Mamie , ktora nazywala mnie Korniszonem , i Tacie , ktory nazywal mnie Kolesiem . ROZDZIAl 1 WPIS W DZIENNIKU : SOL 6 .[1] Mam calkowicie przesrane . To moja przemyslana opinia . Przesrane . Szosty dzien tego , co mialo byc dwoma najwspanialszymi miesiacami w moim zyciu , i wszystko zamienilo sie w koszmar . Nawet nie wiem , kto to przeczyta . Pewnie ktos to w koncu znajdzie . Moze za setki lat . Tak wspominam… Nie umarlem 6 . sola . Bez watpienia reszta zalogi tak myslala i nie moge ich za to winic . Moze oglosza z mojego powodu zalobe narodowa , a na mojej stronie w Wikipedii napisza : „Mark Watney to jedyny czlowiek , ktory umarl na Marsie” . I to bedzie prawda , tak podejrzewam . Bo na pewno tu umre . Po prostu nie w solu 6 . , tak jak wszyscy mysla . Tak wiec… od czego by tu zaczac ? Program Ares . Ludzkosc siegajaca Marsa , po raz pierwszy wysylajaca ludzi na inna planete , zeby poszerzyc swoje horyzonty , bla , bla , bla… Zaloga misji Ares 1 zrobila , co do niej nalezalo , i wrocila na Ziemie jako bohaterowie . Byly na ich czesc parady , zyskali slawe i swiat ich pokochal . Ares 2 zrobil to samo , tylko w innym miejscu Marsa . Dostali mocny uscisk dloni i goraca filizanke kawy , gdy wrocili . Ares 3 . No coz . To moja misja . No wlasciwie nie moja . Komandor porucznik Lewis dowodzila . Ja bylem tylko zwyklym czlonkiem zalogi . W gruncie rzeczy to mialem najnizsza range ze wszystkich i zostalbym dowodca tylko wtedy , gdybym byl jej ostatnim czlonkiem . I wiecie co ? Jestem dowodca . Zastanawiam sie , czy ten dziennik zostanie odnaleziony , zanim zaloga umrze ze starosci . Zakladam , ze cali dotarli na Ziemie . Tak wiec jesli to czytacie : to nie byla wasza wina . Zrobiliscie to , co musieliscie . Na waszym miejscu postapilbym dokladnie tak samo . Nie obwiniam was i ciesze sie , ze przezyliscie . Chyba powinienem wytlumaczyc , na czym polegaja misje na Marsa . Przeciez moga to przeczytac laicy . No orbite okoloziemska dostalismy sie normalnie , zwyczajnym statkiem dotarlismy na Hermesa . Wszystkie misje marsjanskie wykorzystuja Hermesa , aby dostac sie na Marsa i przyleciec z powrotem . Jest naprawde wielki i drogi , wiec NASA zbudowala tylko jednego . Jak juz bylismy na Hermesie , cztery misje bezzalogowe dostarczyly nam paliwo i zapasy , a my w tym czasie przygotowywalismy sie do naszej podrozy . Kiedy wszystko bylo gotowe , rozpoczelismy podroz na Marsa . Ale nie za szybko . Czasy spalania ciezkiego chemicznego paliwa i wykonywania manewrow „wstrzykniecia”[2] juz sie skonczyly . Hermes jest napedzany silnikami jonowymi . Wyrzucaja w tyl argon z olbrzymia predkoscia , aby wytworzyc minimalne przyspieszenie . Sek w tym , ze nie zuzywaja duzo paliwa , tak wiec wystarczalo nam niewiele argonu (i reaktor jadrowy zasilajacy silniki) , zebysmy mogli przyspieszac stale , przez cala droge na miejsce . Bylibyscie zdziwieni , jak bardzo mozna sie rozpedzic , majac tak male przyspieszenie przez dlugi czas . Moglbym was zabawic opowiescia o tym , jaka frajde mielismy w trakcie podrozy , ale tego nie zrobie . Nie chce teraz do tego wracac wspomnieniami . Wystarczy , ze powiem , iz dotarlismy na Marsa sto dwadziescia cztery dni pozniej , nie zabijajac sie nawzajem . Stamtad dostalismy sie przy uzyciu MDV-a (Mars Descent Vehicle) na powierzchnie . MDV to w zasadzie taka wielka puszka ze slabymi dopalaczami i dolaczonymi spadochronami . Jego jedynym zadaniem jest dostarczyc z orbity na powierzchnie Marsa szesc osob , nie zabijajac ich przy tym . I teraz dochodzimy do fajnej sztuczki misji eksploracji Marsa : nasze graty byly tam przed nami . Czternascie misji bezzalogowych dostarczylo wszystko , czego potrzebowalismy na powierzchni . Naprawde sie starano , aby wszystkie jednostki przewozace zapasy wyladowaly w jednej okolicy , i calkiem niezle to wyszlo . Zapasy oczywiscie nie sa tak kruche jak ludzie i moga uderzyc w powierzchnie naprawde mocno . Ale mialy spora tendencje do odbijania sie . Oczywiscie nie wyslali nas na Marsa przed potwierdzeniem , ze wszystkie zapasy dotarly na planete i ze wszystkie kontenery sa cale . Od poczatku do konca , wliczajac misje zaopatrzeniowe , misja marsjanska trwa okolo trzech lat . W rzeczy samej , gdy zaloga misji Ares 2 wracala na Ziemie , na Marsa juz lecialo zaopatrzenie Aresa 3 . Najwazniejsza zaawansowana technicznie przesylka byl bez watpienia MAV – Mars Ascent Vehicle . To nim mielismy sie znowu dostac na Hermesa , po tym jak wszystkie operacje na powierzchni zostana zakonczone . MAV byl wyposazony w system miekkiego przyziemiania (zupelnie inaczej niz odbijajacy sie na balonach inny nasz sprzet) . Oczywiscie utrzymywal ciagla lacznosc z Houston i jesli bylyby z nim jakies problemy , zawrocilibysmy na Ziemie , nie ladujac nawet na Marsie . MAV jest fajny . Jak sie okazuje , dzieki cyklowi ciekawych reakcji chemicznych z marsjanska atmosfera kazdy kilogram wodoru przywieziony z Ziemi mozna zamienic w trzynascie kilogramow paliwa . Ale jest to powolny proces . Zapelnienie calego baku zajmuje dwadziescia cztery miesiace . Dlatego wyslali MAV na dlugo przedtem , zanim tu dotarlismy . Mozecie sobie wyobrazic , jakim rozczarowaniem byloby odkrycie , ze go nie ma . Calkiem absurdalny splot wydarzen sprawil , ze prawie zginalem . A jeszcze bardziej absurdalny jednak uratowal mi zycie . Misja marsjanska jest przygotowana tak , aby wytrzymac burze piaskowe osiagajace predkosc do 150 km/h . Tak wiec Houston nie bez powodu zrobilo sie nerwowe , gdy uderzyl w nas wiatr o predkosci 175 km/h . Wszyscy ubralismy sie w nasze kombinezony do lotu i zbilismy sie w gromade na srodku Habu , na wypadek utraty cisnienia . Ale to nie Hab byl problemem . MAV to statek kosmiczny . Ma duzo delikatnych czesci . Moze wytrzymac burze piaskowe przez pewien czas , ale nie wiecznosc . Po poltorej godzinie utrzymujacego sie wiatru NASA wydala rozkaz przerwania misji . Nikt nie chcial konczyc miesiecznej misji po szesciu dniach , ale jesli MAV zostalby uszkodzony , wszyscy bysmy utkneli tu na dole . Musielismy wyjsc w burze , zeby przejsc od Habu do MAV-u . To oczywiscie bylo ryzykowne , ale jaki mielismy wybor ? Udalo sie wszystkim oprocz mnie . Talerz glownej anteny komunikacyjnej , ktora przekazywala sygnaly z Habu do Hermesa , zadzialal jak spadochron . Zostal wyrwany ze swojego mocowania i poniesiony wiatrem . Lecac , uderzyl w uklad anten odbiorczych . Jedna z tych dlugich cienkich anten walnela we mnie . Weszla w kombinezon jak noz w maslo i poczulem w boku najmocniejszy bol w zyciu , gdy tam sie werznela . Ledwo pamietam nagle uciekajace powietrze i bol w uszach , gdy cisnienie w skafandrze spadalo . Ostatnie , co pamietam , to Johanssen bezradnie starajaca sie mnie zlapac . Obudzil mnie alarm sygnalizujacy spadek preznosci tlenu w skafandrze . Ciagly , przykry sygnal , ktory w koncu wyciagnal mnie z glebokiego i silnego pragnienia , zeby po prostu , kurwa , umrzec . Burza zelzala . Lezalem twarza w dol , prawie calkowicie pokryty piachem . Oszolomiony , trzesac sie caly , zastanawialem sie , dlaczego nie bylem bardziej martwy . Antena miala wystarczajaca sile , zeby przebic sie przez skafander i przez moj bok tez , ale zatrzymala sie na miednicy . Tak wiec w skafandrze byla tylko jedna dziura (i oczywiscie jedna we mnie) . Odrzucilo mnie spory kawalek i stoczylem sie ze stromego wzgorza . Wyladowalem twarza na ziemi i dlatego antena byla ustawiona mocno ukosnie , co spowodowalo duza sile skrecajaca dzialajaca na dziure w skafandrze . W ten sposob skafander zostal chwilowo czesciowo uszczelniony . Tymczasem wiele krwi , ktora wyplynela z mojej rany , pocieklo w strone otworu w skafandrze . Gdy tam dotarla , woda z niej szybko wyparowala z powodu duzego przeplywu powietrza i niskiego cisnienia , zostawiajac tylko tluste pozostalosci . Naplynelo wiecej krwi i stalo sie z nia dokladnie to samo . W koncu krew uszczelnila nierownosci otworu i zredukowala przeciek do poziomu , ktoremu skafander mogl przeciwdzialac . A spisal sie doskonale . Wykryl spadek cisnienia i wlaczyl ciagly doplyw azotu ze swojego zbiornika , aby wyrownac cisnienie . Gdy wyciek stal sie mozliwy do opanowania , musial tylko napuscic nowego powietrza , aby wyrownac straty . Po chwili absorbenty dwutlenku wegla w skafandrze sie zuzyly . To znaczacy czynnik ograniczajacy system podtrzymywania zycia . Nie ilosc tlenu , jaka zabierzesz , ale ilosc CO2 , ktora mozesz usunac . W Habie mielismy oksygenator , wielki sprzet do rozbijania czasteczek CO2 i odzyskiwania z nich tlenu . Ale skafander musial byc przenosny , tak wiec zastosowano jednorazowe filtry dzialajace na zasadzie prostej chemicznej absorbcji . Bylem nieprzytomny tyle czasu , ze filtry sie zuzyly . Kombinezon dostrzegl problem i przelaczyl sie w tryb awaryjny , ktory inzynierowie nazywali „upuszczaniem krwi” . Nie majac mozliwosci pochlaniania CO2 , skafander celowo wypuszczal powietrze w marsjanska atmosfere , a potem znow dopelnial azotem . W ten sposob szybko wyczerpal zapasy azotu . Zostala tylko moja butla z tlenem . Zrobil wiec jedyna rzecz , ktora mogl , zeby utrzymac mnie przy zyciu . Zaczal napelniac skafander czystym tlenem . Teraz ryzykowalem , ze umre od nadmiaru tlenu , poniewaz jego znacznie podwyzszone stezenie moglo mi uszkodzic uklad nerwowy , pluca i oczy . Ironiczna smierc dla kogos w dziurawym skafandrze kosmicznym : zbyt duzo tlenu . Temu wszystkiemu towarzyszyly wyjace alarmy i ostrzezenia . Ale to alarm wysokiego stezenia tlenu mnie obudzil . Czas poswiecany na trening do misji kosmicznych jest zdumiewajacy . Spedzilem tydzien na Ziemi , cwiczac postepowanie w razie awarii skafandra . Wiedzialem , co robic . Ostroznie siegnalem do boku helmu i wyciagnalem zestaw do latania . To nic innego niz lejek z zaworem na mniejszym koncu i niewiarygodnie lepka zywica na drugim . Powietrze moze uciekac przez zawor , nie przeszkadzajac zywicy w dokladnym uszczelnieniu dziury . Potem zamykasz zawor i dziura jest zalatana . Dowcip polegal na tym , ze musialem pozbyc sie anteny . Wyciagnalem ja tak szybko , jak tylko moglem , krzywiac sie , gdy nagly spadek cisnienia mnie oszolomil i sprawil , ze rana przerazliwie zabolala . Przylozylem zestaw do latania do dziury i uszczelnilem skafander , ktory dopelnil brakujace powietrze wieksza iloscia czystego tlenu . Sprawdzilem na wyswietlaczu na reku . W skafandrze bylo teraz 85 procent tlenu . Dla porownania – w ziemskiej atmosferze stezenie tlenu to okolo 21 procent . Stezenie to nie bylo niebezpieczne , jeslibym dlugo nie musial oddychac taka mieszanka . Wdrapalem sie na wzgorze , aby wrocic do Habu . Gdy znalazlem sie w najwyzszym punkcie , zobaczylem cos , co sprawilo , ze posmutnialem , i cos , dzieki czemu poczulem zadowolenie : Hab byl caly (hura!) i MAV odlecial (buu!) . Od razu wiedzialem , ze mam przerabane . Ale nie chcialem po prostu umrzec na powierzchni . Pokustykalem do Habu i niezdarnie wszedlem do sluzy powietrznej . Zrzucilem helm od razu po wyrownaniu cisnien . Po wejsciu do Habu zdjalem skafander i pierwszy raz przyjrzalem sie swojej ranie . Trzeba bylo ja zaopatrzyc szwami . Na szczescie kazdy z nas zostal przeszkolony w podstawowych procedurach medycznych i Hab mial doskonale zapasy sprzetu medycznego . Szybkie znieczulenie miejscowe , przeplukanie rany , dziewiec szwow i po sprawie . Bede bral antybiotyki przez kilka tygodni , ale poza tym wszystko powinno byc w porzadku . Wiedzialem , ze to bez sensu , ale sprobowalem nawiazac lacznosc . Oczywiscie brak sygnalu . Pamietacie , ze odpadl glowny talerz satelitarny ? I rozwalil anteny odbiorcze . Hab mial drugo-i trzeciorzedowy system komunikacji . Ale oba sluzyly do lacznosci z MAV-em , ktory uzylby swoich duzo mocniejszych systemow , zeby przekazac wiadomosc na Hermesa . Problem w tym , ze to moglo dzialac tylko wtedy , gdy MAV byl w poblizu . Nie mialem jak porozumiec sie z Hermesem . Moglbym w koncu znalezc talerz satelitarny na powierzchni , ale nawet prowizoryczne naprawy zajelyby mi tygodnie , a to stanowczo za dlugo . Po odwolaniu misji Hermes opuscilby orbite w ciagu dwudziestu czterech godzin . Dynamika orbitalna sprawiala , ze im szybciej opuscisz orbite , tym szybciej i bezpieczniej wrocisz do domu , wiec czemu czekac ? Sprawdzilem skafander i odkrylem , ze antena przeorala komputer sledzacy parametry biologiczne . W trakcie wyjscia EVA (Extravehicular Activity) skafandry wszystkich czlonkow zalogi sa polaczone , wiec mamy informacje o stanie innych . Reszta zalogi na pewno widziala cisnienie w moim skafandrze spadajace prawie do zera i natychmiast zanikajace odczyty biologiczne . Dodajcie do tego , ze stoczylem sie ze zbocza z bokiem przebitym wlocznia w samym srodku burzy piaskowej… tak . Pomysleli , ze nie zyje . Jakzeby mogli inaczej ? Moze przeprowadzili nawet krotka dyskusje na temat zabrania mojego ciala , ale procedury byly jasne . Jesli czlonek zalogi umarl na Marsie , mial zostac na Marsie . Zostawienie go sprawialo , ze MAV mial mniejsza mase startowa . To z kolei prowadzilo do zwiekszenia marginesu bledu w sterowaniu ciagiem . Nie bylo sensu z tego rezygnowac z powodu sentymentow . Tak wiec sytuacja wyglada nastepujaco . Utknalem na Marsie . Nie mam jak uzyskac polaczenia z Hermesem ani Ziemia . Wszyscy mysla , ze umarlem . Jestem w Habie zaprogramowanym na przetrwanie trzydziestu jeden dni . Jesli oksygenator sie zepsuje , udusze sie . Jesli system odzyskiwania wody sie zepsuje , umre z pragnienia . Jesli zostanie naruszona hermetycznosc Habu , mniej wiecej eksploduje . Jesli zadna z tych rzeczy sie nie wydarzy , w koncu skonczy mi sie jedzenie i umre z glodu . Mam przesrane . ROZDZIAl 2 WPIS W DZIENNIKU : SOL 7 . OK , dobrze sie w nocy wyspalem i wszystko nie wyglada tak beznadziejnie jak wczoraj . Dzisiaj zrobilem bilans zapasow i szybkie wyjscie , zeby sprawdzic sprzet zewnetrzny . Oto moja sytuacja : Misja na powierzchni miala trwac trzydziesci dni . Na wszelki wypadek kapsuly z jedzeniem zawieraly zapasy na piecdziesiat szesc dni dla calej zalogi . Dzieki temu jesli z jedna lub dwiema kapsulami bylby problem , nadal mielibysmy wystarczajaco duzo jedzenia na cala misje . Bylismy tu szesc dni , zanim rozpetalo sie pieklo , dlatego zostaje wystarczajaca ilosc jedzenia dla szesciu osob na piecdziesiat dni . Jestem sam , wiec wchloniecie tego zajmie mi trzysta dni . Przy zalozeniu , ze nie bede sobie racjonowal zywnosci . Tak wiec mam przed soba sporo czasu . Mam tez zapas skafandrow EVA . Kazdy czlonek zalogi mial dwa skafandry : jeden do lotow , ktory mial byc uzywany tylko w trakcie ladowania i startu , i duzo bardziej przysadzisty , mocny skafander EVA do wyjsc na powierzchnie . Moj skafander do lotow ma dziure w boku , a czlonkowie zalogi oczywiscie mieli nalozone swoje w trakcie powrotu na Hermesa . Ale wszystkie skafandry EVA sa tu i nic im nie dolega . Hab przetrwal burze bez zadnych uszkodzen . Ale na zewnatrz sprawy nie wygladaja tak rozowo . Nie moge znalezc anteny satelitarnej; najprawdopodobniej odleciala kilometry stad . MAV-u oczywiscie nie ma . Czlonkowie zalogi zabrali go na Hermesa . Ale dolna czesc (modul ladowniczy) pozostala . Nie ma sensu tego zabierac z powrotem , gdy ciezar jest twoim wrogiem . To czesc odpowiedzialna za przyziemienie , wytwornia paliwa i wszystko , co NASA uznala za niewarte zabierania z powrotem na orbite . MDV lezy na boku z wyrwa w kadlubie . Wyglada na to , ze burza rozerwala oslone dodatkowego spadochronu (ktorego nie uzylismy w trakcie ladowania) . Kiedy spadochron sie rozwinal , przeciagnal MDV po calej okolicy , walac nim o kazdy kamien po drodze . Nie zeby MDV mogl mi sie przydac , silniki nawet by go nie udzwignely . Ale mogl byc cenny jako zrodlo czesci zamiennych . Moze nadal jest . Oba laziki sa do polowy zakopane w piasku , ale poza tym wygladaja w porzadku . Ich zamkniecia cisnieniowe sa nietkniete . Ma to sens . Procedura mowi , ze jesli burza w ciebie uderzy , nalezy sie zatrzymac i ja przeczekac . laziki sa zbudowane tak , zeby przyjac uderzenie . Moge je odkopac w dzien lub dwa . Stracilem lacznosc ze stacjami meteo umieszczonymi kilometr od Habu w czterech kierunkach . Z tego , co wiem , nadal moga dzialac idealnie . System lacznosci Habu jest teraz slaby , prawdopodobnie zasieg nie przekracza kilometra . Farma ogniw slonecznych byla cala pokryta pylem , przez co staly sie bezuzyteczne (podpowiedz : ogniwa sloneczne potrzebuja swiatla , zeby wytwarzac prad) . Ale gdy usunalem z nich pyl , powrocily do pelnej sprawnosci . Cokolwiek bede robil , energii na pewno mi nie zabraknie . Dwiescie metrow kwadratowych ogniw slonecznych i ogniwa wodorowe do magazynowania energii . A ja tylko musze zmiatac z nich pyl co pare dni . Wewnatrz sprawy maja sie doskonale dzieki mocnej budowie Habu . Zrobilem pelna diagnostyke oksygenatora . Dwa razy . Jest w doskonalym stanie . Jesli cos sie zepsuje , mam zapasowy , ktorego moge krotko uzywac , tylko przez czas naprawy podstawowego . Zapasowy tak naprawde nie rozrywa czasteczek CO2 , uwalniajac tlen . Absorbuje CO2 dokladnie tak samo jak skafandry kosmiczne . Jest przystosowany do dzialania przez piec dni , zanim zuzyja sie filtry , co oznacza trzydziesci dni dla mnie (tylko jedna oddychajaca osoba zamiast szesciu) . Tak wiec jest to calkiem niezle zabezpieczenie . Odzyskiwacz wody takze dziala bez zastrzezen . Niestety nie ma zapasu . Jesli sie zepsuje , bede pil rezerwy wody do czasu , az sklece prymitywny system do destylacji sikow . Bede takze tracil pol litra wody dziennie z powodu oddychania , az wilgotnosc w Habie osiagnie maksimum i woda zacznie sie osadzac na wszystkich powierzchniach . Wtedy bede ja zlizywal ze scian . No , na razie nie mam problemow z odzyskiwaczem wody . Tak . zywnosc , woda , powietrze , wszystkim sie zajalem . Natychmiast zaczynam racjonowanie jedzenia . Porcje juz teraz sa male , ale mysle , ze bez uszczerbku moge jesc trzy czwarte tego co teraz na kazdy posilek . To powinno przedluzyc moje zycie z trzystu dni do czterystu . Przeszukujac ambulatorium , znalazlem wielka butle witamin . Mam wystarczajaco duzo multiwitaminy na lata . Tak wiec nie bede mial problemow ze skladnikami odzywczymi (ale i tak umre z glodu , gdy skoncza sie zapasy , niezaleznie od tego , ile witamin polkne) . W razie naglych wypadkow w ambulatorium jest morfina . Starczy jej , zeby podac sobie smiertelna dawke . Nie bede powoli czekal na smierc glodowa . Nic z tego . Jesli zajdzie potrzeba , wybiore latwiejszy sposob na opuszczenie tego swiata . Kazdy uczestnik misji mial dwie specjalizacje . Ja jestem botanikiem i inzynierem mechanikiem . Ogolnie rzecz biorac , podczas misji bylem zlota raczka , ktora bawila sie roslinami . Zdolnosci inzynierskie moga mi uratowac zycie , jesli cos sie zepsuje . Rozmyslalem o tym , jak to przetrwac . Nie jest calkowicie beznadziejnie . Mniej wiecej za cztery lata na Marsie beda ludzie , gdy przybedzie tu Ares 4 (zakladajac , ze nie skasuja programu z powodu mojej „smierci”) . Ares 4 bedzie ladowal w kraterze Schiaparellego , ktory oddalony jest mniej wiecej o trzy tysiace dwiescie kilometrow od mojej lokalizacji na rowninie Acidalia . Zero szans , zebym sie tam dostal sam . Ale jesli uda mi sie nawiazac lacznosc , moze mnie uratuja . Nie mam pojecia , jak mieliby to zrobic z tym , co beda mieli pod reka . Ale w NASA pracuje duzo madrych ludzi . Tak wiec znalezienie sposobu na skontaktowanie sie z Ziemia to obecnie moje zadanie . Jesli mi sie nie uda , musze znalezc sposob na polaczenie sie z Hermesem , gdy przybedzie tu za cztery lata z zaloga Aresa 4 . Oczywiscie nie mam planu na przetrwanie czterech lat , bo zywnosci starczy jedynie na rok . Ale po kolei . Na razie jestem najedzony i mam cel : Naprawic to cholerne radio . WPIS W DZIENNIKU : SOL 10 . Zrobilem trzy wyjscia i nie natrafilem na slad anteny satelitarnej . Odkopalem jeden z lazikow i dokladnie objechalem okolice , ale po calych dniach tulaczki mysle , ze nadszedl czas , zeby przestac . Najprawdopodobniej burza zdmuchnela antene daleko stad i zamazala wszystkie slady , ktore moglyby mnie naprowadzic na cel . Pewnie tez pogrzebala go w pyle . Reszte dnia spedzilem z tym , co zostalo z szeregu anten . To bardzo przykry widok . Rownie dobrze moglbym po prostu krzyczec w kierunku Ziemi . Moglbym zrobic prymitywna antene satelitarna z metalu , ktory znalazlem wokol bazy . Ale to nie jest zabawa z walkie-talkie . Komunikacja miedzy Marsem a Ziemia to bardzo powazna rzecz i wymaga wyjatkowo specjalistycznego sprzetu . Nie sklece nic z folii aluminiowej i kleju . Musze racjonowac moje wyjscia tak samo jak jedzenie . Filtry CO2 nie sa regenerowalne . Po wysyceniu nadaja sie do kosza . Misja zakladala czterogodzinne wyjscie na czlonka na dzien . Na szczescie filtry CO2 sa male i tanie , wiec NASA szarpnela sie i wyslala ich wiecej , niz potrzebowalismy . Wychodzi na to , ze mam filtrow na jakies tysiac piecset godzin . Po tym czasie wszystkie wyjscia beda zwiazane z upuszczaniem powietrza . Moze sie wydawac , ze tysiac piecset godzin to duzo , ale musze przetrwac tutaj co najmniej cztery lata , jesli mam miec jakakolwiek szanse na ratunek . A kilka godzin w tygodniu musze poswiecic na odpylanie pola ogniw slonecznych . Tak czy siak zadnych niepotrzebnych wyjsc . A teraz z innej beczki . Zaczynam miec pomysl na to , skad wziac jedzenie . Moje wyksztalcenie botaniczne moze sie przydac . Po co sciagac botanika na Marsa ? W koncu Mars jest znany z tego , ze nic tu nie rosnie . No coz , pomysl byl taki , zeby sprawdzic , jak rosliny rosna w marsjanskiej grawitacji , i przekonac sie , co , jesli w ogole , mozemy zrobic z marsjanska gleba . Najkrotsza odpowiedz brzmi : calkiem sporo… prawie . Marsjanski grunt ma podstawowe skladniki budulcowe potrzebne do wzrostu roslin . Ale w ziemskiej glebie dzieje sie duzo rzeczy , ktorych nie uswiadczymy na Marsie , nawet gdy umiescimy marsjanska glebe w ziemskiej atmosferze i zapewnimy jej dostateczna ilosc wody . Aktywnosc bakterii , niektore skladniki odzywcze dostarczane przez zwierzeta itp . Nic z tego nie dzieje sie na Marsie . Jednym z moich zadan bylo zbadanie tego , jakie rosliny moglyby tu rosnac , w roznych kombinacjach marsjanskiej i ziemskiej gleby i atmosfery . Dlatego mam ze soba troche ziemskiej gleby i mnostwo nasion . Ale nie moge wpadac w nadmierna ekscytacje . Ziemi jest mniej wiecej tyle , ze starczy do napelnienia donicy okiennej . A jedyne nasiona , jakie mam , to pare gatunkow traw i paproci . Sa najbardziej wytrzymalymi roslinami na Ziemi , wiec NASA wybrala je do testow w pierwszej kolejnosci . Zatem sa dwa problemy : malo ziemi i nic jadalnego do zasadzenia w niej . Ale , cholera , jestem botanikiem . Powinienem sobie poradzic . Jesli nie zdolam , w ciagu roku stane sie glodnym botanikiem . WPIS W DZIENNIKU : SOL 11 . Zastanawiam sie , jak Cubsi sobie radza . WPIS W DZIENNIKU : SOL 14 . Licencjat zdobylem na Uniwersytecie Chicago . Polowa ludzi studiujacych tam botanike to byli hipisi , wierzacy , ze moga przywrocic swiat do naturalnego stanu i w jakis sposob wykarmic siedem miliardow ludzi dzieki samemu zbieractwu . Spedzali wiekszosc czasu , ulepszajac metody hodowania trawki . Nie lubilem ich . Zawsze siedzialem w tym dla nauki , nie dla jakiegos naiwnego Nowego Porzadku Rzeczy . Kiedy robili sterty kompostowe i starali sie zachowac kazdy gram zywej materii , smialem sie z nich . „Spojrzcie na tych glupich hipisow – szydzilem . – Patrzcie na ich zalosne proby nasladowania zlozonosci swiatowego ekosystemu w ich ogrodkach” . Teraz sam to robie . Zachowuje kazdy fragment biomaterii , ktory uda mi sie znalezc . Za kazdym razem , gdy skoncze jesc , resztki trafiaja do kompostowego wiadra . Jesli mowa o innym materiale biologicznym… Hab ma bardzo zaawansowane toalety . Gowno jest zazwyczaj liofilizowane , potem zbierane w szczelnych torebkach i porzucane na powierzchni . Juz nie! Prawde mowiac , zrobilem nawet wyjscie , zeby odzyskac torebki z kalem , ktore zostawila zaloga przed odlotem . Te calkowicie wysuszone odchody nie mialy juz w sobie bakterii . Jednak nadal zawieraly aminokwasy zlozone i mogly posluzyc za dobry nawoz . Dodanie do tego wody i zywych bakterii szybko sprawi , ze ozyja , zastepujac w ten sposob wszystko , co zostalo zabite przez Toalete Zaglady . Znalazlem duzy pojemnik i nalalem do niego troche wody , a potem wrzucilem suszone fekalia . Od tego czasu moja kupa tez tam trafiala . Im gorzej pachnie , tym lepsze reakcje tam zachodza . Oto bakterie przy pracy! Jak przyniose troche marsjanskiej ziemi , to bede mogl ja zmieszac z odchodami i rozlozyc na wiekszej powierzchni . A potem posypie na gorze ziemska gleba . Mozecie myslec , ze to nie jest wazny krok , ale mylicie sie . Cale dziesiatki gatunkow bakterii zyja w ziemskiej glebie i sa kluczowe dla wzrostu roslin . Szerza sie i rozmnazaja jak… no coz , jak infekcja bakteryjna… Ludzie uzywali swoich odchodow jako nawozu od stuleci . W normalnych warunkach nie jest to najlepszy sposob na prowadzenie hodowli – moga sie szerzyc choroby . Ludzkie odchody maja w sobie patogeny , ktore , jak wam wiadomo , infekuja ludzi . Ale dla mnie to nie problem . Jedyne patogeny w tych fekaliach to te , ktore juz we mnie sa . W ciagu tygodnia marsjanska ziemia bedzie gotowa na to , aby mogly w niej wykielkowac rosliny . Ale jeszcze ich nie zasadze . Rozloze ja , podwajajac powierzchnie . Bakterie „zainfekuja” nowa porcje marsjanskiej gleby . I tak dalej . Oczywiscie caly czas bede dodawal nowego nawozu , aby wspierac ten wysilek . Dupa pracuje na moje utrzymanie , tak samo jak mozg . To nie jest nowy pomysl . Ludzie przez dekady rozwazali , jak przemienic marsjanska ziemie w glebe zdolna wydac rosliny . Ja po prostu pierwszy to testuje . Przeszukalem zapasy jedzenia i znalazlem rozne rzeczy , ktore moge zasadzic . Na przyklad groszek . A takze sporo fasoli . Jest tez kilka ziemniakow . Jesli ktorekolwiek z nich da rade puscic pedy po mece , jaka przeszly , bedzie wspaniale . Majac niemalze nieskonczony zapas witamin , do przetrwania potrzebuje juz tylko kalorii . Calkowita powierzchnia podlogi w Habie to okolo dziewiecdziesieciu dwoch metrow kwadratowych . Mam zamiar calosc poswiecic temu przedsiewzieciu . Nie przeszkadza mi chodzenie po ziemi . Bedzie z tym sporo roboty , ale musze pokryc podloge warstwa grubosci dziesieciu centymetrow . To oznacza , ze musze do srodka przetransportowac dziewiec i dwie dziesiate metra szesciennego gruntu . Moze dam rade przeniesc jedna dziesiata metra szesciennego naraz przez sluze powietrzna , jednak zgromadzenie tego bedzie katorznicza praca . Ale jesli wszystko pojdzie tak , jak zaplanowalem , bede mial dziewiecdziesiat dwa metry kwadratowe gleby zdolnej do wydania plonow . Cholera , jestem botanikiem! Bojcie sie moich botanicznych mocy! WPIS W DZIENNIKU : SOL 15 . Och! To wyczerpujaca praca! Spedzilem dzis dwanascie godzin na zewnatrz , zeby dostarczyc ziemie do Habu . Udalo mi sie tylko zakryc maly rog bazy , moze jakies piec metrow kwadratowych . Przy tej predkosci wniesienie calej potrzebnej ziemi zajmie mi tygodnie . Hej , przeciez czas to jedyne , co naprawde mam . Pierwsze kilka wyjsc bylo bardzo nieefektywnych . Napelnialem male pojemniki i przenosilem je przez sluze . Potem zmadrzalem i po prostu postawilem w sluzie jeden wielki pojemnik , do ktorego sypalem ziemie . To przyspieszylo sprawe , poniewaz przejscie przez sluze zajmuje okolo dziesieciu minut . Caly jestem obolaly . A lopaty , ktore mam , sa przeznaczone do pobierania probek , a nie do ciezkiej pracy . Plecy bola mnie jak diabli . Udalem sie do ambulatorium jakies dziesiec minut temu i wzialem troche vicodinu . Zaraz powinien zaczac dzialac . W kazdym razie milo jest zobaczyc postep . Pora , aby bakterie zaczely pracowac nad tymi mineralami . Po obiedzie . Dzisiaj nie ma trzech czwartych racji . Zasluzylem na caly posilek . WPIS W DZIENNIKU : SOL 16 . Jest jednak jeden problem , o ktorym nie pomyslalem : woda . Okazuje sie , ze kilka milionow lat wyeliminowalo cala wode z marsjanskiego gruntu[3] . Moj stopien magistra botaniki podpowiada mi , ze rosliny potrzebuja wilgotnej gleby , zeby rosnac . Nie wspominajac juz o bakteriach , ktore musza tam najpierw zyc . Na szczescie mam wode . Ale nie tyle , ile bym chcial . zeby to mialo sens , metr szescienny ziemi potrzebuje czterdziestu litrow wody . Moj plan zaklada dziewiec i dwie dziesiate metra szesciennego ziemi . Tak wiec bede potrzebowal trzystu szescdziesieciu osmiu litrow wody . Hab ma doskonaly odzyskiwacz wody . Najlepsza technologia dostepna na Ziemi . NASA pomyslala : Po co wysylac tam duzo wody ? Wyslijmy tyle , zeby starczylo w sytuacji awaryjnej . Czlowiek potrzebuje trzech litrow wody dziennie , aby zyc w komforcie . Dali nam po piecdziesiat na glowe . W Habie jest trzysta litrow wody . Chce dla sprawy przeznaczyc caly zapas oprocz awaryjnych piecdziesieciu litrow . To oznacza , ze moge nawodnic szescdziesiat dwa i pol metra kwadratowego na glebokosc dziesieciu centymetrow . Jakies dwie trzecie podlogi w Habie . Bedzie musialo starczyc . Na dzis moim celem bylo piec metrow kwadratowych . Uzylem kilku kocow i mundurow kolegow , ktorzy odlecieli , zeby zrobic z tego brzeg pola przeznaczonego na uprawy (reszte granicy tworzyla zakrzywiona sciana Habu) . Bylo to prawie piec metrow kwadratowych . Rozlozylem piach w rogu Habu na jakies dziesiec centymetrow grubosci . Potem poswiecilem dwadziescia litrow cennej wody bogom ziemi . Pozniej zrobilo sie ohydnie . Wylalem moj wielki kontener gowna na glebe i prawie sie porzygalem od smrodu . lopata zmieszalem caly ten szajs z ziemia i rowno rozlozylem . Potem posypalem to z wierzchu ziemska gleba . Bierzcie sie do roboty bakterie . Licze na was . Ten zapach utrzyma sie tu jakis czas . To nie jest tak , ze moge otworzyc okno . Jednak jakos sie przyzwyczaje . Z innych informacji . Dzis jest Dzien Dziekczynienia . Moja rodzina bedzie sie zbierac w Chicago na tradycyjne swietowanie w domu moich rodzicow . Zgaduje , ze to nie bedzie dobra zabawa , zwazywszy na to , ze umarlem dziesiec dni temu . Kurde , pewnie zebrali sie wlasnie na moj pogrzeb . Zastanawiam sie , czy kiedykolwiek dowiedza sie , co naprawde sie wydarzylo . Bylem tak zajety staraniem sie , zeby przezyc , ze nie pomyslalem o tym , jak teraz czuja sie moi rodzice . Cierpia obecnie najwiekszy bol , jaki czlowiek moze zniesc . Oddalbym wszystko za mozliwosc powiedzenia im , ze ciagle zyje . Musze przezyc , zeby moc sie tym zajac . WPIS W DZIENNIKU : SOL 22 . Wow . Sprawy szly calkiem niezle . Zebralem caly piach i wszystko jest gotowe do dalszej pracy . Dwie trzecie powierzchni bazy jest teraz pokryte ziemia . Dzisiaj wykonalem pierwsze podwajanie powierzchni uzytecznej ziemi . Minal tydzien i to , co bylo marsjanska ziemia , zamienilo sie w bogata i zyzna glebe . Jeszcze dwa takie dublowania i cale pole bedzie gotowe . Ta praca doskonale wplynela na moje morale . Zajela mnie czyms . Pozniej zjadlem kolacje , sluchajac przy tym Beatlesow , ktorych zabrala Johanssen , i teraz jestem przygnebiony . zadne obliczenia nie uchronia mnie przed glodowaniem . Moja najwieksza szansa na uzyskanie kalorii sa ziemniaki . Rosna plennie i maja calkiem dobra kalorycznosc (770 kilokalorii na kilogram) . Jestem prawie pewien , ze te , ktore mam , puszcza pedy . Sek w tym , ze nie moge ich wyhodowac wystarczajaco duzo . Na szescdziesieciu dwoch metrach kwadratowych moglbym pewnie wyhodowac ze sto piecdziesiat kilogramow w ciagu czterystu dni (czas , ktory mam , zanim mi sie skonczy jedzenie) . To daje razem 115500 kilokalorii . Odnawialny zapas 288 kilokalorii na dzien . Uwzgledniajac moj wzrost i mase , sklonnosc do lekkiego glodowania , potrzebuje 1500 kilokalorii na dzien . Nie da rady . Tak wiec nie moge wiecznie zyc z ziemi . Ale moge wydluzyc moje zycie . Ziemniaki dadza mi dodatkowe siedemdziesiat szesc dni . Ziemniaki rosna bez przerwy , wiec w ciagu tych siedemdziesieciu szesciu dni moge wyhodowac kolejne 22000 kilokalorii w ziemniakach . To mi da kolejne pietnascie dni . Po tym nie ma juz sensu tego kontynuowac . Wszystko razem daje mi jakies dziewiecdziesiat dni . Tak wiec teraz zaczne umierac z glodu w 490 . solu , a nie w solu 400 . To postep , ale jakakolwiek szansa na przetrwanie musi sie wiazac z przetrwaniem do sola 1412 . , kiedy Ares 4 wyladuje . Brakuje mi jedzenia na jakies tysiac dni . I nie mam pomyslu , skad je wziac . Cholera . ROZDZIAl 3 WPIS W DZIENNIKU : SOL 25 . Pamietacie te stare zadania algebraiczne , ktore mieliscie na matematyce ? Woda wplywa do zbiornika w okreslonym tempie i wyplywa w innym i musicie ustalic , kiedy zbiornik bedzie pusty . Ten koncept jest kluczowy w projekcie „Mark Watney nie umiera” , nad ktorym wlasnie pracuje . Musze stworzyc kalorie . Potrzebuje tyle , zeby przetrwac tysiac trzysta osiemdziesiat siedem solow , do przybycia Aresa 4 . Zakladam , ze jesli nie uratuje mnie Ares 4 , to i tak jestem trupem . Sol jest dluzszy o trzydziesci dziewiec minut od dnia , to daje tysiac czterysta dwadziescia piec dni . Tak wiec to jest moj cel : jedzenie na tysiac czterysta dwadziescia piec dni . Mam mnostwo multiwitaminy , ponad dwa razy tyle , ile potrzebuje . I w kazdej paczce jedzenia jest pieciokrotnie wiecej bialka , niz potrzebuje . Tym samym racjonalne gospodarowanie porcjami sprawi , ze starczy mi bialka co najmniej na cztery lata . W zasadzie srodki odzywcze mam zapewnione . Potrzebuje tylko kalorii . Potrzebuje 1500 kilokalorii dziennie . Na poczatek mam jedzenia na czterysta dni . Ile musze wytwarzac kalorii dziennie przez caly okres , zeby przezyc okolo tysiaca czterystu dwudziestu pieciu dni ? Oszczedze wam matematyki . Odpowiedz : mniej wiecej 1100 . Musze dziennie wyhodowac 1100 kilokalorii , zeby dotrwac do czasu , az Ares 4 tu przybedzie . Tak naprawde troche wiecej niz 1100 , jest juz sol 25 . , a ja jeszcze niczego nie zasadzilem . Majac szescdziesiat dwa metry kwadratowe upraw , zdolam produkowac okolo 288 kilokalorii dziennie . Musze zwiekszyc prawie czterokrotnie moje spodziewane przychody , zeby przezyc . Potrzebuje wiecej pola pod uprawy i wiecej wody , zeby nawodnic glebe . Ale po kolei . Ile ziemi uprawnej moge naprawde miec ? Sa dziewiecdziesiat dwa metry kwadratowe w Habie . Powiedzmy , ze moge wszystko wykorzystac . Jest takze piec nieuzywanych koi . Zalozmy , ze w nie tez nasypie ziemi . Maja po dwa metry kwadratowe , co daje mi dodatkowe dziesiec metrow kwadratowych . Zwiekszylismy stan do stu dwoch . Hab ma trzy stoly laboratoryjne , kazdy ma okolo dwoch metrow kwadratowych . Jeden chce zachowac dla wlasnego uzytku , dwa zostaja poswiecone dla sprawy . Te kolejne cztery metry kwadratowe zwiekszaja powierzchnie pod uprawe do stu szesciu . Mam dwa laziki marsjanskie . Dzieki zamknieciom cisnieniowym mozna nimi kierowac , nie nakladajac skafandra , i jezdzic dlugo po powierzchni . Sa zbyt ciasne , zeby w ich srodku uprawiac rosliny , ale maja dmuchane namioty awaryjne . Widze sporo problemow zwiazanych z uzyciem namiotow do upraw , ale oba maja po dziesiec metrow kwadratowych powierzchni . Zakladajac , ze pokonam trudnosci , dadza kolejne dwadziescia metrow kwadratowych , powiekszajac moja farme do stu dwudziestu szesciu . Podsumujmy – sto dwadziescia szesc metrow kwadratowych gruntow uprawnych . Mozna z tym pracowac . Nie mam wystarczajaco duzo wody , zeby nawodnic glebe . Ale jak powiedzialem , po kolei – jeden problem naraz . Nastepna kwestia do rozwazenia : ile moge wyhodowac ziemniakow ? Oparlem szacunki mojej hodowli na przemysle ziemniaczanym na Ziemi . Ale farmerzy nie sa w trakcie desperackiego wyscigu o przetrwanie . Czy moge otrzymac wiecej ? Na poczatek moge poswiecic czas kazdej roslinie z osobna . Moge je przycinac , dbac o ich zdrowie i pilnowac , zeby nie przeszkadzaly sobie wzajemnie . Moge takze rozkwitajace rosliny zakopywac glebiej , gdy przebija sie na powierzchnie , a nad nimi sadzic mlodsze . Dla rolnikow nie jest to warte zachodu , poniewaz maja do czynienia doslownie z milionami roslin . Ten sposob takze niszczy glebe . Kazdy rolnik , ktory by sie na to zdecydowal , zamienilby glebe w pyl w ciagu dwunastu lat . To nie jest sposob uprawy w nieskonczonosc . Ale kto by sie przejmowal ? Musze przetrwac tylko cztery lata . Szacuje , ze uzywajac tych metod , moge zebrac plony o 50 procent wieksze . Przy stu dwudziestu szesciu metrach kwadratowych gleby (troche wiecej niz dwa razy szescdziesiat dwa) dostaje ponad 850 kilokalorii na dzien . Prawdziwy postep . Nadal grozilby mi glod . Ale z tym da sie juz przetrwac . Moze bede ciagle glodowal , ale jest szansa , ze nie umre . Moge zminimalizowac swoje zapotrzebowanie na kalorie , ograniczajac prace fizyczne . Moge ustawic w Habie wyzsza temperature niz normalnie , zeby moje cialo zuzywalo mniej energii na ogrzanie siebie . Moglbym sobie odciac reke i ja zjesc . Zyskalbym cenne kalorie i zmniejszyl wlasne zapotrzebowanie na kalorie . Nie , nie moglbym . Powiedzmy , ze moglbym uzyskac tyle pola uprawnego , co wspominalem . Wydaje sie to rozsadne . Skad wezme wode ? Aby powiekszyc uprawy z szescdziesieciu dwoch do stu dwudziestu szesciu metrow kwadratowych przy glebokosci dziesieciu centymetrow , bede potrzebowal dodatkowych szesciu i czterech dziesiatych metra szesciennego ziemi (hej , wiecej kopania!) i dwustu piecdziesieciu litrow wody . Te piecdziesiat litrow , ktore mam , zostaje na wypadek awarii odzyskiwacza wody . Czyli brakuje mi dwustu piecdziesieciu litrow z docelowych dwustu piecdziesieciu litrow . Ech , ide do lozka . WPIS W DZIENNIKU : SOL 26 . To byl wyczerpujacy , ale produktywny dzien . Mialem dosc myslenia , wiec zamiast kombinowac , skad wytrzasnac dwiescie piecdziesiat litrow wody , zajalem sie praca fizyczna . Musze przyniesc do Habu mnostwo ziemi , nawet jesli teraz jest sucha i bezuzyteczna . Przynioslem metr szescienny , zanim opadlem z sil . Potem uderzyla mala burza piaskowa i zakryla piachem kolektory sloneczne . Tak wiec musialem ubrac sie w skafander i znowu zrobic kolejne wyjscie . Caly czas mialem gowniany nastroj . Zamiatanie pola paneli slonecznych jest nudne i ciezkie . Ale gdy skonczylem , moglem wrocic do mojego malego Habu na prerii . Nadchodzil czas podwajania ilosci ziemi pod uprawy i pomyslalem , ze moze warto to miec za soba . Ta praca zabrala godzine . Jeszcze jedna taka operacja i cala ziemia bedzie gotowa . Doszedlem takze do wniosku , ze czas zasiac pierwsze rosliny . Mialem juz wystarczajaco duzo ziemi , zeby poswiecic na to jej czesc . Na poczatek dwanascie ziemniakow . Mam cholerny fart , ze nie sa ani liofilizowane , ani trzymane w mierzwie . Czemu NASA wyslala dwanascie ziemniakow , w niskiej temperaturze , ale niezamrozonych ? I dlaczego wyslala je z nami , w kabinie cisnieniowej , zamiast w skrzyni z reszta towarow ? Poniewaz psycholodzy NASA doszli do wniosku , ze skoro w trakcie naszego pobytu na Marsie wypada Dzien Dziekczynienia , to byloby dobrze , gdybysmy przygotowali prawdziwy posilek . Nie tylko zjedli , ale naprawde przygotowali . Pewnie jest w tym jakas logika , ale kogo to obchodzi ? Pocialem kazdego ziemniaka na cztery czesci , upewniajac sie , ze kazda z nich ma co najmniej dwa oczka . To z nich wyrastaja pedy . Zostawilem je na kilka godzin , zeby troche stwardnialy , a potem zasadzilem w rogu , zachowujac odpowiednie odstepy . Z Bogiem , male obdrapance . Moje zycie od was zalezy . Normalnie wyhodowanie ziemniaka pelnych rozmiarow zajmuje dziewiecdziesiat dni . Ale nie moge czekac tak dlugo . Wszystkie plony z tej partii bede musial pociac , aby zaczac uprawe na pozostalej powierzchni . Ustawie temperature w Habie na przyjemne 25 ,5°C , zeby rosly szybciej . Lampy zapewnia wystarczajaca ilosc „swiatla slonecznego” i upewnie sie , ze roslinki beda mialy odpowiednio duzo wody (jak juz wykombinuje , skad wziac wode) . Nie bedzie zlej pogody , zadnych pasozytow , ktore moglyby przeszkadzac ziemniakom , ani chwastow konkurujacych o skladniki odzywcze z gleby . Biorac to wszystko pod uwage , powinny w ciagu czterdziestu dni wytworzyc bulwy zdolne do puszczenia pedow . No , to tyle z bycia Rolnikiem Markiem na dzisiaj . Na kolacje pelny posilek . Zasluzylem . No i spalilem mase kalorii i chce je z powrotem . Pogrzebalem w rzeczach komandor porucznik Lewis , az znalazlem jej pena . Kazdy musial zabrac ze soba cos rozrywkowego zapisane cyfrowo , co chcial . A ja juz mialem dosc sluchania Beatlesow Johanssen . Pora zobaczyc , co wziela Lewis . Gowniane programy telewizyjne . To ze soba miala . Niekonczace sie serie programow z zamierzchlej przeszlosci . No coz . zebrak nie wybiera . Three’s Company – rozrywka na dzisiaj . WPIS W DZIENNIKU : SOL 29 . W ciagu ostatnich kilku solow naznosilem cala ziemie , ktorej bede potrzebowal . Przygotowalem stoly i koje do utrzymania ciezaru gleby i nawet jej tam nasypalem . Nadal brak mi wody , zeby to wszystko dzialalo , ale mam troche pomyslow . Co prawda zlych , ale lepsze takie niz zadne . Dzisiaj wielkim osiagnieciem bylo rozstawienie namiotow . Problem w tym , ze nie przewidziano ich do czestego uzytku . Pomysl byl taki , zeby nadmuchac namiot , schronic sie w srodku i czekac na pomoc . sluza powietrzna to nic innego jak zawory i dwie pary drzwi . Wyrownaj cisnienie ze swoja strona , wejdz , wyrownaj cisnienie z druga strona , wyjdz . To oznacza , ze traci sie mase powietrza . A musze tam wchodzic co najmniej raz dziennie . Calkowita objetosc kazdego namiotu jest bardzo mala . Nie moge sobie pozwolic , zeby powietrze z nich uciekalo . Spedzilem cale godziny , starajac sie wymyslic , jak polaczyc sluze namiotow ze sluza Habu . Mam trzy sluzy w Habie , dwie chce polaczyc z namiotami . To byloby swietnie . Frustrujace jest to , ze nie mozna polaczyc sluzy pompowanych namiotow z innymi sluzami! Moglbys miec tam rannych ludzi albo za malo skafandrow . Musisz byc w stanie wyciagnac ludzi ze srodka , nie narazajac ich na kontakt z marsjanska atmosfera . Ale namioty zostaly zaprojektowane z uwzglednieniem tego , ze czlonkowie zalogi przyjada po ciebie lazikiem . sluzy w Habie sa duzo wieksze i calkowicie roznia sie od tych w lazikach . Jesli sie nad tym zastanowic , nie ma powodow , zeby przylaczac namiot do Habu . Chyba ze utknales na Marsie i wszyscy mysla , ze jestes martwy , i desperacko walczysz z czasem i srodowiskiem o przetrwanie . Ale wiecie , poza ta skrajna sytuacja nie ma innego powodu . W koncu sie zdecydowalem . Strace troche powietrza za kazdym razem , gdy bede wchodzil do namiotu lub z niego wychodzil . Dobre wiesci sa takie , ze namiot ma na zewnatrz zawor . Pamietajcie , to sa schronienia ratunkowe . Ktos , kto tam utknal , pewnie potrzebuje powietrza , ktore mozna dostarczyc z lazika , podlaczajac odpowiednia rure . To nic innego niz zwykla rura wyrownujaca cisnienie miedzy lazikiem a namiotem . Hab i laziki maja standardowe zawory i rury . Dzieki temu moglem podlaczyc namioty bezposrednio do Habu . To sprawi , ze cisnienie automatycznie sie wyrowna , gdy bede wchodzil lub wychodzil . NASA nie opierdzielala sie przy tych namiotach ratunkowych . Jak tylko wcisnalem guzik alarmowy w laziku , zatkalo mi uszy z powodu pedzacego powietrza i namiot z trzaskiem sie rozlozyl . Polaczony ze sluza lazika . Zajelo to jakies dwie sekundy . Zamknalem sluze od strony lazika i mialem ladny , odizolowany namiot . Poprowadzenie rury wyrownujacej cisnienia bylo dziecinnie proste (chociaz raz uzywam czegos zgodnie z jego przeznaczeniem) . Potem , po kilku przejsciach przez sluze (ze strata powietrza automatycznie wyrownywana przez Hab) , wnioslem ziemie . Powtorzylem dokladnie to samo z drugim namiotem . Wszystko poszlo jak z platka . Ech… woda . W liceum duzo gralem w Dungeons and Dragons . (Mogliscie nie zgadnac , ze botanik i inzynier mechanik byl troche nerdem w liceum , ale bylem) . Gralem Klerykiem . Jednym z czarow , ktore moglem rzucac , bylo Tworzenie Wody . Zawsze myslalem , ze to beznadziejnie glupie zaklecie i nigdy z niego nie skorzystalem . O rety , ile bym dal , zeby moc z niego skorzystac teraz . W kazdym razie to problem na jutro . Dzis w nocy wracam do Three’s Company . Zeszlej nocy zatrzymalem sie na tym , jak pan Roper zobaczyl cos wyrwanego z kontekstu . WPIS W DZIENNIKU : SOL 30 . Mam idiotycznie niebezpieczny plan uzyskania wody , ktorej potrzebuje . O rety , naprawde niebezpieczny . Ale nie mam wyboru . Brak mi pomyslow , a za kilka dni musze znowu podwoic ilosc ziemi uprawnej . Kiedy zrobie to ostatni raz , bede to robil na tej ziemi , ktora przynioslem ostatnio . Jak nie zapewnie jej wody , wszystko tam umrze . Nie ma specjalnie wiele wody na Marsie . Jest lod na biegunach , ale to za daleko . Jesli chce wody , musze improwizowac . Na szczescie znam przepis : Wez wodor . Dodaj tlenu . Przeprowadz spalanie . Zajmij sie jednym naraz . Zaczne od tlenu . Mam calkiem pokazne rezerwy tlenu , ale niewystarczajace , zeby zrobic dwiescie piecdziesiat litrow wody . Dwa zbiorniki wysokocisnieniowe na koncu Habu to caly zapas (plus oczywiscie powietrze w Habie) . Kazdy z nich zawiera dwadziescia piec litrow plynnego O2 . Hab wykorzystalby je tylko w sytuacji awaryjnej : ma oksygenator , zeby dbac o poziom tlenu w atmosferze . Zbiorniki tutaj sa po to , zeby napelniac skafandry i laziki . W kazdym razie zapas tlenu starczy na wyprodukowanie stu litrow wody (piecdziesiat litrow plynnego O2 daje sto litrow wody , w ktorej jest tylko jedno O)[4] . To by oznaczalo koniec wyjsc i rezerw . I daloby mniej niz polowe wody , ktorej potrzebuje . Bez dyskusji . Ale tlen latwiej znalezc na Marsie , niz wam sie wydaje . Atmosfera sklada sie w 95 procentach z CO2 . I mam maszyne , ktorej zadaniem jest uwalnianie tlenu z CO2 . Hura dla oksygenatora! Jeden problem . Atmosfera jest bardzo rzadka . Cisnienie wynosi mniej niz jeden procent cisnienia ziemskiego . Tak wiec trudno zebrac powietrze . Sprawienie , zeby powietrze z zewnatrz dostalo sie do srodka , jest praktycznie niewykonalne . Caly sens istnienia Habu polega na tym , zeby nie dochodzilo do tego rodzaju wydarzen . Objetosc marsjanskiego powietrza dostajaca sie przy wchodzeniu do sluzy jest po prostu smieszna . I tu wkracza do akcji wytwornia paliwa w MAV-ie . Reszta zalogi zabrala MAV tygodnie temu . Ale dolna polowa zostala . NASA nie ma zwyczaju wysylania niepotrzebnego badziewia na orbite . Zostawili tu czesc odpowiedzialna za ladowanie , rampe wjazdowa i wytwornie paliwa . Pamietacie , jak MAV robil wlasne paliwo przy wykorzystaniu marsjanskiej atmosfery ? Krok pierwszy to zebranie CO2 i zmagazynowanie go w zbiorniku wysokocisnieniowym . Jak to podlacze do zasilania z Habu , bede dostawal pol litra plynnego CO2 na godzine , nieprzerwanie . Po dziesieciu dniach bede mial sto dwadziescia piec litrow CO2 , co starczy do zrobienia stu dwudziestu pieciu litrow O2 , jak tylko przepuszcze to przez oksygenator . To starczy do wyprodukowania dwustu piecdziesieciu litrow wody . Tak wiec mam plan uzyskania tlenu . Z wodorem bedzie wiekszy problem . Zastanawialem sie nad wyciagnieciem go z ogniw wodorowych , ale potrzebuje ich , zeby miec prad w nocy . Jeslibym go nie mial , zrobiloby sie za zimno . Moglbym sie ubrac na cebule , ale chlod zniszczylby mi plony . A kazde z ogniw i tak zawiera niewiele H2 . Poswiecanie ich dla tak malej ilosci wodoru po prostu nie ma sensu . Na moja korzysc dziala tylko to , ze nie mam problemow z elektrycznoscia . Nie chce tego przerywac . Musze poszukac innego sposobu . Czesto opowiadam o MAV-ie , ale teraz chce powiedziec troche o MDV-ie . Podczas dwudziestu trzech najbardziej przerazajacych minut w swoim zyciu ja i czterech innych czlonkow zalogi staralismy sie nie narobic w gacie , gdy MDV byl sprowadzany na powierzchnie przez Martineza . To bylo jak siedzenie w suszarce bebnowej . Najpierw obnizylismy sie w stosunku do Hermesa i wytracilismy predkosc , abysmy mogli zaczac schodzenie . Wszystko bylo fajnie , dopoki nie uderzylismy w atmosfere . Jesli myslicie , ze lecac samolotem z predkoscia 720 km/h , doswiadczyliscie turbulencji , to sprobujcie sobie wyobrazic , jak to jest przy 28000 km/h . Rozwinelo sie kilka zestawow stopniowo otwieranych spadochronow , aby spowolnic opadanie . A potem Martinez recznie sprowadzil nas na powierzchnie , uzywajac dopalaczy , ktore spowolnily opadanie i pozwolily kontrolowac ruchy na boki . cwiczyl do tego latami i wykonal swoja prace nadzwyczaj dobrze . Przekroczyl wszystkie mozliwe prognozy ladowania i posadzil ladownik dziewiec metrow od celu . Po prostu ladowanie przeprowadzil niesamowicie . Dzieki , Martinez! Byc moze uratowales mi zycie! Nie z powodu idealnego ladowania , ale dlatego ze zostalo tyle paliwa . Setki litrow niezuzytej hydrazyny . Kazda czasteczka hydrazyny zawiera cztery atomy wodoru . Tak wiec kazdy litr hydrazyny ma w sobie wystarczajaco wodoru na dwa litry wody . Dzis zrobilem male wyjscie , zeby to sprawdzic . MDV ma dwiescie dziewiecdziesiat dwa litry paliwa w zbiornikach . Wystarczy , zeby zrobic prawie szescset litrow wody! Duzo wiecej , niz mi potrzeba! Jest tylko jeden szkopul : uwalnianie wodoru z hydrazyny to… hm… tak dzialaja rakiety . Robi sie wtedy naprawde , naprawde goraco . I niebezpiecznie . Jesli zrobie to w atmosferze tlenowej , cieplo sprawi , ze nowo powstaly wodor wybuchnie . Na koncu powstanie mnostwo H2O , ale bede zbyt martwy , zeby to docenic . Ogolnie rozklad hydrazyny jest bardzo prosty . Niemcy uzywali jej w trakcie drugiej wojny swiatowej w samolotach rakietowych (czasem sie przy okazji wysadzajac) . Wszystko , co trzeba zrobic , to przepuscic ja przez katalizator (ktory moge uzyskac z silnika MDV-a) i zamieni sie w azot i wodor . Oszczedze wam obliczen chemicznych , ale na koncu piec czasteczek hydrazyny zamienia sie w piec czasteczek niegroznego N2 i dziesiec czasteczek cudownego H2 . W trakcie tego procesu wystepuje stadium posrednie , amoniak . Chemia , bedac niegodna zaufania dziwka , zapewnia to , ze troche amoniaku nie przereaguje z hydrazyna . Tak wiec zawsze nieco go zostanie . Lubicie zapach amoniaku ? No coz , bedzie dominujacy w mojej coraz bardziej piekielnej egzystencji . Chemia stoi po mojej stronie . Pytanie tylko , jak mam przeprowadzic te reakcje wolno i zebrac wodor . Odpowiedz brzmi : nie wiem . Zgaduje , ze cos wymysle . Albo umre . W kazdym razie mam wazniejsze wiesci : nie moge zniesc zmiany Chrissy na Cindy . Mozliwe , ze po tym bledzie Three’s Company juz nigdy nie bedzie takie samo . Czas pokaze . ROZDZIAl 4 WPIS W DZIENNIKU : SOL 32 . Napotkalem kilka problemow z moim wodnym planem . Pomysl jest taki , zeby zrobic szescset litrow wody (ograniczenie naklada ilosc wodoru , ktory moge odzyskac z hydrazyny) . To oznacza , ze potrzebuje trzystu litrow plynnego tlenu . Tlen moge latwo uzyskiwac . MAV potrzebuje dwudziestu godzin , zeby zapelnic swoj dziesieciolitrowy zbiornik CO2 . Oksygenator potrafi to zamienic w O2 , a wtedy regulator atmosfery zarejestrowalby , ze zawartosc O2 w Habie jest za duza i wyciagnalby go z powietrza . Dalej zmagazynowalby tlen w glownych zbiornikach . One by sie przepelnily , wiec musialbym przeniesc tlen do zbiornikow lazikow , a moze nawet skafandra . Ale nie moge otrzymywac tlenu bardzo szybko . Przy pol litra CO2 na godzine potrzeba dwudziestu pieciu dni , zeby uzyskac pozadana ilosc tlenu . To dluzej , nizbym chcial . Jest takze problem z przechowywaniem wodoru . Zbiorniki tlenu w Habie , lazikach i skafandrach maja razem trzysta siedemdziesiat cztery litry . zeby zmagazynowac wszystkie surowce na wode , potrzebowalbym az dziewieciuset litrow . Zastanawialem sie nad uzyciem jednego z lazikow jako zbiornika . Bez watpienia jest odpowiednich rozmiarow , ale nie zostal zaprojektowany do wytrzymywania takich cisnien . Jest dostosowany do wytrzymania (tak jest , zgadliscie) jednej atmosfery . Potrzebuje czegos , co wytrzyma piecdziesiat razy tyle . Bez watpienia tyle rozerwaloby lazik . Najlepszym sposobem na przechowanie skladnikow do produkcji wody jest po prostu wytworzenie wody . I to wlasnie musze zrobic . Pomysl jest prosty , ale wykonanie bedzie niesamowicie niebezpieczne . Co dwadziescia godzin bede mial dziesiec litrow CO2 z wytworni paliwa w MAV-ie . Wypuszcze go do Habu , uzywajac wybitnie naukowej metody oddzielania zbiornika od MAV-u , przynoszenia go do Habu i otwierania zaworu , azeby zbiornik sie oproznil . Oksygenator przerobi go na tlen w swoim czasie . Potem uwolnie hydrazyne , bardzo powoli , na katalizator irydowy , aby zamienic ja w N2 i H2 . Skieruje wodor w ograniczony obszar i spale . Jak widzicie , plan zapewnia wiele okazji do zginiecia w ognistej eksplozji . Przede wszystkim hydrazyna to powazny zabojca . Jesli popelnie jakis blad , nie zostanie nic oprocz „Krateru ku czci Marka Watneya” , gdzie kiedys stal Hab . Zakladajac , ze nic nie spieprze z hydrazyna , nadal musze spalic wodor . Bede rozpalal ogien . W Habie . Celowo . Jesli przepytalibyscie inzynierow z NASA o to , co najgorszego moze sie wydarzyc w Habie , wszyscy by odpowiedzieli „pozar” . Jeslibyscie ich zapytali , jakie bylyby tego skutki , odpowiedzieliby „smierc od ognia” . Ale jesli dam rade to zrobic , bede nieprzerwanie tworzyl wode , bez potrzeby magazynowania wodoru i tlenu . Woda zwiekszy wilgotnosc atmosfery , ale odzyskiwacz ja wyciagnie z powietrza . Nie musze nawet idealnie zgrac koncowki zbiornika z hydrazyna z czescia dostarczajaca tlenu . W Habie jest masa tlenu i duzo w rezerwie . Musze sie tylko upewnic , ze nie wyprodukuje tyle wody , iz skonczy mi sie tlen . Podlaczylem wytwornie paliwa z MAV-u do zasilania Habu . Na szczescie oba maja takie samo napiecie . Pracuje cicho , zbierajac dla mnie dwutlenek wegla . Pol racji na kolacje . Dzisiaj jedynie obmyslalem plan , ktory mnie zabije . To nie zuzywa za duzo energii . Dzisiaj mam zamiar skonczyc ostatni odcinek Three’s Company . Szczerze mowiac , bardziej lubie pana Furleya niz Ropersa . WPIS W DZIENNIKU : SOL 33 . To moze byc moj ostatni wpis . Od 6 . sola wiedzialem , ze moge tu umrzec . Ale myslalem , ze z powodu braku zywnosci . Nie podejrzewalem , ze to moze byc tak wczesnie . Zaraz zaczne spalac hydrazyne . Nasza misja byla zaprojektowana z mysla , ze wszystko moze wymagac utrzymania , tak wiec mam mase narzedzi . Nawet w skafandrze dalem rade wywazyc panele dostepu MDV-a i wyciagnac szesc zbiornikow z hydrazyna . Postawilem je w cieniu lazika , zeby za bardzo sie nie nagrzaly . Obok Habu jest wiecej cienia i chlodu , ale chrzanic to . Jesli cos wyleci w powietrze , niech to bedzie lazik , a nie moj dom . Potem dostalem sie do komory spalania . Wymagalo to troche roboty i zlamalem to cholerne narzedzie na pol , ale sie udalo . Na szczescie nie chce odpowiednio przeprowadzonego spalania . Tak naprawde bardzo nie chce odpowiednio przeprowadzonego spalania . Wnioslem cala hydrazyne i komore spalania do srodka . Przez chwile zastanawialem sie nad tym , zeby w srodku byl tylko jeden zbiornik , w celu zmniejszenia ryzyka . Ale prosta matematyka podpowiedziala mi , ze starczy tylko jeden zbiornik , zeby wysadzic caly Hab . Wiec czemu nie wniesc wszystkich ? Zbiorniki maja zawory obslugiwane recznie . Nie jestem pewien na sto procent po co . Na pewno nie spodziewalismy sie , ze bedziemy ich uzywac . Mysle , ze sa tu , aby mozna bylo zmniejszac cisnienie podczas wielu kontroli jakosci w trakcie budowy stacji i przed napelnianiem . Jakikolwiek jest powod , mam zawory , z ktorymi moge pracowac . Potrzebuje juz tylko klucza francuskiego . Uwolnilem odzyskiwacz wody od dodatkowego weza . Uzywajac nitki odprutej z munduru (wybacz Johanssen) , przyczepilem waz do konca zaworu . Hydrazyna to ciecz , wiec musze ja tylko przelac do komory spalania (teraz bardziej „miski spalania”) . W tym czasie wytwornia paliwa w MAV-ie caly czas pracuje . Juz wnioslem jeden pojemnik z dwutlenkiem wegla , oproznilem go i odnioslem . Nie mam wiecej wymowek , czas zaczac robic wode . Jesli znajdziecie zweglone szczatki Habu , to znaczy , ze cos poszlo zle . Przekopiowuje ten dziennik na oba laziki , zwiekszajac jego szanse na przetrwanie . Oto nadchodzi nicosc . WPIS W DZIENNIKU : SOL 33 . (2) Nie umarlem . Pierwsze , co zrobilem , to wlozylem wewnetrzna podszewke skafandra EVA . Nie caly wielgachny kombinezon , tylko wewnetrzne ubranie , ktore pod nim nosze , w tym rekawice i buty . Potem wzialem maske tlenowa z ambulatorium i gogle laboratoryjne z zestawu chemicznego Vogla . Prawie cale moje cialo bylo chronione i oddychalem powietrzem z puszki . Dlaczego ? Poniewaz hydrazyna jest bardzo toksyczna . Jeslibym nawdychal sie jej za duzo , nabawilbym sie powaznych problemow z plucami . Jesli weszlaby w kontakt z moja skora , mialbym chemiczne oparzenia do konca zycia . Wolalem nie ryzykowac . Przekrecilem zawor , az poplynela struzka hydrazyny . Pozwolilem jednej kropli spasc do miski z irydu . Calkowicie niedramatycznie zaskwierczala i zniknela . Ale , hej , o to mi chodzilo . Wlasnie uwolnilem wodor i azot . Hura! Jedna z rzeczy , ktorych mam w nadmiarze , sa torebki . Nie roznia sie specjalnie od zwyklych kuchennych workow na smieci , ale jestem pewien , ze kosztuja piecdziesiat tysiecy dolarow , bo to NASA . Oprocz tego , ze Lewis byla naszym dowodca , byla tez geologiem . Miala zebrac probki skal i gleby z calego obszaru operacyjnego (promien dziesiec kilometrow) . Limity wagowe ja ograniczaly w tym , ile mogla zabrac na Ziemie , dlatego miala najpierw wszystko zgromadzic , a potem wybrac najciekawsze piecdziesiat kilogramow , zeby wziac je do domu . Torebki sa po to , zeby mozna bylo przechowywac w nich zebrane probki . Niektore sa mniejsze niz sniadaniowe Ziploc , a inne sa tak duze jak worki Hefty na liscie i skoszona trawe . Mam takze tasme klejaca . Zwykla tasme klejaca , ktora mozesz kupic w sklepie . Wychodzi na to , ze nawet NASA nie potrafi ulepszyc tasmy klejacej . Pocialem kilka toreb Hefty i posklejalem je tasma , tworzac cos jak namiot . Tak naprawde to byla torba gigant . Zdolalem nia przykryc caly stol , gdzie rozstawilem swoj zestaw zwariowanego naukowca do pracy z hydrazyna . Polozylem troche bibelotow na stole , zeby utrzymac plastik z dala od irydowej miski . Na szczescie torby sa przejrzyste , wiec moge obserwowac , co sie dzieje w srodku . Potem poswiecilem dla sprawy skafander . Potrzebowalem rurki tlenowej . W koncu mam nadmiar skafandrow . Szesc , po jednym na czlonka zalogi , i zapas . Nie przejalem sie rozwaleniem jednego . Wycialem otwor w gornej czesci torby i przykleilem tam tasma wezyk . Trzyma szczelnie , tak mysle . Uzywajac kolejnych nitek ze stroju Johanssen , zawiesilem w powietrzu drugi koniec wezyka . Wykorzystalem do tego dwie zawiazane nitki , ktore przyczepilem do szczytu kopuly , dbajac o to , zeby znalazly sie daleko od konca wezyka . Teraz mialem maly komin . Wezyk mial okolo centymetra srednicy . Mam nadzieje , ze to odpowiedni rozmiar . Po reakcji wodor bedzie goracy i pojdzie w gore . Pozwole mu unosic sie w kominie , a gdy z niego wyleci , to go spale . Potem trzeba wynalezc ogien . NASA bardzo sie postarala , zeby wszystko tutaj bylo niepalne . Wszystko zrobiono z metalu lub ognioodpornego plastiku . Mundury sa syntetyczne . Potrzebowalem czegos , co by moglo podtrzymac plomien . Nie mam takich umiejetnosci , zeby zapewnic ciagly przeplyw wodoru do ognia , nie zabijajac sie przy tym . Za waski margines bledu . Po przeszukaniu rzeczy osobistych czlonkow zalogi (hej , jesli chcieli zachowac prywatnosc , nie powinni mnie zostawiac samego na Marsie) znalazlem rozwiazanie . Martinez to zarliwy katolik . To wiedzialem . Ale nie wiedzialem , ze zabral ze soba maly drewniany krzyz . Jestem pewien , ze NASA trula mu dupe na ten temat , ale wiem tez , ze nieustepliwy z niego skurczybyk . Za pomoca szczypiec i srubokreta podzielilem jego poswiecony religijny przedmiot na dlugie drzazgi . Stwierdzilem , ze jesli Bog istnieje , to znajac sytuacje , wybaczy mi . Zniszczenie jedynego symbolu religijnego wystawilo mnie na pastwe marsjanskich wampirow . Musze zaryzykowac . Mialem mase drutow i baterii , zeby wytworzyc iskre . Ale nie mozna , tak po prostu , mala iskra zapalic drewna . Dlatego zebralem wystarczajaco paskow kory z tutejszych drzew palmowych , wzialem pare patykow i pocieralem to wszystko , zeby wytworzyc wystarczajace tarcie do… No niezupelnie . Skierowalem czysty tlen na drzazge i skubana zapalila sie jak zapalka . Trzymajac w reku minipochodnie , odkrecilem lekko zbiornik z hydrazyna . Zaskwierczala i zniknela . Chwile po tym komin zaczal wyrzucac z siebie krotkie salwy ognia . Glowna rzecz , na ktora musialem uwazac , to temperatura . Rozklad hydrazyny jest ekstremalnie egzotermiczny . Dlatego robilem to malymi porcjami , caly czas monitorujac termopare , ktora przyczepilem do miski irydowej . Cholera , to dzialalo! Kazdy ze zbiornikow z hydrazyna zawiera troche ponad piecdziesiat litrow . Co starczy do zrobienia stu litrow wody . Ogranicza mnie produkcja tlenu . Ale jestem podekscytowany , wiec zuzyje polowe rezerwy . Krotko mowiac , przestane , gdy zbiornik bedzie w polowie pusty , a ja bede mial cos okolo piecdziesieciu litrow wody! WPIS W DZIENNIKU : SOL 34 . To zabralo naprawde duzo czasu . Cala noc pracowalem z hydrazyna . Ale zrobilem swoje . Moglbym wykonac to szybciej . Doszedlem jednak do wniosku , ze ostroznosc jest najwazniejsza , gdy spala sie paliwo rakietowe w zamknietej przestrzeni . O rety , mam tu teraz tropikalna dzungle , mowie wam . Jest prawie trzydziesci stopni i wilgotno jak diabli . Wlasnie wyrzucilem mase ciepla i piecdziesiat litrow wody w powietrze . W trakcie tego Hab musial mi matkowac , jakbym byl balaganiacym bobasem . Zastepowal tlen , ktorego uzywalem , a odzyskiwacz wody stara sie doprowadzic wilgotnosc do rozsadnego poziomu . Nic sie nie zrobi z cieplem . W rzeczy samej w Habie nie ma klimatyzacji . Mars jest zimny . Pozbywanie sie zbednego ciepla nie jest czyms , z czym musielismy sobie radzic . Przyzwyczailem sie juz do wszystkich alarmow , ktore wyja caly czas . Alarm pozarowy przestal wyc , w koncu nie ma juz ognia . Alarm ostrzegajacy o zbyt niskim poziomie tlenu powinien sie niedlugo wylaczyc . Alarm o zbyt duzej wilgotnosci raczej sobie pobrzeczy dluzszy czas . Odzyskiwacz wody skonczyl na dzis pracowac . Za chwile kolejny alarm . Odzyskiwacz wody ma pelny glowny zbiornik . O tak! Takie problemy chce miec! Pamietacie skafander , ktory wczoraj zniszczylem ? Zawiesilem go na wieszaku i nosilem do niego wiadrem wode z odzyskiwacza . Moze wytrzymac cisnienie atmosfery . Powinien dac rade przechowac troche wiader wody . O rany , ale jestem zmeczony . Bylem na nogach cala noc i pora spac . Ale odplyne do krainy marzen w najlepszym humorze od czasu 6 . sola . Sprawy nareszcie ukladaja sie po mojej mysli . Wlasciwie to ida wspaniale! Mam szanse przezyc! WPIS W DZIENNIKU : SOL 37 . Mam przesrane i umre! OK , uspokojcie sie . Na pewno cos wymysle . Pisze do was , drodzy przyszli marsjanscy archeolodzy , z lazika numer 2 . Mozecie sie zastanawiac , czemu nie jestem teraz w Habie . Poniewaz ucieklem przerazony , oto powod! I nie jestem pewien , co do cholery mam robic dalej . Zgaduje , ze powinienem wytlumaczyc , co sie stalo . Jesli to moj ostatni wpis , przynajmniej bedziecie wiedzieli czemu . W ciagu ostatnich paru dni robilem wode . Wszystko szlo plynnie . (Widzicie , co zrobilem ? „Plynnie”) . Podrasowalem nawet kompresor paliwa z MAV-u . To bylo bardzo fachowe (zwiekszylem napiecie w pompie) . Teraz robie wode nawet szybciej . Po tym , jak szybko przerobilem piecdziesiat litrow , zdecydowalem sie zwolnic i pracowac w tempie , w jakim uzyskuje tlen . Nie mam zamiaru zejsc ponizej dwudziestu pieciu litrow rezerwy . Gdy wiec spadam ponizej , daje spokoj hydrazynie , az bede mial znowu ponad dwadziescia piec litrow tlenu . Wazna notatka : kiedy powiedzialem piecdziesiat litrow , to byly tylko szacunki . Nie odzyskalem piecdziesieciu litrow wody . Dodatkowa ziemia , ktora wypelnilem Hab , byla ekstremalnie sucha i chciwie wchlonela od cholery wilgoci . I tak chcialem , zeby woda tam trafila , wiec nie jestem zmartwiony i nie zdziwilem sie , ze odzyskiwacz nie zebral piecdziesieciu litrow . Mam dziesiec litrow dwutlenku wegla co pietnascie godzin po podrasowaniu pompy . Przeprowadzilem ten proces cztery razy . Matematyka mi podpowiada , ze wliczajac piecdziesiat litrow z pierwszego spalania , powinienem miec dodatkowe sto trzydziesci litrow wody w systemie . Matematyka to cholerna klamczucha! Zyskalem siedemdziesiat litrow w systemie regulacji wody i moim skafandrozbiorniku . Duzo sie skondensowalo na scianach i kopulastym dachu , grunt tez absorbuje calkiem sporo . Ale to nijak sie ma do szescdziesieciu litrow brakujacej wody . Cos poszlo nie tak . Wtedy zauwazylem drugi zbiornik tlenu . Hab ma dwa zapasowe zbiorniki tlenu . Oba po bokach . Ze wzgledow bezpieczenstwa . Hab decyduje , ktorego uzyc . Wychodzi na to , ze zuzywal powietrze ze zbiornika numer 1 . Ale kiedy dodawalem tlenu do srodowiska (przy uzyciu oksygenatora) , Hab rozdysponowywal zysk pomiedzy oba zbiorniki . Zbiornik numer 2 powoli zapelnial sie tlenem . To nie problem , po prostu robi swoje . Ale to znaczy , ze powoli zyskiwalem tlen . To z kolei znaczy , ze nie zuzywalem go tak szybko , jak myslalem . Hura! Wiecej tlenu! Teraz moge szybciej robic wode! – pomyslalem najpierw… Ale wtedy dotarlo do mnie cos niepokojacego . Przesledzcie moj tok myslenia : Zyskuje tlen . Ale ilosc , ktora dostarczam z zewnatrz , jest stala . Tak wiec jedynym sposobem , zeby „zyskac” , jest zuzywac mniej , niz myslalem . Ale przeprowadzalem reakcje z hydrazyna , zakladajac , ze zuzywalem wszystko . Jedyne wytlumaczenie jest takie , ze nie spalalem calego wodoru . Patrzac teraz , widze , ze jest to oczywiste . Ale nie wydawalo mi sie , ze czesc wodoru moze nie splonac . Przechodzil obok plomienia i lecial sobie wesolo dalej . Cholera , jestem botanikiem , a nie chemikiem! Chemia jest niechlujna . Tak wiec w powietrzu jest niespalony wodor . Dookola mnie . Zmieszany z tlenem . Po prostu… tam sobie jest . Czeka na iskre , zeby rozerwac Hab na strzepy! Gdy to odkrylem i pozbieralem sie , wzialem torebke wielkosci tych Ziploc i pomachalem nia . A potem ja uszczelnilem . Zrobilem mala wycieczke do lazika , gdzie mamy analizatory atmosfery . Azot : 22 procent . Tlen : 9 procent . Wodor : 64 procent . Od tamtego czasu chowam sie w laziku . Hab jest teraz Wioska Wodorowa . Mam duzy fart , ze nie wylecial w powietrze . Nawet male wyladowanie statyczne moglo doprowadzic do mojego malego prywatnego „Hindeburga” . Tak wiec siedze w laziku numer 2 . Moge tu zostac dzien lub dwa , zanim filtry CO2 z lazika i skafandra sie zuzyja . Tyle mam na wykombinowanie , jak sobie poradzic z tym problemem . Hab jest teraz bomba . ROZDZIAl 5 WPIS W DZIENNIKU : SOL 38 . Nadal ukrywam sie w laziku , ale mialem troche czasu , zeby pomyslec . I wiem , jak poradzic sobie z wodorem . Rozmyslalem nad regulatorem atmosfery . On sprawdza sklad powietrza i rownowazy go . Tak nadmiar tlenu , ktory importowalem , trafial do zbiornikow . Problem polega na tym , ze nie jest zbudowany do usuwania wodoru z powietrza . Regulator uzywa wymrazania frakcyjnego , zeby oddzielic gazy . Kiedy zauwazy , ze jest za duzo tlenu , zaczyna zbierac powietrze do zbiornika i ochladza je do 90 kelwinow . To sprawia , ze tlen staje sie ciecza , ale azot (punkt rosy : 77 K) jest nadal gazem . A potem magazynuje tlen . Ale nie moze tego zrobic z wodorem . Poniewaz wodor musi zostac ochlodzony ponizej 21 K , zeby zamienic sie w ciecz . A w regulatorze nie uzyskujemy tak niskich temperatur . slepa uliczka . Oto rozwiazanie : Wodor jest niebezpieczny , bo moze wybuchnac . Ale moze wybuchnac , tylko jesli w poblizu jest tlen . Wodor bez tlenu jest nieszkodliwy . A regulator jest po to , zeby odciagac tlen z powietrza . Cztery mechanizmy zabezpieczajace dbaja o to , zeby regulator nie obnizyl zbytnio poziomu tlenu w Habie . Ale sa zaprojektowane tak , zeby przeciwdzialac awariom , a nie sabotazowi (buhaha!) . W skrocie , moge sprawic , ze regulator wyciagnie z Habu caly tlen . Potem moge wlozyc skafander (zebym mogl oddychac) i zrobic , cokolwiek zechce , nie bojac sie , ze wylece w powietrze . Hura! Uzyje zbiornika O2 , zeby krotkimi seriami strzelac tlenem w wodor . Iskre wytworze za pomoca kilku drucikow i baterii . Podpale wodor , ale tylko tak , zeby zuzyc niewielka czesc tlenu . I bede to powtarzal w kolko , kontrolowanymi seriami . Az spale caly wodor . Jest tylko jeden drobny feler : to zabije moja ziemie rolna . A ona jest cenna , bo zawiera bakterie . Jesli pozbede sie calego tlenu , bakterie umra . Niestety nie mam pod reka stu miliardow malych kombinezonikow . To rozwiazanie polowiczne . I tak pora zrobic przerwe w mysleniu . Komandor porucznik Lewis ostatnia korzystala z lazika . Miala go uzyc znow w solu 7 . , ale zamiast tego udala sie do domu . Jej osobisty zestaw podrozny nadal jest z tylu . Przejrzalem go i znalazlem batonik bialkowy i pendrive’a . Pewnie jest na nim pelno muzyki do sluchania w trakcje jazdy . Pora cos przegryzc i zobaczyc , jaka dobra komandor porucznik muzyke tu zostawila . WPIS W DZIENNIKU : SOL 38 . (2) Disco . Niech cie cholera , Lewis . WPIS W DZIENNIKU : SOL 39 . Chyba mam rozwiazanie . Bakterie glebowe sa przyzwyczajone do zim . Staja sie mniej aktywne i wymagaja mniej tlenu do przetrwania . Moge obnizyc temperature w Habie do 1°C , wtedy wejda w cos w rodzaju hibernacji . To dzieje sie na Ziemi caly czas . Moga w ten sposob przetrwac kilka dni . Jesli zastanawiacie sie , jak bakterie przezywaja dlugie okresy mrozu na Ziemi , odpowiedz brzmi , nie przezywaja . Bakterie z glebi ziemi , gdzie bylo cieplej , rozmnazaja sie i zastepuja te martwe . Nadal beda potrzebowac troche tlenu , ale niewiele . Mysle , ze 1 procent starczy . To powinno podtrzymac oddychanie bakterii , ale nie ogien . Tym samym wodor nie wybuchnie . Ale to prowadzi do innego problemu . Ziemniakom ten plan sie nie spodoba . Nie przeszkadza im brak tlenu , ale zimno je zabije . Tak wiec musze wlozyc je do doniczek (wlasciwie do torebek) i przeniesc do lazika . Jeszcze nie puscily pedow , wiec nie potrzebuja swiatla . Zaskakujaco denerwujace bylo wymyslenie tego , jak sprawic , zeby lazik trzymal temperature , nawet gdy mnie tam nie ma . Ale poradzilem sobie . W koncu wszystko , co tu mam , to czas . Oto plan . Po pierwsze , zapakowac ziemniaki do torebki i zaniesc do lazika (upewniajac sie , ze cholerny grzejnik dziala) . Po drugie , obnizyc temperature w Habie do 1°C . Potem obnizyc zawartosc tlenu do jednego procentu . Pozniej spalic wodor przy uzyciu baterii , drucikow i zbiornika z tlenem . Taaa . To wszystko brzmi tak doskonale , ze na pewno nie ma szans na katastrofe . Tak przy okazji , to byl sarkazm . Pora na mnie . WPIS W DZIENNIKU : SOL 40 . Plan nie wypalil w stu procentach . Mowia , ze zaden plan nie moze przetrwac pierwszej proby realizacji . Musze sie zgodzic . Oto co sie stalo : Przywolalem cala swoja odwage i wrocilem do Habu . Gdy tam wszedlem , poczulem sie troche pewniej . Wszystko bylo tak , jak zostawilem (czego sie spodziewalem ? Marsjan przetrzasajacych moje graty ?) . Ochladzanie Habu musialo potrwac , wiec od razu przykrecilem temperature do 1°C . Zapakowalem ziemniaki , przy okazji sprawdzajac , co z nimi . Puszczaja ladnie korzenie i zaraz pojawia sie pedy . Musialem sie zastanowic , jak je przeniesc do lazikow . Odpowiedz byla calkiem prosta . Wlozylem wszystkie do kombinezonu Martineza . Potem zaciagnalem go do lazika , z ktorego uczynilem tymczasowa szkolke . Upewnilem sie , ze ustawilem grzejnik tak , zeby byl ciagle wlaczony , i udalem sie do Habu . Gdy dotarlem , bylo juz tam calkiem zimno : -5°C . Trzesac sie i widzac pare buchajaca z ust , wlozylem na siebie kilka dodatkowych warstw ubrania . Na szczescie nie jestem duzym facetem . Ubrania Martineza mieszcza sie na moich , a Vogla na jego . Te gowniane ubrania byly zaprojektowane do noszenia w kontrolowanym srodowisku . Bylo mi zimno , nawet pomimo trzech warstw . Wspialem sie do mojej koi i przykrylem , zeby sie ogrzac . Gdy temperatura spadla do 1°C , odczekalem jeszcze godzine , aby upewnic sie , ze bakterie w glebie zorientowaly sie , ze juz czas wziac na wstrzymanie . Nastepnym problemem byl regulator . Pomimo mojej butnej pewnosci siebie nie umialem go przechytrzyc . On naprawde nie chce wyciagnac zbyt duzo tlenu z powietrza . Najmniej udalo mi sie uzyskac 15 procent . Po tym nie dalo sie juz obnizyc i nic , co robilem , nie pomagalo . Chcialem go przeprogramowac . Ale jak sie okazalo , protokoly bezpieczenstwa sa zapisane na ROM-ie , wiec nic z tego . Trudno go winic . Jedynym jego zadaniem jest sprawienie , zeby powietrze nie stalo sie zabojcze . Nikt w NASA nie pomyslal : Hej , pozwolmy obnizyc stezenie tlenu do poziomu , ktory wszystkich zabije! Musialem wymyslic bardziej prymitywny plan . Regulator uzywa innego zestawu przewodow wentylacyjnych do probkowania powietrza niz do pracy . Powietrze , ktore zostanie wymrozone frakcyjnie , wpada jedna wielka rura w jednostce glownej . Ale pobiera probki z dziewieciu malych przewodow , ktore biegna do jednostki glownej . To dobry sposob , zeby wyciagnac srednia wynikow z calego Habu . Zatkalem tasma osiem wlotow , zostawiajac tylko jeden . Potem przyczepilem tasma otwor wielkiego worka , tych wielkosci Hefty , do szyi skafandra (tym razem nalezacego do Johanssen) . W dnie torebki zrobilem mala dziurke i przyczepilem ja do ostatniej rurki wentylacyjnej . Potem napompowalem torbe czystym tlenem ze zbiornikow skafandra . Och , kurna! – pomyslal regulator – lepiej natychmiast wyciagne tlen z powietrza! Zadzialalo super! Zdecydowalem , ze sam nie naloze skafandra . Cisnienie mialo byc w porzadku . Potrzebowalem tylko tlenu . Wzialem mala butle z tlenem z ambulatorium . W ten sposob mialem duzo wieksza swobode ruchu . Mialem nawet gumke do przytrzymania maski na twarzy! Ale potrzebowalem skafandra , zeby monitorowac poziom tlenu w Habie (glowny komputer Habu byl przekonany , ze jest 100 procent tlenu w powietrzu) . Zobaczmy… Kostium Martineza byl w laziku . Ten Johanssen oglupial regulator . Kombinezon Lewis sluzyl za zbiornik wody . Ze swoim nie chce nic kombinowac (hej , one sa szyte na miare!) . Tak wiec zostaly mi dwa kombinezony do pracy . Zlapalem skafander Vogla i wlaczylem wewnetrzne czujniki powietrza , a helm zdjalem . Gdy poziom tlenu spadl do 12 procent , wlozylem maske tlenowa . Patrzylem , jak poziom spada coraz nizej i nizej . Gdy osiagnal 1 procent , odcialem zasilanie regulatora . Moze i nie potrafie przeprogramowac regulatora , ale potrafie drania calkowicie odlaczyc . Hab ma awaryjne latarki , rozmieszczone w wielu miejscach , na wypadek krytycznej awarii zasilania . Wyrwalem LED z jednej i zblizylem dwa postrzepione przewody do siebie . Uzyskalem mala iskre . Wzialem butle z tlenem ze skafandra Vogla , przyczepilem paski do obu koncow i przewiesilem ja sobie przez ramie . Potem przyczepilem rurke do zbiornika i przycisnalem ja kciukiem . Ustawilem bardzo slaby przeplyw tlenu , wystarczajaco maly , zeby nie mial sily przecisnac sie przez rurke , dzieki przeszkodzie w postaci mojego kciuka . Stanalem na stole , w jednej rece trzymajac iskrownik , a w drugiej rurke z tlenem . Wyciagnalem rece w gore i sprawdzilem , jak dziala . I niech mnie diabli , dzialalo! Przepuszczajac tlen nad iskrownikiem , wlaczylem latarke i przepiekny strumien ognia wystrzelil z rurki . Oczywiscie alarm przeciwpozarowy natychmiast zaczal wyc . Ale tyle ostatnio znioslem , ze ledwo to zauwazylem . Bylem w euforii! To najlepszy plan w dziejach! Nie tylko pozbywalem sie wodoru , ale tworzylem tez wiecej wody! Wszystko szlo cudownie az do eksplozji . W jednej sekundzie stalem sobie szczesliwie , spalajac wodor , w drugiej lezalem po przeciwleglej stronie Habu , a duzo rzeczy sie poprzewracalo . Wstalem i ujrzalem Hab pograzony w chaosie . Uszy mnie bola jak cholera – to byla moja pierwsza mysl . Potem pomyslalem : Kreci mi sie w glowie . I upadlem na kolana . Potem na twarz . Tak bardzo mi sie krecilo w glowie . Obmacalem glowe , szukajac rany , ktorej desperacko pragnalem tam nie znalezc . Wszystko wydawalo sie w porzadku . Ale czucie na mojej glowie i twarzy ujawnilo problem . Wybuch zerwal mi maske tlenowa . Oddychalem prawie czystym azotem . Podloga byla zasmiecona roznymi rzeczami z Habu . Nie bylo zadnej mozliwosci , zeby odnalezc ten zbiornik O2 z ambulatorium . zadnej mozliwosci znalezienia go , zanim nie zemdleje . Zobaczylem skafander Lewis wiszacy tam , gdzie powinien . Wybuch go nie przesunal . Sam w sobie byl ciezki , mial tez w srodku siedemdziesiat litrow wody . Popedzilem do niego , odkrecilem tlen i wsadzilem glowe do otworu , gdzie sie przymocowuje helm (ktory zdjalem dawno temu , zeby miec latwiejszy dostep do wody) . Oddychalem , az zawroty glowy ustapily , a potem wzialem gleboki wdech i zatrzymalem powietrze . Ciagle wstrzymujac oddech , spojrzalem na kombinezon i torbe , ktora do niego przymocowalem , zeby oszukac regulator . Zle wiesci byly takie , ze nigdy jej nie zdjalem . Dobre – zrobil to za mnie wybuch . Osiem z dziewieciu rurek nadal bylo zablokowanych , ale ta jedna mogla powiedziec prawde . Zatoczylem sie do regulatora i wlaczylem go . Po dwoch sekundach rozruchu (z oczywistych przyczyn zrobili go tak , zeby szybko startowal) natychmiast zidentyfikowal problem . Przeszywajacy alarm informujacy o zbyt niskim stezeniu tlenu zawyl w Habie . Regulator zaczal pompowac tlen w powietrze tak szybko , jak tylko mogl to robic bezpiecznie . Wydzielenie tlenu z atmosfery jest trudne i zajmuje duzo czasu , ale wprowadzanie go do atmosfery jest tak proste jak otwarcie zaworu . Wspialem sie po roznych szczatkach do skafandra Lewis i wlozylem znowu glowe do srodka , zeby zaczerpnac dobrego powietrza . W ciagu trzech minut regulator wyrownal poziom tlenu w Habie . Po raz pierwszy zauwazylem , jak spalone byly moje ubrania . Wybralem dobry czas na noszenie trzech warstw . Uszkodzenia dotyczyly glownie moich rekawow . Wierzchnia warstwa po prostu zniknela . srodkowa byla miejscami spalona , a miejscami tylko przypalona . Wewnetrzna , moj wlasny mundur , byla w calkiem dobrym stanie . Wyglada na to , ze znowu mi sie pofarcilo . Spojrzalem na glowny komputer Habu i zauwazylem , ze temperatura wzrosla do 15°C . Cos bardzo goracego i bardzo wybuchowego sie stalo , a ja nie wiedzialem co . Lub jak . I wlasnie teraz o tym mysle . Zastanawiam sie , co do diaska sie stalo . Po calej tej pracy i eksplozji jestem wyczerpany . Jutro bede musial sprawdzic milion urzadzen , zeby sie dowiedziec , co wybuchlo , ale teraz chce mi sie jedynie spac . Noc znow spedzam w laziku . Nawet gdy zniknal wodor , mam opory przed zostaniem w Habie , teraz gdy ma za soba historie eksplozji bez przyczyny . No i nie moge byc pewien , ze nie ma wycieku . Tym razem wzialem ze soba odpowiedni posilek . I cos do sluchania , co nie jest disco . WPIS W DZIENNIKU : SOL 41 . Spedzilem wiekszosc dnia , przeprowadzajac kontrole wszystkich systemow w Habie . To bylo niesamowicie nudne , ale moje przezycie zalezy od tych maszyn , wiec musialem to zrobic . Nie moge po prostu zalozyc , ze eksplozja nie wyrzadzila zadnych trwalych szkod . Najpierw przeprowadzilem najwazniejsze testy . Numerem jeden bylo sprawdzenie integralnosci powloki Habu . Bylem przekonany , ze jest w dobrym stanie , poniewaz spedzilem noc w laziku , a po powrocie do Habu cisnienie bylo dobre . Komputer nie wykazal zmiany cisnienia w tym czasie , poza niewielkimi fluktuacjami zaleznymi od temperatury . Potem sprawdzilem oksygenator . Jesli on przestanie dzialac , a ja nie bede umial go naprawic , jestem trupem . Bez problemow . Pozniej regulator atmosfery . Nadal bez problemow . Jednostka grzewcza , glowny uklad baterii , zbiorniki O2 i N2 , odzyskiwacz wody , wszystkie trzy sluzy , swiatla , glowny komputer… i tak dalej . Z kazda chwila czulem sie lepiej i lepiej , gdy kazdy z systemow udowadnial , ze jest w pelni sprawny . Trzeba przyznac NASA jedno – ludziska nie opieprzaja sie , robiac ten sprzet . Potem nadeszla krytyczna chwila… sprawdzanie ziemi . Wzialem kilka probek z calego Habu (pamietajcie , wszedzie na podlodze jest teraz ziemia) i przygotowalem szkielka . Obejrzalem je pod mikroskopem , zeby sprawdzic moje ukochane bakterie . Odetchnalem z ulga , gdy ujrzalem zdrowe , zywe bakterie zajmujace sie swoimi sprawami . Wyglada na to , ze nie zaczne umierac z glodu od sola 400 . Opadlem na krzeslo i zaczalem oddychac spokojnie . Nastepnie zajalem sie sprzataniem tego bajzlu . I mialem duzo czasu , zeby zastanowic sie , co sie stalo . Tak wiec co sie stalo ? Mam teorie . Zgodnie z tym , co ujawnil glowny komputer , w trakcie wybuchu cisnienie wzroslo do jednej i czterech dziesiatych atmosfery , a temperatura – do 15°C w mniej niz sekunde . Ale cisnienie szybko wrocilo do jednej atmosfery . Mialoby to sens , gdyby regulator atmosfery byl wlaczony , ale go odlaczylem . Temperatura utrzymala sie na poziomie 15°C przez jakis czas , tak wiec powinny byc slady rozszerzalnosci cieplnej . Ale cisnienie znowu opadlo , wiec gdzie sie podzial jego nadmiar ? Podwyzszenie temperatury , przy zachowanej stalej liczbie atomow , powinno doprowadzic do stabilnego wzrostu cisnienia . Ale tak sie nie stalo . Szybko wymyslilem odpowiedz . Wodor (jedyna substancja do spalenia) polaczony z tlenem (stad zaplon) dal wode . Woda jest tysiac razy gestsza od gazu . Tak wiec cieplo , cisnienie i przeksztalcenie wodoru i tlenu w wode znowu obnizyly cisnienie . Pytanie za milion dolarow : Skad , do cholery , wzial sie tlen ? Caly plan polegal na tym , zeby ograniczyc ilosc tlenu i powstrzymac eksplozje . I wszystko dzialalo calkiem dobrze az do wybuchu . Chyba mam odpowiedz . I zwiazana jest z pokpieniem przeze mnie sprawy . Pamietacie , jak zdecydowalem sie nie wkladac skafandra kosmicznego ? Ta decyzja prawie mnie zabila . Medyczny zbiornik z tlenem miesza go z powietrzem , a potem dostarcza przez maske . Maska zostaje na twarzy , przymocowana gumowa opaska , ktora otacza szyje . Nie ma szczelnego polaczenia . Wiem , co sobie myslicie . Tlen przeciekal z maski . Ale nie . Wdychalem tlen . Kiedy to robilem , praktycznie uszczelnialem uklad , przysysajac maske do twarzy . Problemem byl wydech . Wiecie , ile tlenu pochlaniacie z powietrza z kazdym oddechem ? Ja tez nie wiem , ale przeciez nie 100 procent . Z kazdym wydechem dodawalem wiecej tlenu do systemu . Nie dotarlo to do mnie wczesniej . A powinno . Jesli pluca pochlanialyby caly tlen , oddychanie metoda usta-usta by nie dzialalo . Jestem takim durniem , ze o tym nie pomyslalem . I moja durnota prawie mnie zabila! Naprawde musze byc ostrozniejszy . Dobrze , ze spalilem wiekszosc wodoru przed wybuchem . Inaczej to bylby koniec . A jak widac , eksplozja nie miala tyle sily , zeby rozerwac Hab . Ale miala tyle sily , zeby prawie to zrobic z moimi blonami bebenkowymi . Wszystko zaczelo sie od tego , ze zauwazylem brak szescdziesieciu litrow wody . Troche spalania , nieprzewidziana eksplozja i znow jestem w grze . Odzyskiwacz wody spisal sie wczoraj w nocy i odzyskal kolejne piecdziesiat litrow wody z powietrza . Teraz piecdziesiat litrow jest w kombinezonie Lewis , ktory bede nazywal Cysterna , bo tak brzmi fajniej . Pozostale dziesiec zostalo zaabsorbowane przez sucha ziemie . Duzo fizycznej roboty dzis mialem . Zasluzylem na pelny posilek . I aby uczcic moja pierwsza noc po powrocie do Habu , poloze sie i obejrze jakis dwudziestowieczny szajs z telewizji , ktory zapewnila mi komandor porucznik Lewis . Diukowie Hazzardu , ech ? Sprobujmy . WPIS W DZIENNIKU : SOL 42 . Spalem dzis dlugo . Zasluzylem sobie . Po czterech nocach okropnego snu w laziku koja wydawala sie najdelikatniejszym , najpiekniejszym lozem wypelnionym puchem , jakie kiedykolwiek powstalo . W kazdym razie wyciagnalem swoja dupe z lozka i dokonczylem powybuchowe porzadki . Przynioslem dzis znowu ziemniaki . W sama pore . Zaczely puszczac pedy . Wygladaja zdrowo i wesolo . To nie jest chemia , medycyna , bakteriologia , dietetyka , dynamika eksplozji ani zadne inne gowno , ktorym sie ostatnio zajmowalem . To jest botanika . Mysle , ze przynajmniej moge wyhodowac pare roslin i nic przy tym nie spieprzyc . Prawda ? Wiecie , co jest do bani ? Zrobilem tylko sto trzydziesci litrow wody . Musze jeszcze wyprodukowac czterysta siedemdziesiat . Myslelibyscie , ze po dwukrotnej probie samobojczej przestane majstrowac przy hydrazynie . Nie . Bede redukowal hydrazyne i spalal wodor w Habie przez dziesiec kolejnych dni , dziesiec godzin dziennie . Teraz spisze sie lepiej . Zamiast liczyc na czysta reakcje , bede przeprowadzal czeste „oczyszczanie z wodoru” za pomoca malego plomienia . Bedzie sie spalal stopniowo , nie dochodzac do stezenia zdolnego zabic Marka . Mam duzo czasu do zabicia . Dziesiec godzin , zeby jeden ze zbiornikow dwutlenku wegla sie napelnil . A zredukowanie hydrazyny i spalenie wodoru trwa tylko dwadziescia minut . Reszte czasu spedze , ogladajac telewizje . I serio… To oczywiste , ze general Lee moze wyprzedzic radiowoz . Dlaczego Roscoe po prostu nie pojedzie na farme Duke’a i nie aresztuje ich , kiedy nie sa w samochodzie ? ROZDZIAl 6 Venkat Kapoor wrocil do swojego biura , postawil neseser na podlodze i opadl na skorzany fotel . Przez chwile podziwial przez okno malowniczy widok . Jego biuro w budynku numer 1 zapewnialo widok na duzy park w srodku Centrum Lotow Kosmicznych imienia Lyndona B . Johnsona . Dalej tuziny rozrzuconych budynkow dominowaly w krajobrazie az do Mud Lake . Spojrzal na ekran komputera i zauwazyl czterdziesci siedem nieprzeczytanych wiadomosci pilnie domagajacych sie jego uwagi . Mogly poczekac . Dzis byl smutny dzien . Odbylo sie nabozenstwo zalobne za Marka Watneya . Prezydent wyglosil krotka mowe , wychwalajac odwage Watneya i jego poswiecenie , a takze szybka akcje komandor porucznik Lewis , ktora wszystkich uratowala . Lewis i reszta zalogi , korzystajac z systemu komunikacji dalekiego zasiegu Hermesa , wychwalala pod niebiosa swojego zmarlego kolege z przestrzeni kosmicznej . Mieli przed soba jeszcze dziesiec miesiecy podrozy . Administrator takze przemowil , przypomnial wszystkim , ze loty kosmiczne sa nieslychanie niebezpieczne i ze nie cofniemy sie przed przeciwnosciami . W trakcie przygotowan do nabozenstwa zapytano Venkata , czy chce wyglosic mowe . Odmowil . Jaki bylby w tym sens ? Watney nie zyl . Mile slowa od dyrektora misji marsjanskich nie przywroca go do swiata zywych . – W porzadku , Venk ? – dobiegl znajomy glos od strony drzwi . Venkat zakrecil sie na krzesle . – Tak przypuszczam – odpowiedzial . Teddy Sanders strzepnal samotna nitke z poza tym nieskazitelnej marynarki . – Mogles wyglosic mowe . – Nie chcialem . Wiesz o tym . – Tak , wiem . Ja tez nie chcialem . Ale jestem administratorem NASA . Spodziewaja sie po mnie takich rzeczy . Na pewno wszystko w porzadku ? – Tak , nic mi nie bedzie . – To dobrze – powiedzial Teddy , wchodzac . – W takim razie wracajmy do pracy . – Pewnie . – Wzruszyl ramionami . – Zacznijmy od tego , zebys dal mi autoryzacje na czas satelity . Teddy oparl sie o sciane i westchnal . – Znowu to . – Tak – odparl Venkat . – Znowu to . W czym problem ? – Dobra , powiedz mi , o co dokladnie ci chodzi . Venkat pochylil sie do przodu . – Ares 3 byl porazka , ale mozemy cos z niego uratowac . Ufundowalismy piec misji Ares . Mysle , ze mozemy przekonac Kongres , zeby szarpnal sie na szosta . – No nie wiem , Venk… – To proste , Teddy – naciskal Venk . – Ewakuowali sie po szesciu dobach . Tam jest niemalze cala misja w zapasach na powierzchni . Szostka kosztowalaby tylko ulamek tego co zwykla misja . Normalnie potrzeba czternastu misji bezzalogowych , zeby przygotowac teren . My moglibysmy wyslac to , czego brakuje , w trzech . Moze dwoch . – Venk , wiatr uderzyl w to miejsce z predkoscia stu siedemdziesieciu pieciu kilometrow na godzine . Bedzie naprawde w zlym stanie . – Dlatego chce miec obrazy – wytlumaczyl Venk . – Chce tylko pare zdjec lokalizacji . Moglibysmy sie duzo dowiedziec . – Na przyklad czego ? Myslisz , ze wyslalibysmy na Marsa ludzi , nie majac pewnosci , ze wszystko dziala idealnie ? – Nie wszystko musi dzialac idealnie – szybko odparl Venkat . – Jesli cos bedzie zepsute , to wyslemy nowe . – Jak niby obrazy nam powiedza , co jest zniszczone ? – To tylko pierwszy krok . Ewakuowali sie , poniewaz wiatr byl zagrozeniem dla MAV-u , ale Hab moze zniesc duzo wiecej . Mozliwe , ze nadal jest w jednym kawalku . To calkiem oczywiste . Jesli Hab nie wytrzymal , bedzie calkowicie zniszczony . Jesli nadal stoi , wszystko w srodku bedzie w porzadku . laziki sa solidne , wytrzymaja kazda burze , ktora Mars ma do zaoferowania . Tylko spojrzmy , Teddy . Jedynie tego chce . Teddy podszedl do okien i patrzyl na rozlegly teren pelen budynkow . – Nie tylko ty chcesz dostepu do satelity , sam wiesz . Misje zaopatrzeniowe Aresa 4 sie zblizaja . Musimy sie skoncentrowac na Kraterze Schiaparellego . – Nie kumam , Teddy . Jaki w tym problem ? Mowie o zabezpieczeniu innej misji . Mamy dwanascie satelitow na orbicie Marsa , jestem pewien , ze mozesz odstapic jeden lub dwa na kilka godzin . Moge ci dac rozpiske z tym , kiedy ktory satelita ma odpowiedni kat , zeby zrobic zdjecia Aresowi 3 . – Tu nie chodzi o czas satelitow , Venk – przerwal mu Teddy . – A o co ? – Venkat znieruchomial . Teddy opuscil glowe . – Jestesmy organizacja publiczna . Nie ma tutaj takich rzeczy jak informacja tajna lub niejawna . – No i… ? – Jakiekolwiek zrobimy zdjecia , od razu stana sie publicznie dostepne . – Ponownie , no i ? – Cialo Marka Watneya bedzie w promieniu dwudziestu metrow od Habu . Moze czesciowo zakopane w piachu , ale nadal dobrze widoczne . A z piersi bedzie mu sterczec antena . Bedzie to widac na zdjeciach . Venk gapil sie na niego przez moment , by po chwili spiorunowac go wzrokiem . – I to dlatego odmawiales mi dostepu do satelitow przez dwa miesiace ? – Venk , daj spokoj . – Naprawde , Teddy ? Boisz sie problemow z public relations ? – Medialny szum zwiazany ze smiercia Watneya w koncu przycichl – wyjasnil spokojnie Teddy . – Przez dwa miesiace mielismy zla prase . Dzisiejsze nabozenstwo to dla wielu ludzi zakonczenie sprawy , a media moga zajac sie inna historia . Absolutnie nie chcemy tego odgrzebywac . – Wiec co z tym zrobimy ? On sie nie rozlozy . Bedzie tam zawsze . – Nie zawsze . W ciagu roku zakryje go piach , ktory naniesie zwykla aktywnosc pogodowa . – Rok ? – powiedzial Venkat , wstajac . – To niedorzeczne . Nie mozemy czekac na to rok . – Czemu nie ? Ares 4 nie bedzie startowal przez najblizsze piec lat . Sporo czasu . Venkat wzial gleboki wdech i zamyslil sie na chwile . – Dobra , przemysl to sobie . Wszyscy bardzo wspolczuja rodzinie Watneya . Ares 6 moglby sprowadzic cialo z powrotem . Nie bedziemy mowic , ze to cel misji . Ale damy jasno do zrozumienia , ze to byloby jej czescia . Jesli tak to rozegramy , dostaniemy wieksza pomoc z Kongresu . Ale nie wtedy , gdy poczekamy rok . Za rok to nie bedzie ludzi obchodzic . – Mhm… – mruknal Teddy , drapiac sie w brode . * Mindy Park patrzyla na sufit . Niewiele miala innego do roboty . Zmiana o trzeciej w nocy byla nudna . Tylko nieprzerwany strumien kawy utrzymywal ja przytomna . Monitorowanie stanu satelitow wokol Marsa wydawalo sie ciekawe , gdy sie przenosila . Ale satelity mialy w zwyczaju same o siebie dbac . Jej praca sprowadzala sie do wysylania e-maili , gdy pojawialy sie zdjecia . Magister inzynier mechanik , a pracuje w calodobowym automacie fotograficznym – narzekala . Pociagnela lyk kawy . Migotanie ikony na ekranie zwrocilo uwage , ze jest dostepny nowy zestaw zdjec do przeslania . Sprawdzila adresata . Venkat Kapoor . Umieszczajac dane bezposrednio na wewnetrznych serwerach , napisala e-mail do doktora Kapoora . Wpisujac wspolrzedne zdjecia , rozpoznala numery . 31 ,2°N , 28 ,5°W… Rownina Acidalia… Ares 3 ? Z ciekawosci wlaczyla pierwsze siedemnascie zdjec . Tak jak myslala , przedstawialy teren misji Ares 3 . Slyszala , ze maja zamiar ja sfotografowac . Lekko zawstydzona , przejrzala zdjecia , wypatrujac ciala Marka Watneya . Po minucie bezowocnych poszukiwan czula ulge i rozczarowanie . Zaczela przegladac reszte zdjec . Hab byl nietkniety; doktor Kapoor sie ucieszy . Przytknela kubek kawy do ust i skamieniala . – Hm…– mruknela . – Uchhh… Szybko wlaczyla intranet NASA , przejrzala szczegolowe dane Aresa . Po blyskawicznych badaniach podniosla sluchawke . – Hej , tu Mindy Park z SatCon . Potrzebuje logow misji Ares 3 , gdzie moge je znalezc ?… Yyy… uch… OK… Dzieki . Spedzila jeszcze troche czasu w intranecie , odchylila sie w fotelu . Nie potrzebowala juz kawy , zeby byc przytomna . Znow podniosla sluchawke . – Halo , ochrona ? Tu Mindy Park z SatCon . Potrzebny mi numer alarmowy do doktora Venkata Kapoora… Tak , to nagly wypadek . * Mindy nie mogla usiedziec w miejscu , gdy Venkat wszedl do srodka . Nie bylo zwykla rzecza , ze dyrektor misji marsjanskich odwiedzal SatCon . Jeszcze bardziej niezwykle bylo ujrzenie go w dzinsach i T-shircie . – Ty jestes Mindy Park ? – zapytal z grymasem niezadowolenia kogos , kto spal dwie godziny . – Tak – odparla drzacym glosem . – Przepraszam za sprowadzenie tu pana . – Zgaduje , ze masz wazny powod . Tak wiec ? – Hm… – Spuscila wzrok . – Hm… Chodzi o zdjecia , ktore pan zamowil . Uhm . Prosze tu podejsc i na nie spojrzec . Przyciagnal sobie krzeslo i usadowil sie obok jej konsoli . – Chodzi o cialo Watneya ? Dlatego jestes wstrzasnieta ? – Nie . Hm . No coz… – Wskazala na ekran . Venkat przyjrzal sie zdjeciu . – Wyglada na to , ze Hab jest w jednym kawalku . To dobrze . Panele sloneczne wygladaja w porzadku . Z lazikami wszystko OK . Nie ma glownego talerza satelitarnego , ale to zadne zaskoczenie . Skad to cale zamieszanie ? – To – powiedziala , dotykajac palcem ekranu . Venkat pochylil sie i przyjrzal dokladniej zdjeciu . Zaraz ponizej Habu , obok lazikow , na piasku byly dwa biale kola . – Hm . Wyglada jak plotno Habu . Moze Hab zostal jednak uszkodzony ? Zgaduje , ze kawalki zostaly oderwane i… – Wygladaja jak namioty lazikow – przerwala mu . Venkat przypatrzyl sie znowu . – Pewnie masz racje . – Jak one sie rozlozyly ? – zapytala Mindy . Venkat wzruszyl ramionami . – Komandor porucznik Lewis pewnie kazala je rozlozyc w trakcie ewakuacji . Niezly pomysl . Miec zapasowe schronienie , na wypadek gdyby MAV nie zadzialal , a Hab ulegl uszkodzeniu . – Tak , tylko – Mindy otworzyla dokument na swoim komputerze – to caly log misji od sola 1 . do sola 6 . Od ladowania MDV-a do awaryjnego odlotu MAV-u . – No dobra , i… ? – Przeczytalam go . Kilka razy . Nigdy nie nadmuchali namiotow . – Jej glos zalamal sie przy ostatnim slowie . – No coz… – odpowiedzial Venkat zdezorientowany – jak widac , zrobili to , tylko nie umiescili tego w logu . – Aktywowali dwa namioty awaryjne i nigdy nikomu nie powiedzieli ? – No tak . To nie ma za duzo sensu . Moze burza narozrabiala cos przy lazikach i namioty same sie napompowaly ? – Ech… – jeknela Mindy . – I po samoczynnym rozlozeniu odlaczyly sie od lazikow i ustawily w linii dwadziescia metrow dalej ? – Bez watpienia jakos sie aktywowaly . – Dlaczego panele sloneczne sa czyste ? – powiedziala Mindy , w jej oczach pojawily sie lzy . – Byla wielka burza . Dlaczego nie sa pokryte piaskiem ? – Mocny wiatr moglby je oczyscic – powiedzial niepewnie Venkat . – Wspomnialam , ze nie znalazlam ciala Watneya ? – zapytala , pociagajac nosem . Oczy Venkata rozszerzyly sie , gdy patrzyl na zdjecie . – Och… Och , Boze – wyszeptal . Mindy ukryla twarz w dloniach i zaplakala cicho . * – Kurwa! – krzyczala Annie Montrose . – Chyba sobie ze mnie robicie jaja! Teddy spojrzal nad mahoniowym , nieskazitelnie czystym biurkiem na swoja dyrektor do spraw komunikacji z mediami . – Nie pomagasz , Annie – powiedzial , po czym odwrocil sie do Venkata . – Na ile jestesmy tego pewni ? – spytal , masujac sobie czolo . – Prawie sto procent – odparl Venkat . – Kurwa! – powtorzyla Annie . Teddy przesunal troche teczke na biurku , tak zeby znalazla sie w jednej linii z podkladka pod myszke . – Jest , jak jest . Musimy sobie z tym dac rade . – Wyobrazasz sobie , jak wielkie bedzie gowno , ktore w nas walnie ? Nie musisz codziennie stawac naprzeciwko reporterow . Ja tak! – Jedna rzecz naraz – powiedzial Teddy . – Venk , z jakiego powodu jestes pewien , ze on zyje ? – Na poczatek , nie ma ciala . Dodatkowo nadmuchiwane namioty sa rozstawione . Panele sloneczne sa czyste . Mozecie podziekowac za zauwazenie tego wszystkiego Mindy Park z SatConu , tak przy okazji . Ale – kontynuowal Venkat – jego cialo moglo zostac zasypane przez burze w 6 . solu . Namioty mogly sie same rozlozyc , a wiatr mogl je przesunac . Wiatr o predkosci trzydziestu kilometrow na godzine jakis czas pozniej mialby wystarczajaca sile , zeby oczyscic panele , ale nie zeby naniesc nowego piachu . To nie jest prawdopodobne , ale mozliwe . – Dlatego spedzilem ostatnie kilka godzin , sprawdzajac wszystko , co tylko sie dalo . Komandor porucznik Lewis zrobila dwa wyjscia , korzystajac z lazika numer 2 . Drugie bylo w solu 5 . Zgodnie z logami po powrocie podlaczyla go do Habu , zeby sie naladowal . Potem go nie uzywano , trzynascie godzin pozniej nastapila ewakuacja . Popchnal zdjecie do Teddy’ego w poprzek stolu . – To jedno ze zdjec z zeszlej nocy . Jak widzisz , lazik numer 2 jest ustawiony przodem do Habu . Port do ladowania ma na przodzie , a kabel nie jest wystarczajaco dlugi , zeby siegnac . Teddy w zamysleniu obrocil zdjecie tak , zeby jego krawedzie ustawily sie rownolegle do krawedzi biurka . – Musiala go zaparkowac przodem do Habu , inaczej by go nie podlaczyla . Zostal przestawiony od 5 . sola . – Tak – powiedzial Venkat , posylajac mu kolejne zdjecie . – Ale to jest prawdziwy dowod . Na dole po prawej masz MDV . Zostal rozebrany na czesci . Jestem pewien , ze nie zrobiliby czegos takiego , nie mowiac nam o tym . – Mysle , ze decydujacy argument jest po prawej stronie – wskazal Venkat – rozporki czesci MAV-u . Wyglada na to , ze wytwornia paliwa zostala calkowicie rozebrana i w trakcie tych dzialan rozporki ulegly uszkodzeniu . Nie ma mowy , zeby to sie stalo przed odlotem . Zagroziloby to MAV-owi w takim stopniu , ze Lewis by sie na to nie zgodzila . – Hej – przerwala Annie . – Dlaczego nie porozmawiamy z Lewis ? Idzmy do CAPCOM-a[5] i wypytajmy o caly ten szajs . Venkat spojrzal porozumiewawczo na Teddy’ego . Ten po chwili westchnal . – Poniewaz jesli Watney naprawde zyje – powiedzial – nie chcemy , zeby zaloga Aresa 3 o tym wiedziala . – Co ?! Jak to , nie powiecie im ?! – krzyknela Annie . – Maja jeszcze dziesiec miesiecy podrozy do domu – wyjasnil Teddy . – Podroze kosmiczne sa niebezpieczne . Musza byc uwazni i skupieni . Sa smutni z powodu utraty czlonka zalogi , ale byliby zdruzgotani , gdyby uslyszeli , ze zostawili go tam zywego . Annie spojrzala na Venkata . – Zgadzasz sie na to ? – Nie ma sie nad czym zastanawiac – powiedzial . – Pozwolimy im uporac sie z trauma , kiedy nie bedzie ich na statku kosmicznym . – To bedzie najczesciej omawiane wydarzenie od czasow Apollo 11 – podkreslila Annie . – Jak to przed nimi ukryjecie ? Teddy wzruszyl ramionami . – Prosto . Kontrolujemy cala lacznosc z nimi . – Cholera – rzucila Annie , otwierajac laptopa – kiedy chcecie to oglosic ? – Jak myslisz ? – zapytal . – Hm – mruknela . – Mozemy przetrzymac zdjecia przez dwadziescia cztery godziny , potem musimy je upublicznic . Razem z nimi musimy wydac oswiadczenie . Nie chcemy , zeby ludzie sami sie domyslili . Wyszlibysmy na dupkow . – Okej – zgodzil sie Teddy . – Przygotuj odpowiednie oswiadczenie . – Bedzie zabawa – wymamrotala . – Co robimy dalej ? – zapytal Teddy Venkata . – Krok pierwszy to nawiazanie lacznosci . Ze zdjec widac , ze uklad anten jest uszkodzony . Musimy znalezc inny sposob komunikacji . Gdy bedziemy mogli rozmawiac , ocenimy sytuacje i sporzadzimy plany . – W porzadku – powiedzial Teddy . – Zajmij sie tym . Bierz , co chcesz , z jakiegokolwiek departamentu . Wezcie nadgodziny . Znajdz sposob , zeby z nim pogadac . To teraz twoje jedyne zadanie . – Zrozumialem . – Annie , upewnij sie , ze nic do nikogo nie dotrze , dopoki tego nie oglosimy . – Oczywiscie , kto jeszcze wie ? – Tylko nasza trojka i Mindy Park z SatConu – powiedzial Venkat . – Pogadam z nia – oswiadczyla Annie . Teddy wstal i otworzyl swoj telefon . – Lece do Chicago , wroce jutro . – Po co ? – zapytala Annie . – Tam mieszkaja rodzice Watneya . Jestem im winien osobiste wytlumaczenie wszystkiego , zanim to wszystko upublicznimy . – Uciesza sie , ze ich syn zyje – powiedziala . – Tak , zyje . Ale jesli matematyka mnie nie zawodzi , jest skazany na smierc glodowa , zanim zdolamy mu pomoc . Wcale nie ciesze sie na te rozmowe . – Cholera – rzucila Annie w zamysleniu . * – Nic ? Naprawde nic ? – wyjeczal Venkat . – zarty sobie robicie ? Macie dwudziestu ekspertow pracujacych nad tym przez dwanascie godzin . Macie warta wiele miliardow siec lacznosci . Nie mozecie wymyslic zadnego sposobu , zeby z nim porozmawiac ? Dwoch mezczyzn w gabinecie Venkata poruszylo sie na krzeslach . – On nie ma radia – powiedzial Chuck . – W sumie to ma – wtracil Morris . – Ale nie ma talerza satelitarnego . – Sek w tym – kontynuowal Chuck – ze bez talerza sygnal musialby byc bardzo mocny… – Tak mocny , ze moglby smazyc golebie – wspomogl go Morris . – zeby mogl go odebrac – dokonczyl Chuck . – Rozwazalismy satelity marsjanskie – powiedzial Morris . – Sa najblizej . Ale obliczenia sie nie zgadzaja . Nawet SuperSurveyor 3 , ktory ma najmocniejszy nadajnik , potrzebowalby czternascie razy wiecej mocy . – Siedemnascie razy – poprawil Chuck . – Czternascie – upieral sie Morris . – Nie . Siedemnascie . Zapominasz o natezeniu potrzebnym , zeby grzejniki mogly utrzymac… – Chlopaki – przerwal Venkat . – Zrozumialem . – Przepraszam . – Przepraszam . – Przepraszam , jesli jestem zrzedliwy . Spalem dwie godziny – powiedzial Venkat . – zaden problem – rzekl Morris . – Calkowicie zrozumiale – dodal Chuck . – Dobra , wytlumaczcie mi , jak jedna burza piaskowa pozbawila nas lacznosci z Aresem 3 . – Nawalila wyobraznia – powiedzial Chuck . – Nikt tego nie przewidzial – zgodzil sie Morris . – Ile zapasowych systemow lacznosci miala misja Ares ? – zapytal Venkat . – Cztery – odparl Chuck . – Trzy – sprostowal Morris . – Nie , cztery – upieral sie Chuck . – Powiedzial : zapasowych . To znaczy , nie wliczajac podstawowego . – Och , racja . Trzy . – Tak wiec razem cztery systemy – kontynuowal Venkat . – Wytlumaczcie , jak stracilismy wszystkie cztery . – No wiec – zaczal Chuck – glowny system korzystal z wielkiej anteny satelitarnej . Zdmuchnela ja burza . Pozostale trzy byly w MAV-ie . – Tak – zgodzil sie Morris . – MAV to jest taka maszyna do lacznosci . Moze gadac z Ziemia , Hermesem , nawet z satelitami wokol Marsa , jesli musi . I ma trzy niezalezne systemy , zebysmy byli pewni , ze nic lagodniejszego niz uderzenie meteoru nie przerwie lacznosci . – Sek w tym – powiedzial Chuck – ze komandor porucznik Lewis i reszta zalogi zabrali MAV , gdy odlatywali . – Tak wiec cztery niezalezne systemy staly sie jednym . A on sie zepsul – dokonczyl Morris . Venkat uszczypnal sie w grzbiet nosa . – Jak moglismy to przeoczyc ? – Nigdy sie nad tym nie zastanawialismy – powiedzial Chuck , wzruszajac ramionami . – Nigdy nie myslelismy , ze na Marsie bedzie ktos bez MAV-u . – No daj spokoj! – krzyknal Morris . – Jakie sa szanse ? Chuck odwrocil sie do niego . – Biorac pod uwage dane empiryczne , jeden do trzech . To calkiem sporo , jesli sie zastanowic . * zle to wygladalo i Annie o tym wiedziala . NASA nigdy nie dala takiej plamy i teraz trzeba bedzie sie do tego przyznac; kazda sekunda wystapienia Annie zostanie zapamietana na zawsze . Kazdy ruch jej ramion , intonacja glosu i wyraz twarzy beda ogladane przez miliony ludzi na calym swiecie . Raz za razem . Nie tylko w najblizszym czasie , ale takze w nadchodzacych dekadach . Kazdy dokument o Watneyu bedzie mial klip z tego przemowienia . Byla pewna , ze nie widac po niej zadnej z tych trosk , gdy wchodzila na podium . – Dziekuje wszystkim za tak szybkie pojawienie sie – powiedziala do zgromadzonych reporterow . – Mamy wazne ogloszenie . Prosze , zajmijcie miejsca . – O co chodzi , Annie ? – zapytal Brian Hess z NBC . – Cos sie stalo z Hermesem ? – Prosze , zajmijcie miejsca – powtorzyla . Dziennikarze zmieszali sie troche , poklocili o miejsca i w koncu usiedli . – To bedzie krotkie , ale bardzo wazne oswiadczenie – powiedziala Annie . – Teraz nie odpowiem na zadne pytania , ale za jakas godzine odbedzie sie pelna konferencja prasowa , na ktorej bedzie mozna zadawac pytania . Zrobilismy zdjecia Marsa i potwierdzilismy , ze na dzien dzisiejszy astronauta Mark Watney ciagle zyje . Po sekundzie kompletnej ciszy w pokoju wybuchla wrzawa . * Dziesiec dni po ogloszeniu tej szokujacej informacji nadal byl to temat numer jeden w kazdej stacji informacyjnej na swiecie . – Mdli mnie juz od tych codziennych konferencji – szepnal Venkat . – Mdli mnie juz od tych cogodzinnych konferencji – odparla szeptem Annie . Stali razem z grupa kierownikow i dyrektorow z roznych dzialow NASA na malej scenie w sali , gdzie odbywaly sie konferencje prasowe . Przed nimi rozciagala sie dziura wypelniona dziennikarzami desperacko spragnionymi strzepkow informacji . – Przepraszam za spoznienie – powiedzial Teddy , wchodzac bocznymi drzwiami . Teddy wyciagnal z kieszeni pamiec flash i chrzaknal , zeby oczyscic gardlo . – W ciagu dziewieciu dni od ogloszenia , ze Mark Watney zyje , otrzymalismy bardzo duzo wsparcia ze wszystkich stron . Korzystamy z tego bezwstydnie , gdy tylko mozemy . Sale wypelnil stlumiony chichot . – Wczoraj na nasza prosbe cala siec SETI skupila sie na Marsie . Na wypadek gdyby Mark wysylal slaby sygnal . Okazalo sie , ze tego nie robil , ale to pokazuje , jak wszyscy chca nam pomoc . Spoleczenstwo jest bardzo w to zaangazowane , a my zrobimy wszystko , zeby bylo dobrze poinformowane . Dowiedzialem sie , ze CNN poswieci pol godziny w kazdy dzien powszedni i przedstawi informacje na ten temat . Przydzielimy do tego kilka osob z dzialu do spraw kontaktow z mediami . Dzieki temu ludzie zostana poinformowani jak najszybciej . Orbity trzech satelitow zostaly dostosowane tak , zebysmy przez wiekszy czas mogli obserwowac Aresa 3 , i liczymy na to , ze niedlugo uda nam sie uchwycic Marka na zewnatrz . Jesli nam sie to uda , opierajac sie na postawie i dzialalnosci Watneya , wyciagniemy wnioski na temat jego stanu zdrowia . Jest duzo pytan : Jak dlugo moze przezyc ? Ile ma jedzenia ? Czy Ares 4 moze go uratowac ? Jak bedziemy sie z nim porozumiewac ? Odpowiedzi na te pytania nie sa tym , co chcemy uslyszec . Nie moge obiecac , ze go uratujemy . Ale moge obiecac , ze cala uwaga NASA skupi sie na tym , zeby go sprowadzic do domu . To bedzie nasz jedyny cel , nasza obsesja . Do czasu az znowu znajdzie sie na Ziemi lub potwierdzimy , ze umarl na Marsie . * – Dobra przemowa – powiedzial Venkat , wchodzac do pokoju Teddy’ego . – Kazde moje slowo bylo szczere . – Tak , wiem . – Co moge dla ciebie zrobic , Venk ? – Mam pomysl . Wlasciwie to w JPL[6] maja pomysl . Ja jestem tylko poslancem . – Lubie pomysly . – Zaprosil go gestem , by usiadl . Venkat usiadl . – Mozemy go uratowac dzieki misji Ares 4 . To bardzo ryzykowne . Skonsultowalismy to z zaloga . Nie tylko chca to zrobic , ale sami mocno na to naciskaja . – Oczywiscie – powiedzial Teddy – astronauci sa z natury szaleni . I naprawde szlachetni . Co to za pomysl ? – No wiec to dopiero wstepne plany , ale JPL mysli , ze mozna uzyc MDV-u , zeby go uratowac . – Ares 4 nawet jeszcze nie wystartowal . Czemu mielibysmy uzyc MDV-u niezgodnie z przeznaczeniem ? Czemu nie zrobimy czegos lepszego ? – Nie mamy czasu , zeby zbudowac cos od podstaw . Prawde mowiac , Watney moze nawet nie przezyc do czasu przybycia Aresa 4 , ale to inny problem . – Opowiedz o MDV-ie . – JPL wyciagnie z niego troche rzeczy , odchudzi go i wstawi dodatkowe zbiorniki paliwa . Zaloga Aresa 4 wyladuje dokladnie w bazie Aresa 3 . Potem dzieki pelnemu , mowie powaznie , pelnemu ciagowi wystartuja . Nie dadza rady wzniesc sie na orbite , ale kierujac sie w bok , moga dotrzec do stacji Ares 4 , to jest bardzo… mhm… zwariowane . Tam beda mieli MAV . – Jak maja zamiar odchudzic pojazd ? – zapytal Teddy . – Myslalem , ze juz lzejszy byc nie moze . – Usuwajac sprzet odpowiedzialny za bezpieczenstwo i awaryjny . – Cudownie . Tak wiec zaryzykujemy zycie szesciu dodatkowych osob . – Taa – odparl Teddy . – Byloby bezpieczniej zostawic zaloge Aresa 4 w Hermesie , a na dol wyslac tylko pilota w MDV-ie . Ale to oznaczaloby rezygnacje z misji , wiec wola zaryzykowac . – Sa astronautami . – Sa astronautami – potwierdzil Venkat . – No coz . Ten plan jest niedorzeczny . Nigdy go nie zaakceptuje . – Popracujemy nad nim jeszcze . Postaramy sie , zeby byl bezpieczniejszy . – Zrobcie to . Jakies pomysly , jak utrzymac go przy zyciu przez cztery lata ? – Nie . – Nad tym tez popracujcie . – Tak zrobimy – obiecal Venkat . Teddy oparl sie w fotelu i wyjrzal przez okno na niebo nad nimi . Zapadala juz noc . Jak to jest ? – zastanawial sie . Utknal tam , mysli , ze jest calkiem sam i ze go opuscilismy . Jaki to ma wplyw na ludzka psychike ? Odwrocil sie w strone Venkata . – Zastanawiam sie , co teraz mysli . WPIS W DZIENNIKU : SOL 61 . Jak Aquaman moze kontrolowac wieloryby ? To ssaki! Bez sensu . ROZDZIAl 7 WPIS W DZIENNIKU : SOL 63 . Jakis czas temu skonczylem robic wode . Nie ma juz zagrozenia , ze wysadze sie w powietrze . Ziemniaki ladnie rosna . Od tygodni nic nie konspirowalo , zeby mnie zabic . A programy z lat siedemdziesiatych bawia mnie niepokojaco dobrze . Sprawy na Marsie przebiegaja bez zaklocen . Pora zaczac myslec dalekowzrocznie . Nawet jesli uda mi sie przekazac NASA , ze zyje , nie ma gwarancji , iz zdolaja mnie uratowac . Musze byc aktywny . Musze wykombinowac , jak dostac sie do Aresa 4 . latwo nie bedzie . Ares 4 wyladuje w Kraterze Schiaparellego , trzy tysiace dwiescie kilometrow stad . Prawde mowiac , ich MAV juz tam jest . Wiem , bo ogladalem , jak Martinez go sprowadzal . MAV potrzebuje osiemnastu miesiecy , zeby wyprodukowac paliwo , dlatego NASA wysyla go w pierwszej kolejnosci . Wyekspediowanie go czterdziesci osiem miesiecy wczesniej daje sporo czasu na produkcje paliwa , gdyby reakcje zachodzily za wolno . Ale co wazniejsze , oznacza to , ze precyzyjne miekkie ladowanie moze zostac przeprowadzone zdalnie przez pilota z orbity . Bezposrednie zdalne sprowadzenie przez Houston nie jest mozliwe; znajduja sie od czterech do dwudziestu minut swietlnych stad . MAV Aresa 4 spedzil jedenascie miesiecy , podrozujac na Marsa . Wystartowal przed nami i dotarl tutaj mniej wiecej w tym samym czasie co my . Jak sie spodziewano , Martinez ladowal nim wspaniale . To byla jedna z ostatnich rzeczy , ktore zrobilismy przed zaladowaniem sie do MDV-a i udaniem na powierzchnie . Ach , stare dobre czasy , kiedy mialem ze soba zaloge . Mam fart . Trzy tysiace dwiescie kilometrow to nie tak zle . Moglo byc nawet dziesiec tysiecy kilometrow . A poniewaz jestem na najgladszym miejscu na Marsie , pierwsze szescset piecdziesiat kilometrow to mila , rowniutka powierzchnia (hura dla rowniny Acidalia!) , ale reszta to cholerne , wyboiste , pelne kraterow pieklo . Oczywiscie musze uzyc lazika . I wiecie co ? Nie zaprojektowano ich do dlugich wypraw . To bedzie wymagalo sporo badan i eksperymentow . Musze sie stac mala NASA i wymyslic , jak przeprowadzac eksploracje z dala od Habu . Dobre wiadomosci sa takie , ze mam na to sporo czasu . Prawie cztery lata . Niektore rzeczy sa oczywiste . Musze uzyc lazika . Podroz zajmie duzo czasu , wiec zabiore zapasy . W trakcie drogi bede musial ladowac baterie , a laziki nie maja paneli slonecznych . Bede musial ukrasc troche z farmy slonecznej Habu . W trakcie podrozy musze oddychac , jesc i pic . Na szczescie dla mnie specyfikacja techniczna wszystkiego jest w komputerze . Musze oszukac lazik . W zasadzie uczynic go mobilnym Habem . Wybieram do tego lazik numer 2 . Jest miedzy nami pewna wiez po tym , jak spedzilem w nim dwie noce w trakcie Wielkiego Wodorowego Strachu 37 . sola . Za duzo tego . Nie chce mi sie dzis myslec nad tym gownem . Na dzisiaj tylko kwestia energii . Nasza misja miala zasieg operacyjny o promieniu dziesieciu kilometrow . Wiedzac , ze nie poruszalibysmy sie po linii prostej , NASA zaprojektowala laziki tak , zeby na pelnym akumulatorze mogly przejechac trzydziesci piec kilometrow . Przy zalozeniu , ze jezdzimy po plaskim gruncie . Kazdy lazik ma akumulator zapewniajacy energie dziewieciu tysiecy watogodzin . Krok pierwszy . Wymontowac akumulator z lazika pierwszego i zainstalowac go w laziku numer 2 . Tadam! Wlasnie zwiekszylem zasieg dwukrotnie . Jest tylko jeden problem . Ogrzewanie . Czesc energii idzie na ogrzewanie lazika . Na Marsie jest naprawde zimno . Normalnie mielismy robic wyjscia krotsze niz piec godzin . Ale ja bede mieszkal tam dwadziescia cztery i pol godziny na dobe . Zgodnie ze specyfikacja ogrzewanie ma moc czterystu watow . Wlaczone caly dzien zuzywaloby dziewiec tysiecy osiemset watogodzin dziennie . Ponad polowe moich zapasow , codziennie! Ale mam darmowe zrodlo ciepla : siebie . Kilka milionow lat ewolucji wyposazylo mnie w technologie „cieplokrwistosci” . Moge nosic na sobie kilka warstw ubran . lazik ma dobra izolacje . To musi wystarczyc , bede potrzebowal kazdej odrobiny energii . Zgodnie z moimi nudnymi obliczeniami przy przejechaniu jednego kilometra zuzywa sie dwiescie watogodzin , wiec pelne osiemnascie tysiecy watogodzin (minus pomijalne ilosci dla komputera , systemu podtrzymywania zycia itd .) daje dziewiecdziesiat kilometrow . To jest cos . Oczywiscie nigdy nie przejade naprawde dziewiecdziesieciu kilometrow na pojedynczym ladowaniu . Musze pokonac wzgorza , wyboisty grunt , piach itd . Ale to sensowna wartosc . To wszystko mowi mi , ze potrzebowalbym co najmniej trzydziestu pieciu dni , zeby dostac sie do Aresa 4 . Pewnie bedzie to blizej piecdziesieciu dni , ale przynajmniej jest mozliwe . Przy zawrotnej maksymalnej predkosci lazika , wynoszacej 25 km/h , rozladuje akumulator w ciagu trzech i pol godziny . Moge jezdzic o zmierzchu , tak zeby zachowac sloneczna czesc dnia na ladowanie . O tej porze roku mam mniej wiecej trzynascie godzin swiatla slonecznego dziennie . Ile ogniw slonecznych bede musial podprowadzic z farmy Habu ? Dzieki wspanialym amerykanskim podatnikom mam ponad sto metrow kwadratowych najdrozszych paneli slonecznych , jakie kiedykolwiek wyprodukowano . Maja oszalamiajaca sprawnosc 10 ,2 procent , co jest dobre , poniewaz Mars nie dostaje tyle swiatla co Ziemia . Tylko od pieciuset do siedmiuset watow na metr kwadratowy (w porownaniu z tysiacem czterysta , ktore dostaje Ziemia) . W skrocie : musze ze soba zabrac dwadziescia osiem metrow kwadratowych ogniw . To czternascie paneli . Na dachu moge ulozyc dwie sterty po siedem . Beda wystawac poza krawedzie . Ale jak dlugo beda bezpieczne , ja pozostane szczesliwy . Kazdego dnia po jezdzie bede je rozkladal i… czekal caly dzien . Szlag , zapowiada sie nuda jak cholera . No , jest to jakis poczatek . Zadanie na jutro : przeniesc akumulator z lazika pierwszego do lazika drugiego . WPIS W DZIENNIKU : SOL 64 . Czasem wszystko idzie latwo , czasem nie . Wyjecie akumulatora z lazika pierwszego okazalo sie latwe . Usunalem dwa zaciski z podwozia i wypadl sam . Okablowanie bez trudu oddzielilem , to tylko kilka skomplikowanych wtyczek . Podlaczenie tego do lazika numer 2 to juz inna bajka . Nie ma gdzie wlozyc akumulatora! Akumulator jest ogromny . Ledwo dalem rade go przeciagnac . I to w marsjanskiej grawitacji . Jest po prostu za duzy . Podwozie nie pomiesci drugiego . Dach tez nie . Tam ida ogniwa sloneczne . Nie ma tez miejsca w kabinie , a i tak by nie przeszedl przez sluze . Ale nie bojcie sie , znalazlem rozwiazanie . Z powodu innych zagrozen niz obecne NASA zapewnila nam szesc metrow kwadratowych plotna , z ktorego zrobiony jest Hab , i troche niesamowitej zywicy . Tej samej , ktora uratowala mi zycie 6 . sola (mam na mysli zestaw do latania , ktorego uzylem) . W razie naruszenia poszycia Habu kazdy mial pobiec do sluz powietrznych . Procedura mowila , ze lepiej , zebysmy pozwolili na przebicie Habu , niz umarli , probujac temu zapobiec . Potem ubralibysmy sie w kombinezony i ocenilibysmy uszkodzenia . Po odnalezieniu miejsca przerwania mielibysmy je uszczelnic , uzywajac plotna i zywicy . Potem pozostawalo napompowac Hab ponownie i cieszyc sie jak z nowego . Te szesc metrow kwadratowych plotna bylo prostokatem o bokach metr na szesc metrow . Wycialem z niego paski szerokosci dziesieciu centymetrow , a nastepnie uzylem ich do zrobienia czegos w rodzaju uprzezy . Wykorzystalem zywice i pasy , aby zrobic dwie petle o obwodzie dziesieciu metrow . Potem dolaczylem duza late plotna na kazdym koncu . Teraz mam sakwe biedaka dla mojego lazika . zywica wiaze prawie natychmiast . Ale dziala lepiej , jesli poczeka sie godzine . Tak zrobilem . Potem ubralem sie i wyszedlem do lazika . Zaciagnalem akumulator do lazika i naciagnalem na niego petle z jednego konca uprzezy . Przerzucilem drugi koniec przez dach . Po drugiej stronie wypelnilem plotno kamieniami . Kiedy ciezary byly mniej wiecej zblizone , pociagnalem w dol kamienie , podnoszac w ten sposob akumulator . Hura! Odlaczylem akumulator lazika drugiego i podlaczylem ten z lazika pierwszego . Poszedlem do kabiny i sprawdzilem uklady . Wszystko cacy . Pojezdzilem troche lazikiem po okolicy , upewniajac sie , ze uprzaz sie trzyma . Znalazlem kilka duzych kamulcow i po nich przejechalem . Tylko zeby wstrzasnac rzeczami . Uprzaz wytrzymala . Oooo tak . Przez krotki czas zastanawialem sie , jak splesc kable od drugiego akumulatora z glownym zasilaniem . Doszedlem do nastepujacego wniosku : pierdolic to . Nie ma potrzeby , zebym mial nieprzerwane zrodlo energii . Kiedy akumulator numer jeden sie rozladuje , moge wyjsc na zewnatrz i podlaczyc drugi . Bo czemu nie ? To dziesieciominutowe wyjscie raz dziennie . Bede musial zamienic akumulatory ponownie , w trakcie ladowania . Ale co z tego ? Reszte dnia spedzilem , zamiatajac farme ogniw slonecznych . Wkrotce zaczne czesc wymontowywac . WPIS W DZIENNIKU : SOL 65 . Z ogniwami poszlo znacznie latwiej niz z akumulatorem . Sa cienkie , lekkie i po prostu leza na ziemi . Mialem tez dodatkowy bonus , to ja je wczesniej rozmieszczalem . No dobra , nie tylko ja . Z Voglem nad tym pracowalismy . O rany , ale sie nawiercilismy przy tym . Spedzilismy prawie caly tydzien , tylko wiercac w miejscu , gdzie miala byc farma . Potem wiercilismy wiecej , gdy tylko odkryli , ze mamy wolny czas . Zostalo to uznane za niebywale istotne dla powodzenia misji . Jeslibysmy to spieprzyli i rozwalili ogniwa lub w inny sposob sprawili , ze stalyby sie bezuzyteczne , misja by sie skonczyla . Mozecie sie zastanawiac , co robila reszta zalogi . Rozstawiali Hab . Pamietacie , wszystko w moim wspanialym krolestwie wzielo sie z pudel . Musielismy to rozlozyc sola 1 . i sola 2 . Kazde ogniwo sloneczne jest na lekkiej kratownicy , ktora trzyma je pod katem czternastu stopni . Przyznam sie , nie wiem , czemu akurat czternastu . To ma jakis zwiazek z maksymalizacja uzyskiwanej energii . W kazdym razie odlaczanie ogniw bylo proste , a Hab moze sie kilkoma podzielic . Przy obnizonym zapotrzebowaniu na energie , w koncu jest tylko jedna osoba zamiast szesciu , spadek produkcji energii o 14 procent jest bez znaczenia . Potem trzeba bylo ogniwa umiescic na laziku . Rozwazalem zdemontowanie pojemnika na probki skal . To nic innego niz wielka plocienna torba przyczepiona do dachu . Duzo za mala , zeby wlozyc do niej ogniwa . Ale po chwili namyslu postanowilem go tam zostawic . Bedzie dobra poduszka . Panele latwo sie uklada w stos (tak zostaly przyslane na Marsa) i dwa stosy dobrze trzymaja sie na dachu . Wystaja troche po bokach , ale nie bede jezdzil tunelami , wiec sie nie martwie . Wykorzystujac jeszcze troche materialu Habu , zrobilem paski i przywiazalem ogniwa . lazik ma zewnetrzne uchwyty po bokach , blisko przodu i tylu . Sa po to , zeby latwiej nam bylo ladowac kamienie na dach . Doskonale nadaja sie do umocowania pasow . Odsunalem sie od lazika i podziwialem swoja prace . Hej , zasluzylem sobie . Nie bylo nawet jeszcze poludnia , gdy skonczylem . Wrocilem do Habu , zjadlem lunch i pracowalem nad moimi plonami do konca dnia . Minelo trzydziesci dziewiec solow , odkad zasadzilem ziemniaki (to jakies czterdziesci ziemskich dni) , i nadszedl czas , by zebrac plony i zasadzic ponownie . Wyrosly nawet lepiej , niz sie spodziewalem . Na Marsie nie ma zadnych owadow , pasozytow ani zarazy ziemniaczanej , z ktorymi musialbym walczyc . A Hab przez caly czas utrzymuje idealna temperature i wilgotnosc . Ziemniaki byly male w porownaniu z tymi , ktore jadacie na Ziemi , ale to nic . Chcialem jedynie , zeby starczylo mi na wyhodowanie nowych roslin . Wykopalem bulwy , uwazajac , zeby rosliny przezyly . Pocialem je na male kawalki , po jednym oku w kazdym , i posadzilem w nowej ziemi . Jesli beda tak dobrze rosnac , czeka mnie tu dlugie zycie . Po calej tej fizycznej harowie zasluzylem na przerwe . Przejrzalem dzis komputer Johanssen i znalazlem nieprzebrany zbior e-bookow . Wyglada na to , ze jest wielka fanka Agathy Christie . Beatlesi , Christie… Zgaduje , ze jest z niej jakis anglofil lub ktos w tym stylu . Pamietam , ze lubilem ogladac w telewizji Herculesa Poirot , gdy bylem dzieckiem . Zaczne od Tajemniczej historii w Styles . To chyba pierwsza powiesc Christie . WPIS W DZIENNIKU : SOL 65 . Nadszedl czas (zlowieszcze muzyczne crescendo) na jakies misje! NASA nazywa misje po bogach i innych takich , dlaczego ja nie mialbym tego robic ? Odtad misje eksperymentalne lazika beda oznaczone jako Syriusz . lapiecie , ziomki ? Coz , jak nie , to walcie sie . Jutro Syriusz 1 . Misja : Zaczynajac z maksymalnie naladowanymi akumulatorami , z ogniwami slonecznymi na dachu , jezdzic , az skonczy sie energia . Sprawdzic , jak daleko dojade . Nie bede sie zachowywal jak idiota . Nie odjade prosto od Habu . Pojezdze pol kilometra tam i z powrotem . Zawsze od domu bedzie mnie dzielil krotki spacer . Dzisiaj naladuje oba akumulatory , zebym jutro mogl odbyc jazde probna . Szacuje , ze czeka mnie trzy i pol godziny jazdy . Zabieram ze soba nowe filtry CO2 . Przy wylaczonym ogrzewaniu musze miec na sobie trzy warstwy ubran . WPIS W DZIENNIKU : SOL 67 . Syriusz 1 ukonczony! Wlasciwie to Syriusz 1 zostal przerwany po godzinie . Zgaduje , ze mozecie to nazwac „porazka” , ale ja wole termin „nabywanie doswiadczenia” . Wszystko zaczelo sie swietnie . Pojechalem do ladnego miejsca kilometr od Habu i zaczalem jezdzic pol kilometra do Habu i z powrotem . Szybko zdalem sobie sprawe , ze to bedzie gowniany test . Po kilku okrazeniach ziemia stala sie tak zbita , ze utworzyla sie porzadna droga – twarda , sprzyjajaca nienaturalnie dobremu wykorzystaniu energii . Nie tak to bedzie wygladac podczas dlugiej podrozy . Tak wiec urozmaicilem troche test . Zaczalem jezdzic w przypadkowych kierunkach , upewniajac sie , ze zawsze jestem najdalej kilometr od Habu . Znacznie bardziej realistyczny test . Po godzinie zaczelo robic sie zimno . I mowie serio , naprawde zimno . lazik zawsze jest zimny , gdy do niego sie wchodzi . Jesli nie wylaczylo sie ogrzewania , to od razu sie nagrzewa . Spodziewalem sie , ze bedzie zimno , ale Jezu Chryste! Przez chwile bylo w porzadku . Cieplo mojego ciala i trzy warstwy ubrania utrzymywaly wlasciwa temperature , a lazik ma izolacje pierwsza klasa . Cieplo , ktore uciekalo z mojego ciala , ogrzewalo wnetrze lazika . Ale nie istnieje cos takiego jak izolacja idealna , w koncu cieplo ucieklo na zewnatrz . A mnie bylo coraz zimniej i zimniej . W ciagu godziny zaczalem szczekac zebami i skostnialem . Dosc tego . Nie ma szansy , zebym tak mogl odbywac dlugie podroze . Wlaczylem ogrzewanie i pojechalem do Habu . Po dotarciu do domu bylem nadasany przez jakis czas . Caly moj misterny plan pokrzyzowany przez termodynamike . Niech cie cholera , entropio! Mam zwiazane rece . Ten cholerny grzejnik bedzie zuzywal polowe energii mojego akumulatora kazdego dnia . Moglbym go przykrecic . Tak zeby bylo mi chlodnawo , ale zebym nie zamarzl na smierc . Jednak nadal zuzywalby przynajmniej cwierc . To bedzie wymagalo troche myslenia . Musze sobie zadac pytanie… co zrobilby Herkules Poirot ? Musze zaprzac moje male szare komorki do roboty . WPIS W DZIENNIKU : SOL 68 . No kurna . Wpadlem na rozwiazanie , ale… pamietacie , jak spalalem paliwo rakietowe w Habie ? To bedzie bardziej niebezpieczne . Uzyje RTG . RTG (radioizotopowy generator termoelektryczny) to wielkie pudlo plutonu . Ale nie takiego , jakiego uzywa sie w bombach atomowych . Nie , nie . Ten pluton jest duzo bardziej niebezpieczny! Pluton-238 jest ekstremalnie niestabilnym izotopem . Jest tak radioaktywny , ze sam z siebie rozgrzeje sie do czerwonosci . Jak sobie mozecie wyobrazic , material , ktory doslownie moze usmazyc jajko promieniowaniem , jest tak jakby niebezpieczny . RTG zawiera pluton , lapie promieniowanie cieplne i zamienia je w elektrycznosc . Nie jest reaktorem . Promieniowania nie da sie zwiekszyc lub zmniejszyc . To czysto naturalny proces dziejacy sie na poziomie atomowym . Dawno temu , w latach szescdziesiatych dwudziestego wieku , NASA zaczela uzywac RTG do zasilania pojazdow bezzalogowych . Ma to duzo plusow w porownaniu z wykorzystaniem energii slonecznej . RTG nie jest zalezny od burz , pracuje dzien i noc i nie trzeba wystawiac na zewnatrz sondy delikatnych ogniw slonecznych . Ale nigdy nie uzyli duzego RTG w misji zalogowej az do czasu programu Ares . Czemu nie ? Powinno byc cholernie jasne czemu nie! Nie chcieli umieszczac astronautow obok swiecacej kuli radioaktywnej smierci! Troche przesadzam . Pluton jest zamkniety wewnatrz szeregu kapsul , kazdej szczelnej i odizolowanej , zeby zapobiec wyciekowi promieniowania , nawet gdy zewnetrzny pojemnik zostanie rozszczelniony . Tak wiec dla Aresa podjeli to ryzyko . W misji Ares chodzi o MAV . To pojedynczy najbardziej istotny komponent . To jeden z kilku systemow , ktorych nie da sie zastapic lub obejsc , jesli zawioda . To jedyny komponent , ktory powoduje , ze jesli nie dziala , to odwoluje sie misje . Ogniwa sloneczne sa doskonale na krotki czas i na dlugi , jesli masz ludzi , ktorzy je czyszcza . Ale MAV siedzi spokojnie sam przez lata , wytwarzajac paliwo , a potem sobie po prostu czekajac , az przybedzie zaloga . Nawet gdy nic nie robi , potrzebuje energii , zeby mogl wykonywac autodiagnostyke i zeby NASA mogla go zdalnie kontrolowac . Perspektywa odwolania misji z powodu brudnych paneli slonecznych byla nie do przyjecia . Potrzebowali bardziej niezawodnego zrodla energii . Tak wiec MAV dostal swoj RTG . Dwa i szesc dziesiatych kilograma zawartego w nim plutonu-238 daja prawie tysiac piecset watow ciepla . Moze to zamienic na sto watow pradu . MAV na tym pracuje , az przybedzie zaloga . Sto watow to za malo , zeby grzejnik chodzil . Ale nie interesuje mnie prad . Chce ciepla . Grzejnik o mocy tysiaca pieciuset watow jest tak cieply , ze bede musial zedrzec izolacje z lazika , zeby nie bylo mi za goraco . Gdy tylko laziki byly rozpakowane i aktywowane , komandor porucznik Lewis miala przyjemnosc pozbycia sie RTG . Odlaczyla go od MAV-u , odjechala cztery kilometry i zakopala go . Chociaz pluton byl osloniety , NASA nie chciala , zeby radioaktywny rdzen znajdowal sie blisko jej astronautow . Parametry misji nie podaja konkretnej lokalizacji , gdzie mial zostac zakopany RTG . Po prostu „co najmniej cztery kilometry” . Musze go znalezc . Dwie rzeczy dzialaja na moja korzysc . Po pierwsze , montowalem panele sloneczne z Voglem , gdy Lewis odjezdzala , i widzialem , ze kierowala sie prosto na poludnie . Po drugie , umiescila zielona flage na trzymetrowym maszcie w miejscu , gdzie zakopala RTG . Zielony odznacza sie nadzwyczaj dobrze na tle marsjanskiego gruntu . Wszystko po to , zeby nas odstraszyc , gdybysmy zabladzili w trakcie jazdy lazikiem . Moj plan jest taki : udac sie cztery kilometry na poludnie i szukac do skutku zielonej flagi . Jako ze lazik numer 1 jest juz niezdatny do uzytku , musze uzyc mojego lazika mutanta . Moge z tego zrobic uzyteczna misje testowa . Sprawdze , jak dobrze spisuje sie uprzaz akumulatora w prawdziwej podrozy i jak ogniwa sa przymocowane do dachu . Nazwe ja Syriusz 2 . WPIS W DZIENNIKU : SOL 69 . Nie jestem nowy na Marsie . Przebywam tu od dluzszego czasu . Ale nigdy nie odjechalem tak daleko , zeby stracic Hab z oczu , do dzisiaj . Nie pomyslelibyscie , ze to jakas roznica , ale jest . Gdy jechalem w kierunku miejsca zakopania RTG , uderzylo mnie to , ze Mars to jalowe pustkowie , a ja tu jestem calkiem sam . Oczywiscie juz wczesniej to wiedzialem . Ale jest roznica miedzy wiedza a doswiadczeniem . Dookola mnie nie bylo nic poza pylem , kamieniami i niekonczaca sie pustynia , rozciagajaca sie we wszystkich kierunkach . Planeta zawdziecza swoj slynny czerwony kolor tlenkowi zelaza , ktory wszystko pokrywa . To nie jest tylko pustynia . To pustynia tak stara , ze doslownie rdzewieje . Hab jest moja jedyna krztyna cywilizacji i jego znikniecie sprawilo , ze poczulem sie bardziej nieprzyjemnie , nizbym chcial przyznac . Zostawilem te mysli za soba i skoncentrowalem sie na tym , co bylo przede mna . Znalazlem RTG dokladnie tam , gdzie powinien byc . Cztery kilometry na poludnie od Habu . latwizna . Komandor porucznik Lewis zakopala go na szczycie malego wzgorza . Najpewniej chciala sie upewnic , ze kazdy zobaczy flage , i udalo sie jej! Tyle ze zamiast jej unikac , udalem sie prosto do niej i wykopalem RTG . Nie do konca Lewis o to chodzilo . To duzy cylinder z rozpraszaczami ciepla dookola . Nawet przez rekawice skafandra czulem emitowane przez niego cieplo . To bardzo niepokojace . Szczegolnie gdy wiadomo , ze zrodlem ciepla jest promieniowanie . Nie bylo sensu ladowac tego na dach , moj plan i tak zakladal , ze jego miejsce bedzie w kabinie . Wzialem go ze soba , wylaczylem ogrzewanie i pojechalem do Habu . W ciagu dziesieciu minut , jakie zabrala mi podroz do domu , z wylaczonym grzejnikiem , wnetrze lazika nagrzalo sie do uciazliwych trzydziestu siedmiu stopni . RTG zdecydowanie da rade mnie ogrzac . Wycieczka pokazala takze , ze moj takielunek dziala . Ogniwa sloneczne i dodatkowy akumulator zostaly na swoim miejscu w trakcie osmiokilometrowej podrozy . Oglaszam , ze misja Syriusz 2 zakonczyla sie pelnym sukcesem! Reszte dnia spedzilem , dewastujac wnetrze lazika . Czesc utrzymujaca cisnienie jest zbudowana z metalu . W srodku tego znajduje sie izolacja pokryta twardym plastikiem . Do zdjecia plastikowych czesci uzylem wyrafinowanej metody (mlotek) , a potem ostroznie usunalem zestalona pianke (znowu mlotek) . Po oderwaniu czesci izolacji wlozylem skafander i wystawilem RTG na zewnatrz . Wkrotce lazik znow sie ochlodzil i wnioslem RTG do srodka . Patrzylem , jak powoli rosnie temperatura . Nie tak szybko jak wtedy , gdy wracalem z miejsca zakopania RTG . Uwaznie usunalem wiecej izolacji (mlotek) i sprawdzilem znowu . Po kilku takich cyklach usunalem tyle izolacji , ze RTG ledwo dawal rade . W zasadzie przegrywal bitwe . Cieplo powoli uciekalo . W porzadku . Moge wlaczac grzejnik krotkimi seriami , gdy zajdzie taka potrzeba . Zabralem ze soba fragmenty izolacji do Habu . Uzywajac zaawansowanych technik konstrukcyjnych (tasma klejaca) , zrobilem z niej kwadrat . Wpadlem na to , ze jesli zrobi sie naprawde zimno , moglbym go przymocowac tasma do nagiej laty w laziku , tak zeby RTG mogl znowu wygrywac „walke o cieplo” . Jutro Syriusz 3 (czyli znowu Syriusz 1 , tylko tym razem bez zamarzania) . WPIS W DZIENNIKU : SOL 70 . Dzisiaj pisze do was z lazika . Jestem w polowie Syriusza 3 i sprawy maja sie swietnie . Wyruszylem o brzasku i krecilem sie wokol Habu , starajac sie jezdzic po nienaruszonym gruncie . Pierwszy akumulator wytrzymal troche mniej niz dwie godziny . Po szybkim wyjsciu , zeby zamienic kable , znow jezdzilem . Koniec koncow oto rezultat , przejechalem osiemdziesiat jeden kilometrow w trzy godziny i dwadziescia siedem minut . To bardzo dobry wynik! Pamietajcie , ze grunt dookola Habu jest naprawde plaski , to w koncu rownina Acidalia . Nie mam pojecia , jaki rezultat osiagne w gorszym terenie , w drodze do Aresa 4 . Drugi akumulator nadal mial troche mocy , ale nie moge go rozladowac do konca , zanim sie nie zatrzymam . Potrzebuje systemu podtrzymywania zycia w trakcie ladowania akumulatora . Dwutlenek wegla jest absorbowany chemicznie , ale wiatrak musi go popychac , inaczej sie udusze . Pompa tlenowa tez jest dosc wazna . Po jezdzie rozlozylem panele sloneczne . Ciezka praca . Ostatnio pomagal mi Vogel . Nie sa ciezkie , tylko nieporeczne . Po rozlozeniu polowy doszedlem do wniosku , ze moglbym je przeciagac , zamiast nosic , i tym samym przyspieszyc caly proces . Teraz po prostu czekam , az akumulatory sie naladuja . Nudze sie , dlatego uzupelniam dziennik . Mam wszystkie ksiazki o komisarzu Poirot w swoim komputerze . To pomoze . W koncu ladowanie potrwa dwanascie godzin . Co tam piszesz , powiecie ? Dwanascie godzin jest zle ? Mowilem wczesniej trzynascie ? No coz , moi przyjaciele , wytlumacze wam . RTG to generator . Daje smiesznie malo energii w porownaniu z tym , co zuzywa lazik . Ale jednak daje . To sto watow . Zmniejszy czas ladowania o godzine . Czemu tak nie zrobic ? Zastanawiam sie , co w NASA by powiedzieli na to , ze tak poczynam sobie z RTG . Pewnie schowaliby sie pod biurkami i dla pocieszenia glaskali swoje suwaki logarytmiczne . WPIS W DZIENNIKU : SOL 71 . Jak przewidziano , pelne naladowanie akumulatorow zajelo dwanascie godzin . Po tym wrocilem prosto do domu . Pora zaplanowac Syriusza 4 . I mysle , ze bedzie to wielodniowa wycieczka . Wyglada na to , ze problem z moca i ladowaniem akumulatorow jest rozwiazany . Jedzenie to zaden klopot , jest duzo miejsca , zeby je skladowac . Z woda jest nawet latwiej , potrzebuje dwoch litrow dziennie . Gdy naprawde wyrusze do Aresa 4 , bede musial zabrac oksygenator . Ale jest wielki i nie mam zamiaru sie z nim teraz chrzanic . Tak wiec polegam na O2 i filtrach CO2 w trakcie Syriusza 4 . Dwutlenek wegla to nie problem . Zaczalem te wielka przygode z zapasem filtrow na tysiac piecset godzin i na dodatkowe siedemset dwadziescia w sytuacji awaryjnej . Wszystkie systemy uzywaja standardowych filtrow (Apollo 13 byl dla nas wazna lekcja) . W trakcie wyjsc zuzylem ich na sto trzydziesci jeden godzin . Mam dwa tysiace osiemdziesiat dziewiec w zapasie . Zostalo na osiemdziesiat siedem dni . Sporo . Z tlenem jest wiekszy problem . lazik zostal zaprojektowany , aby utrzymac trzech ludzi przy zyciu przez dwa dni , plus rezerwa bezpieczenstwa . Tak wiec jego zbiorniki O2 zapewniaja mi zapas na siedem dni . Za malo . Mars praktycznie ma zerowe cisnienie atmosferyczne . We wnetrzu lazika mamy jedna atmosfere . Dlatego zbiorniki z tlenem sa w srodku (mniejsza roznica cisnien do pokonania) . Dlaczego to jest wazne ? Oznacza to , ze moge uzyc innych zbiornikow , wyrownac ich cisnienie z tymi w laziku , bez wychodzenia . Dzisiaj odlaczylem jeden z dwoch dwudziestopieciolitrowych zbiornikow tlenu z Habu i przynioslem go do lazika . NASA twierdzi , ze czlowiek potrzebuje pieciuset osiemdziesieciu osmiu litrow tlenu dziennie . Sprezony tlen jest okolo tysiaca razy gestszy niz gazowy w normalnej atmosferze . W skrocie : ze zbiornikiem z Habu tlenu starczy mi na czterdziesci dziewiec dni . Calkiem sporo . Syriusz 4 bedzie dwudziestodniowa podroza . Moze sie wydawac , ze to troche dlugo , ale mam okreslony cel . Poza tym moja podroz do Aresa 4 potrwa co najmniej czterdziesci dni . To dobry model podrozy . Gdy mnie nie bedzie , Hab zadba o siebie , ale jest problem z ziemniakami . Nasyce glebe wiekszoscia wody , ktora mam . Potem wylacze regulator atmosfery , zeby nie odciagal pary wodnej z powietrza . Bedzie wilgotno jak diabli i woda skropli sie na kazdej powierzchni . To zapewni ziemniakom odpowiednie nawilzenie , gdy mnie nie bedzie . Wiekszym problemem jest CO2 . Ziemniaki musza oddychac . Wiem , co myslicie . Mark , stary chlopie! TY produkujesz dwutlenek wegla! To wszystko jest czescia majestatycznego kregu zycia! Problem jest taki : Gdzie ja go umieszcze ? Pewnie , wydycham CO2 z kazdym oddechem , ale nie mam go jak przechowywac . Moglbym wylaczyc oksygenator i regulator atmosfery i po pewnym czasie napelnic Hab moimi oddechami . Ale CO2 jest dla mnie smiertelny . Musze uwolnic duzo naraz i uciec . Pamietacie wytwornie paliwa w MAV-ie ? Zbiera CO2 z marsjanskiej atmosfery . Moja mala uprawa nie jest nawet w przyblizeniu tak chciwa jak ja . Dlatego wystarczy dziesieciolitrowy zbiornik sprezonego CO2 , uwolniony do atmosfery Habu . Produkcja zajmie mniej niz dzien . To wszystko . Uciekam , gdy tylko wypuszcze CO2 , wylacze regulator atmosfery i oksygenator i spuszcze tone wody do moich zbiorow . Syriusz 4 . Duzy krok w moich badaniach nad lazikiem . I moge zaczac jutro . ROZDZIAl 8 – Witam i dziekuje za dolaczenie do nas – powiedziala Cathy Warner do kamery . – Dzisiaj w Raporcie CNN o Marku Watneyu : kilka wyjsc w ciagu ostatnich kilku dni… co one znacza ? Co robi NASA , zeby uratowac Marka ? I jak to wplynie na przygotowania do misji Ares 4 ? Jest z nami doktor Venkat Kapoor , dyrektor misji marsjanskich NASA . Doktorze Kapoor , dziekuje za przybycie . – Ciesze sie , ze moge tu byc , Cathy . – Doktorze Kapoor , Mark Watney jest najbardziej ogladana osoba w Ukladzie Slonecznym , prawda ? Venkat skinal glowa . – Na pewno przez NASA . Wszystkie nasze dwanascie satelitow krazacych wokol Marsa robi zdjecia misji , gdy tylko nad nia przelatuja . Oba satelity Europejskiej Agencji Kosmicznej robia to samo . – Rozumiem , jak czesto dostajecie te zdjecia ? – Co kilka minut . Czasem jest przerwa , zalezna od orbit satelitow . Ale mozemy sledzic jego wyjscia . – Prosze nam opowiedziec o tych ostatnich wyjsciach . – Wyglada na to , ze przygotowuje lazika numer dwa do dlugiej podrozy . W solu 64 . wyjal akumulator z lazika numer jeden i przymocowal go za pomoca sporzadzonego przez siebie pasa do lazika numer dwa . Nastepnego dnia odlaczyl czternascie ogniw slonecznych i umiescil je na dachu lazika . – A potem wybral sie na mala przejazdzke , prawda ? – podpowiedziala Cathy . – Tak . Na godzine , troche bez celu , a potem znowu do Habu . Najprawdopodobniej sprawdzal , czy wszystko dziala . Nastepnym razem widzielismy go dwa dni pozniej , odjechal cztery kilometry i zawrocil . Kolejny test , jak przypuszczamy . Potem przez ostatnie kilka dni napelnial lazik zapasami . – Hm , wiekszosc analitykow twierdzi , ze jedyna szansa Marka na przetrwanie jest dotarcie do Aresa 4 . Myslisz , ze doszedl do tego samego wniosku ? – Najpewniej tak – powiedzial Venkat . – Nie wie , ze patrzymy . Ares 4 jest jego jedyna nadzieja . – Myslisz , ze planuje niedlugo wyruszyc ? Zdaje sie , ze szykuje sie do podrozy . – Mam nadzieje , ze nie – odparl Venkat . – Na miejscu Aresa 4 nie ma nic oprocz MAV-u . zadnych innych zapasow . To bylaby bardzo dluga i niebezpieczna podroz . Zrezygnowalby z bezpieczenstwa oferowanego przez Hab . – Dlaczego mialby ryzykowac ? – lacznosc – wyjasnil Venkat . – Gdy dotrze do MAV-u , bedzie mogl sie z nami skontaktowac . – To byloby swietnie , prawda ? – Mozliwosc komunikacji bylaby wspaniala . Ale przejechanie trzech tysiecy dwustu kilometrow do Aresa 4 jest niesamowicie niebezpieczne . Wolelibysmy , zeby zostal na miejscu . Jesli moglibysmy z nim porozmawiac , powiedzielibysmy mu to . – Nie moze zostac w jednym miejscu na zawsze , prawda ? W koncu bedzie sie musial dostac do MAV-u . – Niekoniecznie . JPL eksperymentuje z modyfikacjami MDV-u , zeby mogl wykonac krotki lot planetarny po wyladowaniu . – Slyszalam , ze ten pomysl zostal odrzucony jako zbyt niebezpieczny – powiedziala Cathy . – Pierwsza propozycja tak . Od tego czasu pracuja nad bezpieczniejszymi metodami , zeby to zrobic . – Czy na trzy i pol roku przed planowanym wystrzeleniem Aresa 4 jest wystarczajaco duzo czasu , zeby zrobic i przetestowac modyfikacje w MDV-ie ? – Nie moge tak twierdzic z cala pewnoscia . Ale pamietajmy , ze zrobilismy ladownik ksiezycowy prawie z niczego w siedem lat . – Doskonala uwaga . – Cathy usmiechnela sie . – Wiec jakie Mark ma teraz szanse ? – Nie mam pojecia – przyznal Venkat . – Ale zrobimy wszystko , zeby sprowadzic go do domu zywego . * Mindy rozgladala sie nerwowo po sali konferencyjnej . Nigdy w zyciu nie siedziala w takim towarzystwie . Doktor Venkat Kapoor , ktory byl cztery stopnie wyzej w hierarchii zarzadzania , siedzial po jej lewej . Obok niego Bruce Ng , dyrektor JPL . Przylecial z Pasadeny do Houston tylko na to spotkanie . Nie pozwalal sobie na strate cennego czasu , jak szalony pisal na klawiaturze laptopa . Ciemne worki pod jego oczami sprawialy , ze Mindy zastanawiala sie , jak bardzo byl przepracowany . Mitch Henderson , kierownik lotu misji Ares 3 , kolysal sie w przod i w tyl na swoim krzesle . W uchu mial sluchawke bezprzewodowa . Przez nia w czasie rzeczywistym dostawal wszystkie informacje z Centrum Kontroli Misji . Wprawdzie teraz nie byla jego zmiana , ale zawsze trzymal reke na pulsie . Annie Montrose weszla do sali , piszac SMS . Nie spuszczala oczu z telefonu i zrecznie posuwala sie wzdluz brzegu sali , unikajac ludzi i krzesel , az usiadla na swoim miejscu . Mindy poczula uklucie zazdrosci , patrzac na dyrektor do spraw kontaktow z mediami . Byla wszystkim , czym Mindy chciala byc . Pewna siebie , wysoko postawiona , piekna i szanowana w calej NASA . – Jak mi dzis poszlo ? – zapytal Venkat . – Eeech – westchnela Annie , odkladajac telefon . – Nie powinienes uzywac zwrotow takich jak „sprowadzic go do domu zywego” . To przypomina ludziom , ze moze umrzec . – Myslisz , ze zapomna o tym ? – Chciales mojej opinii . Nie podoba sie ? Pierdol sie . – Jestes takim delikatnym kwiatkiem , Annie . Jak zostalas dyrektorem do spraw kontaktow z mediami ? – Kurewsko daje mi to w kosc . – Ej – odezwal sie Bruce . – Musze zlapac lot do LA za trzy godziny . Teddy przychodzi czy nie ? – Przestan sie mazgaic , Bruce – rzucila Annie . – Nikt z nas nie chce tu byc . – Tak wiec – powiedzial Mitch Henderson , zmniejszajac glosnosc w sluchawce . – Jeszcze raz , kim jestes ? – Eeee… Nazywam sie Mindy Park , pracuje w SatConie . – Jestes dyrektorem czy cos ? – Nie , po prostu pracuje w SatConie , jestem nikim . Venkat spojrzal na Mitcha . – Ja sprawilem , ze ona nadzoruje tropienie Watneya . Zbiera dla nas obrazy . – Uch – westchnal Mitch . – Nie dyrektor SatConu ? – Bob ma wiecej spraw na glowie niz sam Mars . Mindy zajmuje sie wszystkimi marsjanskimi satelitami i pilnuje , zeby celowaly w Marka . – Czemu Mindy ? – zapytal Mitch . – Ona pierwsza zauwazyla , ze Mark zyje . – Dostaje awans , bo miala dyzur , jak nadeszly obrazy ? – Nie – odparl Venkat . – Dostaje awans , bo wpadla na to , ze on zyje . Przestan byc dupkiem , Mitch . Sprawiasz , ze jej glupio . Mitch uniosl brwi . – Nie pomyslalem o tym . Wybacz , Mindy . – Okej – powiedziala Mindy ze wzrokiem wbitym w stol . Do pokoju wszedl Teddy . – Przepraszam za spoznienie . – Zajal miejsce i wyjal kilka teczek z aktowki . Ulozyl je w porzadny stosik , otworzyl gorna i przejrzal znajdujace sie w niej papiery . – Zaczynajmy . Venkat , co z Watneyem ? – zywy i zdrowy . zadnych zmian od mojego wczesniejszego e-maila . – Co z RTG ? Czy opinia publiczna juz o tym wie ? – zapytal Teddy . Annie pochylila sie do przodu . – Jak na razie wszystko dobrze – oznajmila . – Obrazy sa wlasnoscia spoleczenstwa , ale nie mamy obowiazku publikowac naszych analiz zdjec . Nikt jeszcze na to nie wpadl . – Dlaczego go wykopal ? – Cieplo , tak mysle – odparl Venkat . – Chce , zeby lazik byl zdolny do odbywania dlugich podrozy . Zuzywa duzo energii do ogrzewania kabiny . RTG moze ogrzac wnetrze , nie obciazajac akumulatorow . To naprawde dobry pomysl . – Jak niebezpieczne to jest ? – zapytal Teddy . – Dopoki pojemnik jest nietkniety , Markowi nic nie grozi . Nawet jesli pojemnik sie rozszczelni , nic sie nie stanie , jesli kapsuly w srodku beda nienaruszone . Ale jesli one zostana uszkodzone , to jest trupem . – Miejmy nadzieje , ze do tego nie dojdzie – rzekl Teddy . – JPL , co z planami dla MDV-u ? – Juz dawno mielismy plan , ale go odrzuciles – odparl Bruce . – Bruce – rzucil ostrzegawczym tonem Teddy . Ten westchnal . – MDV nie zostal zbudowany do startu i lotu w kierunku bocznym . Zapakowanie wiekszej ilosci paliwa nie pomoze . Potrzebny nam wiekszy silnik i nie mamy czasu , zeby go wynalezc . Czyli musimy odchudzic MDV . Mamy taki pomysl . W trakcie ladowania MDV mialby normalna mase . Jesli zrobimy tak , zeby oslona cieplna i zewnetrzny kadlub byly odczepiane , to mozemy zrzucic sporo masy po wyladowaniu w Aresie 3 . Bedziemy mieli lzejszy statek , zeby wykonac trawers do Aresa 4 . Wykonujemy teraz obliczenia . – Informuj mnie – polecil Teddy , a nastepnie odwrocil sie do Mindy . – Panno Park . Witamy w pierwszej lidze . – Sir . – Mindy starala sie zignorowac wielka gule w gardle . – Jaka jest obecnie najdluzsza przerwa w obserwacji Watneya ? – Raz na czterdziesci jeden godzin mamy siedemnastominutowa przerwe . Wynika to z orbit – wyjasnila . – Odpowiedzialas natychmiast – rzekl Teddy . – Dobrze . Lubie kompetentnych ludzi . – Dziekuje , sir . – Chce , zeby przerwa zmniejszyla sie do czterech minut . Dostajesz pelna kontrole nad trajektoriami satelitow i poprawkami orbitalnymi . Zrob to . – Tak jest , sir – odpowiedziala Mindy , nie majac pojecia , jak to zrobic . Teddy spojrzal na Mitcha . – Mitch , twoj e-mail sugerowal , ze masz cos pilnego ? – Tak . Jak dlugo bedziemy to ukrywac przed zaloga Aresa 3 ? Oni mysla , ze Watney nie zyje . To bardzo obniza morale . Teddy spojrzal na Venkata . – Mitch . Dyskutowalismy o tym – powiedzial Venkat . – Nie , wy o tym dyskutowaliscie – przerwal mu Mitch . – Oni mysla , ze stracili czlonka zalogi . Sa zalamani . – A jak sie dowiedza , ze opuscili czlonka zalogi , poczuja sie lepiej ? – zapytal Venkat . Mitch uderzyl palcem w stol . – Zasluguja , zeby wiedziec . Myslisz , ze komandor porucznik Lewis nie zniesie prawdy ? – To kwestia morale . Musza sie teraz skoncentrowac na powrocie do domu . – Skontaktuje sie z nimi – powiedzial Mitch . – To ja decyduje o tym , co jest najlepsze dla zalogi . I uwazam , ze powinnismy ich poinformowac . Po chwili ciszy wszystkie oczy skierowaly sie na Teddy’ego . Myslal przez moment . – Przykro mi , Mitch . Jesli o to chodzi , zgadzam sie z Venkatem . Ale gdy tylko opracujemy plan ratunkowy , mozemy przekazac informacje na Hermesa . Nie ma sensu im o tym mowic , jesli nie ma nadziei . – Pieprzenie – rzucil Mitch . – Wszystko pieprzenie . – Wiem , ze jestes zdenerwowany – powiedzial spokojnie Teddy . – Powiemy im . Gdy tylko wymyslimy , jak uratowac Watneya . Teddy przerwal na kilka sekund . – Okej . JPL pracuje nad ratunkiem . – Kiwnal glowa w strone Bruce’a . – Ale MDV bylby czescia misji Ares 4 . Jak Watney ma przezyc do tego czasu ? Venkat ? Venkat otworzyl teczke i patrzyl przez chwile na dokumenty . – Kazalem wszystkim ekipom sprawdzic dwa razy zywotnosc ich systemow . Jestesmy calkiem pewni , ze Hab moze dzialac przez cztery lata . Szczegolnie z czlowiekiem w srodku , ktory bedzie usuwal ewentualne usterki . Ale nie da sie obejsc problemu z jedzeniem . Zacznie glodowac za rok . Musimy mu wyslac zapasy . Po prostu . – Co z zapasami dla Aresa 4 ? – zapytal Teddy . – Wyslijcie je po prostu do Aresa 3 . – Tak , myslimy nad tym – potwierdzil Venkat . – Problem w tym , ze poczatkowy plan zakladal wyslanie ich za rok od teraz . Nie sa jeszcze gotowe . – W najlepszym czasie pojazd dociera na Marsa po osmiu miesiacach . W tej chwili pozycja Ziemi i Marsa wzgledem siebie… nie jest najlepsza . Obliczylismy , ze mozemy sie tam dostac w dziewiec miesiecy . Zakladajac , ze Watney racjonuje zywnosc , starczy mu na kolejne trzysta piecdziesiat dni . To oznacza , ze musimy stworzyc misje zaopatrzeniowa w trzy miesiace . JPL jeszcze nawet nie zaczelo . – Bedzie trudno – powiedzial Bruce . – Robienie zapasow to proces na szesc miesiecy . Jestesmy przygotowani do robienia kilku naraz , ale nie jednej w pospiechu . – Przykro mi , Bruce – rzucil Teddy . – Wiem , ze prosimy o wiele . Ale musicie znalezc sposob . – Znajdziemy . Ale same nadgodziny to bedzie koszmar . – Zacznijcie . Skombinuje wam pieniadze . – Jest jeszcze sprawa rakiety nosnej – odezwal sie Venkat . – Jedyny sposob , zeby teraz wyslac sonde na Marsa , to zuzyc w cholere paliwa . Mamy tylko jedna rakiete nosna , ktora moze to zrobic . Delta IX , ktora jest na wyrzutni , przygotowana do misji na Saturna z sonda EagleEye 3 . Musimy ja zabrac . Gadalem z ULA[7] , mowia , ze po prostu nie da sie zrobic na czas drugiej rakiety . – Zespol EagleEye 3 sie wkurzy , ale dobra – powiedzial Teddy . – Mozemy opoznic ich misje , jesli to ma zapewnic , ze JPL dostarczy ladunek na czas . Bruce przetarl oczy . – Zrobimy , co w naszej mocy . – Umrze z glodu , jesli nie zrobicie – zwrocil uwage Teddy . * Venkat pociagnal lyk kawy i zmarszczyl brwi , patrzac w monitor . Miesiac temu kawa o dwudziestej pierwszej bylaby czyms nie do pomyslenia . Teraz stanowila niezbedne paliwo . Planowanie zmian pracownikow , przydzielanie funduszow , zonglowanie projektami i podkradanie z innych projektow… w zyciu nie zrobil tylu numerow . NASA to wielka organizacja – pisal . – Nie radzi sobie dobrze z naglymi zmianami . Jedyny powod tego , ze uchodzi nam to na sucho , to wyjatkowe okolicznosci . Wszyscy sie staraja uratowac Marka Watneya , bez miedzywydzialowych sprzeczek . To naprawde rzadkie . Ale i tak to bedzie kosztowac dziesiatki , jesli nie setki milionow dolarow . Modyfikacja MDV-a to tylko jeden z projektow , ktore wymagaja zatrudnienia dodatkowych ludzi . Mam nadzieje , ze zainteresowanie opinii publicznej ulatwi Panu prace . Doceniamy Pana ciagle wsparcie , Kongresmanie , i liczmy na to , ze moze Pan przekonac Komisje , zeby zapewnila nam nadzwyczajne fundusze , ktorych potrzebujemy . Przerwalo mu pukanie do drzwi . Podniosl wzrok i zobaczyl Mindy . Miala na sobie spodnie od dresu i koszulke . Wlosy zwiazala w kucyk . Moda nie byla na szczycie priorytetow , gdy pracowalo sie do pozna . – Przepraszam , ze przeszkadzam – powiedziala . – Nie przeszkadzasz , przyda mi sie przerwa . Co jest ? – Przemieszcza sie . Venkat zgarbil sie na krzesle . – Jakies szanse na to , ze to jazda probna ? Pokrecila glowa . – Jechal prosto od Habu prawie dwie godziny , zrobil krotkie wyjscie i jechal nastepne dwie . Myslimy , ze wyszedl , zeby zmienic akumulator . Venkat westchnal ciezko . – Moze to po prostu dluzszy test ? Wycieczka z nocowaniem , cos takiego ? – Jest siedemdziesiat szesc kilometrow od Habu – powiedziala Mindy . – Na taki test zostalby chyba na noc znacznie blizej Habu ? – Zgadza sie . Mamy zespoly analizujace kazde mozliwe scenariusze . Nie ma szans , zeby dotarl tak do Aresa 4 . Nie widzielismy , zeby ladowal oksygenator lub odzyskiwacz wody do srodka . Nie moze miec wystarczajaco duzo tlenu i wody , zeby przezyc tyle , ile trzeba . – Nie sadze , zeby zmierzal w kierunku Aresa 4 . Jesli tak , to obral dziwna droge . – Och ? – Pojechal na poludniowy poludniowy zachod . Krater Schiaparellego jest na poludniowym wschodzie . – Moze jest nadzieja . Co robi teraz ? – laduje akumulatory . Rozstawil ogniwa sloneczne – powiedziala Mindy . – Ostatnim razem zajelo mu to dwanascie godzin . Mialam zamiar wyslizgnac sie do domu i przespac , jesli to nie problem . – Pewnie . Jutro zobaczymy , co robi . Moze wroci do Habu . – Moze – odparla z powatpiewaniem Mindy . * – Witam z powrotem – powiedziala Cathy do kamery . – Dzis rozmawiamy z Marcusem Washingtonem z US Postal Service . Tak wiec , panie Washington , rozumiem , ze poczta miala drobny problem z Aresem 3 . Moze pan to wytlumaczyc widzom ? – No tak . Przez dwa miesiace wszyscy mysleli , ze Mark Watney nie zyje . W tym czasie poczta wydala serie pamiatkowych znaczkow z jego podobizna . Wydrukowano dwadziescia tysiecy i rozeslano do urzedow pocztowych w calym kraju . – I potem okazalo sie , ze on zyje – powiedziala Cathy . – Wlasnie – odparl Marcus . – Nie umieszczamy zywych ludzi na znaczkach . Natychmiast wstrzymalismy dystrybucje i wycofalismy znaczki , ale wyprzedano juz tysiace . – Czy to sie kiedys zdarzylo ? – zapytala . – Nie . Ani razu w historii Postal Service . – Zaloze sie , ze sa teraz troche warte . Marcus zachichotal . – Moze , ale nie za wiele . Jak powiedzialem , sprzedano tysiace . Beda rzadkie , ale nie bardzo rzadkie . Cathy tez zachichotala i powiedziala do kamery : – Rozmawialismy z Marcusem Washingtonem z United States Postal Service . Jesli macie znaczek upamietniajacy Marka Watneya , moze lepiej go zachowajcie . Dziekuje , ze pan do nas wpadl , panie Washington . – Dziekuje za zaproszenie – odparl Marcus . – Naszym nastepnym gosciem jest doktor Irene Shields , psycholog lotu misji Ares . Doktor Shields , witam w programie . – Dziekuje – powiedziala Irene , poprawiajac przypinany mikrofon . – Czy znasz osobiscie Marka Watneya ? – Oczywiscie . Przeprowadzilam miesieczna psychologiczna ocene kazdego z czlonkow zalogi . – Co mozesz nam o nim powiedziec ? O jego osobowosci , sposobie myslenia ? – No coz . Jest bardzo inteligentny . Oczywiscie kazdy z nich jest . Ale on jest szczegolnie sprytny i swietnie sobie radzi z problemami . – To mu moze uratowac zycie – wtracila Cathy . – Rzeczywiscie moze – zgodzila sie Irene . – Jest takze dobroduszny . Zazwyczaj pogodny , z doskonalym poczuciem humoru . Czesto opowiada dowcipy . W miesiacach poprzedzajacych start zaloga byla poddana serii wyczerpujacych treningow . Wszyscy okazywali oznaki stresu i zmiennosci nastrojow . Mark nie byl wyjatkiem , ale radzil sobie z tym w ten sposob , ze opowiadal jeszcze wiecej dowcipow i wszystkich rozsmieszal . – To chyba naprawde jest swietny gosc… – Bo jest . Zostal wybrany do tej misji po czesci dzieki swemu charakterowi . Zaloga Aresa musi przezyc ze soba trzynascie miesiecy , wiec zgodnosc charakterow jest kluczowa . Mark nie tylko doskonale wpisuje sie w kazda grupe spoleczna , ale takze usprawnia jej dzialanie . Jego smierc byla dla zalogi straszliwym ciosem . – Oni nadal mysla , ze on nie zyje ? Zaloga Aresa 3 ? – Niestety , tak mysla – potwierdzila Irene . – Decyzja zostala podjeta na wysokim szczeblu , na razie nie dowiedza sie o tym , ze zyje . Jestem pewna , ze nie byla to latwa decyzja . Cathy milczala przez chwile , a potem powiedziala . – W porzadku . Wiesz , ze musze o to zapytac . Co sie teraz dzieje w jego glowie ? Jak czlowiek taki jak Mark Watney dziala w takiej sytuacji ? Sam , zdany na wlasne sily , nie majac pojecia , ze staramy mu sie pomoc ? – Nie mozna tego byc pewnym . Najwiekszym zagrozeniem jest utrata nadziei . Jesli uzna , ze nie ma szans na przetrwanie , przestanie sie starac . – Wiec na razie jest w porzadku , prawda ? Wyglada na to , ze ciezko pracuje . Przygotowuje lazik do dlugiej wyprawy i testuje go . Ma zamiar byc na miejscu , gdy wyladuje Ares 4 . – Tak , to jedna z interpretacji . – Jest inna ? Irene ostroznie sformuowala odpowiedz . – Gdy ludzie staja w obliczu smierci , chca byc uslyszani . Nie chca umierac w samotnosci . Mozliwe , ze chce sie dostac do MAV-u , zeby porozmawiac z kims , zanim umrze . Jesli straci nadzieje , nie bedzie sie martwil o przetrwanie . Jego jedynym zmartwieniem bedzie dotarcie do radia . Po tym wybierze najpewniej prostszy sposob niz smierc glodowa . W zapasach medycznych misji Ares znajduje sie wystarczajaco duzo morfiny , aby mogl sobie wstrzyknac smiertelna dawke . Po kilku sekundach calkowitej ciszy w studiu Cathy odwrocila sie do kamery . – Zaraz wracamy . * – Siema , Venk – dobiegl glos Bruce’a z glosnika stojacego na biurku Venkata . – Czesc , Bruce – odpowiedzial Venkat , uderzajac palcami w klawiature . – Dzieki , ze znalazles troche czasu . Chcialbym porozmawiac o zapasach , ktore wyslecie . – Pewnie . Co ci chodzi po glowie ? – Zalozmy , ze beda mialy idealne , miekkie ladowanie . Skad Mark ma wiedziec , ze to sie stalo ? I skad ma wiedziec , gdzie szukac ? – Myslelismy nad tym . Mamy troche pomyslow – powiedzial Bruce . – Zamieniam sie w sluch – odparl Venkat , zapisujac dokument i zamykajac laptopa . – I tak bedziemy mu wysylac system lacznosci , prawda ? Moglibysmy go wlaczyc po wyladowaniu . Bedzie nadawal na czestotliwosci lazikow i skafandrow . Potrzebny nam bardzo mocny sygnal . laziki zostaly zaprojektowane do komunikacji z Habem i ze soba . Przyjeto zalozenie , ze zrodlo sygnalu bedzie sie znajdowac w odleglosci do dwudziestu kilometrow . laziki po prostu nie sa wystarczajaco czule . Skafandry do wyjsc sa jeszcze gorsze . Ale dopoki sygnal bedzie mocny , powinnismy dac rade . Gdy tylko zapasy wyladuja , a satelity podadza nam ich dokladna lokalizacje , nadamy ja do Marka , zeby mogl do nich dotrzec . – Ale on pewnie nie nasluchuje , bo niby czemu by mial ? – rzucil Venkat . – Uwzglednilismy to . Przygotujemy mase jasnozielonych wsteg . Wystarczajaco lekkich , zeby trzepotaly w trakcie opadania , nawet w marsjanskiej atmosferze . Kazda bedzie miala napis MARK : WlaCZ ODBIORNIK . Pracujemy nad mechanizmem , ktory je rozrzuci . Oczywiscie podczas sekwencji ladowania . Idealnie byloby to zrobic okolo tysiaca metrow nad powierzchnia . – Podoba mi sie ten pomysl . Wystarczy , ze zobaczy jedna . Na pewno pojdzie sprawdzic jasnozielona wstege . – Venk , jesli on pojedzie watneymobilem do Aresa 4 , to wszystko na nic . To znaczy mozemy wyladowac z zapasami w poblizu Aresa 4 , jesli bedzie trzeba , ale… – Ale nie bedzie mial wtedy Habu . Taa . Jedna rzecz naraz . Powiadom mnie , kiedy opracujecie mechanizm wyrzucajacy wstegi . – Jasne . Po zakonczeniu rozmowy zobaczyl e-mail od Mindy Park . Watney znow sie przemieszcza . * – Nadal porusza sie po linii prostej – powiedziala Mindy , wskazujac na monitor . – Widze – odparl Venkat . – Na pewne nie zmierza do Aresa 4 . Chyba ze chce ominac jakas naturalna przeszkode . – Nie ma tam zadnej przeszkody do ominiecia , to rownina Acidalia . – Czy to sa ogniwa sloneczne ? – zapytal Venkat , wskazujac na ekran . – Tak . Zrobil zwyczajowa jazde trwajaca dwie godziny , wyjscie , znowu dwie godziny jazdy . Jest teraz sto piecdziesiat szesc kilometrow od Habu . Oboje patrzyli sie w ekran . – Zaczekaj – powiedzial Venkat . – Nie ma mowy… – Co ? – zapytala Mindy . Venkat zlapal karteczki samoprzylepne i dlugopis . – Daj mi jego lokalizacje i lokalizacje Habu . Mindy spojrzala na ekran . – W tej chwili jest na… 28 ,9°N , 29 ,6°W – powiedziala i kilkoma uderzeniami w klawiature uruchomila inny plik . – Hab jest na 31 ,2°N , 28 ,5°W . Co pan widzi ? Venkat skonczyl spisywac numery . Szybko skierowal sie do drzwi i powiedzial . – Chodz ze mna . – Ech – jeknela Mindy i ruszyla za nim . – Dokad idziemy ? – zapytala , gdy go dogonila . – Pokoj wypoczynkowy SatConu . Nadal macie tam mape Marsa na scianie ? – Pewnie . Ale to tylko plakat ze sklepu z upominkami . W komputerze mam mapy wysokiej rozdzielczosci . – Nie , nie moge na nich rysowac . Wszedl do pokoju wypoczynkowego . Wskazal mape Marsa na scianie . – Na tym moge rysowac . Sala byla pusta , nie liczac technika komputerowego , ktory pil kawe . Nagle wejscie Venkata i Mindy zwrocilo jego uwage . – Dobrze . Ma rownolezniki i poludniki – ucieszyl sie Venkat , a nastepnie spojrzal na karteczke samoprzylepna . Potem poszukal palcem na mapie okreslonego punktu i narysowal tam X . – To jest Hab – powiedzial . – Hej – rzucil technik . – Rysujesz na naszym plakacie ? – Kupie wam nowy – odparl Venkat , nie odwracajac sie . Narysowal kolejny X . – To jego obecna lokalizacja . Daj mi linijke . Mindy rozejrzala sie , ale nigdzie nie znalazla linijki . Zlapala wiec notatnik technika . – Co jest ?! – zaprotestowal technik . Uzywajac notatnika jako linijki , Venkat polaczyl lokalizacje Habu i Marka , a takze przedluzyl linie . Odsunal sie o krok . – Taa . To tam sie udaje! – wykrzyknal z entuzjazmem . – Och! – wyrwalo sie Mindy . Linia przechodzila dokladnie przez srodek zoltej kropki na mapie . – Pathfinder! – krzyknela Mindy . – Zmierza do Pathfindera! – Tak! Wreszcie do czegos dochodzimy . Jest jakies osiemset kilometrow od niego . Moze przejechac tam i z powrotem z tymi zapasami , ktore zabral . – I zabrac ze soba Pathfindera i lazik Sojourner – dodala Mindy . Venkat szybko wyciagnal telefon . – Stracilismy z nim kontakt w tysiac dziewiecset dziewiecdziesiatym siodmym roku . Jesli znowu go uruchomi , bedziemy mogli sie komunikowac . Moze starczy tylko oczyszczenie ogniw slonecznych . Nawet jesli jest jakis wiekszy problem , Mark jest inzynierem! – dodal , wybierajac numer . – Naprawianie to jego praca! Usmiechajac sie po raz pierwszy od tygodni , przylozyl telefon do ucha i czekal na odpowiedz . – Bruce ? Tu Venkat . Wszystko sie zmienilo . Watney zmierza do Pathfindera . Tak! Wiem , wspaniale , no nie ?! Odszukaj wszystkich , ktorzy pracowali nad tym projektem , i natychmiast sciagnij ich do JPL . Zlapie nastepny lot . Zakonczyl rozmowe i usmiechnal sie do mapy . – Mark , ty podstepny , sprytny sukinsynu! ROZDZIAl 9 WPIS W DZIENNIKU : SOL 79 . Jest wieczor mojego osmego dnia w drodze . Jak na razie Syriusz 4 to sukces . Popadlem w rutyne . Kazdego ranka budze sie o swicie . Najpierw sprawdzam poziom tlenu i dwutlenku wegla . Potem zjadam sniadanie z paczki i pije kubek wody . Pozniej myje zeby , uzywajac do tego tak malo wody , jak tylko sie da , i gole sie maszynka elektryczna . lazik nie ma toalety . Mielismy uzywac sytemu odzyskiwania w naszych skafandrach . Ale nie sa zaprojektowane tak , zeby przetrzymywac produkty z dwudziestu dni . Moje poranne siki trafiaja do pudelka z uszczelniaczem . Gdy je otwieram , lazik smierdzi jak toaleta na postoju dla kierowcow ciezarowek . Moglbym je zabrac na zewnatrz i pozwolic sie wygotowac sikom , ale pracowalem ciezko , zeby zrobic te wode . I ostatnie , co mam zamiar zrobic , to ja zmarnowac . Po powrocie nakarmie tym odzyskiwacz . Bardziej cenny jest moj nawoz . Wrecz niezbedny dla mojej farmy ziemniakow , a ja jestem jego jedynym zrodlem na Marsie . Na szczescie , gdy czlowiek spedzi wystarczajaco duzo czasu w kosmosie , nauczy sie srac do torebki . A jesli myslicie , ze smierdzi , po tym jak otworze pojemnik na siki , wyobrazcie sobie zapach , gdy postawie klocka . Po skonczeniu tych milych czynnosci wychodze na zewnatrz i zbieram ogniwa sloneczne . Czemu nie zrobilem tego poprzedniej nocy ? Poniewaz proba odlaczenia i zaladowania ogniw w calkowitej ciemnosci nie jest fajna . Nauczylem sie tego w przykry sposob . Po zabezpieczeniu ogniw wracam do srodka , puszczam jakas gowniana muzyczke z lat siedemdziesiatych i zaczynam jazde . Turlam sie z predkoscia 25 km/h , maksymalna , jaka osiaga lazik . W srodku jest komfortowo . Nosze w pospiechu obciete spodnie i cienka koszule , a RTG grzeje jak piec . Kiedy robi sie za goraco , odczepiam izolacje , ktora przymocowalem tasma do kadluba . Kiedy robi sie za zimno , przyczepiam ja znowu . Mam prawie dwie godziny , zanim akumulator sie wyczerpie . Robie szybkie wyjscie , zeby zamienic kable , a potem wracam za kolko na druga czesc mojej codziennej jazdy . Grunt jest bardzo plaski . Podwozie lazika wyzsze niz jakikolwiek kamien w okolicy , a wzgorza lagodnie opadaja , wygladzone przez eony burz piaskowych . Kiedy wyczerpie sie drugi akumulator , nadchodzi czas na kolejne wyjscie . Zdejmuje ogniwa sloneczne z dachu i rozstawiam je na ziemi . Przez kilka pierwszych solow ustawialem je w rzedzie . Teraz rozstawiam je byle gdzie , tylko staram sie , zeby byly blisko lazika , z czystego lenistwa . Potem nastepuje niewiarygodnie nudna czesc sola . Siedze sobie przez dwanascie godzin i nie mam nic do roboty . I mam dosc tego lazika . Wnetrze jest rozmiarow vana . Moze sie wydawac , ze to sporo miejsca . Ale przesiedzcie osiem dni w vanie . Nie moge doczekac sie opiekowania sie moja uprawa ziemniakow w przepastnej , otwartej przestrzeni Habu . Czuje tesknote za Habem ? Jak bardzo jest to chore ? Mam gowniane programy z lat siedemdziesiatych i troche ksiazek o Poirocie . Ale wiekszosc czasu mysle o dostaniu sie do Aresa 4 . Kiedys bede musial to zrobic . Jak , do cholery , mam przetrwac podroz dlugosci trzech tysiecy dwustu kilometrow w tym czyms ? To zajmie pewnie z piecdziesiat dni . Bede potrzebowal odzyskiwacza wody i oksygenatora . Moze kilku z glownych akumulatorow Habu , troche wiecej ogniw slonecznych , zeby to naladowac… gdzie ja to wszystko pomieszcze ? Te mysli zadreczaja mnie cale nudne dni . W koncu robi sie ciemno i jestem zmeczony . Klade sie miedzy paczkami z zywnoscia , zbiornikami wody , dodatkowym zbiornikiem tlenu , sterta filtrow dwutlenku wegla , pudelkiem z sikami , torbami gowna i rzeczami osobistymi . Mam kilka kombinezonow jednoczesciowych zalogi , sluza mi za posciel , razem z moim kocem i poduszka . Podsumowujac , co noc spie na stercie smieci . À propos snu… Dobrej nocy . WPIS W DZIENNIKU : SOL 80 . Zgodnie z moimi szacunkami jestem okolo stu kilometrow od Pathfindera . Formalnie rzecz biorac , to Carl Sagan Memorial Station . Ale z calym respektem dla Carla , moge to nazwac , jak zechce . Jestem krolem Marsa . Jak wspomnialem , to byla dluga i nudna podroz . A ja nadal zmierzam do celu . Ale hej , jestem astronauta . Dlugie podroze to moja specjalnosc . Nawigacja jest trudna . Radiolatarnia Habu ma zasieg tylko czterdziestu kilometrow , potem sygnal jest za slaby . Wiedzialem , ze to bedzie problem , gdy planowalem moja mala wycieczke . Dlatego obmyslilem genialny plan , ktory nie zadzialal . Wyglada na to , ze nie mozna nawigowac przy wykorzystaniu punktow orientacyjnych , jesli nie ma zadnych cholernych punktow orientacyjnych . Wyladowalismy w delcie dawno wyschnietej rzeki . Jesli gdzies maja byc mikroskamienialosci , to jest dobre miejsce . Co wiecej , woda przyciagnelaby kamienie i probki gleby z miejsc polozonych tysiace kilometrow dalej . Troche kopania i mozna otrzymac bogata geologiczna historie . To wspaniale dla nauki , ale znaczy tez , ze Hab stoi na pustkowiu pozbawionym wyrazu . Zastanawialem sie nad zrobieniem kompasu . W laziku jest pelno elektronicznego sprzetu , a w zapasach medycznych bez trudu znajde igle . Jest tylko jeden problem : Mars nie ma pola magnetycznego . Nawiguje wiec , korzystajac z Fobosa . Pedzi tak szybko wokol Marsa , ze wschodzi i zachodzi dwa razy dziennie , biegnac z zachodu na wschod . To nie jest najdokladniejszy system , ale dziala . Sprawy maja sie lepiej w solu 75 . Dotarlem do doliny ze wzniesieniem na zachodzie . Miala plaski grunt , dobry do jazdy . Musialem tylko podazac za granica wzniesienia . Nazwalem ja dolina Lewis po naszej nieustraszonej dowodcy . Taki geologiczny nerd , jak ona , pokochalby to miejsce . Trzy sole pozniej dolina Lewis otworzyla sie na przepastna rownine . Znow bylem bez punktow odniesienia i musialem polegac na tym , ze Fobos mnie poprowadzi . Jest w tym chyba jakas symbolika . Fobos to bog strachu , ja pozwalam mu byc moim przewodnikiem . Niezbyt dobry znak . Ale dzis szczescie w koncu sie do mnie usmiechnelo . Po dwoch solach szwendania sie po pustyni znalazlem cos do nawigowania . Krater o srednicy pieciu kilometrow , tak maly , ze nawet nie mial nazwy . Ale dla mnie jest niczym latarnia morska w Aleksandrii . Odkad go zobaczylem , wiedzialem dokladnie , gdzie jestem . Wlasnie przy nim obozuje . W koncu minalem puste miejsca na mapie . Jutro bede nawigowal , korzystajac z „latarni” , a potem z krateru Hamelin . Jestem w dobrej formie . Teraz zaczynam moje nastepne zadanie : Siedzenie bezczynnie przez dwanascie godzin . Lepiej juz zaczne! WPIS W DZIENNIKU : SOL 81 . Prawie dotarlem dzis do Pathfindera , ale skonczylo mi sie paliwo . Jeszcze tylko dwadziescia dwa kilometry! Niczym niewyrozniajaca sie jazda . Nawigacja nie stanowila problemu . Gdy „latarnia” znikala w oddali , ujrzalem brzeg krateru Hamelin . Juz dawno opuscilem rownine Acidalia . Teraz jestem w glebi Ares Vallis . Puste doliny ustepuja teraz bardziej wyboistym terenom . Z porozrzucanymi przeszkodami , ktore nigdy nie zostaly zasypane przez piach . Jazda staje sie uciazliwa , musze bardziej uwazac . Do tej pory jezdzilem po terenie usianym kamieniami . Ale im dalej na poludnie , tym glazy staja sie wieksze i liczniejsze . Musze omijac niektore z nich , inaczej ryzykowalbym uszkodzenie zawieszenia . Na szczescie nie bede musial tego robic dlugo . Gdy dotre do Pathfindera , moge zawrocic . Pogoda byla bardzo dobra . zadnego zauwazalnego wiatru , zadnych burz . Mysle , ze mi sie poszczescilo . Jest spora szansa , ze slady mojego lazika z paru poprzednich solow sa nietkniete . Powinienem po nich dotrzec z powrotem do doliny Lewis . Po rozstawieniu paneli slonecznych poszedlem na maly spacer . Nigdy nie stracilem lazika z oka; ostatnie , na co mam ochote , to zgubic sie podczas spaceru . Ale nie moglem tak od razu wrocic do tego ciasnego , smierdzacego szczurzego gniazda . Nie od razu . To dziwne uczucie . Gdziekolwiek pojde , jestem pierwszy . Wyjsc z lazika ? Pierwszy czlowiek , ktory tu byl! Wejsc na wzgorze ? Pierwszy gosc , ktory na nie wszedl! Kopnac kamien ? Ten kamien byl w tym samym miejscu od milionow lat! Jestem pierwszym czlowiekiem , ktory przejechal dlugi dystans na Marsie . Pierwszym czlowiekiem , ktory spedzil na Marsie wiecej niz trzydziesci jeden solow . Pierwszym czlowiekiem , ktory zbieral plony na Marsie . Pierwszy , pierwszy , pierwszy! Nie spodziewalem sie , ze w czymkolwiek bede pierwszy . Bylem piatym czlonkiem zalogi , ktory wyszedl z MDV-a , gdy wyladowalismy . To uczynilo mnie siedemnastym czlowiekiem , ktory postawil stope na Marsie . Kolejnosc wychodzenia zostala ustalona lata wczesniej . Miesiac przed odlotem zrobilismy sobie tatuaze naszych marsjanskich numerow . Johanssen prawie odmowila swojej „15” , poniewaz obawiala sie , ze to bedzie bolec . Oto kobieta , ktora przetrwala wirowke , przebywanie w stanie niewazkosci , przebywanie w stanie niewazkosci w opadajacym samolocie[8] , trudne cwiczenia ladowania i dziesieciokilometrowe biegi . Kobieta , ktora poradzila sobie z usterka w trakcie symulacji MDV-a , gdy byla obracana dookola . I ta kobieta bala sie igly do tatuazu . Cholera . Tesknie za nimi . Jezu Chryste , oddalbym wszystko za pieciominutowa rozmowe z kimkolwiek . Kimkolwiek gdziekolwiek . O czymkolwiek . Jestem pierwsza osoba sama na calej planecie . Okej , starczy tego rozczulania sie . Prowadze z kims rozmowe , ktos przeciez moze przeczyta ten dziennik . Troche jednostronna , ale musi wystarczyc . Moge umrzec , ale cholera , ktos bedzie wiedzial , co mialem do powiedzenia . Celem tej calej podrozy jest zdobycie radia . Moge uzyskac polaczenie z ludzkoscia przed smiercia . Kolejna rzecz , w ktorej bede pierwszy . Jutro bede pierwsza osoba , ktora odzyskala sonde marsjanska . WPIS W DZIENNIKU : SOL 82 . Zwyciestwo! Znalazlem! Wiedzialem , ze jestem w dobrej okolicy , gdy dostrzeglem w oddali szczyty Twin Peaks . Te dwa male wzgorza sa mniej niz kilometr od miejsca ladowania . Nawet lepiej , byly na dalekim koncu obszaru . Wszystko , co musialem zrobic , to jechac w ich kierunku , az trafilem na ladownik . I byl tam! Dokladnie tam , gdzie sie spodziewalem! Ostatnim stadium ladowania Pathfindera byl czworoscian utworzony z balonow . Balony przyjely na siebie sile uderzenia . Gdy czworoscian sie zatrzymal , powietrze zeszlo z balonow i ukazala sie sonda . To tak naprawde dwa oddzielne komponenty . Ladownik sam w sobie i lazik Sojourner . Ladownik nie mial mozliwosci przemieszczania sie , ale lazik jezdzil po okolicy , dobrze przypatrujac sie kamieniom . Zabieram oba ze soba , ale liczy sie przede wszystkim ladownik . To ta czesc moze sie komunikowac z Ziemia . Nie umiem opisac swojego szczescia , gdy go znalazlem . Dostac sie tu nie bylo latwo , ale udalo mi sie . Ladownik byl do polowy zasypany . Kopiac szybko i uwaznie , odslonilem jego wieksza czesc . Ale wielki czworoscian i balony nadal czekaly pod powierzchnia . Po krotkich poszukiwaniach znalazlem Sojournera . Ten maly biedak byl tylko dwa metry od ladownika . Jak przez mgle pamietam , ze znajdowal sie dalej , gdy go widziano ostatni raz . Pewnie wszedl w tryb awaryjny i okrazal ladownik , probujac nawiazac kontakt . Szybko przenioslem go do mojego lazika . Jest maly , lekki i latwo zmiescil sie w sluzie . Z ladownikiem to inna sprawa . Nie mialem nadziei , ze w calosci zabiore go do Habu . Byl po prostu za duzy . Musialem nalozyc moj kapelusik inzyniera mechanika . Sonda byla przytwierdzona do centralnego panelu rozlozonego czworoscianu . Pozostale trzy sciany byly przymocowane zawiasami . Kazdy w JPL wam powie , ze sondy sa delikatne . Masa jest istotna , wiec nie sa przystosowane do otrzymywania mocnych ciosow . Jak uzylem lomu , to zawiasy od razu puscily! Potem sprawy sie troche skomplikowaly . Gdy sprobowalem podniesc centralny panel , ani drgnal . Tak jak pozostale trzy panele , centralny panel mial pod soba balony , z ktorych zeszlo powietrze . W ciagu dekad balony rozerwaly sie i napelnily piachem . Moglbym je odciac , ale musialbym sie wpierw do nich dokopac . Nie byloby to trudne , to tylko piasek . Ale trzy inne panele staly na drodze . Szybko sobie zdalem sprawe , ze mam w dupie stan pozostalych paneli . Wrocilem do lazika , wycialem kilka pasow z materialu Habu . Potem zwinalem je w prymitywna , ale wytrzymala line . Nie moja zasluga , ze byla mocna . To dzielo NASA . Ja tym pasom tylko nadalem ksztalt liny . Przywiazalem jeden koniec do panelu , drugi do lazika . lazik zostal stworzony do pokonywania ekstremalnie wyboistych terenow , czesto pod stromym katem . Moze nie byc szybki , ale ma doskonaly moment obrotowy . Odholowalem panel jak jakis burak usuwajacy pieniek drzewa . Teraz mialem miejsce do kopania . Po kolei odslanialem balony i odcinalem je . Cala robota zajela jakas godzine . Pozniej podnioslem centralny panel ze sprzetem do niego przymocowanym i zanioslem to do lazika! Przynajmniej chcialem to zrobic . Calosc jest nadal ciezka jak diabli . Zgaduje , ze to ze dwiescie kilogramow . Nawet w grawitacji Marsa to troche za duzo . Moglbym to spokojnie przenosic w Habie . Ale mialbym to podniesc , majac na sobie niewygodny skafander ? Nic z tego . Tak wiec zaciagnalem to do lazika . Nastepne zadanie : umiescic to na dachu . W tym momencie dach byl pusty . Nawet majac prawie pelne akumulatory , rozstawilem panele . Czemu nie ? Darmowa energia . Rozpracowalem to juz wczesniej . Jadac tutaj , mialem dwa stosy ogniw , ktore zajmowaly caly dach . Wracac bede z jednym stosem . To troszke bardziej niebezpieczne; moga spasc . Ale glowny problem jest taki , ze bedzie cholernie trudno ulozyc tak wysoki stos . Poradze sobie . Nie moge po prostu przerzucic liny i wciagnac Pathfindera . Nie chce go zepsuc . To znaczy , on juz jest zepsuty , stracili z nim kontakt w 1997 roku . Ale nie chce zepsuc go bardziej . Wpadlem na rozwiazanie . Ale na dzis starczy fizycznej pracy . Poza tym dzienne swiatlo jest juz slabe . Teraz jestem w laziku , patrze na Sojournera . Wydaje sie w porzadku . zadnych widocznych uszkodzen . Nie wyglada na to , ze Slonce cos za bardzo przypalilo . Gesta warstwa marsjanskiego szajsu uchronila go przed uszkodzeniem slonecznym zwiazanym z dlugotrwala ekspozycja . Mozecie pomyslec , ze z Sojournera nie bede mial zbyt wiele pozytku . Nie moze komunikowac sie z Ziemia . Czemu mi na nim zalezy ? Bo ma duzo ruchomych czesci . Jesli uda mi sie nawiazac lacznosc z NASA , moge do nich mowic , trzymajac zapisana kartke przed kamera ladownika . Ale jak oni beda mowic do mnie ? Jedyne ruchome czesci w ladowniku to antena kierunkowa (ktora musialaby byc wycelowana caly czas w Ziemie) i ramie kamery . Musielibysmy opracowac system , w ktorym NASA mowilaby do mnie , obracajac kamere . To bylby piekielnie wolny sposob komunikacji . Ale Sojourner ma szesc niezaleznych kol , ktore obracaja sie z rozsadna predkoscia . Za ich pomoca byloby duzo latwiej sie komunikowac . Jesli wszystko inne zawiedzie , moglbym na nich narysowac litery i przymocowac lusterko do kamery . NASA literowalaby mi wyrazy . To wszystko przy zalozeniu , ze uda mi sie uruchomic radio ladownika . Pora isc w kime . Jutro mam przed soba sporo ciezkiej roboty . Potrzebuje odpoczynku . WPIS W DZIENNIKU : SOL 83 . O Boze , caly jestem obolaly . Ale to byl jedyny sposob , jaki mi przyszedl do glowy , zeby bezpiecznie umiescic ladownik na dachu . Zbudowalem rampe z kamieni i piasku . Tak jak starozytni Egipcjanie . Jesli czegos nie brakuje na Ares Vallis , to wlasnie kamieni! Najpierw eksperymentowalem , zeby ustalic nachylenie rampy . Ukladalem troche kamieni blisko ladownika . Potem ciagalem go w gore i w dol . Pozniej robilem sterte bardziej stroma itd . Powtarzalem to , az doszedlem do wniosku , ze najlepszy bedzie kat trzydziestu stopni . Wieksze nachylenie byloby ryzykowne . Moglbym go wypuscic i ladownik zlecialby z rampy . Dach lazika znajduje sie na wysokosci ponad dwoch metrow , wiec potrzebowalem rampy o dlugosci czterech metrow . Zabralem sie do roboty . Z pierwszymi kilkoma kamieniami poszlo gladko . Potem zaczely sie robic coraz ciezsze i ciezsze . Taka harowka w skafandrze to istne samobojstwo . Wszystko jest trudniejsze , bo taszczysz na sobie dwudziestokilogramowy kombinezon , a twoje ruchy sa ograniczone . Po dwudziestu minutach dostalem zadyszki . Dlatego oszukiwalem . Zwiekszylem zawartosc tlenu w mieszance oddechowej . Naprawde pomoglo . Pewnie nie powinienem tego robic zbyt czesto . Nie bylo mi tez goraco . Skafander traci cieplo szybciej , niz moje cialo wytwarza . System ogrzewania sprawia , ze temperatura jest znosna . Dzieki mojej pracy fizycznej skafander nie musial sie tak bardzo ogrzewac . Po godzinach katorzniczej pracy rampa byla gotowa . Nic wiecej niz sterta kamieni dotykajaca lazika . Ale siegala dachu . Najpierw wszedlem na rampe i z niej zszedlem . zeby upewnic sie , czy jest stabilna . Potem wciagnalem ladownik . Zadzialalo jak marzenie! Caly sie usmiechalem , gdy mocowalem ladownik . Upewnilem sie , ze jest mocno przytwierdzony i nawet ulozylem panele sloneczne w jeden duzy stos (dlaczego mialbym marnowac rampe ?) . Ale wtedy mnie to uderzylo . Rampa zapadlaby sie , gdybym odjechal , i spadajace kamienie moglyby uszkodzic kola lub podwozie . Musialem rozebrac rampe , zeby tego uniknac . Uch . Rozebranie jej bylo latwiejsze niz zbudowanie . Nie musialem ostroznie klasc kazdego kamienia na swoje miejsce . Po prostu rzucalem je byle gdzie . Zabralo mi to tylko godzine . I skonczylem! Jutro rano zaczne podroz powrotna . Majac ze soba nowe dwustukilogramowe zepsute radio . ROZDZIAl 10 WPIS W DZIENNIKU : SOL 90 . Siedem dni od dotarcia do Pathfindera i siedem dni blizej domu . Tak jak liczylem , moje slady zaprowadzily mnie do doliny Lewis . Potem cztery sole latwej jazdy . Wzgorza po mojej lewej sprawily , ze nie mozna sie bylo zgubic . A grunt byl rowny . Ale wszystko , co dobre , szybko sie konczy . Jestem znow na rowninie Acidalia . slady kol dawno zniknely . Odkad tu bylem ostatni raz , minelo szesnascie dni . Nawet podczas dobrej pogody zatarlyby sie w takim czasie . Powinienem ukladac sterte kamieni za kazdym razem , gdy obozowalem . Teren jest tak plaski , ze widzialbym sterte z odleglosci paru kilometrow . Z drugiej strony gdy wracalem myslami do budowania rampy… och . Tak wiec znow jestem pustynnym wedrowcem . Wykorzystuje Fobosa do nawigacji i licze , ze nie za bardzo zabladze . Musze sie tylko dostac na odleglosc czterdziestu kilometrow od Habu i zlapie sygnal . Jestem optymistycznie nastawiony . Po raz pierwszy mysle , ze moge w jednym kawalku wydostac sie z tej planety . Myslac o tym , zbieram probki gruntu i kamieni za kazdy razem , gdy wychodze na zewnatrz . Na poczatku stwierdzilem , ze to moj obowiazek . Jesli przezyje , geologowie beda mnie za to kochac . Ale pozniej to zaczelo byc fajne . Teraz , jadac , czekam na prosty akt pakowania kamieni . Fajnie jest znowu byc astronauta . O to chodzi . Nie niechetnym farmerem , nie inzynierem elektrykiem , nie kierowca ciezarowki . Astronauta . Robie to , co robia astronauci . Brakowalo mi tego . WPIS W DZIENNIKU : SOL 92 . Zlapalem dzis dwusekundowy sygnal z Habu , potem go stracilem . Ale to dobry znak . Przez ostatnie dwa dni podrozowalem z grubsza na polnocny polnocny zachod . Musze byc jakies sto kilometrow od Habu; to cud , ze zlapalem jakikolwiek sygnal . Musialy akurat panowac idealne warunki pogodowe . W trakcie tych wyjatkowo nudnych dni ogladam The Six Million Dollar Man z niewyczerpanej kolekcji bzdur z lat siedemdziesiatych komandor porucznik Lewis . Wlasnie obejrzalem odcinek , w ktorym Steve Austin walczy z rosyjska sonda wenusjanska , gdy ta przypadkiem wyladowala na Ziemi . Jako ekspert od podrozy miedzyplanetarnych moge wam powiedziec , ze nie ma zadnych naukowych niescislosci w tej historii . Calkiem czesto sie zdarza , ze sonda laduje na zlej planecie . Ponadto wielki , plaski kadlub sondy doskonale wytrzymuje wysokie cisnienie atmosfery Wenus . No i jak wiemy , sondy czesto odmawiaja sluchania rozkazow i atakuja ludzi , gdy tylko ich zobacza . Jak na razie Pathfinder nie probowal mnie zabic . Ale mam na niego oko . WPIS W DZIENNIKU : SOL 93 . Dzis zlapalem sygnal Habu . Nie ma szans , zebym sie zgubil . Wedlug komputera jestem dwadziescia cztery kilometry siedemset osiemnascie metrow od Habu . Jutro bede w domu . Nawet jesli lazik mialby powazna awarie , nic mi sie nie stanie . Moge stad isc do Habu . Nie wiem , czy o tym wczesniej wspomnialem , ale mam naprawde dosc siedzenia w tym laziku . Spedzilem tyle czasu , siedzac lub lezac , ze kurewsko bola mnie plecy . Teraz najbardziej tesknie za Beckiem ze wszystkich czlonkow zalogi . On by cos zaradzil na bol plecow . Ale pewnie tez by mnie za to opieprzyl . „Dlaczego nie robiles cwiczen rozciagajacych ? Twoje cialo jest wazne , jedz wiecej blonnika” lub cos takiego . Na tym etapie chetnie wysluchalbym wykladu o zdrowiu . W trakcie treningu musielismy przejsc budzace postrach cwiczenie „Chybiona orbita” . W razie awarii w trakcie drugiego etapu wznoszenia sie MAV-u bylibysmy na orbicie . Ale zbyt nisko , zeby dotrzec do Hermesa . Zahaczalibysmy lekko o atmosfere , wiec nasza orbita szybko by malala . NASA zdalnie pokierowalaby Hermesem , tak zeby nas zabrac . Potem bysmy uciekli stamtad tak szybko , jak sie da , zanim Hermes napotkalby za duzy opor . zeby to przecwiczyc , zmusili nas do pozostania w MAV-ie przez trzy ponure dni . Szesc osob w pojezdzie zaprojektowanym do przebywania w nim przez dwadziescia trzy minuty lotu . Bylo mi troszke ciasno . I mowiac „troszke ciasno” , mam na mysli to , ze „wszyscy chcielismy sie pozabijac” . Dalbym wszystko , zeby znowu byc z nimi w tej kapsule . O rety , mam nadzieje , ze uruchomie Pathfindera . WPIS W DZIENNIKU : SOL 94 . Wszedzie dobrze , ale w domu najlepiej! Dzis pisze z mojego ogromnego , przepastnego Habu! Po wejsciu do srodka od razu rozlozylem ramiona i biegalem w kolko . Super! Bylem w tych cholernym laziku przez dwadziescia dwa sole i nie moglem sie nawet przejsc , nie wkladajac wczesniej skafandra . Musze zniesc dwa razy tyle , zeby dostac sie do Aresa 4 , ale to problem na pozniej . Po kilku radosnych okrazeniach wokol Habu nadszedl czas , zeby zabrac sie do roboty . Najpierw uruchomilem oksygenator i regulator atmosfery . Sprawdzilem stezenie gazow w powietrzu i wszystko wygladalo w porzadku . W powietrzu nadal byl CO2 , wiec rosliny nie udusily sie bez moich wydechow . Oczywiscie sprawdzilem dokladnie uprawe – jest zdrowa . Dodalem moja torbe gowna do stosu nawozu . Mily zapach , mowie wam . Ale jak dolozylem troche ziemi , zapach zlagodnial do poziomu , ktory mozna wytrzymac . Wlalem zawartosc mojego pudelka sikow do odzyskiwacza wody . Nie bylo mnie trzy tygodnie i zostawilem bardzo duza wilgotnosc w Habie . Dla moich roslin . Za duzo wody w powietrzu moze spowodowac wiele problemow z elektrycznoscia . Dlatego nastepnych kilka godzin poswiecilem pelnemu skanowi systemow . Potem usiadlem na troche . Chcialem poswiecic reszte dnia na relaks , ale czekala mnie jeszcze praca . Ubralem sie , poszedlem do lazika i zdjalem z dachu ogniwa sloneczne . W ciagu nastepnych kilku godzin zamontowalem je na swoich miejscach i podlaczylem do sieci energetycznej Habu . Zdjecie ladownika z dachu bylo o niebo prostsze niz umieszczenie go tam . Odczepilem rozporke od platformy MAV-u i zaciagnalem ja do lazika . Oparlem o kadlub , zakopalem drugi koniec w ziemi dla stabilnosci i mialem rampe . Powinienem zabrac ze soba rozporke do Pathfindera . zyj i ucz sie . Nie ma szans , zeby wprowadzic ladownik do sluzy . Jest po prostu za duzy . Moglbym pewnie go rozebrac i wniesc do srodka w czesciach . Ale przeciw temu jest argument nie do odparcia . Nie majac pola magnetycznego , Mars nie ma zadnej ochrony przed promieniowaniem slonecznym . Jesli bylbym na nie wystawiony , dostalbym takiego raka , ze jeszcze ten rak mialby raka . Tak wiec plotno Habu ekranuje fale elektromagnetyczne . To znaczy , ze Hab zablokowalby jakakolwiek transmisje , gdyby ladownik znajdowal sie w srodku . Jesli juz mowa o raku , nadeszla pora , zeby sie pozbyc RTG . Cierpialem przy powtornym wejsciu do lazika , ale trzeba bylo to zrobic . Jesli RTG kiedykolwiek by sie rozszczelnil , zabilby mnie na smierc . W NASA zdecydowali , ze cztery kilometry to bezpieczna odleglosc , i nie zamierzalem sie zastanawiac , czy mieli racje . Pojechalem tam , gdzie komandor porucznik Lewis go zostawila , wrzucilem go do tej samej dziury i wrocilem do Habu . Jutro zaczne prace nad ladownikiem . Teraz bede sie cieszyl dobrym , dlugim snem w prawdziwym lozku . Z podnoszaca na duchu swiadomoscia , ze gdy wstane , moje siki trafia prosto do toalety . WPIS W DZIENNIKU : SOL 95 . Dzisiaj byl dzien napraw! Misja Pathfindera zakonczyla sie z powodu nieznanej , krytycznej awarii ladownika . Gdy stracili kontakt z ladownikiem , nie mieli pojecia , co sie stalo z Sojournerem . Moze jest w lepszym stanie , niz mysleli . Moze potrzebuje tylko zasilania . Zasilania , ktorego nie mial , poniewaz panele sloneczne byly gesto pokryte zapieczonym pylem . Postawilem maly lazik na stole warsztatowym , podwazylem lewarkiem panel i zajrzalem do srodka . Bateria byla nieregenerowalnym ogniwem litowo-tionylowym . Wpadlem na to dzieki subtelnym wskazowkom : ksztaltowi zlaczy , grubosci izolacji i temu , ze bylo na niej napisane LiSOCl2 NON-RCHRG . Dokladnie oczyscilem panele sloneczne , a potem wycelowalem w nie mala , gietka lampke . Bateria dawno sie wyczerpala . Ale panele moga byc w porzadku . Sojourner moze dzialac , korzystajac tylko z nich . Zobaczymy , co sie stanie . Potem nadszedl czas , zeby przyjrzec sie tatusiowi Sojournera . Ubralem sie i wyszedlem na zewnatrz . W wiekszosci ladownikow problemem jest akumulator . Jest to najdelikatniejsza czesc i jesli sie zepsuje , nie ma szans , ze uda sie ja naprawic . Ladowniki nie moga sie po prostu wylaczyc i czekac , gdy maja slabe akumulatory . Ich elektronika nie zadziala , jesli nie osiagnie minimalnej temperatury . Tak wiec maja grzejniki , ktore ja ogrzewaja . Problem , ktory rzadko wystepuje na Ziemi , ale sami wiecie – to Mars . Po pewnym czasie panele sloneczne zostaly przykryte pylem . Zima przynosi chlodniejsze dni i mniej swiatla slonecznego . To wszystko sklada sie na wielkie „pieprz sie” od Marsa dla twojego ladownika . W koncu ladownik zuzywa wiecej mocy na ogrzanie sie , niz jest w stanie wytworzyc z mizernego swiatla , ktore przedrze sie przez pyl . Kiedy akumulator sie rozladuje , elektronika robi sie za zimna i caly system pada . Panele sloneczne troche podladuja akumulator , ale nie ma nic , co mogloby kazac systemowi ponownie sie zaladowac . To moze nakazac tylko elektronika , ktora oczywiscie nie dziala . W koncu nieuzywany akumulator straci zdolnosc do utrzymywania ladunku . To typowa przyczyna smierci sondy . I mam nadzieje , ze to wlasnie spotkalo Pathfindera . Ulozylem troche resztek z MDV-a w prowizoryczny stol i rampe . Potem wciagnalem ladownik na moj nowy , zewnetrzny stol warsztatowy . Pracowanie w skafandrze jest wystarczajaco denerwujace . Schylanie sie caly czas byloby tortura . Wzialem narzedzia i zaczalem grzebac . Otworzenie zewnetrznego panelu nie bylo zbyt trudne i bez problemu zidentyfikowalem akumulator . JPL oznacza wszystko . To akumulator Ag-Zn o pojemnosci czterdziestu amperogodzin i optymalnym napieciu poltora wolta . Wow! Kiedys naprawde te rzeczy pracowaly na niczym . Odlaczylem akumulator i wrocilem do srodka . Sprawdzilem go za pomoca swoich narzedzi i jest martwy , martwy , martwy . Moglbym zaszurac nogami na dywanie i uzyskac wiekszy ladunek . Wiedzialem , czego potrzebowal ladownik . Poltora wolta . Porownujac z tym prowizorycznym chlamem , ktory budowalem od czasu 6 . sola , to byl maly pikus . Mam regulatory napiecia w swoim zestawie . Tylko pietnascie minut zajelo mi podlaczenie regulatora do zapasowej linii napiecia , a potem kolejna godzine , zeby wyjsc na zewnatrz i podlaczyc linie tam , gdzie byl akumulator . I pojawia sie problem temperatury . Najlepiej , zeby elektronika byla cieplejsza niz -40°C . Dzisiaj jest rzeskie -63°C . Akumulator byl wielki i latwy do zidentyfikowania , ale nie mialem pojecia , gdzie znajdowaly sie grzejniki . Nawet gdybym wiedzial , podlaczenie ich bezposrednio do pradu byloby zbyt ryzykowne . Moglbym bez problemu spalic caly uklad . Tak wiec zamiast tego wybralem sie do starego dobrego „magazynu czesci zapasowych” , czyli lazika numer 1 , i wymontowalem z niego grzejnik kabiny . Tak wybebeszylem biedny lazik , ze wyglada , jakbym go zaparkowal w zlej dzielnicy . Przynioslem grzejnik do mojego stolu warsztatowego i podlaczylem do zasilania Habu . Potem wlozylem do ladownika , tam , gdzie wczesniej znajdowal sie akumulator . Teraz nic tylko czekac . I miec nadzieje . WPIS W DZIENNIKU : SOL 96 . Mialem szczera nadzieje , ze obudze sie , a ladownik bedzie dzialal . Ale nie mialem takiego szczescia . Jego antena kierunkowa jest dokladnie tam , gdzie ja widzialem ostatni raz . Czemu to ma znaczenie ? No coz , powiem wam… Jesli ladownik ozyje (i mamy tu spore jesli) , sprobuje nawiazac kontakt z Ziemia . Problem w tym , ze nikt nie nasluchuje . To nie jest tak , ze zespol Pathfindera siedzi w JPL i czeka , liczac , ze ich dawno martwa sonda zostanie naprawiona przez krnabrnego astronaute . Zakladam , ze sygnal odbierze Deep Space Network lub SETI . Jesli wylapia sygnal z Pathfindera , na pewno powiedza JPL . JPL szybko wpadloby na to , co sie dzieje , szczegolnie gdyby uzyli triangulacji do zlokalizowania zrodla sygnalu . Przekazaliby ladownikowi , gdzie jest Ziemia , a ten ustawilby odpowiednio antene kierunkowa . Tak wiec dzieki ustawieniu anteny moge sie dowiedziec , ze sie podlaczylem . Jak na razie , bez sukcesu . Nadal jest nadzieja . Duzo rzeczy moze opozniac rozwoj spraw . Grzejnik lazika jest zbudowany tak , zeby ogrzewac powietrze o cisnieniu jednej atmosfery . Rzadkie marsjanskie powietrze na pewno znaczaco przeszkadza mu w pracy . Tak wiec elektronika na ogrzanie sie moze potrzebowac wiecej czasu . Dodatkowo Ziemia jest widoczna tylko w dzien . Ja naprawilem (mam nadzieje) lazik wczoraj wieczorem . Teraz jest ranek , wiec wiekszosc czasu , jaki uplynal , to noc . Brak Ziemi . Sojourner takze nie wykazuje oznak zycia . Cala noc byl w milym , cieplutkim srodowisku Habu . I mial duzo swiatla padajacego na jego czysciutenkie ogniwa sloneczne . Moze prowadzi program rozszerzonej autodiagnostyki albo czeka na sygnal od ladownika czy cos takiego . Musze po prostu przestac na razie o tym myslec . DZIENNIK PATHFINDERA : SOL 0 ZAINICJOWANO SEKWENCJe lADOWANIA POCZaTKOWEGO CZAS 00 .00 .00 WYKRYTO SPADEK MOCY , CZAS/DATA NIEPEWNA lADOWANIE SYSTEMU OPERACYJNEGO… SYSTEM OPERACYJNY VXWARE (C) WIND RIVER SYSTEMS PRZEPROWADZAM TEST SPRZeTU : TEMPERATURA WEW . : -34°C TEMPERATURA ZEW . : NIE DZIAlA AKUMULATOR : PElNY HIGAIN : OK LOGAIN : OK CZUJNIK WIATRU : NIE DZIAlA METEO : NIE DZIAlA ASI : NIE DZIAlA APARAT : OK RAMPA lAZIKA : NIE DZIAlA SOLAR A : NIE DZIAlA SOLAR B : NIE DZIAlA SOLAR C : NIE DZIAlA TEST SPRZeTU ZAKOnCZONO NADAWANIE STATUSU NASlUCHIWANIE SYGNAlU TELEMETRII… NASlUCHIWANIE SYGNAlU TELEMETRII… NASlUCHIWANIE SYGNAlU TELEMETRII… ODEBRANO SYGNAl ROZDZIAl 11 – Cos nadchodzi… tak… tak! To Pathfinder! Sala wypelnila sie okrzykami radosci . Venkat serdecznie klepnal w plecy nieznanego mu technika , a Bruce dzgal piescia powietrze . Dorazne centrum kontroli bylo osiagnieciem samym w sobie . W ciagu ostatnich dwudziestu dni inzynierowie z JPL pracowali dwadziescia cztery godziny na dobe , zeby zebrac razem stare komputery , naprawic zepsute czesci , polaczyc wszystko i zainstalowac pospiesznie napisane oprogramowanie , ktore pozwolilo na polaczenie z nowoczesna Deep Space Network . Sala byla wczesniej uzywana jako sala konferencyjna . JPL nie mialo gotowej wolnej przestrzeni . Pokoj byl zapchany komputerami i innym sprzetem , zostalo niewiele miejsca dla licznych , scisnietych obserwatorow . Tylko ekipa Associated Press przyciskala sie do sciany i nieudolnie probowala nikomu nie zagradzac drogi , filmujac ten obiecujacy moment . Reszta mediow musiala sie zadowolic nadawanym na zywo przekazem AP i czekac na konferencje prasowa . Venkat obrocil sie do Bruce’a . – Cholera , Bruce . Tym razem naprawde wyciagnales krolika z kapelusza! Dobra robota! – Jestem tylko dyrektorem – odpowiedzial Bruce skromnie . – Podziekuj chlopakom , ktorzy to wszystko posklejali do kupy . – O tak , zrobie to! – Venkat usmiechnal sie promiennie . – Ale najpierw musze porozmawiac z moim nowym najlepszym przyjacielem! Odwrocil sie do mezczyzny w sluchawkach , siedzacego przy konsoli komunikacyjnej . Zapytal go : – Jak masz na imie , nowy najlepszy przyjacielu ? – Tim – odpowiedzial , nie spuszczajac z oka monitora . – Co teraz ? – zapytal Venkat . – Automatycznie wyslalismy odpowiedz telemetryczna . Dotrze tam za troche ponad jedenascie minut . Gdy tylko to zrobi , Pathfinder zacznie transmisje kierunkowe . Tak wiec musimy poczekac dwadziescia dwie minuty , az odezwie sie znowu . – Venkat ma doktorat z fizyki , Tim – wtracil Bruce . – Nie musisz mu tlumaczyc czasu transmisji . Tim wzruszyl ramionami . – Z dyrektorami nigdy nie wiadomo . – Co bylo w transmisji , ktora odebralismy ? – zapytal Venkat . – To , co najwazniejsze . Autodiagnostyka sprzetu . Ma sporo niedzialajacych podzespolow , bo Watney usunal panele . – Co z aparatem ? – Twierdzi , ze dziala . Jak najszybciej kazemy mu zrobic panorame . WPIS W DZIENNIKU : SOL 97 . Zadzialalo! Rety , ja pierdziele , naprawde zadzialalo! Wlasnie sprawdzilem ladownik . Antena kierunkowa jest wycelowana dokladnie w Ziemie! Pathfinder nie ma mozliwosci ustalenia swojego polozenia , wiec nie ma tez mozliwosci ustalenia polozenia Ziemi . Jedynym sposobem , zeby sie tego dowiedziec , jest odebranie sygnalu . Wiedza , ze zyje! Nie mam pojecia , co powiedziec . To byl szalony plan , a jednak zadzialal! Znowu bede z kims rozmawial . Spedzilem trzy miesiace jako najbardziej samotny czlowiek w historii , ale koniec z tym . Pewnie , moge nie zostac uratowany . Ale nie bede sam . Przez caly czas , gdy odzyskiwalem Pathfindera , wyobrazalem sobie te chwile . Doszedlem do wniosku , ze troche sobie poskacze , moze pokaze Marsowi srodkowy palec (bo cala ta cholerna planeta jest moim wrogiem) , ale tego nie zrobilem . Gdy wrocilem do Habu i zdjalem skafander , usiadlem na podlodze i zaczalem plakac . Ryczalem przez kilka minut jak dziecko . W koncu zaczalem tylko lekko pochlipywac i wtedy nadszedl gleboki spokoj . To byl dobry spokoj . Dotarlo do mnie : Teraz , kiedy moge przezyc , musze ostrozniej dokumentowac w dzienniku krepujace momenty . Jak sie usuwa wpisy z dziennika ? Nie widze tej opcji… Pozniej poszukam . Mam wazniejsze rzeczy na glowie . Mam ludzi , z ktorymi moge rozmawiac! * Venkat usmiechnal sie , zajmujac podium w sali konferencyjnej JPL . – Troche ponad pol godziny temu otrzymalismy sygnal z anteny kierunkowej – powiedzial Venkat do zgromadzonych dziennikarzy . – Natychmiast polecilismy Pathfinderowi zrobienie zdjecia panoramicznego . Mamy nadzieje , ze Watney przygotowal dla nas jakas wiadomosc . Pytania ? W gore wystrzelil las rak . – Cathy , zacznijmy od ciebie . – Venkat wskazal reporterke CNN . – Dzieki . Czy udalo sie nawiazac kontakt z lazikiem Sojourner ? – Niestety nie – odparl . – Ladownik nie nawiazal lacznosci z Sojournerem i nie mamy mozliwosci bezposredniego zlapania kontaktu . – Co moze byc nie tak z Sojournerem ? – Nawet nie moge spekulowac – powiedzial Venkat . – Po spedzeniu tak dlugiego czasu na Marsie wszystko moze byc nie tak . – Najlepszy strzal ? – Nasz najlepszy strzal jest taki , ze Watney wniosl lazik do Habu . Sygnal ladownika nie moglby sie przedostac przez plotno pokrywajace Hab . – Wskazal na innego reportera i powiedzial : – Ty , tam . – Marty West , NBC News . Jak bedziecie sie komunikowac z Watneyem , gdy juz wszystko zadziala ? – To zalezy od Watneya – odparl Venkat . – Dysponujemy tylko kamera . On moze pisac notatki i je podnosic . Ale problem w tym , jak my bedziemy odpowiadac . – Jak to ? – zapytal Marty . – Bo wszystko , co mamy , to platforma aparatu . To jedyna ruchoma czesc . Jest duzo mozliwosci przekazywania Markowi informacji za pomoca rotacji platformy , ale nie ma sposobu , zeby go o tym powiadomic . On musi cos wymyslic i nam powiedziec . Zrobimy , jak on powie . Wskazal na innego reportera . – smialo . – Jill Holbrook , BBC . Trzydziesci dwie minuty w obie strony i jedna obracajaca sie platforma do porozumiewania sie , to bedzie cholernie dluga rozmowa , prawda ? – Zgadza sie – potwierdzil Venkat . – Jest wczesnie rano na rowninie Acidalia i trzecia rano tutaj w Pasadenie . Bedziemy tu cala noc , a to dopiero poczatek . Na razie koniec pytan , panorama przybedzie za pare minut . Bedziemy was informowac . Zanim ktokolwiek zdolal jeszcze zadac pytanie , Venkat wyszedl bocznymi drzwiami i pospieszyl przez hol do zaimprowizowanego centrum kontroli Pathfindera . Przecisnal sie przez chmare ludzi i dotarl do konsoli komunikacyjnej . – Cokolwiek , Tim ? – Pewnie . Ale patrzymy w ten czarny ekran , bo jest duzo ciekawszy niz zdjecia z Marsa . – Madrala z ciebie – powiedzial Venkat . – Przyjalem . Bruce przedarl sie naprzod . – Nadal zostalo kilka sekund – rzucil . Czas mijal w ciszy . – Cos odbieramy – powiedzial Tim . – Tak , to panorama . Westchnienia ulgi i przyciszone rozmowy zastapily pelna napiecia cisze , gdy zdjecie zaczelo sie ladowac . Pojawialo sie na ekranie od lewej do prawej w zolwim tempie , co bylo spowodowane ograniczona predkoscia transferu starej sondy . – Powierzchnia Marsa… – mowil Venkat , gdy ukazywaly sie linie . – Wiecej powierzchni… – Skraj Habu! – powiedzial Bruce , wskazujac palcem na ekran . – Hab – Venkat sie usmiechnal – wiecej Habu… wiecej Habu… czy to wiadomosc ? To wiadomosc! Wraz z pojawieniem sie wiekszej czesci zdjecia ukazala sie odrecznie napisana notka , zawieszona na metalowym precie , na wysokosci aparatu . – Mamy wiadomosc od Marka! – obwiescil zebranym Venkat . Aplauz wypelnil sale , ale szybko ucichl . – Co w niej jest ? – zapytal ktos . Venkat pochylil sie nad ekranem . – Mowi : Bede tu pisal pytania . Odbieracie ? – Okej… ? – powiedzial Bruce . – To jest napisane . – Venkat wzruszyl ramionami . – Kolejna notka – poinformowal Tim , wskazujac na ekran , gdy powolny ciag danych sie ukazywal . Venkat znow sie pochylil . – Ta mowi : wskazcie tu na tak . Venkat zalozyl ramiona na piersi . – Dobra . Mamy sposob komunikowania sie z Markiem . Tim , wyceluj aparat na „tak” . Potem zacznij robic zdjecia co dziesiec minut , az umiesci nastepne pytanie . WPIS W DZIENNIKU : SOL 97 . (2) Tak! Powiedzieli : Tak! Nie bylem tak podekscytowany przez „tak” od balu na zakonczenie liceum! Okej , uspokoj sie . Mam ograniczona ilosc papieru . Te kartki mialy sluzyc do oznakowania probek . Mam ich okolo piecdziesieciu . Moge wykorzystac obie strony . A jesli zajdzie koniecznosc , moge ich ponownie uzyc , zdrapujac stare pytanie . Marker Sharpie , ktorego uzywam , wytrzyma zdecydowanie dluzej niz te kartki , wiec tusz nie jest problemem . Ale musze cale pisanie przeprowadzac w Habie . Nie wiem , z jakiego halucynogennego gowna zrobili ten tusz , ale jestem pewny , ze wygotowalby sie w atmosferze Marsa . Uzywam starych czesci farmy anten , zeby przytrzymac karty . Jest w tym pewna ironia . Musimy rozmawiac szybciej niz tak/nie co pol godziny . Kamera moze sie obracac o trzysta szescdziesiat stopni , a ja mam pelno czesci anten . Pora zrobic alfabet . Ale nie moge po prostu uzyc liter od A do Z . Z moja Karta Pytan to byloby dwadziescia siedem kart rozmieszczonych dookola ladownika . Kazda z nich mialaby tylko trzynascie stopni katowych . Nawet jesli JPL wyceluje aparat idealnie , jest spora szansa , ze nie polapie sie w tym , o jaka litere im chodzilo . Tak wiec musze uzyc ASCII . Tak komputery sobie radza ze znakami . Kazdy znak ma kod numeryczny od 0 do 255 . Wartosci od 0 do 255 mozna wyrazic dwoma znakami w systemie szesnastkowym . Przesylajac mi pary pisane szesnastkowo , moga wyslac kazdy znak , wliczajac numery , znaki interpunkcyjne etc . Skad bede wiedzial , jakie znaki maja jakie wartosci ? Poniewaz laptop Johanssen jest bogactwem informacji . Wiedzialem , ze gdzies ma tablice ASCII . Wszyscy maniacy komputerowi maja . Wiec zrobilem karty od 0 do 9 i od A do F . To daje szesnascie kart dookola aparatu , plus Karta Pytan . Siedemnascie kart to ponad dwadziescia jeden stopni na kazda . Zdecydowanie latwiej . Pora zabrac sie do roboty! Literujcie w ASCII . Numery 0–F w 21-stopniowym inkremencie . Bede obserwowal aparat od 11 .00 mojego czasu . Kiedy skonczycie wiadomosc , powroccie do tej pozycji . Odczekajcie 20 minut i potem zrobcie zdjecie (zebym mial czas napisac i przymocowac wiadomosc) . Powtarzajcie wszystko co godzine . S… T… A… T… U… S… Brak problemow fizycznych . Wszystkie komponenty Habu funkcjonalne . Jem 3/4 racji . Z powodzeniem prowadze hodowle w Habie na ziemi uprawnej . Uwaga : Sytuacja nie wynikla z winy zalogi Aresa 3 . Niefart . J… A… K… P… R…Z…E…z…Y…l…E…s… Zraniony przez fragment anteny . Stracilem przytomnosc przez dekompresje . Wyladowalem twarza w dol , krew uszczelnila dziure . Obudzilem sie po odlocie zalogi . Komputer biomonitorujacy mnie zniszczony przez dziure . Zaloga miala powody wierzyc , ze umarlem . Nie ich wina . U… P… R… A… W… A… ? Dluga historia . Ekstremalna botanika . Mam 126 m2 pola ziemniakow . Przedluzy zapasy , ale nie wystarczy do czasu przylotu Aresa 4 . Przystosowalem lazik do dalekiej podrozy . Planuje jechac do Aresa 4 . W… I… D… Z… I… E… L… I… s… M… Y… S… A… T… E… L… I… T… A Rzad podglada mnie za pomoca satelitow ? Musze sobie zrobic aluminiowy kapelusz! Potrzebna tez szybsza droga komunikacji . Speak & Spell zajmuje caly cholerny dzien . Jakies pomysly ? W… Y… S… T… A… W… N… A… Z… E… W… S… J… R… N… R Wystawilem na zewnatrz Sojournera , umiescilem go metr od ladownika . Jesli sie z nim skontaktujecie , moge napisac na kolach oznaczenia szesnastkowe i bedziecie mi mogli wysylac 6 bajtow naraz . S… J… R… N… R… N… I… E… O… D… P Cholera , jakies inne pomysly ? Potrzebujemy szybszej komunikacji . P… R… A… C… U… J… E… M… Y… N… A… D… T… Y… M Ziemia zaraz zajdzie . Wznawiamy jutro o 8 .00 rano mojego czasu . Powiedzcie rodzinie , ze wszystko ze mna w porzadku . Pozdrowcie zaloge . Powiedzcie komandor porucznik Lewis , ze pieprzyc disco . * Venkat mrugnal pare razy zaczerwienionymi oczyma , probujac w tym czasie posegregowac papiery na biurku . Jego tymczasowe biurko w JPL bylo niczym wiecej niz skladanym stolem , ustawionym z tylu pokoju wypoczynkowego . Ludzie wchodzili i wychodzili caly dzien , zabierajac ze soba przekaski . Plus byl taki , ze stanowisko z kawa znajdowalo sie niedaleko . – Przepraszam – powiedzial mezczyzna , podchodzac do stolika . – Tak , skonczyla sie dietetyczna cola – rzucil Venkat , nie podnoszac wzroku . – Nie wiem , kiedy uzupelnia lodowke . – Przyszedlem porozmawiac z panem , doktorze Kapoor . – Hm ? – Venkat spojrzal w gore , krecac glowa . – Bylem na nogach cala noc , prosze mi wybaczyc , jesli jestem troche nerwowy . Jeszcze raz , kim jestes ? – zapytal Venkat . – Jack Trevor – przedstawil sie szczuply , blady mezczyzna stojacy przed Venkatem . – Jestem inzynierem oprogramowania . – Co moge dla ciebie zrobic ? – Mamy pomysl na komunikacje . – Zamieniam sie w sluch . – Przegladalismy stare oprogramowanie Pathfindera . Mamy dzialajace duplikaty komputerow , na ktorych robimy testy . Tych samych komputerow uzyto , by znalezc problem , ktory prawie zakonczyl oryginalna misje . Naprawde ciekawa historia , okazuje sie , ze to bylo odwrocenie priorytetow w menedzerze watkow Sojournera i… – Skup sie , Jack – przerwal mu Venkat . – Racja . W kazdym razie chodzi o to , ze Pathfinder ma mozliwosc update’owania systemu operacyjnego . Wiec mozemy zmienic oprogramowanie , na jakie chcemy . – Okej , jak to nam pomaga ? – Pathfinder ma dwa systemy lacznosci . Jeden do porozumiewania sie z nami , drugi do porozumiewania sie z Sojournerem . Mozemy przeprogramowac drugi system , zeby nadawal na czestotliwosci lazika Aresa 3 . I udawac , ze to sygnal radiolatarni z Habu . – Mozecie sprawic , zeby Pathfinder gadal do lazika Marka ? – To jedyna mozliwosc . Radio Habu padlo . Ale lazik ma wyposazenie pozwalajace na rozmowe z Habem i innym lazikiem . Sek w tym , ze zeby zaimplementowac nowy system komunikacji , oba konce musza miec odpowiednie oprogramowanie . Mozemy zdalnie aktualizowac oprogramowanie Pathfindera , ale nie lazika . – Czyli mozesz sprawic , ze Pathfinder bedzie mowil do lazika , ale nie mozesz sprawic , zeby lazik sluchal lub odpowiedzial . – Wlasnie . Chcemy , zeby tekst , ktory wyslemy , pokazywal sie na wyswietlaczu lazika i cokolwiek wpisze Watney , zeby do nas wracalo . To wymaga zmiany w oprogramowaniu lazika . – Jaki sens ma ta dyskusja , jesli nie mozemy zaktualizowac oprogramowania lazika ? – spytal Venkat , wzdychajac . Jack usmiechnal sie i kontynuowal : – My nie mozemy zaktualizowac , ale Watney tak! Wyslemy mu dane , a on wprowadzi aktualizacje w laziku . – O jakiej wielkosci danych rozmawiamy ? – Moi ludzie teraz pracuja nad oprogramowaniem lazika . Patch bedzie mial dwadziescia mega , minimum . Mozemy wyslac Watneyowi jeden bajt co jakies cztery sekundy , uzywajac Speak & Spell . Zajeloby to trzy lata nieprzerwanego nadawania , zeby przeslac ten patch . Czyli nie jest dobrze . – Ale rozmawiamy , wiec masz rozwiazanie , prawda ? – dociekal Venkat , starajac sie nie wrzasnac . – Oczywiscie! – Jack rozpromienil sie . – Inzynierowie oprogramowania to podstepne sukinsyny , jesli chodzi o zarzadzanie danymi . – Oswiec mnie . – To jest sprytna czesc – powiedzial konspiracyjnie Jack . – lazik tlumaczy sygnal na bajty , potem identyfikuje specyficzne sekwencje , ktore nadaje Hab . W ten sposob naturalne fale radiowe nie zakloca naprowadzania . Jesli bajty sie nie zgadzaja , lazik je ignoruje . – No dobra , i co ? – To znaczy , ze jest miejsce w bazie kodu , gdzie sa te parsowane bajty . Mozemy wstawic malutki fragment kodu , tylko dwadziescia instrukcji , zeby zapisac te parsowane bajty do logu przed sprawdzeniem ich poprawnosci . – To brzmi obiecujaco… – powiedzial Venkat . – Takie jest! – wykrzyknal Jack podekscytowany . – Najpierw update’ujemy Pathfindera , zeby mogl porozumiewac sie z lazikiem . Potem powiemy Watneyowi , jak zhakowac oprogramowanie lazika , zeby dodac te dwadziescia instrukcji . Potem sprawimy , ze Pathfinder przesle patch lazikowi . lazik zapisze te bajty w logu . W koncu Watney odpali plik logu jako plik wykonywalny i lazik sie zaktualizuje sam! Venkat zmarszczyl brwi . Przyswoil wiecej informacji , niz jego pozbawiony snu umysl mial ochote . – Hm – mruknal Jack . – Nie krzyczy pan z radosci ani nie tanczy . – Tak wiec musimy wyslac Watneyowi tylko te dwadziescia instrukcji ? – zapytal Venkat . – To oraz jak edytowac pliki . I gdzie wstawic instrukcje w plikach . – Tylko tyle ? – Tylko tyle . Venkat uciszyl sie na chwile . – Jack , kupie calemu twojemu zespolowi podpisane pamiatki ze Star Treka . – Wole Gwiezdne wojny – powiedzial , odwracajac sie do wyjscia . – Oczywiscie oryginalna trylogie . – Oczywiscie . Gdy Jack wychodzil , do biurka Venkata podeszla kobieta . – Nie moge znalezc dietetycznej coli , skonczyla sie ? – Tak , nie wiem , kiedy uzupelnia lodowke . – Dzieki – powiedziala . Juz mial wracac do pracy , gdy zadzwonila jego komorka . Jeknal glosno , unoszac wzrok , i zgarnal telefon z biurka . – Halo ? – powiedzial tak pogodnie , jak tylko mogl . – Potrzebne mi zdjecie Watneya . – Czesc , Annie . Tez milo cie slyszec . Jak tam sprawy w Houston ? – Skoncz pieprzyc , Venkat . Potrzebuje zdjecia . – To nie takie proste . – Gadacie z nim za pomoca aparatu . Jak trudne to moze byc ? – Literujemy nasze wiadomosci , czekamy dwadziescia minut i robimy zdjecie . Watney jest wtedy znowu w Habie . – To powiedzcie mu , zeby byl na zewnatrz nastepnym razem , gdy zrobicie zdjecie – zazadala . – Mozemy wyslac tylko jedna wiadomosc w ciagu godziny , i to tylko wtedy , gdy rownina Acidalia jest skierowana w strone Ziemi – wyjasnil Venkat . – Poza tym bedzie mial na sobie skafander . Nawet nie zobaczysz jego twarzy . – Potrzebuje czegos , Venkat . Jestescie z nim w kontakcie od dwudziestu czterech godzin i media dostaja z tego powodu swira . Chca zdjecie do historii . Bedzie w kazdych wiadomosciach na swiecie . – Masz zdjecia jego notatek . Uzyj ich . – Nie wystarczy . Prasa wlazi mi przez gardlo , zeby znalezc te zdjecia . I przez dupe . W obu kierunkach , Venkat! Spotkaja sie posrodku! – To musi zaczekac pare dni . Sprobujemy podlaczyc Pathfindera do komputera w laziku . – Kilka dni ?! – krzyknela ze zdumieniem . – To teraz interesuje ludzi . Na calym swiecie . Kumasz , o co mi chodzi ? To najwieksza historia od czasu Apollo 13 . Dawaj pieprzone zdjecie! Venkat westchnal . – Sprobuje to jutro zalatwic . – Wspaniale! – powiedziala . – Nie moge sie doczekac . WPIS W DZIENNIKU : SOL 98 . Musze sledzic aparat , kiedy pokazuje znaki . Pol bajta naraz . Patrze na pare numerow , a potem sprawdzam ja na tabliczce ASCII , ktora zrobilem . To jedna litera . Nie chce zapomniec zadnej litery , wiec rysuje ja w piachu pretem . Proces sprawdzania litery i jej zapisywania zajmuje kilka sekund . Czasem , gdy patrze z powrotem na aparat , okazuje sie , ze przegapilem numer . Zazwyczaj moge go odgadnac z kontekstu , ale niekiedy po prostu nie wiem . Dzis wstalem cale godziny wczesniej , niz musialem . Czulem sie , jakby to byl swiateczny poranek! Ledwo wytrzymalem do osmej . Zjadlem sniadanie , zrobilem kilka niepotrzebnych testow sprzetu w Habie . Poczytalem troche o Poirocie . Wreszcie nadszedl czas! MzMYZHKWclZKzBPRZMWlSZPTHFDRMPRZYGSNADlUGWIAD Taa . Zabralo mi to minute . „Mozemy zhakowac lazik , zeby porozumiewal sie z Pathfinderem . Przygotuj sie na dluga wiadomosc” . Potrzebowalem troche gimnastyki umyslowej , zeby to rozpracowac . Ale to wspaniale wiesci! Jesli to zrobimy , jedyne , co nas bedzie ograniczac , to czas transmisji! Ustawilem notke z napisem „Przyjalem” . Nie jestem do konca pewien , co mieli na mysli przez „dluga wiadomosc” , ale doszedlem do wniosku , ze lepiej sie przygotowac . Wyszedlem na zewnatrz pietnascie razy i wyrownalem spory kawal ziemi . Znalazlem najdluzszy pret anteny , zebym mogl dosiegac do wyrownanego gruntu , nie wchodzac na niego . Potem czekalem . Dokladnie o rownej godzinie nadeszla wiadomosc . ODPLhexeditNKOMPlZK ,OTWPLK-usrlib/habcomm .so-PRZEWAzIDXPLWJT :2AAE5 ,NDPSZ141BYTKTRPRZsLMWNSTPWIAD ,ZSTNNAWIDODONASTZDJ20MINPOWYKTEGO Jezu . OK… Chca , zebym odpalil edytor szesnastkowy na komputerze lazika , otworzyl plik usrlibhabcomm .so , przewinal w dol , az indeks po lewej wskaze 2AAE5 , a potem zamienil tam bajty 141-bajtowa sekwencja , ktora NASA przysle w nastepnej wiadomosci . W porzadku . Chca takze , z niezrozumialej dla mnie przyczyny , zebym zostal do czasu zrobienia nastepnego zdjecia . Nie wiem czemu . Nie mozna zobaczyc zadnej czesci mnie , gdy jestem w skafandrze . Nawet szyba zaslaniajaca twarz odbije zbyt duzo swiatla . No , ale tego chca . Wrocilem do Habu i skopiowalem wiadomosc na przyszlosc . Potem napisalem krotka wiadomosc i wrocilem na zewnatrz . Normalnie przyczepilbym kartke i wrocil do Habu . Ale tym razem zostalem na zdjecie . Pokazalem kciuk do kamery , razem z moja notatka : „Ayyyyy!” . Wincie telewizje z lat siedemdziesiatych . * – Prosilam o zdjecie , a dostalam Fonza[9] ? – rzucila Annie . – Masz swoje zdjecie , przestan marudzic – powiedzial Venkat , ukladajac sobie telefon na ramieniu . Bardziej poswiecal uwage schematom , ktore mial przed soba , niz rozmowie . – Ayyyyy! – zakpila Annie . – Dlaczego to zrobil ? – Czy kiedykolwiek spotkalas Marka Watneya ? – Dobra , dobra . Ale chce zdjecie jego twarzy jak najszybciej – powiedziala . – Nie da rady . – Jak to ? – Bo jak zdejmie helm , to umrze . Annie , musze isc . Jeden z programistow z JPL tu jest i ma cos pilnego . Czesc! – Ale… – To nie jest pilne – powiedzial Jack , stojac w drzwiach . – Tak , wiem – odparl Venkat . – Co moge dla ciebie zrobic ? – Rozmyslalismy troche . Hakowanie lazika moze zrobic sie troszke bardziej skomplikowane . Mozliwe , ze potrzebne bedzie troche komunikacji w obie strony z Watneyem . – W porzadku . Nie spieszcie sie , zrobcie to dobrze . – Moglibysmy to zrobic szybciej , gdyby skrocic czas transmisji – odparl Jack . Venkat spojrzal na niego zdziwiony . – Masz plan , jak zblizyc do siebie Ziemie i Marsa ? – Ziemia nie musi byc w to zaangazowana . Hermes jest siedemdziesiat trzy miliony kilometrow od Marsa . To tylko cztery minuty swietlne . Beth Johanssen jest swietna programistka . Moglaby wszystko wytlumaczyc Markowi . – Nie wchodzi w gre – powiedzial Venkat . – Ona jest sysopem[10] misji – naciskal Jack . – To jej dodatkowa specjalnosc . – Nie ma mowy . Zaloga dalej nie wie . – Co jest z toba ? Dlaczego po prostu im nie powiesz ? – Nie odpowiadam tylko za Watneya – wyjasnil Venkat . – Mam jeszcze pieciu innych astronautow w przestrzeni kosmicznej , ktorzy musza sie skoncentrowac na podrozy powrotnej . Nikt o tym nie mysli , ale statystycznie biorac , sa teraz bardziej zagrozeni niz Watney . On jest na planecie . Oni w kosmosie . Jack podniosl rece . – Dobra , zrobimy to powoli . WPIS W DZIENNIKU : SOL 98 . (2) Zapisaliscie kiedys sto czterdziesci jeden przypadkowych bajtow , pol bajta naraz ? To nudne . I trudne , jesli nie macie dlugopisu . Wczesniej po prostu pisalem litery na piachu . Ale teraz musialem miec te numery na czyms przenosnym . Moj pierwszy pomysl : Uzyj laptopa! Kazdy czlonek zalogi mial swojego laptopa . Tym samym mam do dyspozycji szesc . Raczej , mialem szesc . Teraz mam piec . Pomyslalem sobie , ze laptop bedzie dzialal na zewnatrz . To tylko elektronika , nie ? Bedzie wystarczajaco cieply , zeby dzialac przez krotki czas na zewnatrz , no i nie potrzebuje powietrza . Natychmiast sie rozwalil . Ekran poczernial , zanim opuscilem sluze . Wyglada na to , ze L w LCD nie znalazlo sie przypadkiem . Znaczy , ze to jest ekran cieklokrystaliczny . Zgaduje , ze albo krysztaly wyparowaly , albo sie zamrozily . Moze napisze opinie klienta . „Zabralem go na powierzchnie Marsa i przestal dzialac . 0/10” . Uzylem aparatu . Mam ich sporo , specjalnie zaprojektowanych do pracy na Marsie . Zapisywalem bajty w piachu , gdy nadchodzily , potem robilem zdjecie , pozniej przepisywalem je w Habie . Teraz jest noc , wiec na razie koniec wiadomosci . Jutro wprowadze to do lazika i geeki z JPL przejma robote . * Zauwazalny zapach rozchodzil sie w prowizorycznym centrum kontroli Pathfindera . System wentylacyjny nie zostal zaprojektowany do obslugi tylu osob , a wszyscy poswiecali swoj caly czas poza snem na prace , nie majac go za duzo na higiene osobista . – Chodz tu , Jack – powiedzial Venkat . – Musisz dzis siedziec obok Tima . – Dzieki – powiedzial , sadowiac sie obok Tima . – Siema , Tim! – Jack – odpowiedzial Tim . – Ile zajmie wgrywanie patcha ? – zapytal Venkat . – Powinno zadzialac prawie natychmiast – odparl Jack . – Watney wczesniej dzisiaj zhakowal lazik i potwierdzilismy , ze to dziala . Bez problemow przeprowadzilismy update systemu operacyjnego Pathfindera . Wyslalismy patch , ktory Pathfinder przeslal do lazika . Jak tylko Watney odpali patch i uruchomi ponownie komputer lazika , powinnismy miec polaczenie . – Rety , ale skomplikowany proces – powiedzial Venkat . – Sprobuj kiedys zaktualizowac serwer Linuxa – rzucil Jack . Po chwili ciszy odezwal sie Tim . – Wiesz , ze on opowiedzial kawal , prawda ? To mialo byc smieszne . – Och , jestem fizykiem , nie informatykiem – powiedzial Venkat . – To nie smieszylo tez informatykow . – Jestes bardzo niemily , Tim – podsumowal Jack . – System online – powiedzial Tim . – Co ? – Jest online . Dla twojej informacji . – Ja pierdziele! – krzyknal Jack . – Zadzialalo! – obwiescil sali Venkat . * [11 .18] JPL : Mark , tu Venkat Kapoor . Podgladamy cie od sola 49 . Caly swiat trzyma za ciebie kciuki . Niesamowita robota z Pathfinderem . Pracujemy nad misja ratunkowa . JPL dostosowuje MDV-a Aresa 4 , tak zeby mogl wykonac krotki lot w atmosferze . Zabiora cie , a potem poleca z toba do Schiaparellego . Przygotowujemy misje z zapasami , zeby wyzywic cie do czasu pojawienia sie Aresa 4 . [11 .29] WATNEY : Dobrze to slyszec . Naprawde nie moge sie doczekac nieumierania . Chcialbym podkreslic , ze to nie jest wina zalogi . Pytanie poboczne : Co powiedzieli , gdy dowiedzieli sie , ze zyje ? Poza tym : „Czesc , mamo!” . [11 .41] JPL : Opowiedz nam o swoich „uprawach” . Oszacowalismy , ze twoje paczki z jedzeniem wystarcza do sola 400 . , zakladajac 3/4 racji na posilek . Jak twoje zbiory wplyna na ten termin ? Co do twojego pytania : Jeszcze nie powiedzielismy zalodze , ze zyjesz . Chcemy , zeby sie skoncentrowali na misji . [11 .52] WATNEY : Uprawa to ziemniaki , ktore mielismy zjesc na swieto Dziekczynienia . Rosna doskonale , ale farma nie jest wystarczajaco duza , zeby mnie calkowicie wyzywic . Skonczy mi sie jedzenie okolo 900 . sola . Powiedzcie zalodze , ze zyje! Co jest z wami , kurwa , nie tak ? [12 .04] JPL : Sprowadzimy botanikow , zeby zadali dodatkowe pytania i sprawdzili twoja prace . Stawka toczy sie o twoje zycie , wiec wolimy sie upewnic . Sol 900 . to wspaniale wiesci . Da to nam duzo wiecej czasu na przygotowanie misji z zaopatrzeniem . Prosze , uwazaj na swoj jezyk . Wszystko , co napiszesz , nadajemy na zywo na caly swiat . [12 .15] WATNEY : Patrzcie! Cycki! = =» ( . Y .) * – Dziekuje , panie prezydencie – powiedzial Teddy do telefonu . – Doceniam panski telefon i przekaze podziekowania calej organizacji . Zakonczyl polaczenie i polozyl telefon w rogu biurka . Mitch zapukal w otwarte drzwi i zapytal : – To odpowiednia pora ? – Wchodz , Mitch . Usiadz . – Dzieki . Usadowil sie na skorzanej kanapie , przyciszyl sluchawke w uchu . – Jak kontrola misji ? – spytal Teddy . – Fantastycznie – odpowiedzial Mitch . – Z Hermesem wszystko w porzadku . W zwiazku z tym , co dzieje sie w JPL , wszyscy sa w dobrym nastroju . Dzisiaj byl cholernie dobry dzien na zmiane! – Owszem – zgodzil sie Teddy . – Kolejny krok zblizajacy nas do sprowadzenia Watneya do domu . – Tak , à propos . Pewnie wiesz , po co tu jestem – powiedzial Mitch . – Moge zgadywac . Chcesz powiedziec zalodze , ze Watney zyje . – Tak . – I poruszasz ten temat ze mna tutaj , gdy Venkat jest w Pasadenie i nie moze przedstawic kontrargumentow . – Nie powinienem tego ustalac z toba , Venkatem czy z kimkolwiek innym . Jestem dyrektorem lotu . To od poczatku powinna byc moja decyzja , ale wy dwaj sie wtraciliscie i ja uchyliliscie . Ignorujac to wszystko , zgodzilismy sie , ze powiemy im , gdy bedzie nadzieja . Mamy lacznosc , mamy plan ratunkowy w trakcie realizacji , a jego farma zapewnia nam odpowiednia ilosc czasu . – Dobra , powiedz im . Mitch nie odezwal sie przez chwile . – Tak po prostu ? – Wiedzialem , ze przyjdziesz z tym wczesniej czy pozniej . Juz to przemyslalem i podjalem decyzje . smialo , powiedz im . – W porzadku . Dzieki . – Mitch wstal i wyszedl z biura . Teddy zakrecil sie w fotelu i wyjrzal przez okna na nocne niebo . Kontemplowal slaby , czerwony punkt widoczny posrod gwiazd . – Trzymaj sie , Watney , lecimy po ciebie . ROZDZIAl 12 Watney spal spokojnie na swojej koi . Poruszyl sie lekko , gdy jakis przyjemny sen przywolal na jego twarzy usmiech . Poprzedniego dnia wykonal trzy wyjscia , ktore byly wypelnione intensywna praca zwiazana z utrzymaniem Habu . Tak wiec spal lepiej i glebiej , niz mial okazje od dluzszego czasu . – Dzien dobry , zalogo! – zawolala Lewis . – Nastal nowy dzien! Sol 6 .! Wstawac i do roboty! Watney dodal swoj glos do choru jekow . – Dawajcie , bez psioczenia – mobilizowala ich . – Macie czterdziesci minut wiecej snu , niz mielibyscie na Ziemi . Martinez pierwszy wstal ze swojego lozka . Czlowiek z sil powietrznych bez problemu mogl nadazyc za harmonogramem Lewis , wywodzacej sie z marynarki wojennej . – Dzien dobry , komandor porucznik – przywital sie rzeczowo . Johanssen usiadla , ale nie wykonala zadnego wiecej ruchu w strone surowego swiata poza jej kocami . Byla zawodowym programista , o poranku nigdy nie czula sie rewelacyjnie . Vogel powoli wysunal sie z lozka . Spojrzal na zegarek , bez slowa wciagnal kombinezon i wygladzil wszystkie zmarszczki tkaniny , jakie znalazl . Westchnal w duchu na mysl o kolejnym dniu bez prysznica . Watney odwrocil sie od halasu , przytulajac mocniej poduszke do glowy . – Halasliwi ludzie , idzcie sobie – wymamrotal . – Beck! – krzyknal Martinez , potrzasajac lekarzem misji . – Wstawaj i swiec , slonko! – Taa , okej – odparl ten , zaspany . Johanssen spadla z koi na podloge i tam zostala . Wyciagajac poduszke z rak Watneya , Lewis powiedziala : – Wstawaj , Watney! Wujek Sam zaplacil sto tysiecy dolarow za kazda sekunde twojego pobytu tutaj . – Zla kobieta zabrala poduszke – wyjeczal Watney , zaciskajac mocniej oczy . – Na Ziemi wywalalam z lozek dwustufuntowych gosci . Chcesz zobaczyc , co moge zrobic przy grawitacji cztery dziesiate g ? – Nie , nie bardzo – odparl , siadajac . Po obudzeniu zalogi Lewis zajela miejsce przed konsola komunikacyjna , zeby sprawdzic wiadomosci , ktore w nocy nadeszly z Houston . Watney poczlapal do szafki z racjami zywnosciowymi i wybral przypadkowe sniadanie . – Podaj mi jajka , dobra ? – poprosil Martinez . – Potrafisz to rozroznic ? – zapytal Watney , podajac mu paczke . – Niespecjalnie – odparl Martinez . – Beck , co zjesz ? – spytal Watney . – Wszystko jedno . Daj cokolwiek . Watney rzucil mu paczke . – Vogel , twoje zwyczajowe kielbaski ? – Ja , poprosze . – Wiesz , ze jestes stereotypowy , prawda ? – Nie przeszkadza mi to – odpowiedzial Vogel , odbierajac paczke ze sniadaniem . – Hej , promyczku! – zawolal Watney do Johanssen . – Jesz dzis sniadanie ? – Mnrrn – chrzaknela . – Jestem pewien , ze to znaczy nie – zgadywal . Zaloga jadla w ciszy . Johanssen w koncu doczlapala do szafki i wziela pakiet z kawa . Niezdarnie dolala cieplej wody i saczyla kawe , az przyszlo rozbudzenie . – Aktualizacja misji z Houston – powiedziala Lewis . – Satelity pokazuja nadchodzaca burze . Ale mozemy prowadzic operacje na zewnatrz do jej uderzenia . Vogel , Martinez , idziecie ze mna na zewnatrz . Johanssen , utknelas , sprawdzajac raporty pogodowe . Watney , twoje eksperymenty z gleba zostaly przeniesione na dzis . Beck , sprawdz w spektrometrze probki z wczorajszego wyjscia . – Czy naprawde powinniscie wychodzic na zewnatrz , gdy zbliza sie burza ? – spytal Beck . – Houston to autoryzowalo – odpowiedziala Lewis . – Wydaje sie , ze to zbedne ryzyko . – Przylot na Marsa byl zbednym ryzykiem . O co ci chodzi ? – spytala Lewis . Beck wzruszyl ramionami . – Po prostu badzcie ostrozni . * Trzy postacie patrzyly na wschod . W wielkich kombinezonach EVA wygladaly identycznie . Tylko flaga Unii Europejskiej na ramieniu Vogla odrozniala go od Lewis i Martineza , ktorzy mieli flagi amerykanskie . Ciemnosc na wschodzie falowala i migotala w promieniach wschodzacego slonca . – Burza – powiedzial Vogel po angielsku ze swoim mocnym akcentem – jest blizej , niz podawalo Houston . – Mamy czas – odparla Lewis . – Skup sie na zadaniu . To wyjscie ma na celu analize chemiczna . Vogel , ty jestes chemikiem , wiec decydujesz , co mamy wykopac . – Ja , prosze kopcie na glebokosc trzydziestu centymetrow i zbierzcie probki gleby . Co najmniej sto gramow w kazdej . Bardzo wazne , trzydziesci centymetrow w dol . – Tak zrobimy – powiedziala Lewis . – Zostancie w promieniu stu metrow od Habu . – Yhm – mruknal Vogel . – Tak jest – rzucil Martinez . Rozdzielili sie . Znacznie ulepszone od czasu misji Apollo skafandry EVA pozwalaly na swobodniejsze poruszanie sie . Kopanie , schylanie sie i pakowanie probek przychodzilo astronautom bez trudu . Po pewnym czasie Lewis zapytala : – Ile potrzebujesz probek ? – Moze siedem od kazdego ? – W porzadku , na razie mam cztery – rzekla Lewis . – Ja piec – zglosil sie Martinez . – Oczywiscie nie spodziewamy sie , ze marynarka dotrzyma kroku silom powietrznym , prawda ? – Tak chcesz sie bawic ? – zapytala Lewis . – Tylko mowie , co widze , pani komandor . – Tu Johanssen – uslyszeli glos sysopa w radiu . – Houston zmienilo status burzy na ciezka . Bedzie tu za pietnascie minut . – Wracamy do bazy – rozkazala Lewis . * Hab trzasl sie w ryczacym wietrze , a astronauci tloczyli sie na srodku . Wszyscy wlozyli swoje skafandry do lotu , na wypadek gdyby musieli sie ewakuowac do MAV-u i odleciec . Johanssen patrzyla w laptopa , a reszta spogladala na nia . – Utrzymujacy sie wiatr o predkosci powyzej stu kilometrow na godzine . W porywach do stu dwudziestu pieciu – powiedziala . – Rety , skonczymy w krainie Oz – powiedzial Watney . – Przy jakiej predkosci przerywamy misje ? – Formalnie rzecz biorac , sto piecdziesiat kilometrow na godzine – odparl Martinez . – Przy wiekszej MAV moze sie przewrocic . – Jakies przewidywania co do trasy burzy ? – zapytala Lewis . – Jestesmy na jej skraju – poinformowala ja Johanssen , gapiac sie w ekran . – Bedzie gorzej , zanim sie poprawi . Tkanina Habu marszczyla sie pod brutalna napascia , a wewnetrzne wsporniki uginaly sie i jeczaly przy kazdym porywie . Kakofonia dzwiekow stawala sie glosniejsza z minuty na minute . – W porzadku – rzucila Lewis . – Przygotowac sie do ewakuacji . Idziemy do MAV-u i liczymy na szczescie . Jesli wiatr bedzie za mocny , odlecimy . Opuszczajac Hab parami , zgrupowali sie przed sluza pierwsza . Wiatr i piach smagaly ich , ale utrzymywali sie na nogach . – Widocznosc jest prawie zerowa – powiedziala Lewis . – Jesli sie zgubicie , idzcie na moja telemetrie . Wiatr bedzie silniejszy z dala od Habu , badzcie na to przygotowani . Idac pod wiatr , zmierzali do MAV-u . Z przodu szli Lewis i Beck , z tylu – Johanssen i Watney . – Hej – wysapal Watney . – Moze moglibysmy podeprzec MAV . To by zmniejszylo szanse na wywrotke . – Jak ? – wydyszala Lewis . – Moglibysmy uzyc kabli z farmy slonecznej jako lin . – Oddychal ze swistem przez kilka sekund i kontynuowal : – laziki moglyby posluzyc za kotwice . Trudnosc polegalaby na owinieciu liny wokol… Lecace szczatki uderzyly w Watneya , ktory przesunal sie i wtedy wiatr uderzyl w niego z cala sila . – Watney! – krzyknela Johanssen . – Co sie stalo ? – zapytala Lewis . – Cos w niego walnelo! – odparla Johanssen . – Watney , zglos sie – powiedziala Lewis . Brak odpowiedzi . – Watney , zglos sie – powtorzyla . Znow cisza . – Jest offline – stwierdzila Johanssen . – Nie wiem , gdzie sie podzial! – Dowodco – powiedzial Beck . – Zanim stracilismy telemetrie , odebralem alarm dekompresyjny . – Kurwa! – krzyknela Lewis . – Johanssen , gdzie go ostatnio widzialas ? – Byl tuz przede mna , a potem zniknal . Odlecial na zachod . – Okej – powiedziala Lewis . – Martinez . Wlaz do MAV-u i przygotuj go do startu . Wszyscy inni kierowac sie na Johanssen . – Doktorze Beck – powiedzial Vogel , przedzierajac sie przez burze . – Ile czasu czlowiek moze przezyc dekompresje ? – Mniej niz minute – odparl Beck , czujac ucisk w gardle . – Nic nie widze – powiedziala Johanssen , gdy zaloga zbierala sie dookola niej . – Ustawic sie w szeregu i kierowac na zachod – rozkazala Lewis . – Malymi krokami . Najprawdopodobniej lezy na ziemi , nie chcemy przejsc nad nim . Pozostajac w zasiegu wzroku , brneli wsrod pylu i wiatru . Martinez wpadl do sluzy MAV-u i zamknal ja , chociaz wiatr w tym mocno przeszkadzal . Gdy cisnienie sie wyrownalo , szybko zdjal skafander . Wspial sie po drabinie do przedzialu zalogi . Wslizgnal sie na kanape pilota i uruchomil system . Zlapal awaryjna liste kontrolna jedna reka , druga pospiesznie pstrykal przelacznikami . Jeden po drugim systemy zglaszaly gotowosc do lotu . Gdy sie uruchamialy , jeden przykul jego uwage . – Dowodco – nadal przez radio . – MAV ma przechyl siedem stopni . Przewroci sie przy dwunastu i trzech dziesiatych . – Przyjelam . – Johanssen – powiedzial Beck , patrzac na swoj wyswietlacz naramienny . – Biomonitor Watneya nadal cos przed wylaczeniem sie . Moj komputer pokazuje po prostu „zly pakiet” . – Tez to mam – odpowiedziala . – Nie skonczyl transmisji . Brakuje danych i nie ma sumy kontrolnej . Daj mi sekunde . – Dowodco – zglosil sie Martinez . – Wiadomosc z Houston , misja zostala odwolana . Burza na pewno bedzie zbyt silna . – Przyjelam – powiedziala Lewis . – Wyslali to cztery i pol minuty temu , biorac pod uwage dane z satelitow sprzed dziewieciu minut – kontynuowal Martinez . – Zrozumialam – powiedziala Lewis . – Kontynuuj przygotowania do startu . – Przyjalem . – Beck – odezwala sie Johanssen . – Mam surowy pakiet danych . To tekst : BP 0 , PR 0 , TP 36 ,2 . Na razie to wszystko . – Zrozumialem – odparl posepnie . – Cisnienie krwi zero , pulsu brak , temperatura w normie . Na pewien czas zapadla cisza . Kontynuowali marsz pod wiatr w burzy piaskowej , liczac na cud . – Temperatura w normie ? – zapytala Lewis z nadzieje w glosie . – Potrzeba troche czasu , zeby… – zajaknal sie Beck . – Potrzeba chwili , zeby sie ochlodzil . – Dowodco – powiedzial Martinez . – Przechyl dziesiec i pol stopnia , przy podmuchach jedenascie . – Zrozumialam – powiedziala Lewis . – Zakonczyles procedure ? – Potwierdzam , mozemy odlatywac w kazdej chwili . – Czy dasz rade wystartowac , gdy zacznie sie przewracac ? – Uch – sapnal Martinez , slyszac to niespodziewane pytanie . – Tak , ma’am . Przeszedlbym na reczne sterowanie i wlaczyl pelny ciag . Potem wyrownalbym i powrocilbym do zaprogramowanego wznoszenia . – Przyjelam . Wszyscy kierowac sie na kombinezon Martineza . To zaprowadzi was do sluzy MAV-u . Wsiadac i przygotowac sie do startu . – Co z pania , dowodco ? – zapytal Beck . – Poszukam jeszcze troche . Ruszac sie . Martinez , jesli zacznie sie wywracac , startuj . – Naprawde myslisz , ze cie zostawie ? – Wlasnie ci to rozkazalam – odpowiedziala . – Wasza trojka , ladowac sie na statek . Niechetnie posluchali rozkazu Lewis i przedzierali sie w strone MAV-u . Wiatr walczyl z nimi na kazdym kroku . Nie widzac gruntu , Lewis szla pomalu naprzod . Przypomniala sobie cos , siegnela na plecy i wyjela pare wiertel do skal . Dodala wczesniej rano do swojego ekwipunku jednometrowe wiertla , przygotowujac sie do pobierania probek geologicznych . Trzymala po jednym w reku i szla , ciagnac je za soba . Po przejsciu dwudziestu metrow zawrocila i zaczela isc w przeciwnym kierunku . Nie dawala rady isc w linii prostej . Nie tylko nie widziala punktu odniesienia , ale tez ciagly wiatr spychal ja z kursu . Ilosc nawiewanego piachu byla tak duza , ze z kazdym krokiem przykrywal jej stopy . Stekajac z wysilku , parla do przodu . Beck , Johanssen i Vogel wcisneli sie do sluzy MAV-u . Zaprojektowana dla dwoch osob , w sytuacji awaryjnej mogla zostac uzyta przez trzy . Gdy cisnienie sie wyrownalo , z radia dobiegl glos Lewis . – Johanssen , czy aparat na podczerwien w laziku cos pomoze ? – Nie . Niestety , podczerwien nie przenika przez piach lepiej niz swiatlo widzialne . – Co ona kombinuje ? – zapytal Beck po zdjeciu helmu . – Jest geologiem . Wie , ze podczerwien nie przedrze sie przez burze piaskowa . – Chwyta sie kazdej mozliwosci – odparl Vogel , otwierajac drzwi wewnetrzne . – Musimy usadowic sie w kanapach . Prosze , pospieszcie sie . – Nie podoba mi sie to – powiedzial Beck . – Mnie takze . Ale komandor wydala nam rozkazy – powiedzial Vogel , wspinajac sie po drabinie . – Niesubordynacja nie pomoze . – Dowodco – wywolal Martinez przez radio Lewis . – Mamy przechyl jedenascie i szesc dziesiatych stopnia . Jeden mocny podmuch i zaczniemy sie przewracac . – Co z radarem zblizeniowym ? – pytala Lewis . – Moze wykryc skafander Watneya ? – Nie ma mowy – odpowiedzial Martinez . – Jest przystosowany do wykrycia Hermesa na orbicie , nie metalowych elementow w skafandrze . – Sprobuj – nakazala . – Dowodco – odezwal sie Beck , nakladajac sluchawki , gdy wciskal sie w kanape przyspieszeniowa . – Wiem , ze nie chcesz tego slyszec , ale Wat… Mark nie zyje . – Przyjelam – odpowiedziala . – Martinez , sprobuj z radarem . Martinez wlaczyl radar i czekal , az ten sie zaladuje . Spojrzal na Becka . – Co z toba ? – Moj przyjaciel wlasnie zginal . I nie chce , zeby zginal tez moj dowodca . Martinez poslal mu srogie spojrzenie . – Brak kontaktu na radarze zblizeniowym – zameldowal przez radio . – Nic ? – spytala Lewis . – Ledwo widzi Hab . Burza wszystko psuje . Nawet gdyby nie , w skafandrze nie ma wystarczajaco duzo met… Kurwa! Zapiac pasy! – krzyknal do zalogi . – Przewracamy sie! MAV zaczal skrzypiec i przechylal sie coraz szybciej . – Trzynascie stopni! – zawolala Johanssen ze swojej kanapy . Zapinajac uprzaz , Vogel powiedzial : – Stracilismy rownowage . Nie ustawimy sie poprawnie . – Nie mozemy jej zostawic! – krzyknal Beck . – Niech sie przewroci . Naprawimy! – Trzydziesci dwie tony , wliczajac paliwo – powiedzial Martinez , przelaczajac kontrolki . – Jesli walniemy w ziemie , beda uszkodzenia strukturalne zbiornikow , ramy i pewnie uszkodzenia silnika drugiego stopnia . Nigdy bysmy tego nie naprawili . – Nie mozesz jej porzucic! – ciagnal Beck . – Nie mozesz . – Mam jeden trik w zanadrzu , jesli nie zadziala , poslucham jej rozkazow . Uruchomil Orbitalny System Manewrowy i odpalil nieprzerwany ciag z nosa statku . Male silniki sterujace walczyly z ciezka masa powoli przechylajacego sie statku kosmicznego . – Odpalasz OSM ? – spytal Vogel . – Nie wiem , czy zadziala . Nie przechylamy sie bardzo szybko . Mysle , ze zwalniamy… – Oslony aerodynamiczne zostana automatycznie odrzucone – powiedzial Vogel . – Mocno nami zatrzesie przy wznoszeniu , jesli bedziemy mieli trzy dziury z boku statku . – Wszystko wina przechylu – powiedzial Martinez , utrzymujac ciag silniczkow i obserwujac odczyt przechylu . – No dalej… – Nadal trzynascie stopni – zameldowala Johanssen . – Co tam sie dzieje ? – spytala Lewis . – Uciszyliscie sie . Odpowiedzcie . – Badzcie gotowi – powiedzial Martinez . – Dwanascie i dziewiec dziesiatych stopnia – poinformowala ich Johanssen . – Dziala – podsumowal Vogel . – Na razie – rzekl Martinez . – Nie wiem , czy wystarczy paliwa manewrowego . – Teraz dwanascie i osiem – odezwala sie Johanssen . – Poziom paliwa w OSM szescdziesiat procent – powiedzial Beck . – Ile potrzebujesz , zeby zadokowac do Hermesa ? – Dziesiec procent , jesli nic nie spieprze – powiedzial Martinez , korygujac wektor ciagu . – Dwanascie i szesc , wyrownujemy – powiedziala Johanssen . – Lub wiatr po prostu przycichl na chwile – wyjasnil Beck . – Poziom paliwa czterdziesci piec procent . – Grozi nam uszkodzenie dysz – zwrocil uwage Vogel . – OSM nie jest przygotowany do przedluzonego ciagu . – Wiem – rzucil Martinez . – Moge dokowac bez dysz dziobowych , jesli zajdzie potrzeba . – Juz prawie… okej , jest mniej niz dwanascie i trzy – powiedziala Johanssen . – Odcinam OSM – oznajmil Martinez , wylaczajac ciag . – Nadal wyrownujemy – rzekla Johanssen . – Jedenascie i szesc… jedenascie i piec… zatrzymalismy sie na jedenascie i pol . – Poziom paliwa w OSM dwadziescia dwa procent – wtracil Beck . – Taa , widze – odparl Martinez . – Starczy . – Pani komandor – nadal Beck przez radio . – Musi pani natychmiast wracac na statek . – Zgadzam sie – dodal Martinez . – On odszedl . Watney odszedl . Czworo czlonkow zalogi oczekiwalo na odpowiedz komandor porucznik . – Przyjelam . Jestem w drodze – uslyszeli w koncu . Lezeli w ciszy , przypieci pasami do swoich kanap , gotowi do startu . Beck spojrzal na pusta kanape Watneya i dostrzegl , ze Vogel robil to samo . Martinez wlaczyl autodiagnostyke nosowych dyszy dopalaczy OSM . Lepiej ich dalej nie uzywac . Zanotowal to w swoim dzienniku . sluza zakonczyla prace . Po zdjeciu skafandra Lewis udala sie do kokpitu . Bez slowa usadowila sie na kanapie i przypiela pasami . Jej twarz nic nie wyrazala . Tylko Martinez odwazyl sie odezwac . – Nadal pelna gotowosc – powiedzial cicho . – Mozemy startowac . Lewis zamknela oczy i skinela glowa . – Przykro mi , musisz wydac komende ustnie – powiedzial . – Startuj . – Tak jest , ma’am – odrzekl , uruchamiajac sekwencje startowa . Klamry zaciskajace zostaly odrzucone od modulu startowego i spadly na ziemie . Sekundy pozniej nastapil zaplon glownych silnikow i MAV szarpnal w gore . Statek powoli nabieral predkosci . Wiatr jednak sciagal go w bok . Oprogramowanie statku wyczulo problem i ustawilo jednostke bardziej w strone wiatru , zeby temu przeciwdzialac . Wraz ze spalaniem paliwa statek robil sie coraz lzejszy , a przyspieszenie wzrastalo . Roslo wykladniczo i jednostka szybko osiagnela predkosc maksymalna . Ograniczenie nie bylo nalozone przez moc statku , lecz przez delikatne ludzkie ciala , ktore nim podrozowaly . W miare wznoszenia sie otwarte porty OSM dawaly im niezle w kosc . Zaloga obijala sie w swoich kanapach , gdy statkiem gwaltownie trzeslo . Martinez i oprogramowanie sterujace wznoszeniem robili wszystko , zeby utrzymac statek na kursie , ale byla to ustawiczna bitwa . Turbulencje zmniejszyly sie i w koncu ustaly , gdyz atmosfera robila sie coraz rzadsza . Nagle wszystkie sily zniknely . Zakonczyl sie pierwszy etap wznoszenia . Przez kilka sekund zaloga doswiadczyla stanu niewazkosci , a potem zostala wcisnieta w kanapy , gdy rozpoczal sie kolejny etap . Od statku odpadl pusty silnik pierwszego stopnia . W koncu mial uderzyc w nieznany obszar planety . Silnik drugiego stopnia wypchnal statek jeszcze wyzej , wprowadzajac go na niska orbite . Jego praca trwala krocej niz masywnego silnika pierwszego stopnia i byla spokojniejsza . Nagle silnik przestal pracowac i halas , ktory towarzyszyl startowi , ucichl , zapanowala przytlaczajaca cisza . – Glowny silnik wylaczony – zameldowal Martinez . – Czas wznoszenia : osiem minut i czternascie sekund . Jestesmy na kursie przechwytujacym Hermesa . Normalnie swietowano by start bez zadnych przeszkod . Ale tym razem cisze przerwal tylko cichy placz Johanssen . * Cztery miesiace pozniej… Beck staral sie nie myslec o bolesnym powodzie , dla ktorego przeprowadzal eksperymenty zwiazane z uprawa roslin w warunkach zerowej grawitacji . Zanotowal rozmiar i ksztalt lisci paproci , zrobil zdjecia i sporzadzil notatki . Skonczyl prace naukowa na dzis i spojrzal na zegarek . Doskonale zgranie w czasie . Zrzut danych niedlugo przybedzie . Przeplynal obok reaktora do drabiny prowadzacej do Semicone-A . Po drabinie szedl stopami do gory , wkrotce musial sie mocno trzymac , gdyz poczul wyraznie sile dosrodkowa obracajacego sie statku . Do czasu dotarcia do Semicone-A byl juz w ciazeniu 0 ,4 g . Nie byl to luksus . Sila dosrodkowa odgrywajaca role grawitacji utrzymywala ich w formie . Bez niej przez pierwsze tygodnie na Marsie ledwo by sie ruszali . cwiczenia w zerowej grawitacji mogly utrzymac w dobrym stanie ich serca i kosci , ale zadne nie zapewniloby im pelnej sprawnosci od 1 . sola . Korzystali z tych cwiczen takze w drodze powrotnej . Johanssen siedziala przy swoim stanowisku . Lewis usiadla obok , a Vogel i Martinez krecili sie w poblizu . Zrzut danych zawieral e-maile i filmy z domu . To byl wazny punkt dnia . – Juz jest ? – zapytal Beck , wchodzac na mostek . – Prawie – powiedziala Johanssen . – Dziewiecdziesiat osiem procent . – Wygladasz na zadowolonego , Martinez – zauwazyl Beck . – Moj syn wczoraj skonczyl trzy lata – rzucil usmiechniety . – Powinny byc w srodku jakies zdjecia z przyjecia urodzinowego . A co z toba ? – Nic specjalnego – odrzekl Beck . – Recenzje artykulu , ktory napisalem kilka lat temu . – Skonczone – poinformowala ich Johanssen . – Wszystkie e-maile zostaly rozeslane na wasze laptopy . Jest tez telemetryczna aktualizacja dla Vogla i aktualizacja systemu dla mnie . Hm… Jest tez wiadomosc glosowa , zaadresowana do calej zalogi . Spojrzala ponad ramieniem na Lewis . Ta wzruszyla ramionami . – Pusc ja . Johanssen otworzyla plik i oparla sie w fotelu . – Hermes , tu Mitch Henderson – zaczela sie wiadomosc . – Henderson ? – powiedzial zaskoczony Martinez . – Zwraca sie bezposrednio , bez CAPCOM-u ? Lewis uniosla reke w uciszajacym gescie . – Mam dla was pewne wiadomosci – kontynuowal glos Mitcha . – Nie ma subtelnego sposobu , zeby wam to powiedziec : Mark Watney ciagle zyje . Johanssen zrobila gwaltowny wdech . – C-c-co ? – zajaknal sie Beck . Vogel stal z szeroko rozdziawionymi ustami , a na jego twarzy pojawil sie wyraz calkowitego zaskoczenia . Martinez spojrzal na Lewis . Pochylila sie do przodu i uszczypnela w podbrodek . – Wiem , ze to niespodzianka – ciagnal Mitch . – Wiem , ze macie duzo pytan . Odpowiemy na nie . Jednak na razie daje wam tylko podstawy . Jest zywy i zdrowy . Dowiedzielismy sie dwa miesiace temu i zdecydowalismy sie was o tym nie informowac : cenzurowalismy nawet prywatne wiadomosci do was . Bylem temu zdecydowanie przeciwny . Mowimy wam teraz , poniewaz komunikujemy sie z nim i mamy wykonalny plan ratunkowy . W skrocie polega on na tym , ze Ares 4 go zabierze , uzywajac zmodyfikowanego MDV-a . Omowimy dokladnie , co sie stalo , ale to zdecydowanie nie jest wasza wina . Mark podkresla to przy kazdej mozliwej okazji . To po prostu byl niefart . Poswieccie troche czasu na przetrawienie tego . Wasz harmonogram prac naukowych na jutro zostal wyczyszczony . Mowil Henderson . Koniec wiadomosci wprowadzil na mostek cisze pelna oslupienia . – On… On zyje ? – zapytal Martinez i usmiechnal sie . Vogel entuzjastycznie kiwnal glowa . zyje . Johanssen patrzyla w ekran szeroko otwartymi oczyma pelnymi niedowierzenia . – O kurna . – Beck zasmial sie . – O kurna! Komandorze! On zyje! – Zostawilam go tam – powiedziala Lewis cicho . Radosc natychmiast ustala , gdy zaloga ujrzala wyraz twarzy dowodcy . – Ale… – zaczal Beck . – Zostawilismy go wszys… – Wy sluchaliscie rozkazow – przerwala mu Lewis . – Ja go zostawilam . Na jalowym , dalekim , zapomnianym przez Boga pustkowiu . Beck blagalnie spojrzal na Martineza . Ten otworzyl usta , ale nie znalazl wlasciwych slow . Lewis powoli opuscila mostek . ROZDZIAl 13 Pracownicy Deyo Plastics pracowali na podwojnych zmianach nad plotnem Habu dla Aresa 3 . Byla mowa o potrojnych , jesli NASA znowu zwiekszylaby zamowienie . Nikomu to nie przeszkadzalo . Nadgodziny byly placone wyjatkowo dobrze , a fundusze byly nieograniczone . Pleciona nic z wlokna weglowego powoli przeszla przez prase , ktora scisnela ja miedzy warstwami polimeru . Ukonczony material zostal zlozony czterokrotnie i sklejony razem . Powstala z tego gruba tkanina , ktora zostala pokryta delikatna zywica i odstawiona do komory grzewczej , zeby wszystko sie zwiazalo . WPIS W DZIENNIKU : SOL 114 . Odkad NASA moze do mnie mowic , nie chce sie zamknac . Ciagle potrzebuja informacji na temat kazdego ukladu Habu i maja pokoj pelen ludzi starajacych sie nadzorowac moja plantacje . To wspaniale miec bande glabow na Ziemi , mowiaca mi , botanikowi , jak uprawiac rosliny . Zazwyczaj ich ignoruje . Nie chce wyjsc na aroganckiego , ale jestem najlepszym botanikiem na planecie . Jeden duzy bonus : e-mail! Tak jak to bylo na Hermesie , dostaje zrzuty danych . Oczywiscie przekazuja mi e-maile od rodziny i przyjaciol , ale NASA przesyla tez wybrane e-maile od spoleczenstwa . Dostalem listy od gwiazd rocka , sportowcow , aktorow i aktorek , a nawet od prezydenta . Jeden z nich byl z mojej Alma Mater , Uniwersytetu Chicago . Pisza w nim , ze gdy gdzies zaczales prowadzic uprawy , to oficjalnie „skolonizowales” to miejsce . Czyli formalnie rzecz biorac , skolonizowalem Marsa . Zmierz sie z tym , Neilu Armstrongu! Ale moj ulubiony byl od matki . Dokladnie to , czego moglibyscie sie spodziewac . Dzieki Bogu , ze zyjesz , badz silny , nie umieraj , ojciec mowi czesc etc . Przeczytalem go piecdziesiat razy z rzedu . Hej , nie zrozumcie mnie zle . Nie jestem maminsynkiem czy cos takiego . Jestem w pelni doroslym facetem , ktory okazjonalnie nosi pieluchy (trzeba w skafandrach EVA) . Jest dla mnie calkowicie meskie i normalne uczepienie sie listu od mamy . To nie jest tak , ze jestem jakims dzieciakiem na obozie , ktory teskni za domem , prawda ? Piec razy w ciagu dnia laze do lazika sprawdzic e-maile . Moga przeslac wiadomosc z Ziemi na Marsa , ale nie moga jej przeslac dziesiec metrow dalej do Habu . Nie mam co narzekac . Moje szanse na przezycie sporo wzrosly . Ostatnio slyszalem , ze rozwiazali problem masy MDV-a Aresa 4 . Gdy tu wyladuje , odlacza oslone termiczna , caly sprzet do podtrzymywania zycia i kilka pustych zbiornikow paliwa . Potem beda mogli zabrac nasza siodemke (zaloge Aresa 4 i mnie) do Schiaparellego . Juz opracowuja plany moich operacji na powierzchni . Fajnie , nie ? Z innych informacji . Ucze sie alfabetu Morse’a . Czemu ? Bo to nasz zapasowy sposob komunikacji . NASA wpadla na to , ze sonda majaca cale dekady nie jest idealnym srodkiem lacznosci . Jesli Pathfinder sie rozchrzani , uloze wyrazy z kamieni , a NASA to zobaczy dzieki satelitom . Nie zdolaja odpowiedziec , ale przynajmniej bedziemy mieli jednokierunkowy kontakt . Czemu alfabet Morse’a ? Poniewaz robienie kresek i kropek kamieniami jest duzo latwiejsze niz liter . To gowniany sposob porozumiewania sie . Mam nadzieje , ze nie bedzie potrzebny . Wszystkie reakcje chemiczne zakonczone , plat zostal wysterylizowany i przeniesiony do czystego pokoju . Podszedl robotnik i odcial pasek z krawedzi . Podzielil go na kwadraty i kazdy z nich poddal serii rygorystycznych testow . Po przejsciu kontroli plat zostal wyciety w zadany ksztalt . Brzegi zostaly zawiniete , zszyte i uszczelnione zywica . Mezczyzna trzymajacy podkladke do pisania dokonal koncowych kontroli , niezaleznie sprawdzajac pomiary , a potem zatwierdzil material do uzycia . WPIS W DZIENNIKU : SOL 115 . Wtracajacy sie botanicy niechetnie przyznali , ze spisalem sie dobrze . Zgadzaja sie , ze starczy mi jedzenia , zeby dotrwac do 900 . sola . Majac to na uwadze , NASA zdradzila szczegoly misji zaopatrzeniowej . Na poczatku pelni desperacji pracowali nad planem , zeby dostarczyc mi zapasy przed solem 400 . Ale kupilem kolejne piecset solow zycia farma ziemniakow , wiec maja wiecej czasu , zeby sie tym zajac . Wystrzela sonde w przyszlym roku , gdy bedzie okienko do wykonania manewru transferowego Hohmanna . Powinny dotrzec okolo sola 856 . Bede mial mase jedzenia , dodatkowy oksygenator , odzyskiwacz wody i system lacznosci . Wlasciwie to trzy systemy lacznosci . Zgaduje , ze nie zamierzaja ryzykowac , uwzgledniajac moj zwyczaj bycia niedaleko , gdy psuje sie radio . Dzis dostalem pierwszy e-mail z Hermesa . NASA ograniczyla bezposredni kontakt . Pewnie boja sie , ze powiem cos w stylu : „Porzuciliscie mnie na Marsie , dupki” . Rozumiem , ze zaloga jest zaskoczona wiesciami od Ducha Minionej Misji Marsjanskiej , ale dajcie spokoj . Chcialbym , zeby NASA czasem nie zachowywala sie jak nianka . Tak czy siak , w koncu puscili e-mail od komandor porucznik : Watney , oczywiscie jestesmy szczesliwi , ze zyjesz . Jako osoba odpowiedzialna za Twoja sytuacje zaluje , ze nie moge dla Ciebie wiecej zrobic . Ale wyglada na to , ze NASA ma dobry plan ratunkowy . Jestem pewna , ze dalej bedziesz pokazywal swoja niesamowita zaradnosc i przetrwasz . Nie moge sie doczekac , az bede mogla Ci postawic piwo na Ziemi . – Lewis Moja odpowiedz : Komandor porucznik , za moja sytuacje odpowiada pech , nie Ty . Podjelas sluszna decyzje i uratowalas reszte zalogi . Wiem , ze to musiala byc trudna decyzja . Ale wszystkie analizy tego dnia pokazuja , ze byla sluszna . Doprowadz wszystkich do domu , a bede szczesliwy . Z checia zabiore Cie na to piwo . – Watney Pracownicy ostroznie zlozyli plachte i umiescili ja w hermetycznym , wypelnionym argonem kontenerze . Mezczyzna z podkladka przykleil na paczce naklejke z napisem : Projekt Ares 3; Plotno Habu; Plachta AL102 . Paczka zostala dostarczona na poklad wyczarterowanego samolotu i poleciala do Bazy Sil Powietrznych Edwards w Kalifornii . Samolot lecial wyjatkowo wysoko , kosztem znacznie zwiekszonego zuzycia paliwa , zeby lot przebiegal jak najspokojniej . Po przybyciu paczka zostala ostroznie przetransportowana specjalnym konwojem do Pasadeny . Gdy tam dotarla , zostala przeniesiona do skladu obiektow przeznaczonych dla statku kosmicznego nalezacego do JPL . W ciagu nastepnych pieciu tygodni inzynierowie w sterylnych kombinezonach zlozyli sonde Zaopatrzenie 309 . Zawieralo AL102 oraz dwanascie innych placht plotna Habu . WPIS W DZIENNIKU : SOL 116 . Juz prawie czas na moje drugie zbiory . Yupiiii! Chcialbym miec slomkowy kapelusz i szelki . Moje powtorne sadzenie ziemniakow poszlo dobrze . Zaczynam widziec , ze uprawy na Marsie sa wyjatkowo plodne dzieki wartemu miliardy dolarow systemowi podtrzymywania zycia , ktory mnie otacza . W tej chwili mam czterysta zdrowych roslin , kazda ku mojej radosci wytwarza wiele bogatych w kalorie bulw . Dojrzeja za dziesiec dni! I tym razem nie uzyje ich do obsadzenia wiekszego obszaru . To moje pozywienie . Naturalne , ekologiczne , wyhodowane na Marsie ziemniaki . Nie slyszycie tego co dzien , prawda ? Mozecie sie zastanawiac , jak bede je przechowywal . Nie moge po prostu rzucic ich na sterte . Wiekszosc zepsulaby sie , zanimbym sie zabral do jedzenia . Zrobie cos , co nie zadzialaloby na Ziemi : wystawie je na dwor . Wiekszosc wody zostanie wyssana przez te prawie proznie , to , co zostanie , zamarznie . Kazda bakteria , ktora pomysli o zniszczeniu moich bulw , umrze z krzykiem . Z innych wiadomosci , dostalem e-mail od Venkata Kapoora : Mark , troche odpowiedzi na Twoje poprzednie pytania : Nie , nie powiemy naszemu zespolowi botanikow , zeby „poszli sie pierdolic” . Rozumiem , ze byles zdany na siebie przez dlugi czas . Ale mamy teraz kontakt i lepiej sluchaj tego , co mamy do powiedzenia . Cubsi zakonczyli sezon na koncu NL Central . Predkosc transferu danych nie jest wystarczajaca do przesylania plikow muzycznych , nawet w skompresowanych formatach . Tak wiec Twoja prosba o „cokolwiek , och , Boze , COKOLWIEK , tylko nie disco” zostala odrzucona . Daj sie poniesc boogie . Jest takze niemila notka… NASA zbiera komisje . Chca sprawdzic , czy byly jakies mozliwe do unikniecia bledy , ktore doprowadzily do tego , ze zostales . Tylko uprzedzam . Potem moga miec do Ciebie pytania . Informuj nas o swoich dzialaniach . – Kapoor Moja odpowiedz : Venkat , powiedz czlonkom komisji , ze swoje polowanie na czarownice musza przeprowadzic bez mojego udzialu . I kiedy nieuchronnie obwinia komandor porucznik Lewis , ostrzegam , publicznie to obale . A takze prosze powiedz im , kazdemu z osobna , ze ich matki to prostytutki . – Watney PS Ich siostry tez . Sondy z zapasami dla Aresa 3 zostaly wystrzelone w ciagu czternastu kolejnych dni w trakcie trwania okna dla transferu Hohmanna . Sonda Zaopatrzenie 309 zostala wystrzelona trzecia w kolejnosci . Podroz na Marsa trwala dwiescie piecdziesiat jeden dni i odbyla sie bez przygod , potrzebne byly tylko dwie niewielkie korekty kursu . Po kilku manewrach hamowania aerodynamicznego rozpoczela swoje koncowe opadanie w kierunku rowniny Acidalia . Najpierw jej oslony musialy zniesc wejscie w atmosfere . Potem sonda otworzyla spadochron i odrzucila zuzyta juz oslone termiczna . Gdy jej radar pokladowy wykryl , ze znajdowala sie trzydziesci metrow od powierzchni , odrzucila spadochron i napompowala balony rozmieszczone dookola kadluba . Nastepnie bezceremonialnie uderzyla w powierzchnie , odbijala sie i toczyla , az wreszcie sie zatrzymala . Spuscila gaz z balonow , komputer pokladowy zaraportowal Ziemi udane ladowanie . Potem czekala dwadziescia trzy miesiace . WPIS W DZIENNIKU : SOL 117 . Odzyskiwacz wody sprawia problemy . Szostka ludzi zuzywa dziennie osiemnascie litrow wody . Zbudowany jest tak , zeby dal rade z dwudziestoma litrami dziennie . Ale ostatnio cos mu nie idzie . Odzyskuje tylko dziesiec , maks . Czy wytwarzam dziesiec litrow wody dziennie ? Nie , nie jestem swiatowym czempionem w oddawaniu moczu . Wilgotnosc w Habie jest duzo wieksza , niz zakladano przy jego projektowaniu . Dlatego odzyskiwacz wody nieustannie filtruje ja z powietrza . Nie martwie sie tym , woda to woda . Rosliny ja zuzywaja , ja ja zuzywam . Jesli zajdzie potrzeba , moge sikac prosto na rosliny . Wyparuje i osadzi sie na scianach . Moglbym zrobic cos do zbierania jej , na pewno . Problem w tym , ze woda nie ma dokad uciec . To obieg zamkniety . No dobra , formalnie rzecz biorac , to nie do konca prawda . Rosliny nie zachowuja sie tak neutralnie wzgledem wody . Odlaczaja wodor z wody (uwalniajac tlen) i wykorzystuja go do produkcji zlozonych weglowodanow , z ktorych sie skladaja . Ale to bardzo mala strata , no i zrobilem jakies dodatkowe szescset litrow z paliwa MDV-a . Moglbym zazywac kapieli i nadal mialbym mnostwo wody . NASA natomiast sra ze strachu . Dla nich odzyskiwacz wody to element wyjatkowo potrzebny do przetrwania . Nie ma zapasowego i mysla , ze umre , gdy on sie zepsuje . Dla nich jest to przerazajaca awaria sprzetu . Dla mnie po prostu „wtorek” . Tak wiec zamiast przygotowywac sie do zbiorow , wykonalem kilka dodatkowych wycieczek do lazika , zeby odpowiedziec na ich pytania . Kazda nowa wiadomosc zawiera instrukcje nowego rozwiazania i prosbe , zebym im opisal rezultaty . Do tej pory ustalilismy , ze nie zawinila elektronika , system zamrazania , oprzyrzadowanie ani temperatura . Jestem pewien , ze okaze sie , iz gdzies jest mala dziurka . A NASA zorganizuje czterogodzinne spotkanie , zanim poradza mi , zebym zalepil ja tasma klejaca . Lewis i Beck otworzyli Zapasy 309 . Pracujac , jak najlepiej umieli , w swoich obszernych kombinezonach EVA , wyjeli rozne porcje plotna Habu i polozyli je na ziemi . Trzy pelne sondy z zapasami byly poswiecone tylko Habowi . Postepujac zgodnie z procedura , ktora przecwiczyli setki razy , sprawnie polaczyli fragmenty . Specjalne pasy pomiedzy fragmentami zapewnialy szczelne dopasowanie . Po wzniesieniu glownej struktury Habu zlozyli trzy sluzy powietrzne . Plotno AL102 mialo otwor specjalnie dopasowany rozmiarem do sluzy 1 . Beck podciagnal plotno dokladnie do pasow uszczelniajacych na zewnetrznej powierzchni sluzy . Po zamontowaniu wszystkich sluz Lewis napompowala Hab i AL102 po raz pierwszy poczulo cisnienie . Odczekali godzine . Nie bylo spadku cisnienia , dopasowali wszystko perfekcyjnie . WPIS W DZIENNIKU : SOL 118 . Moja konwersacja z NASA dotyczaca odzyskiwacza wody byla nudna i naszpikowana technicznymi detalami . Dlatego ja wam sparafrazuje . Ja : To oczywiste , ze cos sie zapchalo . Moze po prostu rozbiore go i sprawdze rurki w srodku ? NASA : (Po pieciu godzinach zastanawiania sie) Nie , spieprzysz to i umrzesz . Wiec go rozebralem . Tak , wiem . NASA ma duzo ultramadrych ludzi i powinienem robic , co mowia . I jestem zbyt negatywnie nastawiony , biorac pod uwage to , ze spedzili caly dzien , pracujac nad tym , jak mi ocalic zycie . Po prostu mam dosc sluchania tego , jak podetrzec dupe . Niezaleznosc byla jedna z cech , ktorych szukali u astronautow do misji Ares . To trzynastomiesieczna misja , wiekszosc czasu jest sie cale minuty swietlne od Ziemi . Chcieli ludzi , ktorzy przejawialiby inicjatywe . Jesli komandor porucznik Lewis by tu byla , zrobilbym to , co by kazala , bez oporow . Ale komisja anonimowych biurokratow na Ziemi ? Sorry , chyba nie dam rady . Bylem naprawde ostrozny . Po odmontowaniu kazdego kawalka dokladnie go oznaczalem . Wszystko odkladalem na stol . W komputerze mam plany , tak wiec nic nie bylo dla mnie zaskoczeniem . I tak jak podejrzewalem , przyczyna byla zatkana rurka . Odzyskiwacz wody zostal zaprojektowany do oczyszczania moczu i pochlaniania wilgoci z powietrza (wydychasz prawie tyle wody , co wysikujesz) . Zmieszalem swoja wode z ziemia , tworzac wode mineralna . Mineraly osadzily sie w odzyskiwaczu wody . Oczyscilem rurki i poskladalem wszystko . Rozwiazalo to calkowicie problem . Bede to musial jeszcze na pewno zrobic , ale nie w ciagu nastepnych stu solow lub cos takiego . zaden problem . Powiedzialem NASA , co zrobilem . Nasza (sparafrazowana) konwersacja wygladala tak : Ja : Rozebralem odzyskiwacz , znalazlem problem i go rozwiazalem . NASA : Kutas . AL102 drgalo targane potezna burza . Wytrzymujac sily i cisnienia wieksze niz te , do ktorych bylo stworzone , zmarszczylo sie gwaltownie w miejscu paska uszczelniajacego sluze . Inne sekcje plotna falowaly razem ze swoimi paskami uszczelniajacymi , ale AL102 nie mialo takiego luksusu . sluza ledwo drgala , sprawiajac , ze AL102 musialo wytrzymac pelna sile burzy . Warstwy plastiku , nieprzerwanie sie zginajac , ogrzaly zywice dzieki czystemu tarciu . Nowe , bardziej plastyczne srodowisko pozwolilo rozdzielic sie wloknom weglowym . AL102 sie rozciagnelo . Niewiele . Tylko cztery milimetry . Ale wlokna weglowe , zazwyczaj oddalone od siebie o piecset mikronow , teraz mialy miedzy soba przerwe osiem razy wieksza . Po ustaniu burzy osamotniony astronauta przeprowadzil inspekcje Habu . Ale nie zauwazyl nieprawidlowosci . Oslabiony fragment plotna byl przykryty pasem uszczelniajacym . Zaprojektowane na misje trwajaca trzydziesci jeden solow AL102 spisywalo sie dobrze duzo dluzej , niz zakladal jego okres eksploatacji . Mijal sol za solem , w trakcie ktorych samotny astronauta wchodzil do Habu i wychodzil z niego praktycznie codziennie . sluza 1 byla najblizej stacji ladowania lazikow , wiec astronauta ja preferowal . Kiedy byla nadmuchiwana , lekko sie rozciagala; kiedy spuszczano z niej powietrze , kurczyla sie . Za kazdym razem , gdy astronauta uzywal sluzy , naprezenie AL102 zmniejszalo sie , a potem znow zwiekszalo . Ciagnac , napinajac , oslabiajac , rozciagajac… WPIS W DZIENNIKU : SOL 119 . Zeszlej nocy obudzil mnie trzesacy sie Hab . Burza piaskowa sredniego stopnia zakonczyla sie tak nagle , jak sie zaczela . To byla tylko burza trzeciej kategorii , z wiatrem siegajacym 50 km/h . Nic , czego musialbym sie bac . Jednak dzwiek hulajacego wiatru jest troche niepokojacy , gdy czlowiek jest przyzwyczajony do kompletnej ciszy . Martwie sie o Pathfindera . Jesli burza go uszkodzila , to strace polaczenie z NASA . Logicznie rzecz biorac , nie powinienem sie bac . Przesiedzial on cale dziesieciolecia na powierzchni . Maly wicher mu nie zaszkodzi . Gdy wyjde na zewnatrz , sprawdze , czy Pathfinder nadal dziala i dopiero potem zabiore sie do meczacych , denerwujacych prac przewidzianych na ten dzien . Tak , z kazda burza nadchodzi nieuniknione Czyszczenie Ogniw Slonecznych . Uhonorowana czasem tradycja obchodzona przez prawdziwych Marsjan , takich jak ja . Przypomina mi czasy , gdy dorastalem w Chicago i musialem odgarniac snieg lopata . Uznanie dla mojego ojca; nigdy nie mowil , ze to po to , by wzmocnic moj charakter lub nauczyc mnie wartosci ciezkiej pracy . „Odsniezarki sa drogie – mawial . – Ty jestes za darmo” . Raz probowalem poskarzyc sie mamie . „Nie badz takim mieczakiem” – powiedziala . Z innych informacji . Zostalo siedem solow do zbiorow , a ja nadal nie zaczalem przygotowan . Na poczatek musze zrobic motyke . Musze takze zbudowac zewnetrzna szope na ziemniaki . Nie moge ich po prostu rzucac na zewnatrz . Nastepna wielka burza spowodowalaby Wielka Marsjanska Migracje Ziemniakow . W kazdy razie to wszystko musi poczekac . Mam dzis zajety caly dzien . Po oczyszczeniu ogniw slonecznych musze sprawdzic cala farme sloneczna , zeby sie upewnic , ze burza jej nie uszkodzila . Potem to samo musze zrobic z lazikiem . Lepiej wezme sie do roboty . * W sluzie 1 powoli spadalo cisnienie do szesciu tysiecznych atmosfery . Watney w skafandrze czekal na zakonczenie procesu . Robil to doslownie setki razy . Jakikolwiek lek , ktory mogl mu towarzyszyc w trakcie 1 . sola , dawno zniknal . Teraz byl to tylko nudny obowiazek przed wyjsciem na powierzchnie . Gdy cisnienie spadalo , cisnienie Habu skompresowalo sluze i naciagnelo AL102 po raz ostatni . Podczas 119 . sola nastapilo rozszczelnienie Habu . Poczatkowe rozdarcie mialo tylko niecaly milimetr . Prostopadle wlokna weglowe powinny powstrzymac powiekszanie sie rozdarcia . Ale niezliczone akty znecania sie rozciagnely podluzne wlokna i oslabily poprzeczne ponizej wymaganego minimum . Z pelna sila atmosfera Habu pognala przez wyrwe . W ciagu dziesiatej czesci sekundy rozdarcie osiagnelo metr dlugosci i bieglo wzdluz pasa uszczelniajacego , az zatoczylo pelne kolo . sluza nie byla juz przytwierdzona do Habu . Gdy Hab eksplodowal , cisnienie , ktoremu nic sie nie przeciwstawialo , wystrzelilo sluze jak kule armatnia . W srodku zaskoczony Watney walnal w tylne drzwi . sluza przeleciala czterdziesci metrow , nim uderzyla w ziemie . Watney , ledwo ocknawszy sie z szoku , teraz wpadl w kolejny , gdy wyrznal twarza w przednie drzwi . Jego oslona przyjela na siebie sile uderzenia , szklo bezpiecznie rozsypalo sie na setki malych szescianow . Glowa uderzyla o wnetrze helmu i stracil przytomnosc . sluza potoczyla sie po gruncie przez pietnascie metrow . Gruba wysciolka skafandra Watneya uratowala go przed polamaniem wielu kosci . Probowal ocenic sytuacje , ale byl ledwo przytomny . W koncu sluza przestala koziolkowac i zatrzymala sie , wzniecajac chmure pylu . Watney lezal na plecach , patrzyl slepo w gore przez dziure w zbitej oslonie . Po twarzy ciekla mu krew z rany na czole . Doszedl troche do siebie i zorientowal sie w sytuacji . Odwrocil glowe na bok i spojrzal przez okienko w tylnych drzwiach . Zapadniety Hab falowal w oddali , przed nim lezalo morze szczatkow . Wtedy dobiegl go syczacy dzwiek . Wsluchal sie uwaznie i stwierdzil , ze nie dochodzil ze skafandra . Gdzies w sluzie wielkosci budki telefonicznej byla dziura , przez ktora uciekalo powietrze . Bacznie sluchal syczenia . Potem dotknal peknietej szyby helmu . Znow wyjrzal przez okno . – Jaja se , kurwa , robicie ? – powiedzial .