete - to nie ulega kwestiiale zaskoczenie , , w jakie wprawia mnie ten widok , wywoluje we mnie z jakiegos powodu gniew . Poniewaz znajduje sie na ostatniej prostej , chce zebrac sily do ostatniego desperackiego wysilku i pobiec najszybciej jak moge , ale nogi kieruja sie wlasnym rozumem . Zupelnie zapomnialem , jak porusza sie wlasnym cialem . Kazdy miesien boli mnie tak , , jakby pocierano go o zardzewiala tarke . Meta . Dobiegam wreszcie do konca . Co dziwne , wcale nie ciesze sie ze swojego osiagniecia . Jedyne , co czuje , to ogromna ulga , ze nie musze juz biec . Korzystam z kranu na stacji benzynowej , zeby ochlodzic rozgrzane cialo i zmyc oblepiajaca mnie sol . Jestem pokryty sola od stop do glow jestem prawdziwa ludzka solanka . Gdy starzec obslugujacy stacje slyszy , czego dokonalem , obrywa kwiatki z doniczkowej rosliny i daje mi bukiet . - Odwaliles kawal dobrej roboty usmiecha sie . Gratuluje . Czuje ogromna wdziecznosc za te drobne , uprzejme gesty tubylcow . Maraton to mala przyjazna wioska -cicha i spokojna . Nie umiem sobie wyobrazic , ze w tym miejscu przed paroma tysiacami lat Grecy pokonali perskich najezdzcow w potwornej bitwie na morskim wybrzezu . Siedze w kawiarni w wiosce i pije chlodnego amstela . Smakuje doskonale , ale nie tak wybornie jak piwo , ktore sobie wyobrazalem , biegnac . Nic na tymswiecie nie jest tak piekne jak wyobrazenia osoby tracacej powoli swiadomosc . Bieg z Aten do Maratonu zajal mi trzy godziny i piecdziesiat jeden minut . Nie jest to dobry wynik , ale przebieglem cala trase o wlasnych silach , majac za towarzyszy tylko pedzace auta , niewyobrazalny upal i straszliwe pragnienie . Powinienem chyba byc dumny z tego , czego dokonalem , ale teraz malo mnie to obchodzi . teraz obchodzi mnie tylkoswiadomosc , ze nie musze juz przebiec ani kroku . . Uff ! Juz wcale nie musze biegac . pokona lem juz dwie trzecie trasy . Obliczam w glowie czasy pokonywanych odcinkow i wychodzi mi , ze w tym tempie powinienem przebiec caly dystans w trzy i pol godziny . Ale nie wszystko idzie dobrze . Po trzydziestym kilometrze od morza zaczyna wiac czolowy wiatr , ktory nasila sie wraz ze zblizaniem sie do Maratonu . Wiatr jest tak silny , ze szczypie mnie w skore . Mam wrazenie , ze gdybym sie odprezyl , wiatr zdmuchnalby mnie z drogi do tylu . Szosa wspina sie lagodnie do gory , a w nozdrzach czuje odlegly zapach morza . Do Maratonu wiedzie tylko jeden , prosty jak strzelil , szlak . W tym momencie zaczynam odczuwac prawdziwe zmeczenie . Wypijam mnostwo wody , ale juz po kilku minutach znow chce mi sie pic . Zimne piwo byloby najlepsze . Tak wygladalo moje pierwsze doswiadc zenie podczas pokonywania czterdziestu dwoch (niemal) kilometrow . Tak sie szczesliwe zlozylo , ze juz nigdy nie musialem biec przez czterdziesci dwa kilometry w tak straszliwych warunkach . W grudniu tego samego roku wzialem udzial w biegu , maratonskim w Honolulu i pokonalem ten dystans w calkiem przyzwoitym czasie . Na Hawajach bylo goraco , ale nie tak goraco jak w Atenach . Wiec bieg w Honolulu byl moim pierwszym oficjalnym maratonem . Od tamtej pory co rokustaram sie przebiegac jeden pelny maraton . Czytajac po raz kolejny artykul , ktory napisalem po biegu w Grecji , przekonalem sie , ze po uplywie dwudziestu paru lat , i pokonaniu takiej samej liczby maratonow , uczucia , jakie mi towarzysza podczas kazdego biegu , nie zmienily sie od tamtej pory . Rowniez teraz , gdy biore udzial w maratonie , w mojej glowie odbywa sie dokladnie ten sam proces . Do trzydziestego kilometra jestem pewien , ze osiagne niezly czas , a po trzydziestym piatym kilometrze konczy mi sie paliwo i zaczynam na wszystko sie zloscic . Na koncu czuje sie jak samochod , ktoremu skonczyla sie benzyna . Po dobiegnieciu na mete i uplywie pewnego czasu zapominam o calym bolu i rozpaczy i zaczynani planowac , jak osiagnac jeszcze lepszy czas w kolejnym biegu . Najzabawniejsze jest to , ze mimo zebranych doswiadczen , mimo wieku , wszystko jest powtorzeniem tego , co bylo wczesniej . Sadze , ze niektore procesy nie pozwalaja na zadne modyfikacje . Jesli stajesz sie czescia takiego procesu , jedyne , co mozesz zrobic , to przeksztalcic sie - albo znieksztalcic - przez uporczywe powtorzenia i uczynic ten proces czescia wlasnej osobowosci . Uff ! Rozdzial czwarty 19 WRZEsNIA 2005 - TOKIO Tego co wiem o pisaniu prozy , w wiekszosci dowiedzialem sie podczas codziennego biegania D ziesiatego wrzesnia pozegnalem sie z Kauai i wrocilem na dwa tygodnie do Japonii . Teraz poruszam sie samochodem miedzy domem w prefekturze Kanagawa a moja pracownia i zarazem biurem w Tokio . Nadal biegam , ale poniewaz nie bylem w Japonii od pewnego czasu , czekalo na mnieduzo pracy i wielespotkan . Musze zajac sie kazda najdrobniejsza sprawa . Nie moge biegac tak beztrosko jak w sierpniu . Teraz , gdy mam troche wolnego , staram sie biegac dlugie dystanse . Odkad wrocilem , przebieglem dwukrotnie dwadziescia kilometrow , a raz nawet trzydziesci . Zdolalem wiec z ledwoscia utrzymac srednia dziesieciu kilometrow dziennie . Celowo trenuje na wzgorzach . Nieopodal mojego domu jest ladny lancuch stokow o roznicy wysokosci porownywalnej z piecio-albo szesciopietrowymi domami -na jednym z takich , stokow krecilem petle dwadziescia jeden razy . Zajelo mi to godzine i czterdziesci piec minut . Dzien byl strasznie parny , co bardzo mnie zmeczylo . Maraton nowojorski rozgrywany jest na stosunkowo plaskiej trasie , ktora jednak przebiega przez siedem mostow , w wiekszosci wiszacych , co oznacza , ze ich srodkowa czesc sie wybrzusza . Juz trzykrotnie bralem udzial w maratonie nowojorskim i to lagodne podbieganie w gore i zbieganie w dol zawsze kosztowalo moje nogi wiecej wysilku , niz sie spodziewalem . Ostatnia czesc trasy maraton u biegnie przez Central Park , a tuz za wejsciem do parku pojawiaja sie raptem zmiany wysokosci , na ktorych zawsze zwalniam . Kiedy uprawiam poranny jogging w Central Parku , te wzniesienia wydaja sie lagodne i nigdy nie sprawiaja mi klopotu , ale w ostatniej czesci maratonu okazuja sie murami wyrastajacymi przed biegaczem . Bezlitosnie odbieraja resztki energii , jaka zdolalo sie zachowac . Meta blisko , powtarzam sobie , ale wowczas biegne juz tylko czysta sila woli , a meta wcale sie nie przybliza . Chce mi sie pic , ale zoladek nie przyjmuje wody . W tym momencie nogi zaczynaja wrzeszczec . Jestem calkiem niezly w podbiegach i zazwyczaj lubie trasy , na ktorych sa wzniesienia , bo na nich wyprzedzam innych biegaczy . Ale jesli chodzi o wzniesienia w Central Parku , jestemzupelnie bezradny . Tym razem chce sie cieszyc o ile to mozliwe - kilkoma ostatnimi kilometrami , dac na nich z siebie wszystko i przebiec przez tasme z usmiechem na twarzy . Tym razem to jeden z moich celow . Suma przebieganych przeze mnie kilometrow mo ze sie zmniejszac , ale nie odstepuje przynajmniej od kardynalnej zasady treningu: nigdy nie mam wiecej niz dwoch dni przerwy w bieganiu . Miesnie sa jak pojetne woly robocze . Jesli ostroznie , krok po kroku , zwieksza sie obciazenie , ucza sieje znosic . Jesli zdola sie wyjasnic im wlasne oczekiwania najlepiej na przykladzie pracy , jaka sa w stanie wykonac miesnie beda posluszne , a stopniowo stana sie mocniejsze . To nie wydarzy sie , rzecz jasna , z dnia nadzien . Lecz o ile nie bedziemy sie spieszyc i przyzwyczaimyje do pracy etapami , nie beda sie skarzyc (choc od czasu do czasu moga miec skrzywione mirty) i bardzo cierpliwie oraz poslusznie zaczna rosnac w sile . Poprzez powtorzenia przekazuje sie miesniom komunikat , ze beda musialy wykonac tyle i tyle pracy . Nasze miesnie sa bardzo sumienne . Dopoki przestrzegamy wlasciwych procedur , nie beda narzekac . Jesli wszakze wstrzymamy na kilka dni zaladunek obciazen , miesnie naturalna koleja rzeczy dojda do wniosku , ze nie musza juz tak ciezko pracowac , i obniza sobiewymagania . Miesnie naprawde sa jak zwierzeta i chca maksymalnie ulatwiac sobie zycie . Jesli sie ich nic przycisnie , wpadaja w blogie lenistwo i zapominaja o wykonywanej pracy . A gdy sie im o tej pracy przypomni , cala procedure trzeba zaczynac od nowa , od samego poczatku . Oczywiscie trzeba dawac im od czasu do czasu wolne , ale w tak krytycznym okresie jak ten kiedy trenuje do biegu -musze im pokazac , kto tu rzadzi . Musze utrzymywac miesnie w napieciu , zadnej taryfy ulgowej , choc nie wolno mi ich przetrenowac . Wszyscy doswiadczeni biegacze ucza sie z czasem tej taktyki . Podczas pobytu w Japonii ukazal sie drukiem nowy zbior moich opowiadan , Sirange Taks from Tokyo (Dziwne opowiesci z Tokio) i musze udzielic kilku wywiadow na temat tej ksiazki . Powinienem takze przejrzec korekty ksiazki z esejami o muzyce (ma sie ukazac w listopadzie) , jestem rowniez umowiony z grafikiem w sprawie okladki . Potemmusze zabrac sie za stare tlumaczenia dziel wszystkich Raymonda Carvera . Zaplanowano ich nowe , miekkie wydanie , wiec chce poprawic tlumaczenia , co zabiera duzo czasu . Jakby tego bylo malo , powinienem napisac drugi wstep do zbioru opowiadan slepa wierzba , spiaca kobieta , ktory ukaze sie w przyszlym roku w Stanach Zjednoczonych . W dodatku stale pracuje nad tymi esejamio bieganiu , choc nikt mnie o to nie prosil . Dlubie przy nich jak milczacy wiejski kowal . Mam takze do zalatwienia kilka drobiazgow zwiazanych z nie cierpiacymi zwloki interesami . Podczas naszej bytnosci w Stanach Zjednoczonych kobieta , ktora pracowala jako asystentka w naszym tokijskim biurze , oznajmila ni z tego , ni z owego , ze na poczatku przyszlego roku wychodzi za maz i chce sie zwolnic , wiec musimy znalezc dla niej zastepstwo . Nie mozemy sobie pozwolic na zamkniecie biura latem . A tuz po powrocie do Cambridge bede musial wyglosic kilka wykladow na uniwersytecie , zatem i do tego powinienem sie przygotowac . Probuje uporac sie z tym wszystkim najlepiej jak umiem , choc mam do dyspozycji niewiele czasu . No i chce biegac , zeby przygotowac sie do nowojorskiego maratonu . Nawet gdybym sie dwoil i troil , i tak nie jestem w stanie zrobic wszystkiego , co zrobic nalezy . Ale bez wzgledu na to nie rezygnuje z biegania . Ono kazdego dnia kresli linie mojego zycia , wiec nie mam zamiaru tego odkladac albo rzucac tylko itej przyczyny , ze jestem zajety . Gdyby to mialo stac sie wymowka do nie biegania , juz nigdy nie zdolalbym do tego wrocic . Mam bardzo niewiele powodow , zeby biegac , wiec musze starannie je pielegnowac , i mnostwo takich , zeby nie biegac . Kiedy jestem w Tokio , zazwyczaj moja trasa prowadzi wokol Jingu Gaien zewnetrznych ogrodow swiatyni Meiji -i zahacza o stadion Jingu . Trudno ja porownac z ta przez Central Park w Nowym Jorku , ale jest to jedna z nielicznych zielonych okolic w Tokio . Biegam tedy od lat i mam tu doskonale wyczucie dystansu . Znam na pamiec wszystkie dziury i nierownosci na drodze , jest to zatem doskonale miejsce do treningow i oceny , jak szybko biegne . Niestety , na tej trasie panuje duzy ruch , jest wielu przechodniow , powietrze bywa zanieczyszczone w zaleznosci od pory dnia - ale skoro prowadzi prawie przez centrum Tokio , trzeba sie z tym liczyc . Nic moge wymagac zbyt wiele . Uwazam , ze i tak mam szczescie , ze znalazlem miejsce do biegania tak blisko swojego domu . Jedno okrazenie Jingu Gaicn to jakies tysiac dwiescie metrow podoba mi sie to , ze trasa ma oznaczenia dystansu . Zawsze kiedy chce biec z wyznaczona predkoscia -pokonujac 1 ,6 kilometra (mile) w dziewiec minut albo osiem minut , albo siedem i pol minuty biegne po tej trasie . Kiedyzaczalem biegac wokol Jingu Gaien , Toshihi- ko Seko byl jeszcze aktywnym biegaczem i rowniez tam trenowal . Trenowal bardzo ciezko , przygotowujac sie do Igrzysk Olimpijskich w Los Angeles . Myslal tylko o jednym o lsniacym zlotym medalu . Stracil szanse na wyjazd na Igrzyska Olimpijskie do Moskwy ze wzgledu na bojkot , wiec Los Angeles bylo dlan prawdopodobnie ostatnia szansa na zdobycie medalu . Otaczala go wowczas jakas heroiczna aura , ktora mozna bylo rowniez dostrzec wyraznie w jego oczach . W tamtych czasach zyl jeszcze i mial sie calkiem dobrze pan Nakamura trener druzyny lekkoatletycznej firmy S&B , w ktorej wystepowali najlepsi biegacze; S&B byla wowczas u szczyty slawy . Druzyna trenowala na tej trasie kazdego dnia i z czasem naturalna koleja rzeczy poznalismy sie z widzenia z zawodnikami . Kiedys polecialem nawet na Okinawe , zeby napisac artykul o jej czlonkach , gdy tam trenowali . Kazdy z biegaczy S&B robil poranna indywidualna przebiezke przed pojsciem do pracy , a po poludniu caly zespol trenowal razem . W tamtym czasie biegalem przed siodma rano gdy nie bylo jeszcze zbyt duzego ruchu , zbyt wielu pieszych , a powietrze wydawalo sie ciagle w miare czyste i mijalem po drodze sportowcow z druzyny S & B , z ktorymi wymienialismy powitalne uklony . Kiedy padalo , wymienialismy usmiechy , ktore mowily „chyba nikomu nie jest latwo" . Zapamietalem dobrze dwoch mlodych biegaczy - Taniguchiego i Kanei . Nie mieli jeszcze trzydziestu lat , a wczesniej obaj wystepowali w akademickiej druzynie lekkoatletycznej Uniwersytetu Waseda , obaj tez wyroznili sie w sztafecie Hakone* . Gdy Seko zostal trenerem druzyny S &B ,ci dwaj mieli stac sie mlodymi gwiazdami zespolu . Byli biegaczami takiego kalibru , iz spodziewano sie , ze kiedys zdobeda medale olimpijskie , tym bardziej ze nic przerazal ich wysilek podczas treningow . Wydarzylo sie nieszczescie . Obaj zgineli w wypadku samochodowym , kiedy latem druzyna trenowala na Hok-kaido . Widzialem na wlasne oczy , ile pracy wkladali w treningi , a kiedy dowiedzialem sie o ich tragicznej smierci , przezylem wstrzas . Bardzo mnie to dotknelo i bylo dla mnie niepowetowana strata . Prawie nigdy nie rozmawialismy i nie znalem ich osobiscie . Tuz po wypadku dowiedzialem sie , ze obaj wlasnie sie ozenili . Mialem wrazenie , ze jakos sie rozumielismy . Trwajacydw a dni (2 i 5 styczniakazdego loku)akademicki bieg sztafetowynatrasie TokioHakone i z powrotem . Trasa pierwszego dnia liczy 108 kilometrow , a drugiego 109 ,9 kilometra i jest podzielona na piec odcinkow po okoïo20 kilometrow . W biegu biora udzial druzyny dwudziestu japonskich uczelni , zrzeszonych w Miedzyuczelnianym Zwiazku Lekkoatletycznym Kanio [przyp . tlum .] . Mysle , ze chociaz naszych umiejetnosci nie da sie porownac , laczyly nas sprawy zrozumiale tylko dla ludzi biegajacych na dlugich dystansach . W spominam ich obu nawet teraz , kiedy trenuje w okolicach Jingu Gaien czy Asakasa Gosho . Wychodze z zakretu i mam wrazenie , ze ujrze ich biegnacych bez slowa w przeciwna strone , wydychajacych biala pare w rzeskim porannym powietrzu . Mysle wowczas: wlozyli ta k wiele w tak wyczerpujace treningi i co sie stalo z ich planami , nadziejami i marzeniami , gdzie sie one podzialy ? Kiedy ludzie odchodza , czy ich mysli przepadaja na zawsze ? Wokol domu w Kanagawa prowadze zupelnie inne treningi . Jak juz wspomnialem , w okolicy jest trasa do biegania z wieloma stromymi wzniesieniami . W poblizu nie ma innej , ktora daloby sie ukonczyc w mniej wiecej trzy godziny idealnym czasie do biegania na dlugich dystansach . Wieksza czesc tej trasy to plaska droga biegnaca rownolegle do rzeki i morza , nie ma na niej zbyt wielu samochodow ani swiatel , ktore by mnie spowalnialy . Powietrze jest czyste -inaczej niz w Tokio . Bieganie samotnie przez trzy godziny bywa nieco nuzace , ale slucham muzyki , a poniewaz wiem , do czego daze , bieg sprawiami przyjemnosc . Jedyny problem polega na tym , ze aby biec okolo trzech godzin , trzeba zawrocic w polowie drogi . Nie mozna zrezygnowac z biegu , gdy jest sie zmeczonym . Trzeba wrocic o wlasnych silach - nawet na czworakach . Ale summa summarum milo sie trenuje w takiej okolicy . Wroce na chwile do pisania powiesci . W kazdym wywiadzie zadaja mi pytanie , jakimi cechami powinien sie charakteryzowac pisarz i ktora z nich jest najwazniejsza . Odpowiedz jest oczywista: najwazniejszy jest talent . Bez wzgledu na to , ile sie ma entuzjazmu i ile wysilku wklada w pisanie , jesli nie ma sie ani krzty literackiego talentu , mozna zapomniec o byciu pisarzem . Jest to raczej warunek wstepny niz cecha konieczna . Nawet najlepszy samochod nie jest w stanie jezdzic bez paliwa . Probl em z talentem polega wszelako na tym , ze w wiekszosci przypadkow zainteresowany nie moze sam kontrolowac jego rozmiaru i jakosci . Moze stwierdzic , ze wielkosc talentu jest niewystarczajaca , wiec nalezaloby ja zwiekszyc , moze rowniez dojsc do wniosku , ze warto oszczedzac talent , aby dluzej trwal . Ale ani w jednym , ani w drugim przypadku nie jest to takie proste . Talent kieruje sie wlasnym rozumem i wzbiera , kiedy chce , a kiedy wyschnie , to na dobre . Oczywiscie pojawiaja sie poeci i gwiazdy rocka , ktorych geniusz wybucha i spala sie w rozblysku chwaly , sa tez kompozytorzy , tacy jak Schubert czy Mozart , ktorzy stali sie legendami , umierajac przedwczesnie w dramatycznych okolicznosciach . Wszyscy oni maja pewien powab , ale dla wiekszosci z nas nie sa wzorem do nasladowania . Zatem sposrod cech , ktorymi powinien charakteryzowac sie pisarz , wybieram z latwoscia druga w kolejnosci , a mianowicie skupienie - zdolnosc do koncentracji wszystkich naszych ograniczonych talentow na jednej waznej w danej chwili rzeczy . Bez tego nie da sie osiagnac niczego , co mialoby jakas wartosc , natomiast efektywna umiejetnosc koncentracji moze rekompensowac niedostatki talentu , a nawet jego brak . Zazwyczaj skupiam sie na pracy przez trzy lub cztery godziny kazdego ranka . Siadam przy biurku i koncentruje sie calkowicie na tym , co pisze . Nie widze niczego innego , nie mysle o niczym innym . Nawet najbardziej utalentowany powiesciopisarz z glowa pelna doskonalych pomyslow nie napisze ani slowa , jesli na przyklad boli go zab . Bol uniemozliwia skupienie . I dokladnie to mam na mysli , kiedy mowie , ze bez koncentracji niczego sie nie osiagnie . Kolejna najwazniejsza cecha powiesciopisarza po koncentracji jest mowie to bez specjalnego wysilku wytrwalosc . Jesli koncentrujesz sie na pisaniu przez trzy do czterech godzin dziennie i po tygodniu zaczynasz odczuwac zmeczenie , nigdy nie napiszesz dlugiej ksiazki . Kazdy pisarz a przynajmniej powiesciopisarz - potrzebuje energii , aby moc koncentrowac sie kazdego dnia przez pol roku albo rok , albo dwa lata . Mozna to porownac do oddychania . Koncentracja jest sztuka wstrzymywania oddechu , natomiast wytrwalosc polega na powolnym , spokojnym oddychaniu i zatrzymywaniu odpowiedniej ilosci powietrza w plucach . Jesli nie potrafisz odnalezc rownowagi miedzy tymi dwiema czynnosciami , nie bedziesz w stanie zawodowo parac sie pisarstwem przez dlugi czas . Nigdy nie bedziesz w stanie oddychac , wstrzymujac oddech . Na szczescie te dwie cechy skupienie i wytrwalosc -roznia sie od talentu , poniewaz mozna je zdobyc i doprowadzic do perfekcji przez trening . Naturalna koleja rzeczyuczymy sie koncentracji i wytrwalosci , siadajac kazdego dnia za biurkiem i szkolac sie w zwracaniu uwagi tylko najedna czynnosc . Przypomina to w duzej mierze trenowanie miesni , o ktorym pisalem niedawno . Nalezy nieustannie transmitowac przedmiot naszej koncentracji do calego naszego systemu , ktory powinien -a to zalezy od nas asymilowac wszystkie niezbedne informacje , jakie beda potrzebne do pisania kazdego kolejnego dnia oraz do koncentrowaniasie na czekajacej nas pracy . Stopniowo zwiekszaja sie granice tego , co jestesmy w stanie zrobic . Niemal niezauwazenie sami unosimy poprzeczke . Jest to ten sam proces , ktory podczas codziennego biegania wzmacnia miesnie i rzezbi posture biegacza . Dodaj bodziec i wytrwaj . Powtarzaj to . Cierpliwosc jest warunkiem sine qua non calego przedsiewziecia , ale daje glowe , ze pojawia sie rezultaty . Wielki autor kryminalow Raymond Chandler wyznal kiedys w prywatnej korespondencji , ze nawet niczego nie piszac , siada przy biurku kazdego dnia i stara sie skoncentrowac . Rozumiem , co nim kierowalo . W ten sposob Chandler zapewnial sobie fizyczna wytrzymalosc , potrzebna zawodowemu pisarzowi; w ten sposob wzmacnial po cichu swoja wole . Ten rodzaj codziennego treningu byl mu niezbedny . Pisanie powiesci jest dla mnie w zasadzie praca fizyczna . Samo pisanie jest praca umyslowa , ale dokonczenie calej ksiazki przypomina fizyczna robote . Nie zmusza co prawda do podnoszenia ciezarow , szybkiego biegania czy wysokich skokow , wszelako wiekszosc ludzi widzi tylko zewnetrzna rzeczywistosc pisarstwa i uwaza , ze pisarze oddaja sie spokojnej intelektualnej pracy w zaciszu swoich gabinetow . Jesli ktos ma sile podniesc do ust kubek z kawa mysla sobie moze napisac powiesc . Ale wystarczy sprobowac , zeby sie przekonac , iz nie jest to tak spokojna praca , jak sie wydaje . Caly proces - siedzenie przy biurku , wysilanie skoncentrowanego umyslu niczym lasera , wyobrazanie sobie czegos z niczego , tworzenie opowiesci , wybieranie jednego po drugim najwlasciwszych slow i pilnowanie , by fabula nie wyrwala sie spod kontroli - wymaga wydatkowania znacznie wiekszej ilosci energii przez dlugi czas , niz sie ludziom wydaje . Mozna siedziec bez ruchu , ale w srodku odbywa sie ciezka dynamiczna praca . Kazdy uzywa umyslu , kiedy mysli . Ale pisarz wklada na siebie kombinezon , ktory nazywa sie narracja , i mysli calym swoim jestestwem . Proces ten wymaga od niego wprzegniecia do pracy wszystkich sil -czesto ponad miare . Ci , ktorzy maja talent , przechodza przez caly ten pro ces nieswiadomie , czasem w ogole o nim nie wiedzac , a kiedy sa mlodzi i maja jeszcze pewien zapas talentu , pisanie powiesci nie sprawia im zadnych trudnosci . Pokonuja z latwoscia wszelkie przeszkody . Bycie mlodym oznacza , ze cale nasze cialo wypelnia naturalna witalnosc . Skupienie i wytrwalosc pojawiaja sie zawsze wtedy , kiedy sa potrzebne , i nie trzeba o nie zabiegac na wlasna reke . Gdy ma sie mlodosc i talent , to tak jakby mialo sie skrzydla . Jednak w wiekszosci przypadkow wraz z uplywem lat ten swobodny wigor traci naturalna zywotnosc i blyskotliwosc . Po przekroczeniu pewnego wieku wszystko , co robilismy z latwoscia , przestaje byc latwe , a ta latwosc zanika jak szybkosc starzejacego sie baseballowego miotacza . Oczywiscie wraz z wiekiem mozna nadrabiac zanik naturalnego talentu . Szybki miotacz przeksztalca sie w madrego miotacza zmieniajacego bieg pilki . Ale wszystko ma swoje granice . I pojawia sie zapewne poczucie straty . Z drugiej strony pisarze , ktorzy nie zostali obdarzeni zbyt wielkim talentem , czy raczej tacy , ktorzy z trudem osiagaja przyzwoity poziom , od mlodych lat musza pilnie pracowac i wlasnymi silami doskonalic swoje umiejetnosci . Musza wytrenowac w sobie zdolnosc do wiekszej koncentracji i zwiekszonej wytrwalosci . W pewnym sensiesa zmuszeni zastapic brak talentu tymi cechami . A gdy jakos w ten sposob przetrwaja , czasem zupelnie przypadkowo odkryja w sobie prawdziwy talent , ktory byl w nich gleboko ukryty . Poca sie , kopia szpadlem dziure u swych stop i trafiaja na gleboko ukryta zyle wody . Maja szczescie , ale nie jest ono do konca dzielem przypadku , bo sami zdobyli sile , ktora pozwala im kopac . Wyobrazam sobie , ze wszyscy pisarze rozkwitajacy na starosc przechodza podobny proces . Naturalnie sa i tacy tworcy (choc jest ich zaledwie garstka) , ktorzy maja niezaprzeczalnie ogromny talent , a ich dziela zawsze zachowuja najwyzszy poziom . Ci szczesliwcy maja dostep do zrodla , ktore nigdy nie wysycha bez wzgledu na to , ile z niego zaczerpna . Sa prawdziwym darem dla literatury . Trudno sobie wyobrazic dzieje literatury bez takich postaci jak Szekspir , Balzac czyDickens . Ale giganci sa tylko gigantami - postaciami wyjatkowymi i legendarnymi . Pozostala wiekszosc pisarzy , niezdolna do wzniesienia sie na takie wyzyny (i ja do niej , rzecz oczywista , naleze) , musi uzupelniac niedostatki talentu na wszystkie mozliwe sposoby . W przeciwnym razie nie napisaliby zadnej powiesci o jakiejkolwiek wartosci . Metody i dzialania stosowane przez pisarza w celu uzupelnienia niedostatkow talentu staja sie czescia jego pisarskiej osobowosci , staja sie tym , co sprawia , ze kazdy pisarz jest wyjatkowy . Co do mnie , znacznej czesci tego , co wiem o pisaniu , dowiedzialem sie , biegajac kazdego dnia . W sposob naturalny pobieralem praktyczne i fizyczne lekcje . Do jakiego wysilku powinienem sie zmusic ? Ile odpoczynku mi trzeba , a ile to bedzie zbyt wiele ? Gdzie sie konczy rozsadna konsekwencja , a gdzie zaczyna ograniczenie i obsesja ? Ile uwagi powinienem poswiecac swiatu wokol mnie , a jak bardzo powinienem skupic sie na wlasnym wewnetrznym swiecie ? Do jakiego stopnia powinienem ufac swoim umiejetnosciom , a kiedy powinienem w nie powatpiewac ? Wiem , ze gdybym , rozpoczynajac kariere pisarska , nie zaczal biegac na dlugich dystansach , moje ksiazki bylyby zupelnie inne . Jak bardzo ? Trudno powiedziec . Ale z cala pewnoscia nie bylyby takie same . Tak czy inaczej , jestem szczesliwy , ze nie przestalem biegac przez te wszystkie lata . Jestem szczesliwy , bo lubie napisane przez siebie powiesci . I chce sie przekonac , jaka bedzie nastepna ksiazka , ktora napisze . Poniewaz jestem pisarzem z ograniczeniami niedoskonala osoba wiodaca niedoskonale , pelne ograniczen zycie - prawdziwym osiagnieciem jest , ze mysle o tym w taki sposob . Nazwanie tego cudem mogloby zabrzmiec przesadnie , ale naprawde tak to odbieram . Jesli bieganie kazdego dnia pozwolilo mi to osiagnac , jestem wdzieczny bieganiu . Ludzie niekiedy szydza z tych trenujacych codziennie , twierdzac , ze niektorzy sa gotowi zrobic wszystko , byle tylko przedluzyc sobie zycie . Moim zdaniem czesc z nas biega wcale nie dlatego , ze chce zyc dluzej , ale dlatego , zeby przezyc zycie najpelniej . Jesli mamy przed soba dlugie lata , znacznie lepiej jest przezyc je z jasno wytyczonymi celami i najpelniej jak mozna , a nie we mgle . Moim zdaniem bieganie bardzo w tym pomaga . Zmuszenie sie do najwiekszego wysilku , do jakiego jestesmy w stanic sie zmusic przy wszystkich naszych ograniczeniach - oto istota biegania i metafora zycia , a dla mnie rowniez pisania . Sadze , ze wielu biegaczy sie ze mna zgodzi . Ide do sali gimnastycznej ,polozonej niedaleko mojego domu w Tokio , zeby sie wymasowac . To , co robi masazyst- ka , jest nie tyle masazem , ile procedura pomagajaca mi rozciagnac miesnie , ktorych sam nie moge dobrze rozluznic , zesztywnialy od wyczerpujacych treningow . Gdybym sie nie masowal , cialo mogloby odmowic mi posluszenstwa tuz przed biegiem . Nalezy zmuszac sie do najwiekszego wysilku , ale gdy przekroczy sie pewne granice , wszystko idzie na marne . Masazystka jest mloda , ale silna . Jej masaze sa bardzo -a nawet , musze przyznac , ekstremalnie - bolesne . Po polgodzinnym seansie wszystko , co mam na sobie , wlacz nie z bielizna , jest mokre . Masazystke zawsze zdumiewa moj stan . „Pana miesnie sa zbyt napiete" , powiada . „Nie wiele brakuje , zeby dostal pan skurczow . Wiekszosc ludzi juz dawno mialaby skurcze . Dziwie sie , ze moze pan zyc w taki sposob" . Jesli nadal bede tak wytezal miesnie - ostrzega mnie -predzej czy pozniej cos mi sie stanie . Pewnie ma racje . Ale mam tez wrazenie i nadzieje ze sie myli , bo wytezam miesnie do granic mozliwosci od bardzo dawna . Kiedy skupiam sie na treningu , miesnie zaczynaja sie napinac . Kiedy rano wkladam buty do biegania i wyruszam w droge , mam tak ciezkie stopy , ze trudno mi postawic dwa kroki . Zaczynam biec droga , niemal ciagnac stopy zasoba . Ulica idzie szybko pewna starsza pani z sasiedztwa , a ja nie moge jej nawet dogonic . Ale biegne dalej i pomalu miesnie sie rozluzniaja i po jakichs dwudziestu minutach jestem w stanie biec juz normalnie . Zaczynam przyspieszac . Pozniej biegne mechanicznie , bez najmniejszego problemu . Mowiac inaczej , moje miesnie potrzebuja dlugiej rozgrzewki . Rozruch zabiera im duzo czasu . Ale kiedy sie rozgrzeja , moga pracowac przez dlugi czas bez wysilku . Nadaja sie do biegania na dlugich dystansach i nie nadaja sie na krotkie dystanse . W biegu krotkodystansowym , zanim odpalilbym motor , zawody dawno dobieglyby konca . Nie znam zadnych szczegolow fizjologicznych na tematmiesni , ale wyobrazam sobie , ze przychodzi sie z takimi charakterystycznymi cechami na swiat . Mam wrazenie , ze moj typ miesni jest powiazany ze sposobem , w jaki dziala moj umysl . Chodzi mi o to , ze ludzki umysl jest kontrolowany przez cialo , prawda ? A moze jest odwrotnie moze to umysl wplywa na strukture cielesna ? Albo tez ciaîo i umysl wplywaja na siebie i oddzialuja na siebie nawzajem ? Wiem tylko tyle , ze mamy pewne wrodzone sklonnosci i czy sie nam to podoba , czy nie , nie da sie ich calkowicie zmienic . Mozna , oczywiscie , probowac , ale ich istota pozostanie zawsze taka sama . To samo dotyczy serca . Moje tetno wynos i zazwyczaj piecdziesiat uderzen na minute , co wedlug mnie jest dosyc wolnym rytmem . (Nawiasem mowiac , slyszalem , ze zlota medalistka Igrzysk Olimpijskich w Sydney , Naoko Takahashi , ma tetno na poziomie trzydziestu pieciu uderzen na minute) . Ale kiedy biegne przez okolo pol godziny , tetno podnosi mi sie do siedemdziesieciu uderzen na minute . Po biegu na najwyzszych obrotach tetno zbliza sie do stu . Wiec dopiero po biegu moje tetno osiaga normalny spoczynkowy poziom wiekszosci ludzi . Jest to jeden z aspektow konstytucji dlugodystansowca . Gdy zaczalem biegac , moje tetno spoczynkowe znacznie zwolnilo . Serce dostosowalo czestotliwosc uderzen do biegow na dlugich dystansach . Gdyby bilo szybko w spoczynku i jeszcze szybciej podczas biegania , cialo odmowiloby mi posluszenstwa . Kiedy jestem w Ameryce i pielegniarka bada mi puls , zawsze mowi: „Ach , pan pewnie biega" . Wyobrazam sobie , ze wiekszosc dlugodystansowcow , uprawiajacych bieganie od dawna , ma podobne doswiadczenia . Gdy widzi sie ludzi biegnacych w miescie , latwo mozna odroznic poczatkujacych od weteranow , ktorych serca , zagubione w myslach , wolno odmierzaja czas . Mijajac sie na drodze , wsluchujemy sie nawzajem w rytm swoich oddechow i wyczuwamy sposob odmierzania czasu przez druga osobe . Podobnie jest z dwoma pisarzami , ktorzy wzajemnie wyczuwaja swoj styl . Ale tak czy inaczej , moje miesnie sa w tej chwili naprawde napiete i rozciaganie niewiele im pomaga . Jestem u szczytu cyklu treningowego , ale i tak sa bardziej napiete niz zwykle . Czasem musze uderzac sie po nogach piesciami , zeby je rozluznic . (Owszem , to boli) . Moje miesnie potrafia byc tak uparte jak ja , a nawet bardziej . Sa pamietliwe i wytrwale , i w pewnym sensie staja sie coraz lepsze . Ale nie znaja kompromisow . Nie poddaja sie . Tak wyglada moje cialo ze wszystkimi jego ograniczeniami i dziwactwami . Jest z nim dokladnie tak jak z twarza , ktora nawet jesli mi sie nie podoba jest jedyna , jaka mam i musi mi wystarczyc . Pogodzilem sie z tym wraz z wiekiem . Zagladasz do lodowki i stwierdzasz , ze uda ci sie przygotowac calkiem smaczny - a nawet calkiem elegancki posilek z tego , co w niej zostalo . A zostalo w niej tylko jablko , cebula , ser i jaja , ale sie nie skarzysz . Wystarcza ci to , co masz . Z wiekiem uczymy sie cieszyc tym , co mamy . To jedna z niewielu dobrych rzeczy zwiazanych ze starzeniem sie . Dawno nie biegalem po ulicach Tokio , ktore we wrzesniu sa wciaz parne . Co nie ma zwiazku z trwajacymi jeszcze resztkami letnich miejskich upalow . Biegne cicho zlany potem . Czuje , ze moja czapeczka robi sie mokra . Skapujacy na ziemie pot staje sie czescia mego wyraznego cienia . Kropelki potu uderzaja o jezdnie i natychmiast wyparowuja . Niewazne gdzie sie biega , wyraz twarzy dlugodystansowcow jest zawsze taki sam . Wszyscy wygladaja tak , jakby o czyms intensywnie mysleli podczas biegu , choc moga w ogole o niczym nie myslec . To zdumiewajace , ze chce im sie biegac w takim upale . Ale prawde mowiac , biegam razem z nimi . Przemierzam wlasnie trase wokol Jingu Gaien , gdy zatrzymuje mnie mijana kobieta . Jedna z moich czytelniczek , jak sie okazuje . To nie zdarza sie czesto , ale czasem jednak sie zdarza . Przystaje i rozmawiamy przez minute . „Czytam pana ksiazki od ponad dwudziestu lat" , mowi . Zaczela , kiedy byla jeszcze nastolatka , a teraz zbliza sie do czterdziestki . „Dziekuje pani" , odpowiadam . Oboje sie usmiechamy , podajemy sobie rece , zegnamy sie . Obawiam sie , ze moja dlon byla spocona . Biegne dalej , a ona podaza tam , dokad szla , gdziekolwiek to jest . Biegne dalej ku wytyczonemu celowi . Jaki to cel ? Nowy Jork , oczywiscie . Rozdzial piaty 3 PAzDZIERNIKA 2005 - CAMBRIDGE , MASSACHUSES Nawet jesli w tamtych czasach mialem dluga kitke K azdego lata w okolicach Bostonu zdarza sie kilka tak nieprzyjemnych dni , ze ma sie ochote klac na wszystko . Jesli jednak zdola sieje przetrwac , reszta czasu nie jest taka zla . Bogaci uciekaja przed upalem do Vermontu albo na CapeCod , co sprawia , ze miasto staje sie mile i puste . Drzewa , ktorymi obsadzono sciezke spacerowa wzdluz rzeki , zapewniaja mnostwo chlodnego cienia , a po blyszczacej wodzie zawsze wiosluja studenci Harvardu i Uniwersytetu Bostonskiego , trenujacy do regat . Dziewczyny w skapych bikini opalaja sie na plazowych recznikach , sluchajac muzyki z walkmanow albo iPodow . Przyjezdzaja i rozstawiaja sie furgonetki z lodami . Ktos gra na gitarze stara piosenke Neila Younga , a dlugowlosy pies sciga z uporem frisbee . Droga wzdluz rzeki jedzie rdzawy saab kabriolet , a w nim psychiatra nalezacy do Partii Demokratycznej (tak przynajmniej sobie wyobrazam) . Wyjatkowa nowoangielska jesien - krotka i cudowna zaczyna sie niezdecydowanie , by wreszcie rozgoscic sie na dobre . Krok po kroku gleboka , przemozna zielen , jaka nas otacza , ustepuje miejsca delikatnym odcieniom zol- tosci . Nim trzeba bedzie wciagac spodnie od dresu na szorty do biegania , wiatr zawiruje opadlymi liscmi , a o asfalt zaczna uderzac z suchym trzaskiem zoledzie . Pracowite wiewiorki biegaja jak szalone , zbierajac zapasy , ktore pozwola im przetrwac zime . Po Halloween nadchodzi zima , zwiezla i milczaca , jak profesjonalny poborca podatkow . Zanim sie zorientowalem , rzeke pokryl gruby lod , a lodzie zniknely . Gdyby ktos mial taka potrzebe , moglby przejsc po lodzie na drugi brzeg . Drzewa sa juz bezlistne , a cienkie galazki ocieraja sie o siebie na wietrze , grzechoczac jak wyschniete kosci . Wysoko w koronach drzew widac domki wiewiorek , ktorena pewno pograzyly sie juz w glebokim , pelnym marzen snie . Z Kanady przylatuja klucze gesi , co mi przypomina , ze na polnocy jest jeszcze zimniej . Wiatr wiejacy nad rzeka jest lodowaty i ostry , jak swiezo naostrzony topor . Dni staja sie coraz krotsze , a chmury coraz ciezsze . My , biegacze , no simy rekawiczki , welniane czapeczki naciagniete na uszy i sportowe maseczki na twarzach . Mimo to marzna nam czubki palcow i szczypia nas uszy . Sam lodowaty wiatr to nic wielkiego . Jesli towarzyszy nam przekonanie , ze potrafimy go zniesc , jakos go znosi- my . smiertelny cios zadaja nam natomiast sniezyce . Noca snieg zamarza w wielkie , sliskie , lodowe zaspy , od ktorych drogi staja sie nieprzejezdne . Rezygnujemy wiec z biegania , a zamiast tego staramy utrzymac sie w formie , plywajac na krytych basenach , pedalujac na tych bezsensownych rowerowych maszynach i czekajac na nadejscie wiosny . Rzeka , o ktorej mowie , to rzeka Charles . Ludzie zazwyczaj lubia przebywac w poblizu rzeki . Niektorzy leniwie spaceruja , wyprowadzaja psy , jezdza na rowerach albo biegaja , a inni uwielbiaja pedzic na lyzworolkach . (Nic umiem dociec , dlaczego tak niebezpieczne zajecie sprawia im jakakolwiek radosc) . Ludzie zbieraja sie na brzegach rzeki , jakby przyciagal ich jakis magnes . Ogladanie kazdego dnia tak duzej ilosci wody ma zapewne jakies znaczenie dla istot ludzkich . Sformulowanie „dla istot ludzkich" jest zapewne przesada , wiem natomiast z cala pewnoscia , ze ogladanie wody ma znaczenie dla jednej osoby dla mnie . Jesli przez dluzszy czasnie widuje wody , czuje , ze cos zaczyna we mnie powoli wysychac . Przypomina to najpewniej uczucie , jakie musi towarzyszyc melomanowi , gdy z jakiejs przyczyny nie moze przez dluzszy czas sluchac muzyki . Byc moze ma to jakis zwiazek z tym , ze urodzilem sie nad morzem . Powierzchnia wody zmienia sie kazdego dnia - jej kolor , ksztalt fal , predkosc pradu . Pory roku wywoluja wyrazne zmiany wsrod roslin i zwierzat nad rzeka . Rozmaite chmury pojawiaja sie na niebie i odplywaja dalej , a powierzchnia rzeki rozswietlona sloncem odbija te biale , pojawiajace sie i odplywajace ksztalty - czasem wiernie , a czasem nie . Kiedy zmieniaja sie pory roku , zmienia sie kierunek wiatrow , jakby ktos uruchomi ! przelacznik . Biegacze wyczuwaja to od razu , orientuja sie po wietrze , ktory owiewa skore , po jego zapachu i kierunku . Posrod takich plywow patrze na siebie jak na malenki fragment olbrzymiej mozaiki przyrody . Jestem latwym do zastapienia naturalnym fenomenem , jak woda w rzece plynaca pod mostem ku morzu . W marcu grube sniegi w koncu zaczynaja sie topic , a gdy wysycha nieprzyjemna breja po roztopach - co dzieje sie mniej wiecej w tym czasie , gdy ludzie zdejmuja ciezkie palta i wylegaja nad rzeke Charles , na ktorej brzegach niedlugo zakwitna wisnie czuje , ze wszystko jest juz gotowe do maratonu bostonskiego . Jego pora zbliza sie wielkimi krokami . Teraz jest jednak dopiero poczatek pazdziernika . Zaczyna byc zbyt chlodno na bieganie w samym podkoszulku , ale jest za wczesnie na wciagniecie koszulki z dlugim rekawem . Do maratonu nowojorskiego zostalo nieco ponad miesiac . Najwyzszy czas , zebym zmniejszyl przebiegane dystanse i przestal sie forsowac . Najwyzszy czas zmniejszyc aktywnosc . Bez wzgledu na to , ile teraz przebiegne , nie zmieni to moich wynikow w maratonie . W istocie moze im nawet zaszkodzic . Zagladajac do mojego dziennika biegacza , uwazam , ze przyzwoicie przygotowalem sie do biegu . czerwiec 240 km lipiec 300 km sierpien 350 km wrzesien 300 km Wpisy tworza zgrabna piramide . sredni dystans , jaki przebiegalem tygodniowo w czerwcu , wynosi szescdziesiat kilometrow , potem siedemdziesiat piec , potem osiemdziesiat siedem i pol , a w koncu znow siedemdziesiat piec . Spodziewam sie , ze pazdziernik bedzie taki jak czerwiec i przebiegne mniej wiecej szescdziesiat kilometrow tygodniowo . Kupilem sobie nowe buty do biegania firmy Mizuno . W City Sports w Cambridge przymierzalem wszystkie marki i modele , by w koncu kupic takie same mizuno , w jakich trenowalem . Sa lekkie , ale wy sciolka podeszwy jest dosyc twarda . Jak zawsze trzeba je bedzie troche rozbiegac . Lubie w nich to , ze nie maja zadnych dodatkowych dzwonkow i wodotryskow . Taki mam gust , i juz . Jeden lubi to , a drugi co innego . Kiedys rozmawialem z przedstawicielem handlowym firmy Mizuno , ktory przyznal: „Nasze obuwie jest dosyc zwyczajne i nie wyroznia sie niczym specjalnym . Stawiamy na jakosc , choc z wygladu buty moga wydawac sie malo atrakcyjne" . Wiem , co chcial powiedziec . W Mizuno nie stosuja gadzetow , nie znaja sie na modzie i nie wymyslaja chwytliwych sloganow . Wiec przecietnemu klientowi nic wpadaja w oko ich produkty . (Sa , innymi slowy , takim Subaru swiata obuwniczego) . Ale podeszwy ich pantofli sa solidne i niezawodne , gdy sie biega . Z mojego doswiadczenia wynika , ze to doskonali towarzysze przez czterdziesci dwa kilometry i sto dziewiecdziesiat piec metrow . Jakosc butow do biegania znacznie sie poprawila w ostatnich latach , wiec od pewnego poziomu cenowego wszystkie bez wzgledu na marke sa mniej wiecej podobne . Mimo to biegacze wyczuwaja drobne roznice , wola jedne buty od innych i zawsze doszukuja sie w nich tej psychologicznej przewagi . Mam zamiar okielznac swoje nowe buty , skoro do maratonu zostal tylko miesiac . Po wszystkich treningach skumulowalo sie we mnie zmeczenie i wyglada na to , ze nie moge teraz biegac zbyt szybko . Kiedy truchtam niemrawo wzdluz rzeki Charles , wyprzedzaja mnie dziewczyny - zapewne studentki pierwszego roku Harvardu . Wiekszosc z nich jest drobna i szczupla , maja na sobie kasztanowe stroje treningowe z logo Harvardu , w uszach sluchawki nowiutenkich iPo- dow , jasne wlosy spiete w konskie ogony , a pedza jak wicher . Wyczuwa sie w nich bez dwoch zdan cos w rodzaju rzucanego swiatu agresywnego wyzwania . Sa przyzwyczajone do wyprzedzania innych i nie lubia byc wyprzedzane . Wygladaja bardzo inteligentnie , zdrowo , atrakcyjnie i powaznie , emanuja pewnoscia siebie . Biegna dlugim krokiem , mocno i szybko wyrzucajac przed siebie nogi latwo dostrzec , ze pokonuja srednie dystanse i nie przywykly do biegania na dlugich . Psychika zmusza je do szybkiego biegania na krotkich odcinkach . W porownaniu z nimi jestem znacznie bardziej przyzwyczajony do przegrywania . Na tym swiecie jest mnostworzeczy , ktorym nigdy nie podolam , i mnostwo przeciwnikow , ktorych nigdy nie pokonam . Nie chce sie chwalic , ale te dziewczyny z pewnoscia nie wiedza tyle o bolu , ile wiem ja . Naturalnie nie ma takiej potrzeby . Tego rodzaju przypadkowe mysli przychodza mi do glowy , gdy wpatruje sie w ich dumnie rozkolysane konskie ogony i agresywny krok . Nie zmieniajac niemrawego tempa , biegne dalej wzdluz rzeki Charles . Czy sam przezywalem kiedykolwiek takie dni chwaly ? Moze kilka razy . Lecz nawet jesli w tamtych czasach mialem dluga kitke , watpie , by kolysala sie tak dumnie jak konskie ogony tych dziewczyn . Moje nogi nigdy nie uderzaly o ziemie z taka moca i sila . Moze wlasnie tego nalezy sie spodziewac ? Bo dziewczyny sa przeciez swiezo upieczonymi studentkami jedynego na calym swiecie Harvardu . Tak czy inaczej , wpatrywanie sie w bieg tych urodziwych dziewczat jest cudownym doswiadczeniem . A kiedy to robie , uderza mnie banalna mysi , ze nowe pokolenie zastepuje wczesniejsze . Tak odbywa sie zmiana warty natym swiecie , wiec wcale nie czuje sie zle , ze mnie wyprzedzaja . Te dziewczeta biegna wlasnym rytmem , z wlasnym poczuciem czasu . Ja mam inne tempo i inaczej odbieram czas . Te dwie rzeczy roznia nas calkowicie , ale tak wlasnie powinno byc . Kiedy biegam rano nad rzeka , czesto widuje tych samych ludzi w dokladnie tym samym momencie . Do ludzi tych nalezy niska Hinduska , ktora wychodzi na spacer . Ma chyba ponad szescdziesiat lat , bardzo szlachetne rysy , jest zawsze nienagannie ubrana . Co dziwne choc moze to wcale nic jest dziwne kazdego dnia jest ubrana inaczej . Jednego dnia miala na sobie wytworne sari , a nastepnego za duzy uczelniany sweter z nazwa uniwersytetu . O ile sie nie myle , nigdy nie widzialem jej ubranej tak samo dzien po dniu . Oczekiwanie na to , w jakim stroju ja . ujrze kolejnego dnia , to jedna z malych przyjemnosci moich porannych przebiezek . Inna osoba , ktora widuje kazdego dnia , jest zwalisty starzec , przedstawiciel rasy kaukaskiej , ktory maszeruje zwawo z duza czarna szyna przymocowana do prawej nogi . Moze musi jej uzywac wskutek jakiegos powaznego wypadku ? Ta czarna szyna , o ile wiem , usztywnia mu noge od miesiecy . Co , u licha , moglo mu sie stac ? Cokolwiek to bylo , w niczym mu nie przeszkadza , bo maszeruje w niezlym tempie . Slucha muzyki w wielkich sluchawkach i przemierza szybko i milczaco nadrzeczna sciezke . Wczoraj , biegnac , sluchalem plyty Beggars Banque ! Rolling Stonesow . To funkowe „Huu-huu" w Sympaihy for the Devilidealnie nadaje sie do biegania . Przedwczoraj sluchalem natomiast plyty Reptile Erka Claptona . Uwielbiam te albumy . Jest w nich cos , co do mnie przemawia i nigdy sie nie nudze podczas sluchania , szczegolnie plyty Reptile . Niczego nie mozna porownac ze sluchaniem Reptile podczas przebiezki o rzeskim poranku . Plyta nie jest ani zuchwala , ani wykoncypowana . Ma rowny rytm i zupelnie naturalna melodyjnosc . Umysl pochlania mi spokojnie muzyka , a stopy same biegna do rytmu . Od czasu do czasu ponad grajaca w sluchawkach melodia slysze czyjes wolanie; „Mijam z lewej .'" . 1 z lewej wyprzedza mnie rozpedzony kolarz . Kiedy biegalem , przyszly mi do glowy jeszcze inne przemyslenia na temat pisania powiesci . Czasem ludzie pytaja mnie tak: „Prowadzi pan taki zdrowy tryb zycia , panie Murakami , czy nie uwaza pan w takim razie , ze kiedys zabraknie panu tematow do pisania ksiazek ?" . Nie pytaja mnie o to obcokrajowcy , ale najczesciej mieszkancy Japonii , dla ktorych pisanie powiesci jest niezdrowym zajeciem . Sadza , ze oddaja sie temu jacys degeneraci , ktorzyzle sie prowadza wlasnie po to , by pisac . Panuje powszechne mniemanie , ze wiodac niezdrowy tryb zycia , pisarz oddala sie od pospolitosci i uzyskuje swoista czystosc , ktora ma wartosc artystyczna . Ta koncepcja ksztaltowala sie przez dlugi czas . Filmy i seriale telewizyjne powtarzaja ten stereotyp -czy mowiac mniej pejoratywnie , legende - o postaci artysty . W zasadzie zgadzam sie z pogladem , ze pisanie powiesci jest niezdrowym zajeciem . Kiedy zabieramy sie za pisanie ksiazki , kiedy uzywamy pisma do tworzenia opowiesci , na powierzchnie wyplywa czy nam sie to podoba , czy nie jakas toksyna zalegajaca gleboko we wszystkich istotach ludzkich . Wszyscy pisarze musza stawic czola tej toksynie i majac swiadomosc zwiazanych z tym niebezpieczenstw -odkryc sposob na uporanie sie z nia , gdyz w przeciwnym razie nie moze byc mowy o jakimkolwiek rzeczywistym procesie tworczym . (Wybaczcie mi , prosze , te dziwna analogie , ale w rybie fugu najsmaczniejsze sa te czesci , ktore znajduja sie w poblizu jej zasobnika z trucizna , co w jakims sensie odpowiada temu , do czego zmierzam) . Pisanie obojetnie z ktorej strony sie na nie patrzy - nie jest zdrowym zajeciem . Dzialalnosc artystyczna ma w sobie od samego poczat ku niezdrowe i antyspoleczne elementy . Przyznaje to . Wlasnie z tej przyczyny wsrod pisarzy i innych artystow jest spora liczba takich , ktorzy wioda zywot dekadentow lub udaja , ze sa antyspoleczni . Potrafie to zrozumiec . Albo inaczej , nie kwestionuje tego zjawiska . Ale ci z nas , ktorzy maja nadzieje na dluga kariere pisarska , musza wytworzyc wlasny uklad odpornosciowy , bedacy w stanie oprzec sie niebezpiecznej (a w niejednym przypadku smiertelnie groznej ) toksynie , ktora w sobie nosimy . Jesli tak sie stanie , skutecznie pozbywamy sie nawet najbardziej trujacych jadow . Innymi slowy , potrafimy tworzyc potezniejsze od nich narracje , ktore te toksyny wyplukuja . Lecz do stworzenia systemu odpornosciowego i utrzymania go przez dlugi czas potrzeba wiele energii . Energie te trzeba skads brac , bo jej jedynym zrodlem jest nasze fizyczne jestestwo . Nie zrozumcie mnie zle nie twierdze , ze to jedyna wlasciwa droga , ktora powinni podazac pisarze . Istnieje wiele typow literatury i rownie wielu uprawiajacych literature pisarzy , a kazdy ma wlasny poglad na swiat . To , czym sie zajmuja , jest bardzo roznorodne , podobnie jak ich cele . Nie ma wiec czegos takiego jak jedyna sluszna droga dlapowiesciopisarza . To sie rozumie samo przezsie . Ale , mowiac szczerze , jesli chce napisac duze dzielo , uzupelnianie sily i energii staje sie koniecznoscia uwazam , ze warto to robic , a przynajmniej , ze robienie tego jest lepsze od nierobienia . Powiem cos banalnego; jesli -jak powiadaja -rzecz jest warta zrobienia , trzeba poswiecic jej wszystkiesily , a nawet niekiedy wiecej . By uporac sie z czyms , co jest niezdrowe , trzeba miec konskie zdrowie . Tak brzmi moje motto . Mowiac inaczej , niezdrowa dusza wymaga zdrowego ciala . Moze to brzmiec paradoksalnie , ale szczerze w to wierze , odkad zostalem zawodowym pisarzem . To , co zdrowe , i to , co niezdrowe , nie musi znajdowac sie na przeciwleglych krancach spektrum . To , co zdrowe , i to , co niezdrowe , nie musi byc sobie przeciwne , lecz moze sie uzupelniac , a w niektorych przypadkach sprzymierzac ze soba . To oczywiste , ze ludzie prowadzacy zdrowy tryb zycia mysla tylko o zdrowiu , natomiast ci , ktorzy nie czuja sie najlepiej , mysla tylko o tym .Lecz jesli przyjmuje sie wylacznie tak jednostronne zalozenia , zycie przestaje byc owocne . Sa pisarze , ktorzy w mlodosci stworzyli wspaniale , przepiekne i znaczace dziela , ale przekonuja sie , ze po przekroczeniu jakiegos wieku odczuwaja wyczerpanie . Termin „literackie wypalenie" jest w tym kontekscie bardzo stosowny . Ich pozniejsze prace moga byc nadal piekne , a ich wyczerpanie moze miec jakies wyjatkowe znaczenie , ale jest oczywiste , ze ich tworcza energia zanika . Bierze sie to , moim zdaniem , z tego , ze energia fizyczna tych tworcow nie jest w stanic pokonac toksyny , z ktora sie zmagaja . Fizyczna witalnosc , zdolna do jakiegos momentu zwalczac w sposob naturalny jad , znalazla sie po drugiej stronie szczytu , a jej skutecznosc w systemie odpornosciowym stopniowo sie zmniejsza . Kiedy tak sie dzieje , trudno jest pisarzowi zachowac intuicyjna kreatywnosc . Zalamala sie rownowaga miedzy sila wyobrazni a silami fizycznymi , ktore ja podtrzymywaly . Pisarzowi pozostaje jedynie stosowanie wypracowanych technik i metod , by w resztkach zaru , ktore sie w nim tla , wytopic cos , co przypomina dzielo literackie . Jest to dosyc uciazliwa metoda tworcza , w niczym nieprzypominajaca juz tej najprzyjemniejszej z wypraw literackich . Niektorzy pisarzeodbieraja sobie w takiej chwili zycie , inni rezygnuja z pisania i wybieraja inna droge .